Posts Tagged ‘Wielka Brytania’

Wał Hadriana

Czyli o tym, że Cameron poległ pod Poitiers

W roku pańskim 122 miłościwie panujący władca Imperium Romanum przybył na jego najdalsze północne rubieże, aby osobiście dopilnować realizacji jednej ze swych głównych politycznych inicjatyw. Polityka tego władcy różniła się zasadniczo od realizowanej przez poprzedników i sprowadzała się do założenia, iż od potencjalnych wrogów należy się odgrodzić, a o wzajemne stosunki dbać za pomocną pieniędzy i handlu. Pokojowa polityka Hadriana nie przysparzała mu sympatyków ani pośród dowódców wojskowych ani rzymskich polityków. Wojna, w szczególności wojna wygrana, oznaczała intratne synekury i nadania, tyle że zdaniem cesarza korzyści, jeśli nawet odnoszono je w działaniach zbrojnych, nie wyrównywały ponoszonych w związku z wojowaniem kosztów. Do powyższych konkluzji Hadrian doszedł nie dzięki lekturze, ale obserwacji uczestniczącej. Jako faworyt swego poprzednika (Trajan) poznał kulisy większych i mniejszych operacji militarnych. Granica, której budowę przybył obserwować, nie miała wyłącznie charakteru rubieży obronnej i w praktyce wyznaczała limit rzymskiej strefy wpływów, przede wszystkim administracyjno-podatkowych. Co ciekawe, jako taka przetrwała nawet rok 407, kiedy to Rzym porzucił swoją prowincję, a lokalni możnowładcy musieli radzić sobie sami. I choć oni również w przyszłości utracili swoją władzę, granica trwała nadal, stając się w przyszłości również granicą wyznaniową. Mimo że potem stała się granicą wewnętrzną zjednoczonego państwa, całkiem niedawno bardzo konkretnie przypomniała o swoim istnieniu.

Czytaj dalej

10 komentarzy

Wieża Babel

Czyli o tym, że na piasku można jednak sporo wybudować

Uśmiechnięci dżentelmeni na zdjęciu poniżej mają uzasadnione powody do zadowolenia: oto po dziesięcioleciach podwijania ogona Royal Navy powraca na imperialne pozycje. Comeback dokonuje się w iście filmowym stylu: w Bahrajnie szykuje się bowiem re-opening bazy Juffair, nad którą Union Jack przestał powiewać w 1971 roku. Brak gracji w nazewnictwie nie umknął uwadze tutejszej opozycji, której lider jednoznacznie zarzucił Londynowi powrót do kolonialnych tradycji. Ową skądinąd celną konkluzję przypłacił… czteroletnim wyrokiem pozbawienia wolności, co jak na standardy pustynnego królestwa i tak można uznać za przejaw pewnej sądowniczej łagodności.

Czytaj dalej

4 komentarze

Iron Lady

Czyli o tym, że można być wielkim politykiem, ale nie można sobie poradzić bez możnych protektorów…

Na ekrany polskich kin wszedł film o Margaret Thatcher, a na łamach gazet zagościła dyskusja o bohaterki twórczości i talencie. Pośród mniej lub bardziej rzeczowych sporów, jak zwykle najdziwniejszy jest ten, który toczy się na łamach GW. To tutaj Witold Gadomski i Wojciech Orliński, każdy ze swej strony, mierzą się z mitem „Iron Lady” i jak łatwo sobie wyobrazić, choć obsadzeni w przeciwnych rolach, obaj ulegają przewodniej linii politycznej publikatora, w którym występują.

Komentowanie polityki Iron Lady bez choćby zarysu historii politycznej Wielkiej Brytanii jest po prostu pozbawione sensu. Każdy polityk rośnie i upada w ściśle określonych warunkach społeczno-ekonomicznych, które wymuszają na nim odpowiedni koloryt rządzenia.

