Posts Tagged ‘blog’

Łyda, moda i sprawa polska

Czyli o tym, że w Polandzie brak wzorców elegancji, rodzimy edukator ma zazwyczaj mentalność egzekutora, a ambitne społeczeństwo powinno mieć również ambicję na elegancję.

Dowiedziono już wielokrotnie, że okresy pokoju sprzyjają feminizacji mężczyzn. Zachowania osobnicze stada, które nie jest trzebione muszą się przecież zmieniać. I zmieniają się, choć oczywiście nie same. Wielkie koncerny od lat modyfikują zachowania społeczne produkując nowych nabywców na swoje produkty. I tak: z jednej strony motoryzacja przestała być wyłącznie domeną facetów i za kierownicą większości terenówek zobaczymy…. panie (a właściwie mamy, które takie właśnie auta uważają za bezpieczne). Cały „terenowy” koncept marketingowy znajdzie zatem zastosowanie w brodzeniu po miejskiej dżungli i tylko nieliczni zdobędą się na prawdziwe off-roadowe szaleństwo. Z drugiej strony rynek beauty coraz odważniej sięga po mężczyzn. Jeszcze dwadzieścia lat temu rynek męskich kosmetyków w ogóle się nie liczył. Dzisiaj, choć nadal jest ułamkiem damskiego, to systematycznie zmniejsza swój mianownik. Biadolenie nad tym jakie są, jakie były czy jakie powinny być determinanty płciowe nie ma już sensu. Panie, po pierwsze, trzymają mocno kierownice w swoich pojazdach, pod drugie – często owe pojazdy kupiły sobie same i to już wystarczy za signum temporis.

Współczesna ekonomiczna struktura społeczna to przedziwna mieszanina starych i nowych postaw, a linie podziałów nie są już tak wyraźnie jak kiedyś. Najlepszym przykładem jest moda męska. Hmm… jak to w ogóle kiepsko brzmi… Jak moda w ogóle może być męska?! A jest, drodzy Panowie, i to od bardzo, bardzo dawna. Zanim mundur z przyczyn ściśle ekonomicznych za sprawą pruskich żołnierzy stał się tylko opakowaniem mięsa armatniego, był prawdopodobnie jednym z najbardziej wykwintnych męskich ubiorów! Na starych sztychach nie odnajdujemy facetów z brzuszkami, a epolety nie połyskują na opadniętych ramionach workowatych kurtek! Przez setki lat mężczyźni dbali o siebie i nie poczytywano im tego za słabość. Problem jest inny: te postawy dotyczyły elit, a nie mas toteż zawsze można je było łatwo kompromitować, traktując jako objaw dekadencji. Dbałość o siebie i przestrzeń wokół siebie to kwestia cywilizacyjna, a nie polityczna. Do dzisiaj pozwala odróżnić miasto włoskie od niemieckiego, więc to szerokie ujęcie nie dotyczy wyłącznie Polandy. W zakresie ubioru męskiego i stosunku doń jesteśmy jednak wyjątkowi, bo dbałości o ten ubiór wyjątkowo niechętni. Dlaczego tak uważam? Proszę wykonać test samodzielnie. Wystarczy wpisać w przeglądarce: „Jak ma się ubierać facet?”, „Jak powinien ubierać się mężczyzna?” itp. Zanurkujemy w świat, w którym ujawnia się całe spektrum postaw i to mnie nie dziwi. Zaskakuje co innego: jadowita postawa zarówno zwolenników zasady, że facet mody nie uznaje, jak i antagonistów tej tezy. Wniosek jest jeden: w polskiej modzie męskiej brak jest autorytetów i wzorców do naśladowania.

W tym ujęciu jednym z największych ambasadorów zmian, naśladowanym zarówno przez Panie jak i Panów był… Aleksander Kwaśniewski! W formalu, który jest u nas traktowany wyjątkowo serio i dogmatycznie, kolory koszul i krawaty stosowane przez byłego Prezydenta narobiły sporo pozytywnego zamieszania. Jak się mogłem przekonać jeszcze jako prezes Wólczanki, prezydenckie trendy były wdrażane bez względu na poglądy polityczne. Wiem, wiem… już pojawiają się złośliwe uśmieszki, bo dla jednych żadna to figura, a dla drugich –  formal nie jest modą. Nie zmienia to faktu, że nikt stylu nie zacznie od comme de garcon, publicznie należałoby wyglądać elegancko, a  podobnych do „Kwasa” przykładów jest niestety mało. Na dodatek w rozmowach o modzie przoduje rozdęte „poradnictwo” i to ex cathedra. Na drugim biegunie jest nurt, któremu osobiście bardzo kibicuję licząc na to, że ten rodzaj edukacji zdobędzie sobie wreszcie należne mu uznanie.

Mowa tu o blogosferze. Choć i tutaj zdarzają się jakże polskie postawy, gdzie aroganccy naziści stylu tropią i pouczają, to mam nadzieję, że o prawdziwy rząd dusz wśród  internautów powalczą zupełnie inaczej skonstruowani ludzie. Przykład edukacji w dobrym stylu to mr-vintage.blogspot.com. Blog porusza się w obszarze szeroko rozumianej klasyki, a autor prowadzi go ze znawstwem, a przede wszystkim SZACUNKIEM dla czytelnika (co jest moim zdaniem niezwykle ważne, bo empatia to deficytowy towary na naszym rynku). Pisane dobrym językiem posty pozwalają zapoznać się zarówno z trendami, jak i tym, jak je stosuje autor. Co więcej podoba mi się bardzo położenie nacisku na konserwację, ponieważ dobra odzież nie jest tania i trzeba jej poświęcić odrobinę uwagi. Styl propagowany przez autora jest mi bliski, bo chociaż orbituje wokół formalu, to porusz się po takiej trajektorii, która umożliwia i dystans, i zabawę ze stylem. Co więcej autor ma czas i ochotę na odnoszenie się do jakości produktów, a to już szczególnie godne pochwały, bo po latach przyzwyczajania do niskich cen musimy zacząć przyzwyczajać się do produktów byle jakich albo też płacić cenę, która zapewnia odpowiednią jakość. Może i nie jest to blog dla koneserów, ale każdy kto chce się dowiedzieć czegoś o modzie męskiej w sposób przyjazny, powinien się tu udać. Dlatego  Mr Vintage to dla mnie wzór i gdybym miał lansować „first page to start” zaproponowałbym właśnie jego.

