Urban legend

Czyli o tym, że…

Zdjęcie zamieszczone poniżej zrobiło zawrotną karierę w social media i aż dziwi bierze, że nie udało mu się awansować do roli samoistnego symbolu. Powyższe być może wyłącznie dlatego, że wedle woli kolejnych replikatorów obrazowało szerokie spektrum imigracji, donosząc światu, jak wygląda lądowanie uchodźców w Grecji, Turcji lub w Czarnogórze. O szerokim zakresie zastosowań świadczy obecne powodzenie tego malowniczego ujęcia na muzułmańskich forach i portalach. Tamtejsze social media podbija z komentarzem: „European migrants trying to enter African port during second world war REMEMBER!”

2

Na większości, choć nie na wszystkich dostępnych zdjęciach, nazwa statku jest mniej lub bardziej nieczytelna i nie jest to niestety sprawa przypadkowa. Chodzi bowiem o nie byle jaki statek i wydarzenie po dziś dzień bez precedensu w historii Europy. Choć trudno w to uwierzyć, rekord liczebności jednorazowego przeniknięcia na teren UE nie został ustalony w minionym roku. Ów niedościgły – miejmy nadzieję – wynik osiągnięto 25 lat temu.

To właśnie wtedy, 8 sierpnia 1991 roku, do portu w Bari wpłynęła VLORA w otoczeniu flotylli mniejszych jednostek. Władze portu początkowo starały się uniemożliwić lądowanie, ale kapitan statku Halim Milaqi nie zastosował się do ich poleceń. Nie miał wyjścia. Jego statek zawinął do macierzystego albańskiego Durres dwa dni wcześniej, aby rozładować kubański cukier. Dwa dni później opanowały go tłumy uchodźców, napływające tysiącami z ogarniętego zamieszkami interioru. I choć historycy nadal spierają się o liczby, to ustalono, że tego dnia do Bari dostało się około 20.000 Albańczyków, z których większość dostarczyła właśnie VLORA.

Myli się jednak ten, kto sądzi, iż przybyłym zapewniono warunki, które znamy ze współczesnych mediów. Przybyłych internowano na pirsie widocznym na zdjęciu, co – zważywszy na pogodę i brak jakichkolwiek udogodnień sanitarnych – przypominało standardem warunki obozowe. Dopiero nasilające się udary słoneczne i napady paniki zmusiły włoskie władze, aby zapewnić lepsze warunki uchodźcom, którzy wedle oświadczeń przybyli do Włoch, aby tu mieszkać i pracować. Kolejnym przystankiem do upragnionej wolności stał się jednak… miejski stadion, na którym stłoczono przybyłych w niemal równie trudnych warunkach, a siły porządkowe, obawiając się wejść na teren, dostarczały żywność i wodę zrzutami z helikopterów. Większości przybyłych zaoferowano nowe ubranie, 40 dolarów i darmowy transport do domu. Tych, którzy tę hojną propozycję odrzucili, w większości odesłano do Albanii. Ówczesne stanowisko UE było bardzo jasne: NIE dla masowych migracji.

Tyle że dalsze wydarzenia przeszły najśmielsze oczekiwania analityków. Kredyty oraz finansowe wsparcie skutecznie zmobilizowały Tiranę do zajęcia się problemem pilnowania uciekinierów. Notabene Albania miała w tej materii wybitne osiągniecia. Aż do upadku reżimu Envera Hodży w 1989 roku obywatele mieli we własnym kraju status, który nieznacznie odróżniał ich od więźniów. Wolność, która pojawiła się znienacka, miała jednak swoją cenę: kraj rozpadł się w jak najbardziej dosłownym sensie, a głód zajrzał w oczy sfrustrowanym mieszkańcom. Ponieważ przekroczenie granicy nie groziło już śmiercią, Albańczycy rozpierzchli się na wszystkie strony świata. I choć najbardziej nęcił ich zachodni świat, wkrótce zasilili okoliczne albańskie społeczności. Niemały kontyngent, który zdecydowały się przyjąć Ateny, w praktyce składał się z Greków, który znaleźli się poza granicami w wyniku II wojny. I kiedy wysokim komisarzom Europy wydawało się, że problem jest rozwiązany, zaczęła rozpadać się Jugosławia, a wraz z jej upadkiem obudziły się najstraszniejsze demony wojny: wypędzenia, czystki etniczne i obozy zagłady.

Sukces Słoweńców i ich dziesięciodniowej wojny domowej napawał optymizmem, a na forum międzynarodowym przyjęto, iż o niepodległości ma decydować postwersalskie kryterium samostanowienia narodów. O ile powyższe podejście sprawdziło się doskonale w jednolitej etnicznie Słowenii, nie było już tak oczywiste w Chorwacji oraz Bośni i Hercegowinie.

