Browsing Category Bez kategorii

System argentyński? A kto to jeszcze pamięta!

Miałem okazję obserwować dwie wyraźne dekoniunktury: 1992 i 2002. Czy aby napewno jest przypadkiem ze te okresy załamania dzieli 10 lat? Jesli cofniemy sie w czasie to okaże się, iż optymizm pierwszych dwu lat wolności wyparował dość szybko a realna dewaluacja złotówki przeniosła w obszar abstrakcji samochody i mieszkania ale choć jednocześnie dała obfitość w sklepach. Ponieważ zmiana gospodarcza uwolniła znany mechanizm spirali potrzeb, literalnie syty naród potrzebował już czegoś więcej. I tu okazało się, że o ile na mieszkanie z przydziału czekało się 15 czy więcej lat to w nowej rzeczywistości taki zakup jest dla większości praktycznie niemożliwy. W miarę powszechny dziś kredyt hipoteczny w 1992 roku nie zmaterializował się nawet w tak wrednej postaci jak słynna Alicja której na pewno poświęcę niebawem wpis.

Ba, aby złapać odrobinę kontekstu warto wspomnieć, że w sierpniu 1991 miał miejsce pucz Janajewa który wyłącznie dzięki swojej nieudolności nie zatrzymał przemian w Europie Wschodniej. To wtedy właśnie na czołgu dywizji kantiemirowskiej zabłysła gwiazda Borysa Jelcyna. W 1992 roku w Polandzie nadal rezyduje spora cześć Północnej Grupy Wojsk Armii Czerownej a gwardziści z Bornego Sulimowa jeszcze chyba nie zakończyli demontażu wszystkich rakietowych instalacji.

W 1992 zakończy się era sztywnego kursu walutowego opartego na USD, od jesieni 1992 pojawi się kurs „pełzający” uzależniony od koszyka walut. Na świecie trwa już konflikt ekonomiczny Europa USA co oznacza przede wszystkim jedno: odpływ pieniądza z rynków dla tegoż pieniądza za bardzo ryzykownych.

Jedną z najlepszych miar braku środków na rynku był właśnie system argentyński w ramach którego kupowano upragnione samochody. Działało to tak: chętni zbierali się w kilkudziesięcio osobowe grupy i mozolnie składali się na jeden samochód który przypadał w udziale jednemu ze zbierających „argentynczykow”. Szczesliwca wyłaniano w drodze losowania. Wszystko działało sprawnie tak długo jak długo pojawiali się kolejni chętni na auto w tym systemie, ponieważ opłaty musieli wnosić i ci którym auto się marzyło i ci którzy je już wylosowali. Jak się łatwo zorientować to konstrukcja typowa dla piramidy finansowej. I tu zagadka: jaka wielka i szacowna dzisiaj korporacja finansowa zaczęła się w taki właśnie sposób? Odpowiem na to pytanie niebawem.

Wracając do rzeczy: w 1992 roku rynek zderzył się z brakiem pieniądza a niezaspokojone oczekiwania niebawem przełożyły się na taki a nie inny sentyment wyborczy w 1993 roku. 92 upływa pod znakiem hamującej produkcji wewnętrznej ponieważ popyt wewnętrzny nie był stymulowany. Pamiętajmy, że do dzisiaj istotne zakupy gospodarstw domowych to samochód i mieszkanie: o ile jednak już w 1994 roku można było nabyć samochód w kredycie i to nawet sięgającym 100k PLN to nadal kupno mieszkania na kredyt było praktycznie niemożliwe! Jak to się przekłada na rynek i ceny? W 1995 roku wchodzący na rynek Peugeot 406 kosztuje 55 tys PLN. W tym samym czasie mieszkanie 34m2 w centrum Warszawy w zasadzie tyle samo. Ale już w roku 2005, kolejny model 407 w podobnym wyposażeniu kosztować będzie do 80k podczas gdy to samo mieszkanie już prawie 400k czyli praktycznie 5 razy drożej. Slabo?

Warto się chwilę zastanowić nad tą zmianą w relacjach. Zapamiętajmy, że popyt nawet na artykuły ważniejsze inwestycyjnie zależy wyłącznie od dostępności finansowania tych aktywów w funkcji przydatności do codziennego życia. Tym samym kupujemy nowe lepsze mieszkanie przede wszystkim jako inwestycję w tych kategoriach nigdy nie mieści się samochód. Gospodarstwo domowe podobnie podchodzi do akcji i innych instrumentów typowo inwestycyjnych: nie mając na nie środków w przyszłość nie zainwestuje nawet jeśli widzi taką potrzebę. I właśnie dlatego nie spodziewajmy się w przyszłości wzrostów ponieważ NIE MA na nie finansowania i nie prędko się ono ponownie pojawi.

W 1992 roku nasze państwo stać było jeszcze na odważne decyzje pozwalające na zdrowe bodźcowanie rynku. Zamiast dziwacznych programów pomocy młodym rodzinom wprowadzono po prostu ulgę budowlaną niegdyś zwaną „dużą”. Przypominam, kupowane mieszkanie odliczalo sie od PODATKU!!!!! Co wiecej, po zawarciu umowy z dedveloperem udawaliśmy sie do US gdzie otrzymywalo sie decyzje o zaniechaniu poboru zaliczki napodatek dochodowy i od tej pory nasza pensja brutto stawala sie pensja netto! Czy można  to sobie wyobrazić dzisiaj? Nawiasem mówiąc, okaże się zapewne, że dzisiaj każda tego typu forma wspierania musi być uzgodniona z UE albo wręcz wymaga jej zgody. Dla mnie ówczesna ulga budowlana pozostanie wzorcowym przykładem pro inwestycyjnej polityki prowadzonej przez Państwo. Miała oczywiście swoich krytyków którzy sugerowali, że to instrument tylko dla bogatych którzy mają z czego odliczać. To polityczny zarzut, zresztą dość typowy w UE gdzie w zasadzie ciągle się twierdzi, że owi bogaci są zawsze czemuś winni. Ale to czytelna emanacja systemu który można sprowadzić do jednego: oddajcie nam wszystko a my to dobro potem odpowiednio rozdystrybuujemy. Bardzo mi to coś przypomina. Ale podsumowując ulgi się skończyły i od 2000 rozpoczął się poważny kryzys w nieruchomościach który następnie zamienił się w kilkuletni letarg z apogeum w roku 2002, moim zdaniem absolutnie najgorszym dla polskiej gospodarki. Na miejsce ulgi wprowadzono kredyt hipoteczny. Jestem przekonany, że gdyby nadal istniała możliwość odliczenia od podatku, inwestycje miały by się lepiej a rynek byłby znacznie bardziej przewidywalny. A czy opłaciło by się Państwu? trzeba by podliczyć relację podatków utraconych do pozyskanych wiec da się to łatwo przeanalizować. Nie zmienia to jednak fundamentu, Państwo potrzebuje naszych pieniędzy na finansowanie własnego istnienia a w omawianym wariancie traciło nad nimi kontrolę. Jakiż to by był zgubny przykład do ustawodawczego naśladowania.

Miało być o dekadach a wyszło o stymulacji podaży pieniądza inwestycyjnego. Każdy z nas może ocenić samemu jak istotna jest to kategoria. Większość z nas ma za sobą to doświadczenie w skali mikro, działkę lub pole, mieszkanie albo dom sprzedane kiedyś a dzisiaj znacznie więcej warte. Ta „wartość” nie jest jednak uniwersalna, zależy wyłącznie od dostępności środków. Drodzy czytelnicy mijacie pewnie często jakąś wymarzoną nieruchomość jakieś fajne miejsce w którym zawsze chcieliście mieszkać ale nie było was na to stać. Może się okazać, że na skutek głębokiej recesji owa magiczna nieruchomość stanieje ba spadnie poniżej ceny którą wy sami jesteście w stanie zapłacić. Jeśli jednak nie macie depozytu w banku lub inaczej tezauryzowanej gotówki do transakcji nie dojdzie. Bo najpewniej nikt wam nie udzieli kredytu.