Dla tych, których w modzie interesuje więcej mody niż klasycznej elegancji, a na liczniku mają mniej niż 30 lat, odpowiedni będzie www.mensside.blogspot.com. Chłopak jest sympatyczny, pisze dość szczerze, a przy okazji nie ewangelizuje. Blog to w znacznym stopniu jego własne zdjęcia, ale wykazuje, że szczupłymi środkami można z powodzeniem wybrać coś co doskonale wygląda. Spośród jego sesji najbardziej sobie cenię tę, którą uznał za nieudaną, ponieważ pozował przed wejściem do galerii handlowej, wywołując tym niezdrowe zainteresowanie naszych współplemieńców. Nawiasem mówiąc to zdjęcie to ciekawy przykład na to, że fotografia modowa również potrzebuje emocji tyle, że jak model „gra”, to zazwyczaj klisza pęka. A tu chłopak był wkurzony; widać, że jest wkurzony i fota ma ładunek, a o to chodzi.

Dla odmiany fecodrobe.blogspot.com kierowany jest najprawdopodobniej do tych, którzy choć 30 już minęli, nadal chcą się czuć, a już na pewno wyglądać, młodziej. Tu autor jest zupełnie inną osobą, której status, choć nigdzie nie został opisany, daje się wyczuć w treści. Gdyby jeszcze wyszedł bardziej poza sama konwencję, czytałoby się ciekawiej, ale i tak jest dobrze. Miłe uzupełnienie do „merytoryczno-praktycznego” podejścia Mr. Vintage’a. Czuć tutaj dobre pióro i być może doczekamy się kiedyś jakiejś szerszej formuły z modą w tle.

Na koniec o tytułowej łydzie. Prezentował ją namiętnie VIP ulokowany w pierwszym rzędzie na pewnym dużym wydarzeniu dotyczącym rynku kapitałowego. Oczywiście to kwestia nieistotna wobec większości poruszanych na spotkaniu, a życie można przeżyć pięknie i godnie w jednym garniturze i dwóch koszulach. Można. Ale mój punkt widzenia jest nieco inny, być może w znacznym stopniu ze względu na skrzywienie zawodowe. Polanda jest jednak krajem, który na moich oczach dokonał olbrzymiego cywilizacyjnego skoku i z olbrzymim prawdopodobieństwem zajmie w końcu istotne miejsce na mapie Europy. Wystarczy jednak wizyta w kilku europejskich miastach, aby się przekonać, że choć mamy już winiarnie i podobne marki, to nasza ulica jest nadal szara i… potwornie nabzdyczona.

Łyda
Łyda

Toteż dla mnie będzie lepiej jeśli się zrobi bardziej kolorowo, a na twarzach pojawi się więcej uśmiechu i uprzejmości. Ktoś powie: kryzys. Ale kryzys jest wszędzie i nie jestem pewien kto by wygrał w negatywnej licytacji gdzie jest najgorzej. Powinniśmy się zmieniać jako społeczeństwo, a już na pewno powinny się zmieniać elity, które siłą rzeczy nas reprezentują.

7 komentarzy

Zabili mu syna

Czyli co łączy Piaseckiego z Olewnikiem, Józefa Jędrucha z Mittalem oraz jaki wpływ mają służby specjalne na bezpieczeństwo państwa.

Afera „Olewnika” jest już za pewne nieco nudna dla przeciętnego czytelnika, choć nagłe zwroty akcji, takie jak choćby niedawne oświadczenie Jacka Karpinskiego – przyjaciela świętej  pamięci Krzysztofa Olewnika,  że jednak ma coś na sumieniu dodają jej nowego smaczku. Wielokrotnie powtarzany w mediach skrót tej historii zapeklował już skandal który kosztował życie denata i karierę kilku osób nie wspominając już o tajemniczej fali samobójstw która nawiedziła nawet jednego ze strażników.

Jak wiadomo dzięki kumulacji tych  nieprawdopodobnych wydarzeń sprawa okazała się przez chwilę na tyle priorytetowa aby zajęła się nią specjalnie powołana komisja sejmowa, a minister Ćwiąkalski stracił stanowisko. To taka nasza Polandowa specjalność zarezerwowana w zasadzie wyłączenie do afer. Ustawodawcy wydaje się bowiem, że polityczna emanacja jego ciała w bliskim kontakcie z przestępstwem i telewidzem ( choć dziwnym zbiegiem okoliczności afery Olewników nikt nie transmituje ) podniesie autorytet i wiarygodność państwa.

Nic bardziej błędnego. Komisja na pewno może pomóc ambitnemu posłowi w zrobieniu kariery. No ale musi być jeszcze do tego nośny temat, a sprawa Olewnika to raczej grząski grunt. Mimo, że kolejna prokuratura zabrała się ostro do pracy to nadal nie wiadomo nic poza poprzednimi ustaleniami. Owszem dowiedziono zgubienia olbrzymiej ilości dowodów, lekceważenia doniesień, niefrasobliwości funkcjonariuszy czy wręcz pobranych zeznań. Nikt nie odpowiedział jednak na podstawowe pytanie: kto zlecił to porwanie i dlaczego porwanego przetrzymywano tak długo zanim został zamordowany. Nie mówiąc już o tym jak to się stało, że sprawą interesowały się od jej zarania najwyższe czynniki państwowe.

