Lewa kasa

Czyli o tym, że środki „na ruchy” potrzebne są od zawsze😊

Wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi jeszcze w tym roku grupa żydowskich spadkobierców pozwie przed amerykańskim sądem rząd Republiki Federalnej Niemiec. Choć w powszechnej opinii w USA można pozwać każdego i o wszystko jeszcze do niedawna obywatele tego kraju nie mogli przed lokalnymi sądami pozywać… obcych państw. Wszystko zmienił Holocaust Expropriated Art Recovery Act(HEAR) uchwalony przez Kongres w grudniu 2016 roku. Ten nietypowy akt prawny wstrząsnął całym rynkiem sztuki: od grudnia 2016 r. można bowiem podważyć legalność każdego posiadania, jeśli tylko zdoła się dowieść, iż cena lub okoliczności jej uiszczenia nosiły znamiona wymuszenia. Na efekty nie trzeba było długo czekać: posypały się dziesiątki pozwów. Wkrótce pojawi się jednak najważniejszy, a konkretnie taki, pod który (zdaniem sceptyków) cała ustawa została w ogóle napisana. Chodzi bowiem o spór, który ciągnie się od kilku dziesięcioleci a dotyczy….. hmmmfundamentów niemieckości.

Jak łatwo się domyśleć pozwana będzie Republika Federalna,ale przedmiotem pozwu będą bardzo nietypowe precjoza. Chodzi tu o zbiór złotych relikwiarzy i regaliów należących do jednej z najstarszych niemieckojęzycznych dynastii: Welfów. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż formalnie precjoza są dw posiadaniu państwowej Fundacji Dziedzictwa Pruskiego. Powyższe to prawdziwy chichot historii, ponieważ grabarzem politycznej samodzielności Welfów były ……. Prusy😊.

Te same Prusy, które zdecydowali się wymazać z mapy Alianci w 1947 roku a niemieccy politycy upamiętnić,powołując w 1958 roku Fundację. Mało kto przy tym zdaje sobie sprawę, iż w sensie formalno-prawnym Fundację uczyniono prawnym następcą rozwiązanego państwa a ów zabieg pozwala dzisiaj domagać zwrotów (na przykład zbiorów Państwowej Biblioteki Pruskiej znajdujących się w Polsce) samej fundacji a nie państwu. Trudno się zatem dziwić, iż sama staje się celem roszczeń – obecnie wzmocnionych przez amerykański akt prawny. Sama sprawa jest jednak mocno skomplikowana a przy tym sięga w przeszłość głębiej niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.

Cała historia zaczyna się w roku 1866, gdy Bismarck zdecydował się na ostateczne rozstrzygnięcie w długim sporze z Austrią o wpływy na państwa niemieckie. Wojna wymagała sporych nakładów, i choć udało się je pokryć za pomocą szeregu operacji finansowych, w których wspierał żelaznego kanclerza jego przyboczny bankier Gerhard Bleichroeder nie zebrano środków które pozwoliły by prowadzić skuteczną kampanię na dwu frontach. Sztab generalny obawiał się niemieckojęzycznych sojuszników Austrii którzy popierali jej pretensje i mogli by ruszyć z pomocą. Bismarck przeforsował więc atak prewencyjny który notabene łamał istniejące traktaty.

Choć politycznie szykowano się do starcia wojskowi w Saksonii i Hesji zostali całkowicie zaskoczeni a wszystko to za sprawą …. kolei której użyto do przerzutu wojsk. 15 lipca 1866 r. król Wilhelm I zażądał od Hanoweru, Saksonii i Hesji Kassel natychmiastowego poddania a jednocześnie wydał aneks o aneksji przez Prusy tych ziem. Było o co grać: najechane państwa były wprawdzie małe ale dysonowały niezwykle sprawną zawodową armią którą od lat wynajmowano do wojen eksportowych a wojaczkę traktowano tu jako poważne rzemiosło. Pruskie kalkulacje pokrzyżował przypadek: najazd zastał armię Hanoweru …… na letnich manewrach😊. O jej bitności świadczy bitwa pod Langensalza, rozegrana 27 czerwca 1866 r., gdzie pułki hanowerskie rozniosły w puch swojego pruskiego przeciwnika. Walczyły by pewnie dalej ale na przeszkodzie stanął brak amunicji. Gdy generał Alexander von Artenschmidt poddał swoje wojska dwa dni później, Jerzy V ewakuował się do Paryża gdzie wkrótce rozpoczął hałaśliwą kampanię przeciwko nielegalnemu zajęciu i wcieleniu do Prus jego hanowerskiego władztwa.