4 komentarze

Dlaczego 11 listopada?

Po raz kolejny celebrowaliśmy święto 11 listopada. Czy ktoś się w ogóle zastanawia dlaczego to właśnie ta data ma symbolizować naszą niepodległość? Większość pytanych odpowie: przyjazd Piłsudskiego do Warszawy. Fakt, ale to było po pierwsze dnień wcześniej, po drugie 11 listopada dokonało się przekazanie władzy wojskowej Piłsudskiemu przez Radę Regencyjną. Dlaczego ta akurat czynność jest symbolem odzyskania państwowości?

Sądzę, że czytelników bardziej zaskoczy co innego: to święto jest już starsze w III RP, ponieważ w II było obchodzone zaledwie dwa razy w 1937 i 1938 roku. Wcześniej nie dało się go zapewne wprowadzić z uwagi na silny konflikt pomiędzy obozem narodowym i piłsudczykami. Co ciekawe, przywrócenie 11 listopada jako święta nie jest zasługą pierwszego wolnego parlamentu. Nasze narodowe święto wskrzesza ustawa sejmu PRL z 15 lutego 1989. Wnioski są oczywiste. Zarówno w II jak i w III RP miało przede wszystkim charakter ściśle polityczny tym samym nie dywagowano czy aby na pewno jest to dobra data. Dla mnie osobiście, symbolem niepodległości była by data pierwszych wyborów do sejmu czyli byłyby to kolejne rocznice 26 stycznia 1919. W Polsce sanacyjnej taka data podobać się nie mogła. W owych wyborach największy procent głosów zdobył Związek Ludowo Narodowy ( 37%) a popierający Piłsudskiego PPS ( i to nie sam ) raptem 12,5% Jak by nie patrzeć wskazuje to jasno na preferencje wyborców w owym czasie. Zastanawiające jest to, że do 1937 roku daty odzyskania niepodległości oficjalnie nie przyjęto co samo w sobie odzwierciedla dobrze podziały społeczne. Owe preferencje będą również widoczne w trakcie wojny. Powszechnie się wydaje, że okupowanym kraju działa jednolita siła zbrojna i jednolita reprezentacja władz emigracyjnych. Po prostu nie pamiętamy lekcji historii ze szkoły straszliwie zresztą w tym zakresie nudnych. Gdyby jednak odrobinę odbrązowić ten okres, uczyć o tym jak zaciekle i jakimi metodami się zwalczano było by to na pewno z wielką korzyścią dla naszej współczesnej świadomości. Bez tej wiedzy budujemy mit II RP która staje się krajem z telenoweli za który bohatersko i niejednokrotnie umierali jednak bardzo ideowi ludzie. Może kiedyś ktoś wreszcie napisze o Polsce i polskości inaczej niż z tym ciężkim zadęciem które stworzyli mam wrażenie raczej literaci niż faktyczni uczestnicy wydarzeń. Nie czytamy bowiem o postawach ludzi którzy nie popierając walki stawali do niej z poczucia obowiązku, walczyli nie fanatycznie ale z przekonania. Czytając wspomnienia z Powstania Warszawskiego trafiamy coraz częściej na pełne goryczy opisy morderczych walk na Starówce kontrastowane z koszarowanym drylem obowiązującym w Sródmieściu. Drylem połączonym zresztą ( jak to przedstawiają niektóre relacje ) ze znacznie mniejszą chęcią do walki. Nic nie da się poradzić na to, że pierwszą niepodległość straciliśmy w rezultacie znacznego umocnienia naszych sąsiadów i własne już błędy w wewnętrznej polityce. Chciało by się powiedzieć: nie my jedni. Warto jednak pamiętać, że w praktyce już od XVII wieku państwa ościenne odgrywały już bardzo znaczącą rolę w polityce Polski. A co to dokładnie oznacza to już zależy od interpretacji. Przykład? Wiadomo, że Piłsudski współpracował z wywiadem Austrii realizując swoją drogę odzyskania niepodległości. Jego wielki adwersarz Dmowski współpracował z Caratem. Współpracował tak żarliwe, że w efekcie doprowadził do podziałów we własnym zapleczu, podziałów wywołanych właśnie zróżnicowanym entuzjazmem do wspierania Rosji. I nie ma tu znaczenia czy był agentem. Współpracował działając w Dumie i innych oficjalnych organizacjach carskich czyli można by raczej użyć określenia równie pejoratywnego jak agent czyli w tym wypadku kolaborant. Losy tych dwu ludzi kilkakrotnie bardzo się związały i mam wrażenie gdyby nie te dwie postacie Polska po prostu by się nie odrodziła. I na zakończenie jeszcze jedno. Zyciorysy polskie plotą się często bardzo dziwnie. Jeden z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, bojowiec PPS i w zasadzie terrorysta staje się potem zagorzałym państwowcem. W trakcie spotkania na moście w dniu zamachu majowego wymówi mu przyjaźń. Ten człowiek to oczywiście Stanisław Wojciechowski urzędujący Prezydent RP. I ten człowiek napisze o sobie: ”Stanęło na tym, że Japończycy będą dawać nam pieniądze na zakup broni i ułatwiać jej odbiór w Hamburgu, a my będziemy zbierać dla nich wiadomości o ruchach i nastroju wojsk wysyłanych na Wschód. Stosunki te były otoczone największą tajemnicą. Wiedział o nich tylko Piłsudski, Jodko, Filipowicz i ja „. A zatem Prezydent Wojciechowski agntura japońska?

0 Comments

Czerwonoarmista w DEFIE?

Tak mi ciągle chodzi po głowie ten Mutzenmacher. O masie ludzi można by napisać ten okres obfituje w naprawdę niesamowite osobowości. Pierwsze z brzegu nazwisko które przyszło mi do głowy w pewien sposób wiąże, że z Mutzenmacherem. Chodzi o Bolesława Kontryma. Coż to za życiorys! Syn pułkownika armii carskiej, kadet w prestiżowej szkoły kawalerii, ochotnik w armii Carskiej następnie oficer w II Korpusie Polskim potem uwaga oficer w Armii Czerwonej i to jaki! W 1921 roku rozpoczyna studia na Moskiewskiej Akademii Sztabu Generalnego będąc w stopniu Kombryga czyli jest de facto 24 letnim generałem armii czerwonej. Dalej jest równie filmowo bo w 1922 roku z uwagi na możliwość wykrycia kontaktów z polskim wywiadem, finguje własną śmierć i ucieka do Polski gdzie przez całe dwudziestolecie zaciekle zwalcza komunizm z strukturach policji. Czy to nie dziwne, że liniowy bojowy oficer pełni taką a nie inną służbę? Jeszcze bardziej zastanawia fakt, że ten człowiek mozolnie pnie się po drabinie policyjnych awansów pełniąc służbę w odległych powiatach aby zakończyć ją jako kierownik Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Wilnie. Karta wojenna jest nie mniej barwna: Kontrym choć aresztowany przez Litwinów w drodze do Szwecji, ucieka z obozu i przedostaje się do Francji. Walczy pod Narwikiem. Po klęsce Francji trafia do Anglii gdzie służy w Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej Sosabowskiego. W 1942 roku jest już znowu w Polsce walczy w „Wachlarzu” agresywnej organizacji dywersyjnej na zapleczu frontu sowiecko niemieckiego. Wspólnie z Piwnikiem „Ponurym” przeprowadza brawurową akcję odbicia więźniów z Pińskiego więzienia. Następnie szefuje Korpusowi Bezpieczeństwa przy Delegaturze RP oraz dowodzi jej oddziałem osłonowym. W tym okresie toczy się prawdziwa wojna podziemna. Dość wspomnieć, że tak doświadczony człowiek jak Kontrym na jednego z głównych współpracowników wybiera Włodzimierza Lechowicza jednego z głównych komunistycznych agentów. Co ciekawe, szefem Lechowicza z ramienia Gwardii Ludowej jest wtedy …… Marian Spychalski. Dodajmy, że ów Włodzimierz Lechowicz będzie tym który odegra swoją role w decyzjach podejmowanych przez Rzepeckiego jako założyciela WIN. Ale to już zbyt daleko od głównego wątku. Swoją drogą muszę to kiedyś opisać bo tezę mam tu brutalną: 1 komenta WIN mogła być tak samo sterowana jak powszechnie za taką uważana IV.