Mogło by się również wydawać, że to jedyna taka sprawa w Polandzie kiedy wielki aparat siłowy jakim jest prokuratura i policja nie może sobie poradzić z ustaleniem podstawowych faktów. Otóż nic bardziej błędnego. Miał już miejsce podobny przypadek. Aż dziw, że nie został jeszcze wskazany przy tej okazji.

Uczeń od Świętego Augustyna

17 stycznia 1957 do grupy uczniów wychodzących z lekcji podszedł nieznajomy mężczyzna. Wymienił nazwisko jednego z chłopców pytając czy znajduje się w grupie. Nieświadom niebezpieczeństwa chłopak ujawnił się. Nieznajomy przedstawił mu następnie legitymację okazał plik dokumentów i poprosił chłopca aby udał się razem z nim. Tak też się stało. Chłopcy zauważyli jeszcze, że ich kolega wraz z dwoma mężczyznami o wyglądzie „typowych tajniaków” wsiadł do zaparkowanej niedaleko taksówki. Zdołali również zanotować jej numer. I nie było by pewnie w tym nic dziwnego gdyby nie to, że chłopiec nazywał się Piasecki i był synem charyzmatycznego wodza PAX-u.  W taki właśnie sposób zaczyna się jedna z największych afer kryminalnych PRL. Gdzie tu analogie? Porwano pierworodnego syna, domagano się okupu angażując bliskich w skomplikowane podążanie tropem kolejnych wskazówek i mimo pełnej woli do zapłacenia okupu porwany został zamordowany i odnaleziony w zasadzie przypadkiem prawie dwa lata od śmierci. I coś jeszcze. Mimo pościgu rozpoczętego godzinę od porwania sprawców nie udało się zatrzymać! Ba, w efekcie szeroko zakrojonego śledztwa prowadzonego w policyjnym totalitarnym państwie ujęto zaledwie Ignacego Ekelringa kierowcę feralnej taksówki. Co ciekawe, człowiek którego współudział w porwaniu był na 100% pewien, zatrzymany został wyłącznie dzięki nieustępliwości i kontaktom ojca porwanego. Zatrzymano go w ostatniej chwili na granicy w Zebrzydowicach. Co więcej, mimo tych okoliczności nie został zatrzymany od razu. Dopiero po kilku miesiącach wydano stosowny nakaz i Ekelring znalazł się w areszcie. Niestety na kilka dni przed wyznaczonym początkiem procesu prokuratura wycofała z sądu akt oskarżenia. Był grudzień 1959. W chwilę później Ekelringa zwolniono z aresztu, a sprawa praktycznie wisiała w powietrzu aż do 1982 roku kiedy została oficjalnie umorzona na skutek przedawnienia. Ciekawe prawda? W czasach wszechwładnej bezpieki organom ścigania ginęło wszystko: taśmy z nagraniami dzwoniących do Piaseckiego porywaczy, zeznania świadków, zebrane dowody w tym list wysłany przez porywaczy a podejrzani bez przeszkód wyjeżdżali za granicę. Mało tego, kilku świadków którzy złożyli zeznania demaskujące matactwa Ekelringa zostało później pobitych albo zastraszonych. Napastnicy nie kryli się z intencjami. Domagali się milczenia. W 1992 roku Antoni Maciarewicz przekazał rodzinie część akt związanych ze sprawą. Część ponieważ reszta do dzisiaj znajduje się w zbiorze zastrzeżonym co oznacza, że służby specjalne nadal uważają te materiały za istotne mimo upływu 52 lat od tej zbrodni. Najprawdopodobniej dla samych służb. Czemu?

Porwanego Bogdana znaleziono prawie dwa lata po porwaniu w piwnicy jednego z warszawskich domów. Nie został wprawdzie w tej piwnicy zamurowany żywcem ( jak do dzisiaj głosi plotka ) ale faktycznie zabójcy postarali się aby ciała nie odkryto za prędko. Chłopiec ze sztyletem wbitym prosto w serce został umieszczony w piwnicznej toalecie którą następnie zabito gwoździami. To wraz z fetorem rozkładającego się ciała skutecznie odstraszało ewentualnych dociekliwych. I tu pora na smaczek. W budynku o którym mowa znajdował się lokal operacyjny  MSW a człowiek odpowiedzialny za ten lokal znał zarówno Ekelringa jak również pozostałe osoby których udział w sprawie udało się ustalić. Sam Ekelrigng dożył spokojnej starości. Umarł w 1977 roku. Do dnia śmierci utrzymywało go MSW. Śledczym nic ciekawego nie wyjawił poza jednym. Zeznał kiedyś, zapewne w chwili słabości „tych którzy to zrobili boję się bardziej od was” To nie niechlujstwo, błędy organizacyjne czy ludzkie powodują zaginięcia dokumentów w tego typu sprawach. W każdym systemie prawnym istniał, istnieje i będzie istnieć jeden wytrych: służby specjalne. To obecność służb spowoduje, że nie dowiemy się dlaczego w kluczowym momencie więźnia pilnuje jeden a nie trzech strażników, dlaczego ma alkohol we krwi lub dlaczego nie ma żadnych dokumentów na jego temat. Jeśli nawet pozostanie jakiś ślad wydanych poleceń, to ów będzie tajny i siłą rzeczy wyłączony z dalszego powstępowania. Czy służby stoją ponad prawem? Pośrednio odpowiada na to nazwa aktualnej niemieckiej policji politycznej: „Urząd ochrony konstytucji”. Jak ktoś chroni, to zazwyczaj wie lepiej co jest dla tej konstytucji dobre.