Lata 1945-1979 to okres śmiertelnych zapasów pomiędzy Konserwatystami i Laburzystami, przy czym ów pojedynek aż do 1979 roku wygrywali raczej lewicowcy. Trudno się temu dziwić, politycy Labour Party funkcjonowali w strukturach w sposób naturalny przychylnych ZSRR, a tym samym niechętnych USA. Te 34 lata to dla Brytyjczyków powolny, ale bardzo widoczny upadek znaczenia politycznego na świecie, pełen mniej lub bardziej bolesnych policzków, takich jak utrata kolonii, a na rynku europejskim francuskie veto dla wstąpienia Albionu do EWWiS – faktycznego gospodarczego protoplasty dzisiejszej UE. Laburzyści wyniesieni do rządzenia między innymi potęgą związków zawodowych, nie mogli się z nimi konfliktować, prowadząc tym samym do sytuacji, kiedy wielkie organizacje pracownicze niemalże domagały się sterowania państwem. Obfita historia politycznych sfarów, wyborów przedterminowych, a także intryg inspirowanych przez służby specjalne dowodzi, że polityka polska bynajmniej nie ma monopolu na tym polu :). Polanda miała swoją aferę Olina, Wielka Brytania Harolda Wilsona – premiera który został zmuszony do ustąpienia w 1976 roku. Nota bene wyparował z polityki praktycznie całkowicie tracąc również fotel przewodniczącego Labour Party. Jak się go pozbyto? Otóż MI5 nie tylko fabrykowała doniesienia o jego agenturalnej przeszłości i kolportowała je poprzez wpływowych, związanych ze służbami dziennikarzy, ale organizowała również strajki w Irlandii Północnej! Co ciekawe, na fotel premiera a także szefa laburzystów wskakuje wtedy James Callaghan autor siłowych rozwiązań w Ulsterze, który już w 1968 roku jako minister spraw wewnętrznych zdecydował o wysłaniu do Irlandii jednostek specjalnych. Gdyby nie jego decyzja, do słynnej „Krwawej Niedzieli” być może w ogóle by nie doszło. Masakra w Londonderry jest tym samym dla mitu IRA, czym Kopalnia Wujek w etosie Solidarności. I tu i tu oddano strzały do bezbronnych ludzi. W obu przypadkach nie udowodniono odpowiedzialności wyżej niż na szczeblu dowodzenia interweniującym oddziałem.


To właśnie polityczna aktywność Labour Party rozpala konflikt w Irlandii, którego symbolem stanie się później Margaret Thatcher. Skąd ta miłość lewaków do Ulsteru? Wynik politycznej kalkulacji. Potrzebowali głosów ulsterskich unionistów z uwagi na kruchą przewagę nad Konserwatystami.

Lata 70. w Anglii to niemalże wojna domowa. Przerwy w dostawach prądu stosowane przez związki górników jako instrument wpływu na władze, milicje robotnicze atakujące łamistrajków, a także powtarzające się seriami protesty w każdej dziedzinie życia w połączeniu z kryzysem paliwowym w drugiej połowie lat siedemdziesiątych stworzyły po raz pierwszy warunki, w których klasa robotnicza miała niemalże dość sama siebie. Interesujące jest jednak to, że mimo zmieniających się sympatii nadal liderem sondaży był właśnie James Callaghan, premier z Partii Pracy. Bo choć nastroje się zmieniały, nadal trudno się było spodziewać radykalnego rozstrzygnięcia. I wtedy właśnie konserwatyści postanowili skorzystać z pomocy fachowców. Narodził się marketing polityczny, a o pomoc w organizacji kampanii zwrócono się do Saatchi&Saatchi. Prosty reklamowy lead trafił do wyborców. Umiejętna gra słów zadziałała na wyobraźnie.

To, że w tłumie na zdjęciu stoją statyści nie miało większego znaczenia. Plakat miał swoją moc. Iron Lady nazwana tak zresztą przez sowieckie mass media, a nie własnych publicystów uchwyciła stery rządów. Czym właściwie jej polityka różniła się od tej, jaką usiłowali realizować rządzący na przemian liberalni i konserwatywni politycy?

Margaret Thatcher postawiła na konflikt z ZSRR. Dzięki temu wraz z pojawieniem się Ronalda Reagana natychmiast zdetronizowała Francję jako rozgrywającego w europejskiej polityce, a następnie konsekwentnie zaadaptowała „reaganomikę” do własnego systemu władzy. Jej Anglia dostała „bonus life”. USA pozyskały wiernego sojusznika w walce z Rosją, a na dodatek umocniły się w Europie. O tym jak sojusznik był wtedy Ameryce potrzebny, najlepiej świadczy choćby Nikaragua. Waszyngton wspierał Contras, tymczasem rząd Francji otwarcie pomagał Sandinistom, podobnie jak wcześniej lewicowej partyzantce w Salvadorze. Ówczesna Europa znacznie bardziej obawiała się amerykańskiego radykalizmu niż „oswojonego” ZSSR, a o takie poglądy dbały socjalistyczne rządy praktycznie w każdym ówczesnym europejskim kraju.

Iron Lady i jej agresywna retoryka jak ulał pasowała do amerykańskiej linii odbudowywania pozycji na świecie, nadwyrężonej klęską w Wietnamie i „miękką” administracją Cartera.