Ale wróćmy do Kontryma. Walczy bohatersko w powstaniu Warszawskim mimo, że nie kryje się z niechęcią do tej inicjatywy. Po upadku powstania ucieka z obozu, ponownie służy u Maczka na Zachodzie. I tu dochodzimy do najważniejszej kwestii: otóż w 1947 roku Kontrym wraca do Polski! W 1947 kiedy wiadomo już dokładnie jakie w Polsce panują stosunki. Dodajmy wraca oficer antykomunistycznej policji, ewidentny współpracownik wywiadu. Dodatkową okolicznością sprzyjającą powrotowi jest odnalezienie się brata Konstantego który gwarantuje mu bezpieczeństwo. Kim jest brat? Generałem Wojska Polskiego w Armii Berlinga skierowanym tam z Armii Radzieckiej. Kontrym wraca i zostaje pozytywnie zweryfikowany przez Komisję Państwową dla byłych policjantów. Ale już jesienią 1948 jest w więzieniu a jego brat w Moskwie. Powieszono go w styczniu 1953.

Czy to nie jest ciekawa postać? Facet wraca do kraju w którym są u władzy ludzie których kiedyś prześladował. Jego syn twierdzi, że ojciec uważał się za państwowca który służy Polsce. Takie zdanie w ustach oficera policji politycznej i za pewne funkcjonariusza wywiadu? Bardzo dziwne….. podobnie jak to, że los zetknął go z niejedną odsłoną krwawych porachunków w ramach państwa podziemnego gdzie zdarzały się wyroki śmierci wydawane i wykonywanie nie tylko na komunistach ale na przeciwnikach politycznych w ramach własnego obozu. Ilu było takich ludzi? Czy nie wypadało by, aby nagroda im Kazimierza Moczarskiego posłużyła przywracaniu takich życiorysów? Tu akurat, było by to szczególnie na miejscu bo Moczarski i Kontrym musieli się znać. A czy się lubili? Raczej nie. Moczarski był w SD i przedstawiał się jako lewicowiec Kontrym jak wiadomo zajmował pozycje prawicowe. Jak skrajne? Tego sam chciałbym się dowiedziec.

4 komentarze

Agentura w służbie Polski

W 1992 roku po raz pierwszy zastanowiłem, się nad tym czy nachalna propaganda jest aby na pewno chorobą wyłącznie ancient regime’u. Otóż gdzieś tak jesienią 92 jeden ze wstępniaków gazety wyborczej gromił, bodajże piórem Dawida Warszawskiego morderców Serbów i wychwalał bohaterskie czyny rycerskich Chorwatów. Artykuł był okraszony zdjęciem. Podpis pod nim głosił: „Czołgista HVO czyta Gazetę Wyborczą”. CZYTA. Można oczywiście dojść do wniosku, że ów czołgista to nasz rodak najemnik ( nie brakowało ich po każdej ze stron ) ale jak sądzę intencja była jednak inna. Piszę o tym dlatego, że choć swój zawód co do obiektywności GW przeżyłem bardzo dawno, to mimo upływu lat nadal boli mnie dekapitalizacja tego ogromnego kredytu zaufania. Boli tym bardziej, że ochotniczo roznosiłem pierwsze numery przekonany, że ówczesne hasło „Telewizja kłamie” odnosi się wyłącznie do reżimowej telewizji i jej sługusów. Jak się okazało odnosi się do każdej telewizji i wszystkich mediów.

I nasza nieoceniona GW zaskoczyła mnie dzisiaj po raz kolejny. Na pierwszej stronie tym razem informacja o wręczeniu nagrody im Kazimierza Moczarskiego Bogdanowi Gadomskiemu. Autora nagrodzono za faktycznie bardzo interesującą książkę o Józefie Mutzenmacherze. Do tej pory nie dziwi nic. Bardzo ciekawa postać i z pewnością dobrze napisana książka. Czytam artykuł i docieram do szokującego zakończenia: „……Nasza gazeta bez przerwy jest oskarżana o nienawiść do polskości, do Polaków, do tradycji historycznej. Chciałbym, żeby ta nagroda mogła ilustrować nasz stosunek do tradycji która jak wierzę, jest ogromną wartością.” Powiedział to Adam Michnik. A mnie zatkało. Bo idea faktycznie słuszna ale kim jest bohater nagrodzonej książki? Józef Mutzenmacher to okryty złą sławą czynownik kominternu który po zwerbowaniu w więzieniu przez polską policję polityczną staje się jej agentem i rozsadza w spektakularny sposób Komunistyczną Partię Polski na finale tej pracy stając się jeszcze agentem służb rosyjskich. Człowiek który po swojej sfingowanej śmierci i konwersji staje się zagorzałym i niezwykle aktywnym antysemitą który finalnie trafia do specjalnej jednostki Gestapo organizowanej przez krwawego Alfreda Spilkera. Celem tej jednostki jest rozpracowywanie polskiego podziemia. Co ciekawe, największym osiągnięciem Spilkera a właściwie bezpośrednio Ericha Mertena również z warszawskiego Gestapo było aresztowanie Generała Grota – Roweckiego. Jest bardzo prawdopodobne, że bohater wspomnianej książki współpracował w ujęciu generała. A już na pewno zasłużył sobie na śmierć tyle że kontrwywiad AK wpadł na jego ślad zbyt późno. Pytam więc jaki związek taki ciemny typ, morderca przynajmniej dwu własnych żon ma z owym budowaniem miłości do polskości i do Polaków? Jak w ten cel ambitnie wyznaczony przez Adama Michnika wpisuje się profil bezwzględnego człowieka który wydawał na śmierć bliskich i współpracowników? Być może w ramach tego skrzywionego modelu umacniania polskości w GW doczekam się nominacji książki o niezwykle również ciekawych losach Ludwika Kalksteina, postaci nie mniej mrocznej i szkodliwej dla polskiego Państwa i podziemia? I nie chodzi o to, aby o takich kreaturach pisać. Więcej Mutzenmacher to postać o której czytać się powinno, gdyż jego historia jest dowodem na to, że teorie spiskowe często nie odbiegaja daleko od rzeczywistości. Ale nie widzę w tym realizacji zadania które stawia sobie Redaktor Michnik. Więcej nie mogę się nadziwić jak taka pozycja może się zdaniem Adama Michnika mieścić pod tak szczytnymi auspicjami. O czym ważnym dla swojej polskości dowie się z tej lektury Polak? Ze przedwojenna policja polityczna była sprawa? Ze żyd stał się zajadłym antysemitą a następnie partnerem katów z Gestapo? Ze nie wykryto go jako zdrajcy w trakcie II wojny światowej i zmarł sobie spokojnie po wojnie? Jak się do tej postaci ma choćby Rotmistrz Pilecki, facet który zdecydował się dobrowolnie trafić do Oświecimia po to aby rozpoznać obóz a następnie zdołał z tego obozu uciec! Wiem oczywiscie, że napisano o nim już niejedno, ale czy o wszystkim co go dotyczyło? Czy gdziekolwiek rozwija się aspekt obozowej przeszłości Cyrankiewcza która mogła mieć wpływ na stracenie Pileckiego?

