Posts Tagged ‘UE’

W imię zasad

Czyli o tym, że nadzieja umiera ostatnia.

Historia Polski obfituje w wydarzenia, które, mimo iż na scenariusze filmów nadają się doskonale, nie mogą się przebić do kanonicznej wersji znanej z podręczników szkolnych. Tymczasem nocny skok Józefa Retingera nadaje się wręcz idealnie na punkt wyjścia do ważnej dyskusji i na pewno zainteresowałby najbardziej rozwydrzonych nastolatków. Nic dziwnego, bo ta historia to w zasadzie gotowy thriller, w którym trup ściele się dość gęsto i co gorsza pośród swoich. Wszystko zaczyna się nocą z 3 na 4 kwietnia 1944: swój pierwszy i ostatni skok na spadochronie oddawał wprawdzie polityk o ustalonej renomie intryganta, ale jego wybitnych koneksji nikt nie śmiał kwestionować. To dzięki nim właśnie leciał do kraju przy wsparciu brytyjskim. Choć eskapadę popierał premier (Mikołajczyk), to ów niebezpieczny pomysł blokował Naczelny Wódz (Sosnkowski). Dlaczego?

Otóż celem misji było zaproszenie do rządu… PPR. Pomysł nie był nowy – rozmowy prowadzono rok wcześniej, ale rozbiły się o fundament ideowy (Katyń). Retinger liczył na momentum: w chwili gdy skakał Stalin negocjował w Moskwie z ekipą Gomułki, ale na skreślenie rządu w Londynie jeszcze się nie zdecydował. Już w Warszawie okazało się, że pomysły Retingera padają na bardzo podatny grunt, ale… nie podobają się wojskowym ani towarzyszowi Gomułce. Ci pierwsi swoją niechęć wyrażali zresztą konkretnie: zamachów było kilka, a emisariusz tylko cudem wyszedł z nich obronną ręką. Jego misję zakończył niemal symboliczny rajd śmierci: major Jerzy Makowiecki (wraz z żoną), kapitan Ludwik Widerszal (żonę oszczędzono; egzekutorzy nabrali wątpliwości) stracili życie wyłącznie dlatego, że zdaniem części środowisk wojskowych (przy czym do dzisiaj nie wiadomo kto faktycznie  wydał wyroki) za bardzo rwali się do porozumienia z Moskwą. Kuli cudem uniknął kapitan Kazimierz Moczarski (autor „Rozmów z katem”) i można by przyjąć, że celem likwidatorów byli wyłącznie działacze Stronnictwa Demokratycznego, gdyby nie to, że zamachnięto się również na samego dowódcę Biura Informacji i Propagandy AK, czyli pułkownika Jana Rzepeckiego. Czerwiec 1944 był gorący. Po tych zabójstwach chętnych do porozumienia z Moskwą wyraźnie ubyło.

Czy taka wciągająca historia nie powinna być tłem do rozważań na temat zasadności Powstania w Warszawie? Jakie i o ile lepsze warunki rozmów mogło zapewnić przyjęcie Rosjan w roli gospodarzy skoro nie podjęto wcześniej żadnych politycznych porozumień? Ba, znano efekty operacji „Ostra brama”, gdzie mimo wspólnego ataku, Sowieci aresztowali żołnierzy AK zaraz po zdobyciu miasta. O kalkulacjach zwolenników Powstania napisano już niejedno, ale w tej chwili ważniejsze jest coś innego: za prawicową wizję Polski dało gardło ponad 200 tysięcy mieszkańców Warszawy. To znacznie więcej niż oszacowana przez Tomasza Łabuszewskiego, a nigdy nie zweryfikowana, liczba 50 tysięcy ofiar zbrodni komunistycznych. Pojawia się zatem proste pytanie: czy nawet gdyby i tak miało do nich dojść, warto było rzucić na stos tak wielu niewinnych?