Dlatego w niektórych sprawach akta będą ginąć ponieważ skradziony zostanie samochód którym są przewożone, dowody ulegną zniszczeniu w magazynie a świadkowie zmienią zeznania lub po prostu nie da się ich odnaleźć. Porywacze Piaseckiego nawet nie zamierzali chłopca kiedykolwiek przekazać rodzinie. Obdukcja choć przeprowadzona  po śmierci nie pozostawiała wątpliwości: zabito go praktycznie od razu. Żądania okupu miały wyłącznie zmylić tropy i ojca. Czy Franiewski zamierzał oddać Krzysztofa Olewnika? Nic na to nie wskazuje, rodzina nie unikała płatności okupu. Wykonawca porwania był doświadczony kryminalista ba doświadczonym milicyjnym agentem ale nie morderca. Być może to wyjaśnia gehennę Olewnika w amatorskim więzieniu pod Kałuszynem. W Polandzie brakowało podówczas doświadczonych morderców. Dzisiaj poszło by pewnie łatwiej! Obecność w Iraku i Afganistanie dostarczyła naszemu krajowi odpowiedniej dawki ostrzelanych facetów którzy nie odnajdują się po powrocie.

Każda służba w każdym kraju posługuje się kryminalistami ponieważ tak jest po prostu łatwiej. Po co omijać wymagania dokumentacyjne skoro można nie dokumentować żadnych poleceń? Wystarczy facetowi złapanemu na kradzieży samochodów wydać polecenie kradzieży wskazanego. Czemu to zrobi? Bo jak go złapią na kolejnej własnej robocie to ktoś go pewnie wyciągnie. Pan Jacek Karpinski również „przypomina” sobie nowe fakty i nie zaprzecza już udziałowi w porwaniu. Dzieje się zapewne dlatego, że równolegle toczy się przeciwko niemu postępowanie związane z jego działalnością biznesową czyli handlem stalą. Każdy kto pamięta KFI Colloseum Józefa Jędrucha zrozumie jak bardzo się nim swego czasu interesowano. Na wszelki wypadek jednak przypomnę. Pan Jędruch skupował długi wielkich zakładów a następnie za owe długi te zakłady przejmował. Powyższe ze zrozumiałych względów niezwykle niepokoiło polskie władze ponieważ w portfelu znajdowała się między innymi Huta Ferrum i Huta Pokój. Jędruch był poważnie traktowany jako kandydat do zakupu Huty Im Sędzimira. Jeśli nabycie tych hut przez faceta z nikąd nie uzasadnia w oczach czytelników rozwinę to w osobnym poście. Zwracam tylko uwagę, że w 2001 roku twarz Józefa Jędrucha poznali wszyscy w Polsce dzięki gigantycznej kampanii bil bordowej. To jemu właśnie zawdzięczamy koncepcję koncernu Polskich Hut Stali, hasło którym się wtedy reklamował. W owym czasie toczyła się poważna gra o to koto skonsoliduje polski przemysł stalowy. Jakoś trudno założyć aby Krup Stal Karpińskiego i Olewnika w ogóle w tamtej grze nie uczestniczył. Oczywiście nie w roli wielkiego gracza. Ale w jakiejś kombinacji operacyjnej? Któż to wie.

1 Comment

Na kogo będzie głosował Facebook ??

Czyli co łączy Adolfa Hitlera i Oil Peak, Hugo Bossa i zbiórkę szkła oraz Google i wybory samorządowe.

Moim zdaniem rok 2011 zapamiętamy na długo. Mnożenie kolejnych czarnych scenariuszy nie ma już większego sensu. Jest ich wszędzie pełno, a Peak Oil stracił urok wiedzy dla wtajemniczonych, od chwili gdy koniec ropy naftowej wieszczy co drugi tygodnik.

Trudno oczekiwać jakiegokolwiek uspokojenia nastrojów skoro żyjemy w świecie, w którym USA całkowicie legalnie po prostu drukują pieniądze. Najdziwniejsze jest to, że mimo wielu artykułów na ten temat przeciętny wyborca zapewne nie zdaje sobie sprawy co to oznacza! Ale co tu się emocjonować rozumieniem istoty druku pieniądza, kiedy Rybiński stawia tezę, że większość zadłużonych nie rozumie istoty stopy procentowej.

W świecie każda wartość przeżywała jakiś kryzys złoto również. Wprawdzie było to dość dawno, ale warto w tym miejscu przypomnieć czytelnikom, że w efekcie odkrycia nowego świata rozwalono w zasadzie europejski system wartości oparty na kruszcu. Dlaczego? Ponieważ w obiegu pojawiło się znacznie więcej złota niż wcześniej. Cały system musiał się „zrównoważyć” na nowo i dopasować do większej ilości złota w obiegu. Czemu o tym piszę? Ponieważ podówczas nie było niczego pewniejszego niż złoto, a mimo to zadziałał mechanizm dewaluacji. Przybyło złota jako środka płatniczego, a dóbr do kupienia było tyle samo. W tym kontekście obecny mechanizm dodruku pieniądza zdziała dokładnie tak samo, i tak jak zalew złota podstawił nogę koronie hiszpańskiej, zalew dolara zakończy imperialną rolę USA.

W 2011 najpierw wszystko jeszcze trochę spuchnie dzięki pompowanym papierowym pieniądzom, a tuż przed końcem roku bańka pęknie i doświadczymy zjazdów na giełdach nie tylko większych, ale i szybszych niż te które widzieliśmy na przełomie 2008 i 2009.

Ale w zasadzie co z tego? Każdy kto zaliczył choćby prosty kurs mikro i makro ekonomii wie, że pieniądz musi istnieć aby umożliwić realizację podstawowej zasady sterującej gospodarką kapitalistyczną, jaką  jest realizacja ceny ukształtowanej poprzez popyt i podaż. Kursy po spadkach 2009 roku ruszyły nie dlatego, że Kowalski dostał jakieś zasilenie z budżetu USA, ale dla tego, że ceny wielu spółek po prostu były już bardzo atrakcyjne. Pieniądz jako czynnik wymiany będzie istnieć zawsze. Pytanie czy może go niebawem zastąpić googlor albo inny substytut? Być może jakieś mega Allegoro okaże się lepszym instrumentem do określania cen niż polityczno – spekulacyjne giełdy.