Polska ma wielką skłonność do hagiografii, a społeczeństwo dość naiwnie zakłada, że wojna i konspiracja to wyłącznie pasmo bohaterskich czynów i odwagi. Powinno się również pisać o mrocznych kartach związanych z mitem narodowym który czasem faktycznie staje się bliższy fikcji niż prawdzie. Odkładając na bok wiwisekcję motywów trzeba przyznać, że GW celuje w tej misji przy czym czyni to z gorliwością szturmowych redaktorów Trybuny Ludu. Z wypowiedzi Adama Michnika wnioskowałem, że obecna akcja z Moczarskim miała zmienić ten uparty motyw separowania bohaterszczyzny od bohaterstwa. I czuje się tu perfidnie oszukany.

2 komentarze

Ja nie skoczę?!

Był sobie kiedyś taki dzień, kiedy w dużym Państwie europejskim dosłownie prawie zawalił się system bankowy. Ten spory kraj, musiał w pewnym momencie poddać własną walutę silnemu związkowi z systemem innych walut w którym to systemie ton nadawała pewna duża i ekspansywna gospodarka. Kraj ten miał sporą inflację i wysoką w stosunku do gospodarki supremującej stopę procentową. Przyjmijmy, że ten kraj związał swoją walutę w relacji 3:1. Co się stało dalej? Otóż bank narodowy od tej ważnej waluty zapragnął w pewny momencie zmienić kierunek własnej polityki wewnętrznej i zaczął podnosić stopy procentowe ponieważ został do tego de facto zmuszony polityką jeszcze większego państwa. Waluta naszego sporego acz mniejszego kraju znalazła się w niebezpieczeństwie. Związanie walut nakładało bowiem obowiązek interwencji jeśli rynkowy kurs za bardzo się oddali od przyjętego w porozumieniach a tu sie zrobiło prawie 2,8 do 1! I tu się zrobiło bum. Pojawili się bowiem tacy którzy obstawili istotną interwencje słabszego państwa w obronie swojej waluty. Ba, pewni inwestorzy nawet postanowili temu procesowi pomóc. Szczególnie jeden: George Soros.

Wyjaśniam, że nie jest to kolejny kasandryczny czarny scenariusz. Ten dzień to 16 września 1992 kiedy to dokonuje się kulminacja ataku na funta brytyskiego na której to operacji GS zarobił dokładnie 1 mld USD a brytyjski skarb państwa stracił prawie 4! George Soros publicznie wypowiadał się wtedy, że za głupotę polityczną trzeba płacić. Nie wyjaśnił jedynie dlaczego akurat jemu. Tego dnia rząd Jej Królewskiej Mości ustami premiera oświadczył, że jego kraj WYCOFUJE SIĘ z ERM. I miedzy innymi z uwagi na pamięć tego dnia do dzisiaj w UK nie ma i chyba raczej nie będzie miała EUR.

Ale nadal jedno jest niejasne. Jak do tego doszło? Prosto. To była taka mała próba wojny ekonomicznej której ofiarą padła strona która tej wojny nie prowadziła. Walczyły USA a Niemcami czy też raczej FED i BUBA. FED prowadził swoją politykę taniego dolara, BUBA się broniła ale dolar taniał. Export Anglii rozliczany był w dolarze ale nie przekładało się to na relacje funt marka ponieważ….. zgodnie z porozumieniem ERM, rząd musiał funta trzymać w zadanej relacji do marki w efekcie funt umacniał się absurdalnie do USD! Było pewne, że w końcu funt się zawali bo na koniec dnia FED ma więcej zasobów niż Bank Anglii a brytyjscy eksporterzy tracili coraz więcej. I na ten właśnie scenariusz postawił George Soros, rezultat tej gry przedstawiłem wyżej.

Czemu to powinno nas zainteresować? Bo ERM to była poczekania do euro dla Europy wyższej prędkości. My jesteśmy jak wiadomo z PLN w kolejnej poczekalni a tymczasem wojna Europa USA albo raczej Niemcy USA rozpoczyna się na nowo. Uwaga wskrzeszająca Niemcy jako gracza moze sie niektórym wydawać szokująca ale zastanówmy się: jeśli w 1992 roku była to najsilniejsza gospodarka w Europie to czy dzisiaj jest inaczej? Czy ich udział w rynku Europejskim się wyraźnie zmienił? To Niemcy były i są głównym partnerem biznesowym USA w Europie. Koszty tej walki znów poniosą czekający w kolejce. O nie korekta, poniosą je ci uczciwi kolejkowicze. Anglia mogła ponieść mniejsze straty gdyby z porozumienia się tak precyzyjnie nie wywiązywała. Inni tego nie zrobili i…… nikt im nic nie zrobił po prostu poszerzono zakres wahań. Ale jakoś tak mi się wydaje, że my damy z siebie wszystko i jeśli tak się zdarzy porozumienia wypełnimy do ostatniej rezerwy budżetowej. Będzie jak w starym ale jarym dowcipie. Skracam: leci mały samolot samolot, awaria, jeśli się nikt z pasażerów nie zdecyduje na skok katastrofa murowana. I nikt oczywiście nie chce. Ani Niemiec, ani Francuz ani Belg ani Szwajcar. Zrezygnowana stewardessa podchodzi do Polaka który siedzi w ostatnim rzędzie. Nie pyta go nawet czy skoczy, zamiast tego informuje: Pana nie pytam, bo Niemiec mi powiedział, że Pan to nie wyskoczy na pewno. Ja nie wyskoczę?! oburzony Polak podrywa się z miejsca i po chwili znika w przestworzach, a samolot wychodzi z opresji. Ponury stereotyp? Pod Somosierrą też byliśmy bardzo dzielni, ale większość szarżujących armaty bardzo martwa.

2 komentarze

Kto będzie umierał za Gdańsk?

Gazeta wyborcza znowu napełniła moje serce otuchą. Dowiedziałem się właśnie, że w razie „W” do boju stanie 9 dywizji NATO w tym 4 polskie. I tu należało by się zastanowić co to w zasadzie oznacza. Otóż owe 4 dywizje których artykuł nie wymienia to: 1 Warszawska, 11 Pancerna, 12 Szczecińska i 16 Kaszubska, czyli de facto nasza Armia Polska. Oczywiście mamy jeszcze kilka brygad: 2 saperskie, 2 logistyczne , 2 brygady artylerii i perełki czyli 25 Brygada Kawalerii powietrznej i 6 ( niegdyś Pomorska ) Brygada Desantowo Szturmowa ale nie zmienia to faktu, że gross sił ma uczestniczyć w owym planie wsparcia. Dodajmy, że łączna liczebność naszej armii to nieco ponad 100 tysięcy czyli jak widać z wyliczenia powyżej jednostki liniowe to zapewne niewiele więcej niż połowa tej liczby!