W zasadzie w bardzo podobny sposób Thatcher dorobiła się pozycji symbolu twardego kursu wobec IRA, zawdzięczając to głównie medialnej wrzawie w sprawie Bobbiego Sandsa. Ów bojownik IRA w trakcie kolejnej odsiadki zorganizował w więzieniu bunt przeciw traktowaniu osadzonych członków IRA jako więźniów. Domagał się dla nich statusu jeńców wojennych. Owo żądanie było o tyle uzasadnione, że taki status przyznano więźniom IRA w 1972 i to za rządów ….. konserwatystów! Uprawnienia odebrano w 1976 roku, kiedy to u władzy była Partia Pracy, a premierem Callaghan, ten sam który wysłał wojsko do Ulsteru po raz pierwszy.

Kiedy 1 marca 1981 Bobby Sands rozpoczął swoją głodówkę nie mógł sobie zdawać sprawy, że na realizację jego postulatów nie ma najmniejszych szans, bo rząd Jej Królewskiej Mości Elżbiety II pod wodzą Margaret Thatcher ma już zupełnie inne pryncypia. Głodówka zorganizowana przez Sandsa od początku miała jeden cel: wygenerowanie jak największego zainteresowania mediów. Niezwykłym wsparciem dla tej kampanii okazała się nagła śmierć Franka Maguire, stronnika IRA, posła do brytyjskiego parlamentu. Działacze i wolontariusze rozpoczęli natychmiast kampanię wyborczą. Głodujący więzień Bobby Sands stał się kandydatem do parlamentu. Choć można by deliberować nad tym, czy ów szczęśliwy zbieg okoliczności to wynik słabego serca 51 letniego Maguire, czy też raczej zaaplikowanej mu substancji chemicznej, bezspornym faktem pozostaje co innego: 9 kwietnia Bobby Sands został legalnie wybrany do parlamentu. Jeśli domniemanie spisku wydaje się komuś absurdalne, warto zauważyć, że Sands nie był kandydatem oczywistym! Kandydatów było 3, w tym Noel Maguire, brat nieboszczyka. Ale po spotkaniu z bojówkami IRA ….. zrezygnowali :).

Warto przy okazji zwrócić uwagę, że mimo wielkiego zainteresowania mediów i mobilizacji szeregu środowisk nie było to miażdżące zwycięstwo, co świadczy niejako o ówczesnej popularności IRA w terenie. Takie szczegóły nie mogły umknąć uwadze Pani Premier. W efekcie nie ugięła się przed żądaniami, twierdząc że „przestępstwo to przestępstwo, a nie polityka”. Łącznie głodówka pociągnęła za sobą 9 ofiar. Krytycy twierdzą, że było to klasyczne pyrrusowe zwycięstwo, ponieważ doprowadziło wprost do eskalacji przemocy i budowy politycznej siły Sinn Fein z Gary Adamsem na czele. Być może. Ale w ówczesnej polityce Ulster się już faktycznie nie liczył a stanowczość Thatcher dawała do myślenia krewkim dowódcom bojówek robotniczych. Jakby nie patrzeć byli kojeni na liście. Na efekty nie trzeba było długo czekać, wszechpotężny działacz związkowy Arthur Scargill, który w 1974 zdołał obalić konserwatywny gabinet Hatha, w 1984 roku przegrał z Thatcher mimo trwającego prawie rok strajku.

Agresywne posunięcia polityczne w kraju nie przysporzyły Pani Premier poparcia, a polityka mówienia prawdy prosto w oczy nie cieszyła się wielką sympatią. Liberalizacja przepisów połączona z preferencjami inwestycyjnymi nie zaskarbiała wielkiej sympatii wyborców. Tym samym jak z nieba spadła jej inicjatywa polityczna argentyńskiej junty wojskowej która upomniała się o Malwiny. Zwycięska szybka wojna zjednoczyła argentyńskie społeczeństwo i skutecznie odwróciła uwagę od bankrutującej gospodarki. W Anglii zajęcie nieistotnych Falklandów wywołało nacjonalistyczne poruszenie. Spece od mediów zorientowali się natychmiast, że nic tak nie poprawi notowań jak udana operacja wojskowa. Tak też się stało. Union Jack załopotał nad Falklandami. Wybory zostały wygrane.

Nawiasem mówiąc przypadająca właśnie 30-sta rocznica tamtych wydarzeń może się okazać brzemienna w skutki. Na wyspach jest już HMS „Dountless”, który może rzekomo zestrzelić wszystkie argentyńskie myśliwce i to zaraz po starcie z lotnisk. Na wyspach jest również książę William pracowicie ćwiczący swoje umiejętności pilota śmigłowca. Powyższe daje wspaniałą okazję do porównań inflacyjnych. Cała wojna w 1982 roku kosztowała skarb Zjednoczonego Królestwa 2 milliardy funtów. Jeden HMS „Dountless” kosztuje… 1 miliard. Witold Gadomski w swoim artykule zaznacza, że Iron Lady wprowadzając się na Downing Street 10 na remont wydała 2 tysiące funtów, a David Cameron 5 razy więcej. Jak widać drobiazgi przykuwają uwagę znacznie bardziej niż sprawy nieco ważniejsze. Ale skala inflacji daje do myślenia.