Ceny wszystkiego co nas otacza najprawdopodobniej spadną do poziomu przy którym zawieranie transakcji stanie się po prostu ponownie możliwe. A że okaże się, że bez długu kupowanie czegokolwiek jest możliwe rzadko – to już zupełnie inna historia.

W tym scenariuszu musi dojść do dużego wzrostu bezrobocia, ale może się przecież okazać, że rynek wchłonie pracowników, tyle że do zupełnie innych zajęć. Jakich? Polecam wizytę w Japonii. Może się przecież okazać, że MPO warszawskie będzie liczyło np. 20.000 pracowników FIZYCZNIE zbierających wszelkie odpady. Idiotyzm? Niekoniecznie. Ceny surowców nawet jeśli spadną z obecnych poziomów to coraz bardziej  opłacalne będzie ich odzyskiwanie. Posłużę się przykładem.

Szkło jest jedynym opakowaniem w zasadzie w pełni przetwarzalnym. Butelkę można przetopić w butelkę z niewielką zaledwie 2% stratą. Kolejna jest dopiero stal, ale tam
efektywność jest już daleko mniejsza! Jaki jest więc problem? Zbiórka. Poza Szwajcarią żaden okraj nie stworzył dobrego systemu recyclingu szkła. Wymaga to po prostu bardzo dużego udziału ludzkiej pracy, a śmieciami zajmować nam się przecież nie chce. Ale wkrótce nam się zachce, bo większość otaczającego nas plastiku to opakowanie ropopochodne, które niebawem wykładniczo zdrożeją. Tym samym w wielkim stylu wrócą wszelkiej maści słoiki i butelki.

Niechęć do śmieci zmieni się również. Odrobina prania mózgów i zamiast śmieciarzy będą asenizatorzy wlepiający mandaty za nieprawidłowe sortowanie odpadów. Znowu utopia? Kolejny przykład. W 2008 roku Hugo Boss postanowił wskrzesić w Szwajcarii szwalnie garniturową. Dziwne prawda? Wybudowali wspaniały budynek, który tradycyjnej szwalni w niczym nie przypominał. Pracownicy? I tu niespodzianka: we współpracy z kantonem HB uruchomili program przekwalifikowania pracowników małych banków zamykanych z uwagi na przeniesienie większości operacyjnej bankowości do internetu! Urzędnicy bankowi stali się niepotrzebni, wielki koncern potrzebował szwaczy. Piękny budynek, wielki koncern w tle i poczucie misji pozwoliły stworzyć nową załogę. I na koniec dnia nie jestem wcale pewien, czy dupogodziny w okienku małego bankowego oddziału były lepsze niż dobrze zorganizowana praca przy modowym produkcie. Co jak co ale „corporate values” w wydaniu Hugo Bossa podziwiałem przez kilka lat.

Poprzedni wielki kryzys uruchomił wielkie prace społeczne jako sposób na rozładowanie problemu bezrobocia. Różnie można oceniać je dzisiaj, były jednak formą zaangażowania dużych mas ludzkich. Adolf Hitler poszedł oczywiście dalej ale to tylko dlatego, że tam roboty publiczne nie kończyły się na autostradach, portach i elektrowniach. Hitler uruchomił wzrost który finansował rozwój przemysłu ciężkiego. Dzisiaj mówi się jasno, że wojna była ucieczką przed kosztami zmilitaryzowania procesu wychodzenia z kryzysu. Tamta gospodarka musiała po prostu ruszyć na podbój bo nie była w stanie spłacić swoich długów.

Jak zatem sobie radzić z bezrobotnymi masami które wykreuje Peak Oil? W epoce page ranków itp. trwa nierówna walka pomiędzy twórcami wszelkich narzędzi udających prawdziwy ruch internetowy, a Google imperatorem i jego wasalami. Mimo zaawansowanych narzędzi korzysta się również z fizycznych klikaczy w Pakistanie czy Indiach gdzie są już ludzie utrzymują się wyłącznie z pisania zleconych tekstów, obecności na forach czy kreowania świadomego ruchu na stronach. Co to ma do rzeczy? Ci ludzie nie znają polskiego.

Rozwój Internetu w Polandzie wykreuje prędzej czy później podobne zapotrzebowanie. Jeśli tylko zdamy sobie sprawę, że w Estonii odbywają się już wybory przez Internet, stanie się jasne jak w niedalekiej przyszłości ważne będą „lojalne” internetowe środowiska. Etat aktywnego klikacza to może być całkiem atrakcyjna alternatywa! Ktoś zapyta ilu takich może być? To już jedynie kwestia budżetów tych którzy klikaczy będą potrzebować. W polityce już się przelicza wydatki na efektywny koszt jednego głosu. Co się tu opłaca, a co nie, widać najlepiej na przykładzie kompletnie odrealnionych wyborów do euro parlamentu. Ostatnie kosztowały niemało bo w sumie prawie 200 mln PLN po stronie partii politycznych i budżetu państwa który pawie 90 mln wydał na organizację wyborów! Same druki kosztowały ca 6 mln PLN. I teraz głupia wyliczanka: przez jeden miesiąc kampanii można by za to utrzymać prawie 60.000 klikaczy zachęcających do wybrania opłacających ich polityków w zamian za 3,3 tysia czyli średnią krajową. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tych wyborach frekwencja wyborcza wyniosła niewiele ponad 20% to okazuje się, że do urn poszło zaledwie 6 mln ludzi! Na jednego klikacza przypadło by zatem 100 osób. Przy założeniu, że głosowano by w Internecie taki wynik dało by się bez trudu osiągnąć.