Optymistyczny artykuł donosi również, że owych 5 dywizji wsparcia desantować się będzie w porcie w Świnoujściu który jest obecnie za środki NATO przebudowywany w tym właśnie celu. Ale dowiadujemy się również, że planiści NATO przewidzieli alternatywę w postaci portów w Rostocku, Wismarze i Sralsundzie a uwaga w ostateczności jeśli nie będzie można bardziej na wschód w Hamburgu! A co to w zasadzie znaczy? Proszę państwa, jeśli nie będzie można bardziej na wschód to jest już chyba lekko nie dobrze prawda? Oznaczać to musi, że całe nasze obecne terytorium RP jest już opanowane przez przeciwnika i jeśli taka wojna się toczy to już nie jest to chyba wojna obronna w Polsce tylko wojna obronna w Europie! Tym samym można wnioskować, że wsparcie się pojawi ale dopiero wtedy jak wojna zagrozi reszcie europy. Z artykułu dowiadujemy się również, że dzięki polskim zabiegom, NATO sfinansowało przygotowanie do operacji desantowych również portu w Gdyni. To ciekawa informacja ale warto tu poczynić małą dygresję historyczną. Otóż w ramach akcji „Pekin” w ostatnich dniach poprzedzających wybuch II wojny światowej, wyprowadzono z Polski trzon nawodnych sił obronnych w postaci kontrtorpedowców Burza, Błyskawica i Grom. Decyzja była słuszna ponieważ akwen był na tyle mały a do portu wojennego w Pilawie na tyle blisko, że dywizjon przestałby istnieć nie wnosząc wiele do obrony. Decyzja była słuszna ponieważ dwa okręty pozostawione na froncie ( Wicher i Gryf ) zostały zatopione już 3 września. Oczywiście dzisiaj, Pilawa to Bałtijsk i można zakładać, że doświadczenie i wola walki rosyjskich lotników są zupełnie inne niż niemieckich z 1939 roku, niemniej jednak Bałtijsk leży w odległości nieco poniżej 80 km w linni prostej a technika cyfrowa z powodzeniem nadrobi niedobory ideologicznej motywacji. Tym samym czas operacji jednostek nawodnych skraca sie pewnie z 3 dni do 3 godzin. Kto się da radę desantować w takim czasie? Oj nie liczmy na Gdynię w razie W.

I tu należało by jeszcze postawić jedno pytanie. Z kim miała by być ta wojna? W zasadzie mamy 3 kandydatów na agresorów. Ukrainę, Białoruś i Rosję. Sądząc z dyslokacji naszych sił zbrojnych poważnie jako wroga traktujemy Rosję i Białoruś ponieważ z 4 dywizji 2 zwracają się właśnie w tym kierunku. W sumie warto by było wiedzieć jakie mamy w takim starciu szanse, a choćby porównać je z tymi jakie mieliśmy w roku 1939 i które zapewniły nam de facto 5 tygodni walki. Walki zakończonej jak? Przecież nie kapitulacją, bo Państwa Polskiego miało nie być i dokonano jego formalnego rozbioru. W 1939 roku wiązały nas równie poważne sojusze wojskowe jak dzisiaj. Praktyka ich egzekucji jest nam doskonale znana z lekcji historii choć zakładamy, że nasi alianci nie zrobili nic. Nie jest to dokładnie zgodne z prawdą. Francuzi zaatakowali Niemcy. 7 września 3 i 4 armia francuska wkroczyła do zagłębia Saary, przy czym zgodnie z umowami polsko – francuskimi główne uderzenie miało się dokonać w 15 dniu mobilizacji czyli 17 września. Do tego uderzenia jednak nigdy nie doszło. Taką decyzję polityczną podjęli 12 września 1939 w Abbeville członkowie Najwyższej Rady Wojennej francusko-brytyjskiej. Na spotkaniu z udziałem Neville Chamberlaina, Edouarda Daladiera i referującego głównodowodzącego armii francuskiej gen. Maurice Gamelina, uznano, że do wojny z Niemcami na większą skalę nie dojdzie. Za pewne widziano już, albo agresorzy zadbali aby wiedziano, że 17 września przyłączy się do wojny ZSRR. Nie zmienia to faktu, że złamano podstawowe dla polskiej doktryny obronnej założenie. Gdyby nie ono, rzeczywistość Września 1939 mogła by wyglądać nieco inaczej przy czym wobec istnienia paktu Ribbentrop – Mołotow, utrzymanie Polski niepodległej nie miało większych szans.

Tym samym ponownie mamy do czynienia z porozumieniem międzynarodowym które ma nam zapewnić bezpieczeństwo i wydaje mi się, że jego wartość jest taka sama jak poprzednio. Ponadto, warto by się w sumie zastanowić czego miała by dotyczyć potencjalna wojna i jak miała by być prowadzona. Większość dywagacji prowadzi się dzisiaj z pozycji niewątpliwej przewagi technologicznej po stronie państw NATO. Że tak na pewno było dowiodła pierwsza wojna w zatoce perskiej. Że tak już nie jest dowodzi obecna wojna w Iraku. Zmienił się sposób działania, a NATO czy głównie armia amerykańska szykująca się do walki z powodziami czołgów i wojsk desantowych maszerujących na zachód skutecznie znokautowała Irak w styczniu 1991 roku. Tak pewnie wyglądała by wojna w Europie i był to pewnie jeden z powodów dla których „soviet Block” rozpadł się w taki a nie inny sposób. Nie zmienia to faktu, że atak rozpoczął się 17 stycznia 1991 a dopiero 25 lutego Norman Swartzkopff rozpoczął ofensywę lądową która trwała raptem 3 dni. Ale uwaga! Do Iraku nikt wtedy nie wkroczył. To była wojna w obronie Kuwejtu zajętego przez Irak, a precyzyjnie wojna w obronie swobodnego wydobycia ropy w Kuwejcie.

Dzisiaj na taką przewagę bym już nie liczył, zresztą dowodzi tego obecna wojna w Afganistanie czy Iraku właśnie. Interwencja w Somalii również czegoś uczy a skądinąd doskonały „Helikopter w ogniu” rozwiewa chyba przekonanie, że technika jest w stanie załatwić wszystko. Ponadto nie ma już nigdzie embarga na sprzęt IT toteż wszystkie zdalne środki walki za pewne się do siebie mocno upodobniły. Bez zmian pozostało jedno, wygrywa w końcu ten kto ma więcej facetów gotowych zabijać i dodatkowo odpornych na trudy i niewygody życia na wojnie. Nie wiem jaka część budżetu idzie dzisiaj na zapewnienie odpowiednich warunków amerykańskim chłopcom, jest jednak pewne, że przeciwnik takiej pozycji w budżecie nie ma. Nie wydaje mi się, aby w przypadku konfliktu z Rosją lub Białorusią miało być inaczej. Sama Białoruś ma wedle publicznych informacji 1200 czołgów T72 czyli o całe 300 więcej niż posiada nasza siła zbrojna. A czy możemy być pewni, że te czołgi są mniej nowoczesne do naszych? Łukaszenko wydaje się być facetem który raczej nie odmawia własnym siłom zbrojnym więc jakaś istotna część dochodu narodowego za pewne je zasila tym bardziej i tu chyba największa niespodzianka. PKB Białorusi za 2009 to 47,8 mln USD. Nasz prawie dziesięć razy tyle podobnie zresztą jak stosunek ludnościowy. Może się zatem okazać, że wydatki zbrojeniowe są kwotowo takie same albo nawet wyższe. Nad czym tu zresztą deliberować, świeża wojna Rosji z Gruzją dowiodła, że nawet zdeterminowany i zaprawiony w bojach żołnierz nie ma większych szans w relacji z masą wojska elementarnie do wojny przygotowanego. Lepiej się zatem nie zastanawiać nad skutkami ewentualnego konfliktu licząc, że moda na wojny ekonomiczne przyjmie się na tyle powszechnie, że inne po prostu nie będą się odbywały. Przynajmniej w Europie.

