Czyli o tym, że do samolotów pasażerskich strzela się nie od dzisiaj
Lata 80. XX wieku stały się widownią kulminacji zimnowojennych naprężeń, których świat od dawna nie widział. Defensywną Amerykę prowadzoną przez hodowcę orzeszków ziemnych (jak pogardliwie określano Jimmiego Cartera) zastąpiła Ameryka walcząca, której symbolem stał się Ronald Reagan, nieprzejednany antykomunista, który niejednokrotnie uciekał się do bardzo kontrowersyjnych posunięć, jeśli tylko pozwalały mu one osiągnąć założony cel. Powyższe doskonale współgrało ze strategią ZSSR nazywaną później „doktryną Ogarkowa” od nazwiska jej twórcy, Szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSSR. Po raz pierwszy od dziesięcioleci świat stał się widownią dwóch strategii ofensywnych: ZSSR zakładał zwycięstwo poprzez wojnę konwencjonalną w Europie, której ofiarą miały paść wyłącznie zwasalizowane państwa buforowe. Taktyką Amerykanów stało się upewnianie ZSSR w braku możliwości skutecznego uderzenia jądrowego na USA (SDI czyli program budowy kosmicznej tarczy antyrakietowej znany pod hasłem „wojen gwiezdnych”), umacnianie przerażonych najazdem sowieckim państw Europy Zachodniej oraz bardzo aktywna wojna ekonomiczna polegająca na systematycznym obniżaniu cen surowców energetycznych i kopalnych, które stanowiły jedyne źródło dewiz dla ZSSR.
Rzadko się pamięta, że Reagan odziedziczył po poprzedniku unikalne porozumienie. W styczniu 1979 państwa G7 zdecydowały się na poważny agresywny krok wobec Moskwy, zezwalając na umieszczenie na swoich terytoriach rakiet Tomahowk i Pershing I. W efekcie sowiecka przewaga budowana na mobilnych zestawach wyposażonych w rakiety SS-20 została poważnie ograniczona, a skuteczny atak konwencjonalny wyzwalających zachód zagonów pancernych stanął pod znakiem zapytania. Kierownictwo ZSSR stanęło przed trudnym wyborem: albo sfinansować kolejny technologiczny skok i odzyskać przewagę w europejskim teatrze wojny albo przejąć kontrolę nad bliskowschodnimi zasobami ropy naftowej. Kierunek polityki ZSSR zdawał się wyznaczać podpisany w czerwcu 1979 układ SALT II: na jego mocy obie strony zgadzały się na ograniczenie swoich arsenałów jądrowych. Ów układ nie wzbudził pozytywnych emocji w USA, które pracowało już intensywnie nad kolejną generacją broni rakietowej. Dla ZSSR miał stanowić bufor pozwalający na szybki marsz do zatoki Perskiej zwieńczony kontrolą nad cieśniną Ormuz.
Antysowiecka retoryka Reagana narastała odwrotnie proporcjonalnie do sowieckich postępów w Afganistanie. Już na początku 1981 roku stało się jasne, że kontyngenty z muzułmańskich republik muszą zastąpić etniczni Rosjanie i Ukraińcy, a konflikt z czysto militarnego stał się również konfliktem religijno-ideologicznym. Po dwóch latach interwencji stało się jasne, że armia czerwona ugrzęzła i zaczyna bronić status quo zamiast maszerować dalej. W efekcie rok 1983 miał się stać widownią naturalnego przesilenia oczekiwanego w napięciu przez cały świat, który od czasów kryzysu kubańskiego nie był tak blisko wybuchu realnej III wojny.