Struktura społeczna niebawem nam się ponownie zmieni. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. Liczba urodzin sukcesywnie spada więc Europa sobie jakoś poradzi. Przed nami otwarcie rynku pracy w Niemczech. To będzie prosta lekcja zasysania przez rynek pracy silniejszej gospodarki. Znowu się okaże, że lepiej za Odrą opiekować się emerytem niż w Polsce wykazywać sprytem. A może będzie zupełnie inaczej i wszystko będzie po prostu fajnie. Może. Ale nic nie zaszkodzi zastanowić nad czarnym scenariuszem bo jeśli nie pomoże to przynajmniej pogimnastykujemy się intelektualnie. A do Arki też się przecież podobno nie wszyscy załapali prawda?

1 Comment

13 Grudnia REAKTYWACJA!

Najpierw mały rys historyczny. W 1973 roku Alfonso Pinochet obala legalnie wybrany rząd Salvatore Allende ale można powiedzieć, że to dzieje się przecież na innym kontynencie.  W tym samym roku wojskowi obejmują rządy w Grecji a po szumnych zapowiedziach aneksji Cypru w lipcu 1974 Turcy desantują się na wyspie. W 1974 wojskowy zamach stanu ma również miejsce w Portugalii. Mało? Rok 1977 to słynna Ofensywa 77 Frakcji Czerwonej Armii w Niemczech w roku 1978 ginie porwany przez Czerwone Brygady Aldo Moro. Na świecie szaleje kryzys naftowy, w gospodarce nie dzieje się najlepiej. Hiszpania po śmierci Franco pogrąża się w gospodarczym kryzysie. W efekcie 23 lutego 1981 Antonio Tejero i kilkunastu zamachowców pod jego komendą wdziera się do  siedziby hiszpańskiego parlamentu a na ulice Walencji wyjeżdżają czołgi gdyż  dowódca tamtejszego III okręgu wojskowego gorliwie przyłączył się do zamachu. Co gorsza, swoje czołgi wytoczyła również elitarna i największa zarazem jednostka armii hiszpańskiej dywizja zmechanizowana Brunete. Czołgi sunące na budynki radia i telewizji powstrzymał osobistym telefonem sam Juan Carlos, nota bene niegdyś oficer tej właśnie jednostki. Król, w mundurze zwierzchnika sił zbrojnych wystąpił również w TV i wzorem De Gaulla przemówił do wojska i narodu.

Europa drugiej połowy lat 70 nie była ani w połowie tak spokojna jak w ciągu ostatnich 20 tu lat. Wojna w Jugosławii, była lokalnym konfliktem który nie rozlał się szerzej w regionie a poprzez swoją południowość nie straszył opinii publicznej nad Sekwaną i Tamizą. Ostatnie 20 lat przeżyliśmy w epoce nadspodziewanego spokoju i dobrobytu który się właśnie kończy.

Ale wróćmy do Polski. Jadwiga Staniszkis uparcie twierdzi, że sierpień 1980 był elementem rozgrywek w ekipie rządzącej. Trudno się z tym nie zgodzić znając kulisy marca 1968 i grudnia 1970.  Nie zmienia to jednak faktu, że iskra padała na podatny grunt jakim było zmęczone kryzysem społeczeństwo. Ale czy pamiętamy o co się podówczas upominano? Słynne 21 postulatów sierpniowych przedstawia się następująco:

  1. Zalegalizowanie niezależnych od partii i pracodawców związków zawodowych.
  2. Zagwarantowanie prawa do strajku.
  3. Przestrzeganie zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku i publikacji.
  4. Przywrócenie do poprzednich praw ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 i studentów wydalonych z uczelni za przekonania, zniesienie represji za przekonania.
  5. Podanie w środkach masowego przekazu informacji o utworzeniu MKS oraz opublikowanie jego żądań.
  6. Podjęcie realnych działań wyprowadzających kraj z kryzysu.
  7. Wypłacenie strajkującym zarobków za strajk, jak za urlop wypoczynkowy, z funduszu Centralnej Rady Związków Zawodowych (CRZZ).
  8. Podniesienie zasadniczej płacy o 2 tys. zł.
  9. Zagwarantowanie wzrostu płac równolegle do wzrostu cen.
  10. Realizowanie pełnego zaopatrzenia rynku. Eksport wyłącznie nadwyżek.
  11. Zniesienie cen komercyjnych oraz sprzedaży za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.
  12. Wprowadzenie zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz zniesienie przywilejów Milicji Obywatelskiej, Służby Bezpieczeństwa i aparatu partyjnego.
  13. Wprowadzenie bonów żywnościowych na mięso.
  14. Obniżenie wieku emerytalnego – dla kobiet do 50 lat, dla mężczyzn do 55, lub zapewnienie emerytur po przepracowaniu w PRL 30 lat dla kobiet i 35 dla mężczyzn.
  15. Zrównanie rent i emerytur starego portfela.
  16. Poprawienie warunków pracy służby zdrowia.
  17. Zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach.
  18. Wprowadzenie płatnych urlopów macierzyńskich przez 3 lata.
  19. Skrócenie czasu oczekiwania na mieszkania.
  20. Podniesienie diety z 40 do 100 złotych i dodatku za rozłąkę.
  21. Wprowadzenie wszystkich sobót wolnych od pracy.

Cześć tych postulatów uczestniczy w debacie publicznej również dzisiaj. Proszę zauważyć, że ogólnemu postulatowi wyprowadzenia kraju z kryzysu towarzyszą oczekiwania bynajmniej nie oszczędnościowe! Płatny urlop macierzyński przez 3 lata oraz wiek emerytalny od 50 i 55 lat to zdobycze socjalne jakich nie zrealizowano nigdzie na świecie. Dzisiaj nie poradziła by sobie z nimi żadna gospodarka, tym bardziej PRL w 1980.