Roszczenia miały swoje podstawy. Zgodnie z obowiązującym podówczas prawem agresor miał uprzedzić o planach napaści na 6 tygodni przed planowaną akcją zbrojną. Nic dziwnego, że Bismarck nie zdecydował się na tak rycerskie postępowanie. Bogaty Hanower od lat w silnych związkach z Anglią szybko zmobilizował by militarne i polityczne poparcie do obrony przed Berlinem a na dodatek sowicie zasponsorował by akcje militarne Saksonii i Hesji. Bismarck doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego właśnie zdecydował się na zagranie vabanque, jak się okazało w sporze z Hanowerem nie ostatnie. Jerzego V dotknęły bowiem przykre sankcje: wprawdzie za jego olbrzymi majątek zaproponowano mu sowite odszkodowanie, ale zgodnie z osobistą decyzją kanclerza nie zostało mu ono wypłacone. Powodem była agresywna postawa Jerzego V, który jako osoba majętna i ustosunkowana nie chciał się pogodzić z utratą własnego królestwa. Mimo protestów Wilhelma I, całość majątku trafiła pod osobisty zarząd Bismarcka i prędko zaczęła służyć do… zwalczania „welfickiej opozycji”. Całość rzecz jasna trzymano w sekrecie i ów stan nie uległby zmianie, gdyby Bismarck nie zasmakował w korzystaniu z niejawnych funduszy.

W ciągu kilku lat finansowanie przychylnych dziennikarzy i prorządowych, a przede wszystkim probismarckowskich,projektów stało się tak czytelne, iż w styczniu 1869 Kanclerz musiał całość sprawy przedstawić na forum parlamentu. Choć możliwość korzystania ze środków pozostała mu nadal, od tej pory tajne środki Bismarcka nazywano „gadzim funduszem”,a wszystkich apologetów polityka z miejsca traktowano jako opłacanych. Co ciekawe, większości przeciwników tajnego funduszu nie przeszkadzało w ogóle użycie tych środków do przekupienia… króla Bawarii Leopolda II. Ów, po sowitej wypłacie, przestał być przeciwnikiem zjednoczenia i choć jak pisał „z odrazą wkładam cesarską koronę na głowę tego parweniusza”, to przyłożył rękę do erekcji Hohenzollerna.

Majątek wrócił do prawowitych właścicieli dopiero w 1892.Zwrot potomkom króla Jerzego V zaordynował nie kto inny jak cesarz Niemiec Wilhelm II rodzinie znany bardziej jako „Bertie” tak bowiem zwykła go nazywać ukochana babcia królowa Wiktoria nomen omen hanowerska😊. Dzięki matce, najstarszej córce Wiktorii płynęła w nim również krew welficka co za pewne wpłynęło walnie na jego przychylność okazaną księciu Cumberland, gdyż tego tytułu używał podówczas syn Jerzego V – Ernest August II. Choć tronu w Hanowerze nie udało mu się już nigdy odzyskać, w roku 1913 wnuk Jerzego V Ernst August III rozpoczął panowanie w księstwie Brunszwiku wchodzącym niegdyś w skład weflickiego domunium. Nie panował jednak długo. W listopadzie 1918 roku rada robotników i żołnierzy wtargnęła do zamku, w którym rezydował i zachęciła go do abdykacji. Kolejny z Welfów znalazł się na wygnaniu. Co gorsza zarówno Austria, która wyłoniła się z Austro -Węgier, jak i Republika Weimarska bardzo ochoczo zabrały się do sekwestrowania arystokratycznych majątków.

W 1929 roku Ernst August III zwrócił się do konsorcjum żydowskich marszandów z Frankfurtu (Saemy Rosenberg, Isaak Rosenbaum, Julius Falk, Arthur Goldschmidt iZacharias Hackenbroch), aby dzięki swoim kontaktom pomogli mu w spieniężeniu już wtedy słynnej na cały świat kolekcji. Połowa dzieł sztuki trafiła do USA. Te, które zostały w Niemczech w 1934 roku odkupiła III Rzesza jako prawny sukcesor królestwa Prus. I tu właśnie rozpoczyna się problem: wedle istniejących dokumentów na zakup kolekcji od księcia marszandzi wydali 7,5 miliona marek. Połowę okazów sprzedano do USA za ponad 2 mln marek, a precjoza sprzedane nazistom wyceniono na 4,25 miliona marek, co spadkobiercy uważają za transakcję znacznie poniżej ich ówczesnej wartości. Całością operacji zawiadował ówczesny premier Prus Herman Goering a na jego polecenie zabytki zdeponowano i udostępniono w berlińskim Muzeum Państwowym.

Spór o zwrot dzieł rozpoczął się już w latach 50-tych i zapewne nie prędko się skończy. Dla Niemiec skarb Welfów to… kulturowy fundament państwowości, dla Izraela – dowód peklowania śladów nazizmu i to w instytucji, która w nazwie nosi określenie „pruska”. Jak ów spór się zakończy czas pokaże, tym bardziej, że nie chodzi tu bynajmniej o odszkodowanie, jako że celem ustawy HEAR jest zwrot skażonych nazistowskim zamachem dzieł sztuki.

Co ciekawe, najważniejszy, i jednocześnie najstarszy obiekt ze skarbca Welfów znajduje się od 1930 roku w USA. Jego depozytariuszem jest muzeum w Cleavland. Zabytekdatowany na 6 wiek n.e. określany jest tam jako „Medalion z Cumberland”. No cóż jakiekolwiek związki z tym angielskim księstwem Welfowie mogli mieć dopiero 1000 lat później. Germański genotyp artefaktu najwyraźniej kustoszom nie pasował😊.

6 komentarzy
Previous Post
Next Post