Ale jak to w polityce, pełny sukces wymaga właściwych nastrojów społecznych. Tymczasem europejskie ulice łatwo poddawały się czerwonej retoryce, a lewicowy terroryzm – choć najlepsze lata miał już za sobą – nie zderzał się bynajmniej z masowym publicznym ostracyzmem. Ronald Reagan uchwycił kwestię oczywistą: amerykańska krucjata nie mogła być wymierzona w system polityczny (jak czyniono to uprzednio). Świat spolaryzowano na wolny i zniewolony, a ZSSR w marcu 1983 zadebiutował jako „Imperium Zła”, synonim aparatu opresji, który należało za wszelką cenę zaatakować. Tej niezwykle śmiałej i po raz pierwszy radykalnej wobec ZSSR polityce miała towarzyszyć unikalna inicjatywa strategiczna, która przeszła do historii jako program „wojen gwiezdnych”. Ronald Reagan zapewnił obywateli USA, że realizacja programu SDI uniemożliwi skuteczny atak jądrowy ZSRR na terytorium USA. Pośrednim potwierdzeniem przewagi technologicznej Waszyngtonu był udany lot pierwszego promu kosmicznego Challenger i relacjonowany na cały świat spacer kosmiczny astronautów USA. Olbrzymim wydarzeniem o wielkim znaczeniu strategicznym było jednak coś innego. W czerwcu tego samego roku podczas kolejnej misji wahadłowca jego załoga nie tylko umieściła na orbicie ale i zdjęła satelitę. Wydawało się zatem oczywiste, że Ameryka może najzwyczajniej w świecie „oślepić” swojego przeciwnika.
Siły ciemności znalazły się w odwrocie. Ale zachodni świat – jak to zachodni świat – nie mógł się zmobilizować do jednoznacznej manifestacji. Do czasu.
Samolot południowokoreańskich linii lotniczych KAL 007 wylądował w Anchorage zgodnie z rozkładem o godzinie 3.30. Samolot zatankowano, dobrano ostatnich pasażerów i kilka minut po czwartej samolot z ponad dwoma setkami pasażerów i 23-osobową załogą przyjął kurs na stolicę wolnej części Korei. Maszyną dowodził doświadczony kapitan o solidnej karcie wojskowej i łącznym nalocie przekraczającym 10 tysięcy godzin. Na pokładzie przeważali Koreańczycy, ale nie zabrakło również Amerykanów, a pośród nich członka Izby Reprezentantów – Larry’ego McDonalda, słynnego przeciwnika Komisji Trójstronnej i lansowanej przez organizacje finansowe koncepcji Rządu Światowego.
Zaraz po starcie załoga zgodnie z instrukcjami miała skierować się na radiolatarnię „Bethel”, a następnie lecieć korytarzem „Romeo 20”. Właściwy kurs na tej szerokości geograficznej był sprawą szczególnej wagi, samoloty rejsowe leciały bowiem na granicy przestrzeni powietrznej ZSSR i w okolicy obszarów o znacznym znaczeniu strategicznym: półwyspów Kamczatka i Sachalin. Jak się później okazało, KAL 007 już po starcie zaczął zbaczać z kursu i radiolatarnię „Bethel” minął o 20 km dalej na północ. W toku międzynarodowego śledztwa okazało się również, że w ślad za nim (tyle, że właściwym korytarzem powietrznym) leciał Rc-135 (Boeing 707) – samolot zwiadu elektronicznego USAF.
Kiedy KAL007 wtargnął w przestrzeń powietrzną ZSRR, natychmiast poderwano myśliwce przechwytujące Na temat tego, co działo się dalej, informacje są sprzeczne i pochodzą z różnych źródeł. Faktem pozostaje, że o godzinie 18:22 major Geniadij Nikołajewicz Osipowicz, pilotujący Su-15 o numerze taktycznym 805, odpalił w stronę samolotu dwie rakiety klasy powietrze – powietrze. Samolot ugodzony jedną z rakiet najprawdopodobniej spadł do morza, stając się grobem dla 296 osób.
5 września 1983 Ronald Reagan nazwał zestrzelenie cywilnego samolotu „aktem barbarzyństwa” i „zbrodnią przeciwko ludzkości”. Tego samego dnia Jeane Kirkpatrick, ambasador USA przy ONZ, dostarczyła Radzie Bezpieczeństwa prezentację multimedialną wraz z nagranymi przez amerykański nasłuch elektroniczny nagraniami radzieckich pilotów. Stosunki USA – ZSSR uległy drastycznemu pogorszeniu, a maszynom Aerofłotu odmówiono prawa do wykonywania bezpośrednich lotów na tereny USA. Aż do 1986 roku musiały wykonywać je przez porty pośrednie.