Karnawał „Solidarności”, bo tak nazywa  się najczęściej okres od pomiędzy podpisaniem porozumień a wybuchem stanu wojennego nie doczekał się do dzisiaj poważnej ekonomicznej monografii. Znajdziemy sporo materiałów na temat przedsięwzięć kulturalnych, eksplozji wolności słowa ale nie dowiadujemy się wiele o wydarzeniach gospodarczych. A było by o czym poczytać ponieważ w 1981 roku nasza gospodarka wchodzi w ostrą fazę kryzysu i nie jest już de facto w stanie spłacać długów. Po prostu bankrutujemy.

A w obszarze publicznym nasila się eskalacja. Polityka nie znosi próżni a związek wedle wielu relacji chce władzy a jednocześnie  nie jest monolitem.  Bardzo jestem ciekaw, kto dzisiaj podpisał by się pod manifestem „Samorządna Rzeczpospolita” czyli dokumentem programowym I Zjazdu Solidarności. Ten kompleksowy, trzeba przyznać, sposób widzenia zmian w Polsce, nie mógł się spodobać jakiejkolwiek władzy, nie mówiąc już o ówczesnej w Polsce. Szanowni czytelnicy, rzućcie kiedyś  okiem na ten niemalże anarchio – syndykalistyczny dokument w którym postuluje się  przekazanie zakładów w ręce samorządów ale bynajmniej nie na własność tylko we wspólne użytkowanie. Esencja tego dokumentu to nowy, rewolucyjny ustrój społeczny wymagający de facto demontażu istniejącego wtedy państwa.

Tym samym do jakiegoś wybuchu musiało dojść. Balonem próbnym, był dla stron incydent bydgoski kiedy w trakcie usuwania siłą zgromadzonych w siedzibie WRN w Bydgoszczy 19 marca 1981 pobito działaczy Solidarności, miedzy innymi Jana Rulewskiego o którym dzisiaj już chyba nikt nie pamięta a w tamtych czasach był widoczną postacią. Tło? Odmowa rejestracji NSZZ Rolników Indywidualnych. Działacze tej organizacji 16 marca 1981 rozpoczęli strajk okupacyjny w siedzibie ZSL ( chłopski satelita PZPR ) domagając się rejestracji związku. Spotkanie 19 marca w WRN w Bydgoszczy miało rozwiązać problem ale de facto zamieniało się w okupację kolejnego urzędu. Władza spuściła ze smyczy milicję.

Ale była to już pewna lekcja. Związek zareagował pogotowiem strajkowym, władze się ugięły zapewniając, że wyjaśnią incydent. Sytuacja zaostrzała się z dnia na dzień. O rozmiarze destabilizacji państwa świadczyć może choćby to, że strajk w Wyższej Szkole Inżynieryjnej w Radomiu zorganizowany jako forma protestu przeciwko powołaniu przez władze rektora wbrew demokratycznej decyzji samorządu, przeradza się w ogólnopolską akcję. Władza odpowiada na nastroje ustawami dającymi specjalne uprawnienia rządowi. Związek kontratakuje i właśnie w Radomiu, 2 grudnia 1981 Lech Wałęsa ogłasza gotowość do strajku generalnego.

Nie jest moim celem historyczna redefinicja. Żyjemy w świecie poglądów kształtowanych przez doraźne polityczne cele a to skutecznie zaciemnia obraz. Przypomnę tylko, że Jarosław Kaczyński który w sierpniowym strajku nie uczestniczył, przemawiając na rocznicowym wiecu użył słynnego już zwrotu „oni są tam gdzie wtedy stało ZOMO” i wykluczył z etosu większość jego faktycznych twórców.

I to jest zasadnicze pytanie, gdzie kto naprawdę był w grudniu 1981? Tylko w trakcie pierwszych dni przewrotu Pinocheta w Chile ginie 2000 osób, a lata junty przemnożą tą liczbę wielokrotnie. Jedna „Krwawa niedziela” w Londonderry w styczniu 1972 roku gdy SAS otwiera ogień do demonstracji Irlandczyków kosztowała życie 14 osób.  Kontratak IRA w Belfaście w lipcu 1972 to 20 jednoczesnych zamachów bombowych w których ginie 9 a rany odnosi ponad 100 osób. Szacuje się, że w konflikcie który wtedy się rozpoczął zginęło prawie 4 tysiące ludzi. A działo to się w demokratycznym kraju jednym z filarów EWG.

Pora zadać pytanie czy to stan wojenny był tak dobrze przygotowany czy społeczeństwo tak gotowe na jakieś rozstrzygnięcie. Nie ważne jakie, byle by się wreszcie dokonało. Zamachu stanu nie usprawiedliwia nic, pytanie czy istniała dla niego jakaś alternatywa. Można powiedzieć wolne wybory wiosną 1982. Być może, ale nie wydaje mi się aby ktokolwiek mógł odpowiedzialnie przyjmować takie rozwiązanie jako możliwe w tamtych realiach.

I jeszcze jedno: w 1989 roku nikt się nie odważył powiedzieć Polakom prawdy o stanie państwa a działo się to po kilku latach ciężkiego kryzysu. Kto zatem byłby w stanie zrobić to w 1982? Czy nowy rząd, nawet wyłoniony demokratycznie, a który musiałby wprowadzić program nie mniej drastyczny niż plan Balcerowicza mógłby się wtedy utrzymać?

Te pytania mogą drażnić. Ale jeśli nie patrzymy na świat przez różowe okulary poświęćmy chwilę aby sobie na nie odpowiedzieć. Jak świat światem, upadek gospodarczy wyprowadzał wojsko na ulicę. Jest jeszcze czas warto wypracować jakiś inny scenariusz.