4 komentarze

To już koniec baby skończyło się love story…

Z okazji małej rocznicy którą ostatnio obchodziłem dostałem sporo ciekawych, na różnych polach inspirujących prezentów. Jednym z nich jest książka The Great Depression Ahead Harrego S Denta którą w odcinkach powinno się drukować w każdej porannej gazecie. Doprawdy wspaniała lektura, toteż bardzo ubolewam, że nie ma jej wydania po polsku i chyba z uwagi na dużą niechęć do czarnych scenariuszy, nad Wisłą ta książka prędko się nie pojawi. No chyba, że po wydarzeniach które opisuje. A co opisuje? Jak w tytule, czyli wielką depresję z którą niebawem przyjdzie się nam zmierzyć. Książka ma w zasadzie tylko jeden feler autor notorycznie przypomina, że przewidział poprzednią hossę i bieżące spowolnienie. Rozumiem to natręctwo, tak się zachowują faceci którzy ostrzegali, żeby nie pić koledzy mimo to pili, zrobili sobie kuku i właśnie dlatego kolegi Kasandry nie lubią jeszcze bardziej niż wcześniej ( bo przecież z nimi nie pił ). A Kasandra rozżalony, że go nie posłuchano co chwila przypomina, że mówił. Rozumiem chłopa.

Ale do rzeczy. Ja również jestem przekonany, że nadchodzi głęboka recesja. Rynek po naturalnym załamaniu w 2008 został wyciągnięty za uszy długiem którego nie da się pompować w nieskończoność nie wróci na tory na których napędzała go fala powszechnej wiary we wzrosty w nieskończoność. Można oczywiście podeprzeć wzrost gdy przyczyny jego spowolnienia są w skali mikro, ale to nie jest nasz przypadek. W 2008 doszło do fundamentalnej przeceny aktywów których wartość była wypompowana na czystej spekulacji. Czy zastanawiamy się czasem, że uruchomiony przez USA proces miał de facto polegać na zapchaniu dziury spekulacyjnej długiem państwowym? W zamyśle miało być tak, nic się nie stało wartość aktywów jest OK. my Państwo finansujemy tą wartość. Ale nie zadziałało do końca, bo skala światowego długu przerosła wszelkie oczekiwania. Dlatego też nieuchronnie musi dojść do odzyskania realnych wartości transakcyjnych przez realne aktywa gotówkowe bez wszelkiego rodzaju dźwigni. Dlatego też, niebawem rozpocznie się szybki i bardzo głęboki spadek w trakcie którego rynek osiągnie swoje minimum i nowy punkt odniesienia. Niemożliwe? A jednak. Japonia swój peak gospodarczy miała w 1990 roku ukoronowanie wspaniałego pochodu rozpoczętego w latach 70tych. Od 1990 roku jest w kryzysie. W tym czasie trwałe, zawsze bezpiecznie nieruchomości przeceniły się o 60% a Nikkei 80% (2004) ! Dodajmy, że kitajce wytrwale maszerowali do jądra ciemności podczas gdy świat podążał w całkowicie odwrotnym kierunku. Dlaczego im nikt nie pomagał? Pozwolę sobie na aroganckie uzasadnienie. Moim zdaniem dlatego, że od początku lat 90 otworzyły się wspaniałe możliwości inwestycyjne. Pieniądz lubi zwroty a bezpieczeństwo ocenia w funkcji ich wielkości. Zauważmy, że w Polsce w latach 1990 do 1992 dzięki sztywnemu kursowi można było z pewnym ryzykiem oczywiście ale zainwestować w lokatę o 100% odsetkach!!!! Ryzyko? Tylko wojna w Polandzie. Małe czy duże nie nam oceniać. Z dnia na dzień by się nie wydarzyło bo to nie były już czasy stanu wojennego. Taka właśnie była praktyczna korzyść ze stałego kursu wymiany. Zamienialiśmy 100USD na PLN po roczku pobieraliśmy wraz z odsetkami 200USD. Po co było się wtedy interesować jakimiś obligami rządu Japonii na 5%. Rubbish… W światowym systemie, przez odstatnich 20 lat Japonia nie była po prostu najfajniejsza. I owszem, ładna dziewczyna ale jakaś taka mało zabawowa. Były lepsze. Teraz światowi kowboje od funduszy hedgingowych przestawią na sprawdzone partnerki, gwarantujące bezpieczeństwo i stabilność….. To już koniec baby skończyło się love story jestem już zmęczony wracam dziś do żony, jak śpiewał nasz rockowy bard. Tak, nadchodzi era alokacji pieniędzy w małe zwroty ale płynne i bezpieczne aktywa.

0 Comments

Złoto a sprawa polska

Ciekawe jest to, że w Polsce w trakcie wszelkiej maści dywagacji na temat wojny umyka w zasadzie jedna ważna kwestia; koszty tej wojny. Wzrastamy w przekonaniu, że rząd polski na uchodźctwie i wojska które się tam z nim znalazły funkcjonowały w patriotycznym uniesieniu czyli de facto społecznie. Otóż było zupełnie inaczej. Urzędnicy państwowi otrzymywali wynagrodzenia, żołnierze żołd. Co prawda finansowanie emigracji dokonywało się przez Francje a potem Anglię ale w formie pożyczek udzielonych na te właśnie cele czyli na świadczenie usługi obronnej na rzecz Francji a potem Anglii. I tu dochodzimy do jednej z najbardziej emocjonujących historii dotyczącej emigracyjnej historii aktywów II RP.