Gadomski widzi wyłącznie pozytywy prywatyzacji wspartej obniżaniem wymogów wobec instytucji finansowych, jego oponent Orliński dostrzega wyłącznie kunktatorską prywatyzację, przypominając napisaną w 1995 książkę Willa Huttona krytykującą 15 letnie rządy Konserwatystów. Co ciekawe Hutton w 2005 roku wydał komentarz do własnego dzieła pod tytułem „Czy się myliłem?”, gdzie wyjaśniał dlaczego przewidywany przez niego kryzys nie nadszedł. No, ale uczynny dziennikarz gazety dodaje szybko iż, Hutton ….. pośpieszył się z kajaniem o 2 lata. Co ciekawe w tej analizie Orliński gubi całkowicie fakt, iż wydarzenia które opisuje Hutton poprzedza dla odmiany 13 lat rządów lewicy, która miała przecież szansę wsłuchać się w krytyczne głosy, na których miedzy innymi opierała kampanię. Ale się najwyraźniej nie wsłuchała. Witold Gadomski widzi Iron Lady na barykadzie walki o dobro i sprawiedliwość, dla Orlińskiego jest winowajczynią dzisiejszej marnej kondycji Albionu.

Mój punkt widzenia jest zupełnie inny. Margaret Thatcher była ostatnim politykiem, który realizował swoje cele bez przesadnego koncentrowania się na ich politycznej poprawności. Z definicji jednowładcza, dzięki podporządkowaniu zaplecza rządziła samodzielnie, co zdecydowanie ułatwia podejmowanie trudnych decyzji.

Powszechnie uważa się dzisiaj, że jednym z powodów upadku była właśnie zmiana sposobu naliczania podatków od nieruchomości zdecydowanie preferencyjna dla zamożnych, wspominana jako najbardziej niepopularny krok Thatcher. Moim zdaniem jest jednak inaczej. Po prostu przestała być potrzebna Amerykanom, którzy do tej pory stali za nią murem. Co było powodem tego zwrotu? Zdecydowany sprzeciw wobec zjednoczenia Niemiec. To jest faktyczne Waterloo Iron Lady, do którego doszło między innymi w rezultacie bankructwa polityki gospodarczej którą prowadziła. Liberalna prywatyzacja i wzorce zaczerpnięte z USA przestawiły gospodarkę z produkcji na usługi. Francja postępowała dokładnie odwrotnie i jej antyniemiecki sojusz z Anglią został bardzo łatwo złamany obietnicą wspólnej waluty, która natychmiast poprawiała konkurencyjność francuskiego eksportu. Na Anglię taki motywator nie mógł podziałać ,ponieważ nie miała czego eksportować. Tym samym w 1990 roku po raz pierwszy odwróciły się wiekowe tradycje polityczne: Francja zastąpiła Anglię w roli partnera Niemiec. Zjednoczone Królestwo straciło swoje znaczenie.

Thatcher musiała sobie z tego zdawać sprawę. Jej główny promotor już jej do niczego nie potrzebował, a bez jego wsparcia nie mogła rządzić jednowładczo. Dlatego też nie zgłosiła swojej kandydatury w kolejnych wyborach.

Gdyby nie niemalże jednoczesny zwrot na prawo w USA i UK soviet blok potrwał by dłużej, a kto wie czy nie zamieniłby się po prostu w jakieś wielkie WNP. Dla Gadomskiego i Orlińskiego Thatcher jest odpowiednio dobra lub tylko zła. Na takie opinie mogą sobie co najwyżej pozwolić obywatele Wielkiej Brytanii. Mieszkańcy małych państw w formułowaniu swoich ocen nie mają niestety takiego komfortu. Każda europejska dekompozycja toczyła by się wokół zjednoczenia Niemiec, a te nieuchronnie przejęłyby prymat w Europie. Jedni mogli na tym zarobić inni nie. Anglicy, za sprawą polityki Thatcher nie zarobili. A Polacy? Paradoksalnie, najbardziej wymagający w kontaktach z RFN i NRD był ….. towarzysz Wiesław Gomułka.

Począwszy od 1990 roku polskim politykom budowanie europejskiego domu przesłaniało fakt, że ów dom będzie miał niemieckiego dozorcę. Ale to już zupełnie inna historia.

4 komentarze