Ponieważ władze ZSSR potwierdziły fakt zestrzelenia, upierając się jednocześnie przy teorii o misji szpiegowskiej, Miedzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego rozpoczęła własne śledztwo. ICAO posiadała już w swoich archiwach podobne przypadki, w tym zestrzelenie KAL 902, koreańskiego samolotu pasażerskiego, który wtargnął w przestrzeń powietrzną ZSSR 20 kwietnia 1978 roku. Postepowanie ICAO wobec oświadczenia ZSSR o braku jakichkolwiek szczątków KAL007 zakończyło się potwierdzeniem zestrzelenia. Dokumenty i rejestrator lotu wydanie w latach dziewięćdziesiątych przez administrację Borysa Jelcyna dowodziły, iż wcześniej kłamano, a czarna skrzynka została wyłowiona w ciągu kilku dni po tragicznym zestrzeleniu.
Jak łatwo sobie wyobrazić, na gruncie amerykańskim rozmaite firmy i osoby fizyczne wystąpiły z roszczeniami, zakładając, iż kontrola powietrzna USA ponosiła odpowiedzialność za to, że załogi KAL 007 nie powiadomiono o nawigacyjnym błędzie. Niestety – Departament Sprawiedliwości USA odpowiadał zainteresowanym, że dokumentacja nasłuchu elektronicznego z amerykańskiej bazy w King Salomon na Alasce została rutynowo zniszczona poprzez nadpisanie na wtórnie używanym nośniku. Wobec powyższego wszelkiej maści prywatne powództwa skutkujące roszczeniami wobec agend USA na zawsze oddalono.
Zestrzelenie KAL 007 stało się jednym z najważniejszych błędów ZSSR, które szerokiej opinii publicznej jawiło się od tej pory jako kraj agresywny i barbarzyński. Skutki polityczno-militarne tego incydentu sięgały znacznie dalej i doprowadziły między innymi do decyzji o udostępnieniu mudżahedinom wyrzutni rakiet Stinger. Choć inicjatywa radziecka wyhamowała w 1982, w ciągu kolejnych lat wojna znalazła się w wyraźnym impasie. Aż do 1986 Afgańczycy nie byli w stanie odzyskać inicjatywy i skutecznie przeć się rajdom powietrznodesantowym osłanianym przez silnie uzbrojone i opancerzone Mi24 nazywane „powietrznymi czołgami”. Wszystko zmieniło się 26 września 1986, kiedy to faceci w sandałach pod nadzorem instruktorów z CIA skutecznie zestrzelili dwa Mi24 startujące z bazy w Dżalalabadzie.
Dzień, w którym zestrzelono KAL 007 wyznacza maksymalny pułap radzieckiej dominacji polityczno-militarnej. 5 września 1983 to pierwszy dzień defensywy, która zakończyła się rozpadem ZSSR niecałe 9 lat później. Sporów i wątpliwości na temat lotu KAL 007 było, jest i będzie wiele. Nie ma wątpliwości co do jednego: tragedia miała wielki wpływ na losy świata. Przy okazji zapewniła też prymat pewnej ważnej militarnej technologii amerykańskiej, która pod nazwą Global Positioning System stała się jednym z komunikacyjnych standardów.
Ale to już zupełnie inna historia.
PS: 3 lipca 1988 rakieta wystrzelona z USS Vincennes znajdującego się na wodach terytorialnych Iranu zestrzeliła cywilny samolot irański zmierzający do Dubaju. W rozbitej maszynie straciło życie 290 pasażerów.
4 października 2001 Tu154 należący do Syberian Airlines z 66 pasażerami na pokładzie lecący z Tel Avivu do Nowosybirska został zestrzelony za pomocą rakiety, do której przyznały się ukraińskie siły obrony powietrznej.