Chodzi mianowicie o polskie rezerwy złota. Tu garść danych. Wedle danych z sierpnia Bank Polski posiadał prawie 38 ton złota jako zabezpieczenie kursu i stabilności złotego. ¾ tego zabezpieczenia znajdowało się w centralnym skarbcu ( istnieje do dzisiaj na ulicy Bielańskiej w Warszawie ) i twierdzy Brzeskiej. Reszta znajdowała się w bankach na terenie Francji, Anglii, USA i Szwajcarii. I tu mała uwaga, Bank Polski nie był bankiem narodowym. Była to prywatna instytucja przypominająca w pewnym stopniu Rezerwę Federalną w USA czyli prywatny bank z prawem do emisji pieniądza, instytucja realizująca politykę państwa ale od tego państwa niezależna. Skąd niechęć do deponowania za granicą? Obawa przed sekwestrem który już w czasie I wojny światowej stał się bardzo praktyczną bronią ekonomiczną przeciwko Rosji która wobec małego przemysłu większość materiałów wojennych musiała kupować. Toteż w chwili wybuchu wojny rozpoczyna się dramatyczna epopeja polskiego złota które w dramatycznych okolicznościach zostaje przetransportowane z Polski przez Rumunię i Turcję do francuskiej Syrii. Jak sobie łatwo wyobrazić z jednej strony zabiegają o nie Niemcy z drugiej pomagają w jego transporcie Anglicy i Francuzi jako, że uatrakcyjnia to przecież polskiego sojusznika. Tyle że od znalezienia się na terenie zależnym od Francji kontrolę nad zasobem przejmuje bank Francji czy to źle? Oczywiście, że nie pod warunkiem, że realizuje polski interes. I robi to częściowo, rząd francuski udziela przecież pożyczek zabezpieczanych na tych zasobach, ale polskie władze bankowe zabiegają o transport rezerw walutowych do Anglii i USA. Bank Francji tak długo zwleka z decyzją, aż dochodzi do wybuchu wojny z Niemcami. Po kolejnych perypetiach złoto wraz ze złotem Banku Belgii wypływa w morze. Ma płynąć do USA, ale …… płynie do Maroka! W międzyczasie Francja skapitulowała i tu dochodzimy do bardzo ważnego wydarzenia dla dalszego przebiegu II wojny światowej. Każdy wie, że istniało coś takiego jak Vichy. Jakieś takie kolaboracyjne nic związane z Niemcami. Tak się przynajmniej dość często uważa. W praktyce jednak, Francja Vichy to była jak najbardziej legalna i konstytucyjna kontynuacja III Republiki, której Zgromadzenie narodowe przyznało Premierowi, Marszałkowi Petain szczególne pełnomocnictwa w oparciu o które ogłosił się głową Państwa. Tym samym była to dalej III Republika tyle że, w zmienionej sytuacji ale ze 100.000 armia na obszarze nieokupowanym ( 1/3 terytorium ) oraz z 200 armią w koloniach czyli w Syrii, Maroku, Algierii, Tunezji oraz w Indochinach. Co więcej, Francja posiadała prawie nie naruszoną 3 co do wielkości flotę na świecie po Royal Navy i flocie USA. Po co ta dygresja? Otóż władze francuskiej uznawały nadal wszystkie państwa poza Wielką Brytanią tym samym, Republika Francuska z siedzibą w Vichy owo nie swoje złoto, przetransferowała na wszelki wypadek do Dakaru w Senegalu i nie miała najmniejszej ochoty na wydawanie zasobu ani Niemcom ani komukolwiek innemu ponieważ wtedy doprowadziło by to za pewne do interwencji Niemiec na terenie nieokupowanym. Być może by się z tym transportowaniem tak nie spieszono, ale i tu myślę wielu czytelników się zdziwi, 3 lipca 1940 Anglicy rozpoczęli operację „Catapult” i zaatakowali Francję! I nie była to walka bez ofiar, w trakcie bitwy w bazie Mers El Kebir zniszczono pancernik „Bretagne” a kilka innych okrętów zostało poważnie uszkodzonych. Ogółem za Republikę oddało życie prawie 1300 marynarzy. W zaistniałych okolicznościach nie należało się spodziewać, że Republika Vichy w jakikolwiek sposób będzie współpracować z władzami Polski czy Belgii a już na pewno Anglii. A w międzyczasie złoto odtransportowano z portu w głąb Senegalu na wypadek gdyby miała się po niego wybrać jakaś ekspedycja. Prawda, że filmowo? Ale nie spodziewano się jakieś awanturniczej wyprawy o nie! Otóż minister obrony w rządzie III Republiki Generał de Gaulle postanowił zostać w Anglii i wezwać swoich rodaków do obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec rządu w Vichy! Ciekawa konstrukcja ponieważ jak już wspomniałem wcześniej, świat poza co nie dziwi Anglią ów rząd uznał. W każdym razie Anglia przekazała organizacji de Gaulle nazywanej „wolnymi Francuzami” aktywa Francuskie znajdujące się pod kontrolą Brytyjską przy czym były to głównie okręty ponieważ większość ewakuowanych do Anglii spod Dunkierki żołnierzy…. Zdecydowała się na powrót do okupowanej i nie okupowanej Francji! Nie pasuje do naszego wyobrażenia o wojnie prawda? Jak to się wszystko ma do naszego złota? Otóż Władysław Sikorski Premier RP na uchodźctwie zawarł z podobnym rządem de Gaulle’a, że jeśli tylko władza tego ostatniego sięgnie tam gdzie złoto, to je natychmiast odda. 37 ton. To nie jest bagatelna sprawa. Jeśli jeszcze uwzględnimy, że złoto polskie i belgijskie jest tylko dodatkiem do Francuskiego to robi się bardzo blisko do poważnej operacji wojskowej. Ale co ciekawe Belgowie, nie zawarli żadnego układu z facetem który uważa, że jest legalnym rządem francuskim. Udali się natomiast do USA i przed tamtejszym sądem oskarżyli Republikę Francuską o sekwestr kruszcu. Czy to nie jest dziwna technologia jak na nasze wyobrażenie o II wojnie światowej? Sprawa dla Vichy nie była błaha ponieważ na terenie USA Francja posiadała nie małe rezerwy walutowe i inne aktywa. Sprawa wyglądała dobrze dla Belgii na tyle, że Polska również zainteresowała się tym modelem załatwiania sprawy. Jakżeż to współcześnie brzmi prawda? U nas łapanki, złupione miasta, wypędzeni ludzie a tam, nieokupowana Francja i sądowe spory o majątek. Pierwotnie droga formalna wydawała się bardzo obiecująca ponieważ do operacji wojskowej faktycznie doszło, i Generał de Gaulle na czele szczupłej floty „wolnych francuzów” już we wrześniu znalazł się na redzie portu w Dakarze osłaniany przez spore siły Brytyjskie. Francuz zakładał, że zdoła przeciągnąć lokalny garnizon a wraz z nim cały Senegal na swoją stronę. Stało się jednak inaczej rozpoczęła się 3 dniowa bitwa w trakcie której rozegrał się kolejny epizod faktycznej wojny między Anglią a Francją. Złoto jednak zostało, armada odpłynęła. A amerykańscy prawnicy pracowali. Ale gdy już byli bliscy sukcesu, w listopadzie 1942 Amerykanie wylądowali w Maroku i Algierii. Nie była to operacja bezkrwawa, ale siły porównywalne. Złoto zostało oswobodzone. Polskie odpłynęło do USA. Czyż historia nie jest fascynująca? Aha i jeszcze ważny dodatek. Najważniejszą osobą reprezentującą Francję w Afryce był Admirał Darlan. Cóż się dzieje, po skutecznym lądowaniu Amerykanów? Eisenhower na wniosek Churchila pozostawia Darlana na stanowisku przywódcy Francuskiej Afryki Północnej. Winston bez wahania sprzedaje mało efektywnego De Gaulla na rzecz dużej figury o sporym znaczeniu w całej Francji. Ale raptem dwa dni po tej nominacji Fernand Bonnier de La Chapelle 24 grudnia zastrzelił Darlana w jego własnym biurze. Co ciekawe, 26 grudnia już nie żył. Skazał go na śmierć trybunał wojskowy kierowany oczywiście przez skład nadzorowany przez „wolnych francuzów” którym oddał przecież tak wielką, ale za pewne mimowolną przysługę.

Historia złota się jednak nie kończy. W jego dalszych losach biorą udział nie mniej interesujący bohaterowie…..

