Czyli o tym jak się ma dobry wiral do historycznych symboli.
Niedawne oświadczenie norweskich filmowców zatrzęsło internetowym światem. Oto mały syryjski bohater, chłopczyk, który pod ogniem snajperów z wielkim poświęceniem ratował ukrytą za wrakiem dziewczynkę okazał się… aktorem. A cały wstrząsający materiał nagrano w studiu na Malcie. Reżyser tej produkcji która mimo autodemaskacji nadal notuje miliony odsłon twierdzi iż chciał po prostu zwrócić uwagę na dolę dzieci na terenach objętych wojną. http://www.dailymail.co.uk/news/article-2835663/Syrian-hero-boy-FAKE-Footage-youngster-dodging-sniper-fire-rescue-girl-actually-shot-Gladiator-film-set-Norwegian-director-using-professional-actors.html Być może. Warto się jednak zastanowić nad czymś innym, jak wielkie znaczenie zyskuje dzisiaj obraz. Mistyfikacja ma na celu zwrócić uwagę na znacznie mniej „widowiskową” prawdę.
Choć doprawdy trudno o większy absurd „Syrian hero” powoli awansuje do roli ponurego symbolu manipulacji. Symbolu, który wieńczy wieloletnie praktyki ustawiania ofiar do zdjęcia, płacenia żołnierzom za ostrzał lub ludności cywilnej za „efektowne” wstawianie się na kule. W ramach współczesnego podejścia nie liczy się już w ogóle obiektywna prawda. Liczą się wrażenia i cele które stawiają sobie media. Ale norweska produkcja dowodzi również jak łatwa jest manipulacja tam gdzie automatycznie propaguje się informacja. Media społecznościowe niejako z natury wymuszają istnienie prostych, a wizualnie atrakcyjnych przekazów. Tu tekst wyraźnie zawadza żeby nie powiedzieć – szkodzi. Ktoś powie, to już wszystko wiadomo od dawna, ale tym bardziej warto obejrzeć sobie mało popularne w Polsce „Fakty i Mity” („Wag the dog” https://www.youtube.com/watch?v=CNo0BicRM8k) głównie po to aby uświadomić sobie jak głęboko sięga współcześnie skuteczna manipulacja. W walce o mindset wyborców inżynierowie dusz niebawem nie cofną się pewnie przed niczym, ale ich pracę chronić będzie na wieki wieków uniwersalny zarzut o „spiskowych teoriach”. Na koniec przecież najważniejsze jest to w co sami chcemy wierzyć. Tyle, że wierzymy w to co nam się wydaje najbardziej wiarygodne :). Aby się przekonać jak powyższe skutecznie działa warto sięgnąć po przykład niezwykle istotny i to z naszego własnego podwórka. Otóż niemal dokładnie 30 lat temu odbył się w Toruniu ekspresowy proces w ramach którego publicznie skazano wykonawców oraz inspiratora mordu na Jerzym Popiełuszko, charyzmatycznym kapelanie środowisk oporu wobec władz PRL. Od tamtej pory po dziś dzień wiemy wszystko. Pułkownik Adam Pietruszka przygotował operację a Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski pod wodzą mrocznego Grzegorza Piotrowskiego bohaterskiego księdza najpierw torturowali, a potem zamordowali. Niewiele wydarzeń z Polski zasłużyło sobie na uwagę Hollywood. Na reżyserowane przez Agnieszkę Holland „Zabić księdza” (https://www.youtube.com/watch?v=E9rm6D3lB5Q ) Columbia Pictures nie szczędziła budżetu. W tytułowej roli wystąpił niezwykle podówczas modny Christopher Lambert, a produkcja mimo iż w Polsce dostępna wyłącznie na kasetach do nielicznych magnetowidów biła rekordy popularności. Nie wszystkim się jednak podobała. Czas płynął, a kanon choć zasadniczo ustalony już wcześniej nieco się zmieniał. Na horyzoncie pojawiła się wolność a jej niektóre fundamenty choć skłaniały do myślenia nie były wtedy najważniejsze. Nasuwa się jednak nieco inne pytanie. Skoro były w tej sprawie jakieś wątpliwości dlaczego mimo upływu 30 lat nadal nie zostały wyjaśnione? Pytanie jest rzecz jasna ważne ale istotniejsze jest przecież co innego: skąd w ogóle pomysł, że jakieś wątpliwości należało by roztrząsać?