2 komentarze

Wolny Śląsk

Jeszcze nie przestałem otrzymywać majli z uwagami, że moje poglądy na temat dążeń autonomicznych to dowód braku jakiegokolwiek wyczucia politycznego albo wręcz przejaw postawy celowo wrogiej Polsce.

Wczorajsza Rzepa w dziale opinie porusza sprawę Ruchu Autonomii Śląska który odniósł spektakularne zwycięstwo. Wypowiada się Jerzy Gorzelik przewodniczący ruchu oraz Piotr Semka publicysta RZ.  Drodzy Państwo, jakżeż nieśmiałe były moje sugestie co do przyszłych planów Wielkopolan! Pan Jerzy wali prosto z mostu: „W ciągu najbliższych 10 lat, chcielibyśmy stworzyć państwo regionalne które będzie ewoluowało w stronę federacji. Region rozliczałby się z budżetem centralnym na podstawie umowy i odpowiedniego algorytmu zostawiając dla siebie większość podatków. Chciałbym też, aby udało się stworzyć 48 osobowy sejm śląski. Na czele rządu regionalnego stałby premier. Interesów państwa polskiego strzegłby wojewoda”.

Uświadommy sobie zatem, że w Polandzie już istnieje grupa otwarcie realizująca politykę secesji. Zgadzam się z każdym zdaniem zawartym w komentarzu Piotra Semki poza konkluzją. Otóż Panu przewodniczącemu Gorzelikowi na niczym nie zależy bardziej niż na próbie politycznej izolacji. Taka próba to po pierwsze rozgłos, po drugie działanie całkowicie niezgodne z duchem unii. Co więcej owa izolacja do niczego nie prowadzi ponieważ aktywiści RAŚ do owej izolacji dążą!

„W centralnym zarządzaniu państwem odbiera się ludziom odpowiedzialność, a władza absolutna, czyli centralna demoralizuje. Sejmik natomiast jest namiastką rządzenia regionem”

Pan Jerzy jest historykiem sztuki wie zatem doskonale na czym polegał dualizm agrarny i do czego doprowadził. Tym samym jako osoba rozumiejąca związek przyczynowo skutkowy w procesie działa konsekwentnie i ze swej perspektywy słusznie. Na forum samorządowym na którym zależy mu przecież najbardziej nikt go nie powstrzyma ponieważ nasza polityka tak naprawdę walczy o Warszawę względnie województwa. Partyjne głowy nie dymią od sporów nad kandydaturami na wójtów. Pan Jerzy i jemu podobni skoncentruje się na tych pozycjach bo to one w niedalekiej przyszłości staną się fundamentem roszczeń.

Nasze państwo nie wkroczy na drogę asymilacji tych dążeń. Wybierze politykę konfliktu ponieważ jacyś idioci doją do wniosku, że w ten sposób zdobędzie się dodatkowe polityczne punkty we własnym zapleczu wyborczym na poziomie ogólnopolskim. Dokładnie tak myślał i postępował towarzysz Miloszewicz! Jego wodzowska kariera zaczyna się w 1989 roku od manifestacji w Kosowie gdzie wydelegowała go Parta. Miał tam uspokoić nastroje i być może przez przypadek wzniecił Serbski nacjonalizm. Z dnia na dzień stał się wyrazicielem jedynej prawej myśli integrystycznej.  

Dodam jeszcze, że RAŚ doskonale wie jak budować sobie zaplecze. Przykład? PZPN zakazał kibicom Ruchu Chorzów wywieszania w trakcie meczy bannerów  „Oberschleisen”. Jestem bardziej niż pewien, że to posunięcie przerodziło się w niejeden głos wyborczy a przede wszystkim prężne ramie na wszelkiej maści manifestacjach.

I jeszcze jeden niuans: separatyści nie zaszkodzą stołkom w polityce centralnej. Ba umocnieni w regionach będą bardzo pomocni partiom walczącym o pozycję w centrum. Współczesny separatyzm ma podłoże ekonomiczne a nie polityczne czy narodowościowe. W prawie 5 milionowym województwie śląskim nie uzbiera się zapewne nawet 500 tysięcy ludzi urodzonych tam w 3 pokoleniu. Ale całość tej grupy prędzej czy później uświadomi sobie korzyści z posiadania własnej odrębności zapewniającej choćby lepsze niż gdzie indziej przywileje socjalne. Na naszych oczach kiełbasa wyborcza na poziomie centralnym zamieni się w bardzo konkretne oferty działaczy a nie polityków na poziomie samorządowym. My w Koziegłowach ma znacznie bardziej namacalny wymiar niż na Wiejskiej.

Proces już ruszył i najwyraźniej nikt go nie powstrzyma. Gorzelików będzie przybywać, tym bardziej, że Pan Jerzy nie mieści się w stereotypie lokalnego warchoła germanofila. Prawnukowi powstańców śląskich opowiadających się za Polską nie można zarzucić przecież miłości do tyrolskich portek i hajcowania. Nasze państwo straciło swój etos. Symbolami polityki centralnej są służby specjalne i aparat wymiaru sprawiedliwości. Słabe państwo zestawione z wiarygodnym oddolnym ruchem faktycznie zabiegającym o poprawę jakości życia wyborców musi ponieść porażkę. W chwili próby sięgnie po argument siły. I skompromituje się ostatecznie.

Ale to nic nowego. Europa od swego zarania pokonuje drogę od integracji do dezintegracji. Nieprawda? A ileż już było unii europejskich? Cesarstwo Rzymskie, Karolingowie, Francja Napoleona która przecież de facto zjednoczyła Niemcy.

Proces dekonstrukcji już się rozpoczął a sprzyja temu polityka samej unii która nie potrzebuje silnych państw. Tym samym Europa nie jest już domem narodów. Staje się domem wspólnot. A że jednoczy je sakiewka zamiast jezyka, kultury albo religii? Nie jest to pierwszy przypadek w historii.

1 Comment