3

Konfliktu, do którego doszło tu niedługo później, można było zapewne uniknąć. UE oraz USA stanowczo sprzeciwiały się spontanicznej niepodległości byłych republik jugosłowiańskich, a przypadek Słowenii jeszcze niczego ostatecznie nie rozstrzygał. Dla armii federalnej krótka i nieudana kampania stanowiła wyraźny sygnał, że rekruci uważający się za Jugosłowian chętnie nie będą walczyć, a ów problem dotyczył również młodzieży serbskiej. Na scenie pojawiły się jednak debiutujące w roli poważnego gracza Niemcy, nie tylko uznając w błyskawicznym tempie niepodległość Chorwacji i Słowenii, ale również obiecując tym krajom gospodarcze wsparcie i stabilizację waluty. Na efekty nie trzeba było długo czekać – tym bardziej, że teraz wojna wkroczyła na tereny, na których występowali przeciwko sobie sąsiedzi. Kryzys gospodarczy, który demontował Jugosławię, w nowych państwach jeszcze się pogłębił, a na skraj ekonomicznej zapaści doprowadziła je wojna. O tej ostatniej napisano wiele. O jej stronie ekonomicznej – zdumiewająco mało. A szkoda.

Warto jednak wspomnieć, iż to właśnie Niemcy były odpowiedzialne za drastyczny zwrot w polityce imigracyjnej i w 1992 doprowadziły do ustalenia kwot, które miały rozładować problem bałkański. W efekcie 200 tys. uchodźców dotarło do Niemiec, 60 tys. na Węgry, 50 tys. do Austrii i 44 tys. do Szwecji. Niemało, bo 12,2 tys. przyjęła Szwajcaria, a znacznie mniej, bo zaledwie 7 tys., dotknięte „dziką” emigracją Włochy. Co ciekawe, Berlin udzielił również wsparcia imponującej liczbie 628 tys. uchodźców, których zarejestrowano w Chorwacji. To wszystko, rzecz jasna, nie za darmo.

Problemów migracyjnych, rzecz jasna, nie załatwiono, a nasilił je wyłączne późniejszy konflikt w Kosowie; w efekcie nadal, 20 lat po wojnie, kraje dawnej Jugosławii borykają się z problemem uchodźców. W mediach prezentowane są jednak zupełnie inaczej i niemal powszechnie zarzuca się im brak zrozumienia dla uzasadnionych ludzkich potrzeb. Tymczasem warto pamiętać, że w sensie ekonomicznym wojna w byłej Jugosławii nadal się nie zakończyła, a niemal klinicznym przykładem jest… Kosowo. W kraju, który otrzymał niepodległość z amerykańskiego nadania, bezrobocie dochodzi do 40% i dotyczy niemal 70% młodzieży. Władzę sprawują wojenni watażkowie, a ich wzorcową emanacją jest Ramush Haradinaj – dwukrotnie zatrzymywany przez trybunal w Hadze i… dwukrotnie zwolniony z braku dowodów, mimo iż każdemu osadzeniu towarzyszyły tajemnicze zabójstwa świadków. Kraj, który znajduje się w chronicznym kryzysie, nie ma najmniejszych szans na samodzielne istnienie, a jego trzecim najważniejszym partnerem handlowym jest kraj, z którym de facto znajduje się w stanie wojny czyli… Serbia. „Bałkańskie” rozwiązanie problemu uchodźców powstało w głowach luminarzy zamożnej Europy. Wojska rozjemcze i unijne dotacje zaklepały umocnione przez zbrodnie wojenne podziały, ale niczego trwale nie załatwiły. Teraz, kiedy UE nie radzi sobie z własnymi problemami, konflikty zakończone 20 lat temu mogą się okazać zdumiewająco żywe.

Rozwiązywanie problemu uchodźców w samej tylko Bośni i Hercegowinie liczy się w dziesiątkach miliardów EUR, a mimo tych nakładów nadal kraju nie odbudowano. Bezpośrednie inwestycje Turcji i Arabii Saudyjskiej przyczyniły się za to do daleko idącej odbudowy islamu, co powoduje, iż zielony sztandar Proroka nie jest już tylko wiarą etnicznej mniejszości, a zespolił się z polityką państwa. Trudno przy tym przyjąć, iż Ankara inwestuje przez przypadek na swoich dawnych bałkańskich włościach.

Na podobne manewry w Syrii nikt już dzisiaj nie ma pieniędzy. Dlatego tez uchodźcy będą płynąć dalej i trudno zakładać, że jakiekolwiek płoty zdołają ich zatrzymać. Warto pamiętać, że raju Krajów Demokracji Ludowej strzegły nie tylko zasieki, ale uzbrojone wojska graniczne i pola minowe.

4 komentarze
Previous Post
Next Post