4 komentarze

Ustawowy TKM

Ciekawe ze tak niewiele emocji budzi projekt ustawy o „zasadach wykonywania niektórych uprawnień Skarbu Państwa a w szczególności jej fragment mowiący o powołaniu Komitetu Nominacyjnego. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że ow Komitet zajmie sie kompetentnym dostarczaniem kadr do takich podmiotow jak PKO BP, PZU SA, KGHM, PGNiG i oczywiście PKN Orlen a także zapewne kilkanastu innych ktore w ustawie wymienione nie są ale mowi się, ze bedzie ich nawet 25. Czy ta lista bedzie ujawniona razem z ustawa? Kto wie. Kto ma być w komitecie? Czy wyobrażacie sobie jak ważne politycznie to będą pozycje? Nie zdziwnie się jeśli się okaże, że czlonkow komitetu powołuje się w podobny sposob jak członków Krajowej RadyRTV lub RPP co zapewni kolejnym ekipom odpowiednią kontrolą nad tym urzędem a w efekcie nad sporym procentem polskiego PKB. Można by powiedzieć a co to za zmiana skoro i tak koandydaci na takie wysokie stolki nie trafiają na nie przypadkowo. Otoż zmiana jest spora! Po pierwsze w spółkach podległych Komitetowi nie będzie obowiazywała ustawa kominowa po drugie czym innym jest prawo kaduka dające politykom przełożenie na spółki w nie do końca państwowych spółkach a czymś zupełnie innym usankcjonowany prawnie Komitet który grupie ludzi zapewni ten wyjatkowy serwitut. Dlaczego by nie pójść dalej? Po co się ograniczać tylko do tych fruktów? Czyżby ten wyspacjalizowany kamitet nie powinien służyć wiedzą innym podmiotom publicznym? Jest takie proste rozwiązanie! W każdym województwie powinien zostać powołany oddzial KN najlepiej pod wodza szefa lokalnej struktury rządzacej partii jakiż to by był wzrost prestiżu w terenie!

Jest jeszcze inne nowum w tej projektowanej ustawie. A mianowice usuwa ona pracownikow jako emanacje proletariackiej czujności. To zapewne posunięcie po linii politycznej bo przecież partia jakoby przedsiębiorców coś w ich imteresie robic musi. I tu chcialem zabrać głos jako weteran różnej maści spięć i sporow pracowniczych: w latach 1992 do 2003 czyli przez prawie 11 lat przemian ustrojowych w tym kraju mialem prawie cały czas do czynienia z takim czy innym aktywem pracowniczym. Nie uważam, aby systemowe wykluczenie w jakokolwiek sposob pomagało przedsiębiorcy podobnie jak nie przeszkadzał mi udział załogi w Radzie Nadzorczej gdzie zazwyczaj przedstawicieli bylo 2 w 7 osobowym organie. Zmorą i owszem były Rady Pracownicze ale byly tak bolszewickim organizmem, że jak mi sie wydaje wielu juz nie chce pamiętać w ogole o ich istnieniu.

Nie jestem i nie bylem apologetą PIS ale gdyby taka ustawa pojawila sie za ich czasów larum bylo by wielkie a przynajmniej jeden dziennik zawsze w awangardzie tropienia odchylen, bez trudu i nie bez słuszności dopatrzyłby się w tym ustawodawczym arydziele znamion faszyzacji. Za mocne? To może mały kontekst historyczny: zaczynaliśmy od systemu w którym partia najpierw musi zdobyć reprezentacje i dopiero wtedy może liczyć na zwrot kosztów kampanii. Oczywiście generowalo to szereg trudności ( dla tej partii ) oraz podejrzeń ( kto i dlaczego finansuje i kogo ) ale przynajmniej pozostawialo możliwość rynkowej gry! Zwroćmy uwagę, ze ofiara tego systemu stała sie matka większości naszych politycznych luminarzy, matka przemian naszej Polandy czyli Unia Wolnosci! Tak tak byla kiedyś taka partia, wydawałoby się nie do pokonania. I proszę, padła pod rewolucyjnym naporem RS AWS. Dzisiaj już nic takiego by sie nie stało. Ustawa o finansowaniu partii politycznych na to nie pozwoli ponieważ jej celem jest utrzymywanie instniejacego status quo w mysl zasady: jest nas w klubie rzadzacych wystarczajaco duzo i więcej nie potrzeba . Lex Tuskus?

1 Comment

Mobius? A kto to jest?

Nie mogłem się powstrzymać od komentarza. Nasz główny choć różowy gospodarczy publikator doniósł dzisiaj, że regulator w Turcji bada czy Mark Mobius, nie manipulował kursem akcji. Niby dobry news, no bo jak wiadomo powszechnie giganci z funduszy a pewno wszelkie możliwe lody kręcą, ale z treści dowiadujemy się, że czujny Turecki regulator zareagował na głosy tureckich inwestorów. Jaki empatyczny ten nadzorca prawda? Skąd podejrzenie? Otóż w wywiadzie Mobius miał powiedzieć, iż jego zdaniem do końca roku Turcja skorekci się o 15 do 20%. I rynek po tej informacji sobie przysiadł 3%. Solennie sobie właśnie postanowiłem sprawdzić ile to mniej więcej jest w PLN ale na pewno sporo bo owi enigmatyczni tureccy inwestorzy prędko ( 27 pażdziernika miał miejsce wywiad ) donieśli a urząd jak widać wartko przystąpił do czynności. Ciekawe czy gdyby powiedział, że rynek 15 do 20% urośnie reakcje były by takie same? Zapewne nie, bo jak już wcześniej pisałem otacza nas cywilizacja pewnego wzrostu więc jego wieszcze nie zasługują na paragrafy prawie nigdy. Nie występuję tu oczywiście jako obrońca cnoty Marka M. ( oby sobie nie zasłużył na ten systemowy skrót nazwiska ) tylko ad rem podnoszę kolejny przykład, że wieszczenie korekt niestety boli. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Ci którzy mnie znają lub mieli okazję ze mną współpracować pamiętają doskonale jak od jesieni 2007 nie ustawałem w wysiłkach aby naszą Vistule i Wólczankę przygotować do poważnego rynkowego tąpnięcia. Wszystkie nasze działania starałem się podporządkować temu celowi dlatego też w roku 2008 więcej sklepów zamknęliśmy niż otworzyliśmy co w retailu jest zazwyczaj działaniem dość mocno dziwnym. Ba przygotowując budżet na 2008 rok, informowałem inwestorów, że spodziewamy się gorszych wyników niż w 2007. Nikt się nie ucieszył. Ale dlaczego pytano?! Bo zacznie się recesja. Ale wszyscy zakładają lepiej na 2008! Być może im wychodzi inaczej. Ale może jesteście zbyt pesymistyczni! Popracujcie panowie nad tym budżetem. W efekcie dla większości poważnych funduszy jesienią 2007 w chwili naszego największego triumfu ( Pierce Brosnan ) byliśmy nieudolni albo przynajmniej defetystyczni. Z perspektywy czasu, należało przedstawić prognozy optymistyczne a potem wraz z całym zawalonym rynkiem je skorygować. No ale na to ja już nie miałbym okazji ponieważ jak wiadomo opuściłem pokład 15 lipca. Nawiasem mówiąc nawet podówczas kryzys wydawał się być odległy i nierealny. Jaki z tego morał? Nikt tak nie chce od nas prawdy. W zasadzie nawet w systemach religijnych prawdomówność jest penalizowana. Im więcej wyznanych grzechów tym dotkliwsza pokuta. Wiosek jest prosty, jeśli pokuta ciąży bardziej niż sumienie lepiej grzechów nie wyznawać. Do takiego też wniosku doszedłem wiele lat temu. Bardzo mnie to kompromituje prawda? I tą wczesną obserwację powinienem zastosować w praktyce ale jakoś wtedy mi po prostu rozum odebrało. Ale to jest jednak większy problem. Uświadomiłem to sobie ponownie dzisiaj. Nagrywamy program dla TVN. Dziennikarz pyta? Dlaczego niektóre spółki nie informują o tym co robią? Ależ informują – odpowiadam – tyle że wyłącznie o sukcesach. Milczą o porażkach. A to jest sztuka i odpowiedzialność. Powiedzieć, nie udało nam się i wytłumaczyć dlaczego. Aha – konstatuje dziennikarz – ale czy ma w ogóle sens informowanie, że się coś nie udało? Przecież wszystko można przedstawić jako sukces! Media. Jedno koło się urwało ale trzy są dobreJ.

0 Comments