Niektóre pojawiły się w zasadzie natychmiast innych przybywało wraz z upływem czasu. Miarą przekonania o tym iż nie wszystkich sprawców wykryto i osądzono jest wszczęcie kolejnego śledztwa na samym początku lat 90 tych. Z tą niezwykle skomplikowaną sprawą zmierzył się młody podówczas prokurator Andrzej Witkowski. Co ciekawe początkowo miał olbrzymie sukcesy. Pułkownik Adam Pietruszka, który nadal odbywał karę pozbawienia wolności w ciężkim więzieniu w Barczewie wykazał się wielką wolą współpracy w efekcie nowe władze zapewniły mu transfer do więzienia na Olszynce Grochowskiej w Warszawie. Efekty nie kazały na siebie długo czekać, a prokurator Witkowski postawił zarzuty generałom Ciastoniowi i Płatkowi, którzy w grudniu 1990 zostali nawet tymczasowo aresztowani. Lektura zgromadzonych w sprawie dokumentów dowodzi, że nie po raz pierwszy. Ciastonia, podówczas wiceministra spraw wewnętrznych aresztowano 8 grudnia 1984 roku, ale najprawdopodobniej po szeregu koteryjnych negocjacji zwolniono. Mimo to generał Ciastoń znalazł się na bocznym torze a w 1987 roku wylądował w Tiranie. Życiorys towarzysza Ciastonia rzuca pewne światło na drugie dno sprawy w związku z którą go dwukrotnie aresztowano. Błyskotliwa kariera w resorcie załamała się po październiku. Ciastoń najprawdopodobniej mocno zaangażował się w walki frakcyjne i w efekcie w 1958 roku w stopniu majora opuścił fotel naczelnika departamentu III MSW. O tym, że był towarzyszem sprawdzonym, najdobitniej świadczy powrót do resoru po wydarzeniach grudnia 1970 tym razem na stanowisko zastępcy dyrektora w tym samym departamencie III. Stan wojenny zastał Ciastonia na fotelu dyrektora departamentu III A odpowiedzialnego za nadzór nad przemysłem. Cała droga służbowa dowodzi jednego: do akolitów generała Jaruzelskiego towarzysz Ciastoń raczej nie należał. Kolejny generał w tej historii Zenon Płatek na odcinek zwalczania kościoła w Centrali MSW awansował dzięki generałowi Mirosławowi Milewskiemu, powszechnie uważanemu za najważniejszego stronnika „radzieckich” w resorcie. Jakie to ma znaczenie? Jakieś mieć musi, skoro Milewski niemal w przededniu stanu wojennego utracił stanowisko szefa MSW a w jego fotelu zasiadł Czesław Kiszczak. Potyczka zielonych służb z cywilnymi trwała dłużej a jej przesilenie to właśnie porwanie i zabójstwo księdza Popiełuszki. Czesław Kiszczak lubi mówić, iż owa akacja to jaskrawy dowód walki frakcyjnej sterowanej właśnie przez Milewskiego i jego ekipę. Tymczasem znacznie bardziej prawdopodobne jest to, iż porwanie i zabójstwo kapelana Solidarności było błyskotliwym montażem wojskowych którzy uzyskali tym samym tytuł aby znokautować opozycję w MSM ważnym ośrodku siłowym. Od tego momentu walki frakcyjne których nie brak przecież w żadnym ustroju politycznym praktycznie ustały a kierunek państwu nadawał duet Jaruzelski Kiszczak. To męczeńska śmierć księdza Jerzego miała skłonić Bronisława Gieremka i Tadeusza Mazowieckiego do rozpoczęcia dialogu który kilka lat później wieńczy transakcja zawarta w Magdalence. Gdzież tu zatem miejsce na tajemnice i wątpliwości? Tych nie brakuje. Nie rozwiewa ich, a właściwie mnoży świeże wydawnictwo IPN „Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki”. To z tej lektury dowiadujemy się, iż choć Waldemar Chrostowski informację o porwaniu przekazał funkcjonariuszom już w dniu 19 października 1984 to porywaczy identyfikował dopiero w trakcie kolejnych przesłuchań z czego Pękalę rozpoznał na zdjęciu, a Chmielewskiego i Piotrowskiego rozpoznał „po głosie”. Ekspresowe aresztowanie sprawców (Chmielewskiego i Pękali 24, Piotrowskiego 25 października) ma tłumaczyć raport funkcjonariuszy SB z Torunia którzy mieli odnotować „resortowe” numery ich służbowego fiata i wymianę na numery fikcyjne. Co ciekawe z innych ustaleń śledztwa wynika, iż tej obserwacji porywacze byli całkowicie świadomi a mimo to do swoich morderczych działań jednak przystąpili. Ową pewność może tylko pośrednio tłumaczyć fakt, iż szefem specjalnej grupy śledczej został mianowany generał Płatek a jego zastępcą został …… pułkownik Adam Pietruszka. Wygląda to zatem tak jakby przyszli oskarżeni prowadzili śledztwo w swojej własnej sprawie a w owym śledztwie byli na dodatek niezwykle autodestruktywni. Grupę utworzono bowiem 20 października w ciągu kilku dni aresztowano trójkę morderców a 2 listopada za kratami na podstawie późniejszych zeznań Piotrowskiego znalazł się również Adam Pietruszka. Niewiele brakowało aby na podstawie zeznań Pietruszki grono zatrzymanych powiększyło się o samego generała Zenona Płatka ale na tym etapie zainteresowanie śledczych wyraźnie już ostygło. Jego ostatecznemu schłodzeniu dopomógł pospolity drogowy wypadek. 30 listopada 1984 w zderzeniu z ciężarówką zginęli podpułkownik Stanisław Trafalski i major Wiesław Piątek. Trafalski był cenionym naczelnikiem Wydziału I Departamentu Śledczego MSW któremu powierzono nadzór nad śledztwem. Piątek od 22 października był członkiem specjalnego zespołu powołanego w BS MSW właśnie do sprawy zabójstwa księdza Popiełuszki. Jak stwierdza w swej pracy zespół IPN oraz autorka szerszego opracowania w tej sprawie Krystyna Daszkiewicz brak jest dokumentów aby uznać owo wydarzenie za coś więcej niż nieszczęśliwy wypadek. Cóż, współczesna historia Polski pełna jest śmiertelnych zdarzeń drogowych które na przestrzeni lat 1984 1994 pochłonęły życie kilkudziesięciu osób……..
Lektura za pewne solidnie przetrzebionych dokumentów ujawnia dość wyraźnie, że śledztwem sterowano i szkoda tylko ze w dwutomowym dziele nie znalazło się miejsce dla dokumentów które dotyczyły go później. Generał Kiszczak nigdy nie zaprzeczał, że „osoby bezpośrednio i pośrednio” związane ze sprawą objęte były obserwacją do 1989 roku. Są tacy którzy twierdzą iż przyszli sprawcy byli już monitorowani na grubo przed tragicznym 19 października 1984. Tłumaczyło by to za pewne błyskawiczne postępy śledztwa, jak również to, iż w niektórych dokumentach pojawia się jako zadający pytania sam generał Zbigniew Pudysz ówczesny szef Biura Śledczego który w 1985 roku osiadł na mieliźnie jako podsekretarz stanu w MSW.
Ale to przecież wszystko głęboka przeszłość. Co zatem powodowało, iż przez 25 lat po zmianie systemu nie można było wskazać innych niż skazani w Toruniu winni? Wobec braku dokumentów można wyłącznie puścić wodze fantazji. A wtedy może się okazać iż ksiądz Popiełuszko był niezbędną ofiarą w rozgrywce wojska i SB. Istotnym punktem zwrotnym od którego dla wszystkich stało się jasne iż wrogiem społecznym jest właśnie aparat bezpieczeństwa złożony z doświadczonych czekistów zdecydowanych by stać na straży socjalistycznej ojczyzny. Proces toruński wysłał opozycji czytelny sygnał który jak wiadomo z późniejszych wydarzeń został odebrany czytelnie i jasno. Symboliczna ofiara charyzmatycznego księdza nadawała się doskonale na symboliczny punkt zwrotny w historii Polski.
Ale to tylko hipotezy, albo gorzej teorie spiskowe. Aby w Polsce mogły kwitnąć od lat giną dokumenty, woda zalewa akta, lub kradną je wraz z autami złodzieje samochodowi. Całe szczęście, że jest nieco mniej tajemniczych śmiertelnych wypadków drogowych. Ale to za pewne dzięki wytężonej pracy funkcjonariuszy na drogach a także władz państwowych które nie ustają w wysiłkach by żyło na się bezpieczniej.