Z perspektywy Boga, Honoru i Ojczyzny ów rachunek jest oczywisty; podobnie jak piewcom tej wersji podejścia do polskiej racji stanu oczywisty wydaje się zwrot, po którym Polska – sojusznik Hitlera (wspólny rozbiór Czechosłowacji X 1938), zaledwie 4 miesiące późnej radykalnie opiera się dalszej współpracy przy ataku na ZSRR, który… był przecież naszym głównym wrogiem przez 18 lat niepodległości! Oczywiście natychmiast odezwą się głosy, że niezwłocznie po pokonaniu Rosji przyszłaby kolej na polsko-niemieckie rewindykacje graniczne. Być może, ale się o tym nie przekonamy. Wiadomo za to, że ZSRR był niezwykle litościwy dla swoich wrogów: jak by nie było w gronie krajów Demokracji Ludowej tylko i wyłącznie Polska była przeciwnikiem Hitlera w II Wojnie Światowej. O powyższym zadecydowały geopolityczne kalkulacje. Nigdzie nie jest powiedziane, że Hitler w roli zwycięzcy pozwalałby sobie na pruskie małostkowości.

Czemu jednak służy ten przydługi wywód? Otóż cudem ocalały Józef Retinger był po wojnie jednym z animatorów projektu Unii Europejskiej a do historii przejdzie na zawsze jako założyciel Grupy Bilderberg – organizacji, która od dziesięcioleci realizuje politykę z dala od oczu opinii publicznej. Dla przeciwników to dowód na to, iż realna siła sprawcza to nie parlamenty, ale rozmaite grupy wpływu – czyli amorficzny mariaż polityki i pieniądza. Nasuwa się jednak proste pytanie: czy to aby faktycznie coś nowego? Jest przecież dokładnie odwrotnie: polityka realizowana w imieniu ludu to mit, który szerzej upowszechniła się dopiero po roku 1918 roku:). Choć to zaiste zgrabna koncepcja, trudno założyć, że zbiorowa wola kolejarzy, drukarzy, nauczycielek i lekarzy jest w czymkolwiek lepsza od tego, co uknuje sobie taka czy inna międzynarodowa sitwa. Dzieje się tak dlatego, że ową zbiorową wolę zawsze formuje się sloganami a te z rozsądkiem mają zazwyczaj tyle wspólnego ile mądrość z mądrością ludową. Polska jest tu zresztą najlepszym przykładem a szczególnie teraz, gdy w przestrzeni publicznej pojawił się POLEXIT. Obie strony politycznej scysji uciekły się do mocno naciąganych argumentów, bo prawda jest po prostu obustronnie niewygodna. Czemu?

Bo dalsza obecność w UE to głębsza integracja – o czym można sobie poczytać na stronach samej UE. Przyjęcie EURO to nie opcja, tylko obowiązek zapisany w traktacie z 2004 roku i niebawem może się okazać, że musimy je przyjąć nawet jeśli nie chcemy. Wszystko to razem z niepodległością wiele wspólnego nie ma, ale projekt UE to w ujęciu docelowym projekt Stanów Zjednoczonych Europy, więc w dalekiej przyszłości możemy liczyć na taką suwerenność jak Kalifornia czy Teksas. Idąc dalej trzeba by przypomnieć, że od 2025 roku Polska będzie już najprawdopodobniej płatnikiem netto, więc wywody ile jeszcze dostanie, mają znacznie drugorzędne. Zwolennicy obecności w UE powinni umieć się z tymi faktami zmierzyć i swoim zwolennikom być w stanie powiedzieć jasno: dostaliśmy, aby osiągnąć sukces; ale mając go, będziemy musieli się podzielić. Niby to oczywiste ale nad Wisłą….. bardzo niewygodne politycznie.

Krytykom jest znacznie prościej. Przykład pierwszy z brzegu: utrata własnej waluty to utrata najważniejszej sprężyny gospodarczej niepodległego kraju, głównego  instrumentu makro stymulacji. Czyż nie będzie to dla  PIS fundament przyszłej kampanii wyborczej? Chcesz złotówek w portfelu czy Euro? Chcesz tkwić w eurosojuzie skoro to my będziemy płacic im a nie oni nam? Jak wiadomo, solidarni jesteśmy na papierze więc wyniki takiej polityki iformacyjnej mogą się okazać zaskakujące….

Tymczasem w historycznych momentach zwrotnych powinno się liczyć coś więcej niż tylko wyborcza kalkulacja. W 1939 Beck zbierał punkty pod wybory prezydenckie, które miały się odbyć wiosną 1940 i postawił na wojnę z Niemcami. W 1944 Sosnkowski i Raczkiewicz woleli obronę honoru niż współpracę z mordercami polskich oficerów w Katyniu. W 1989 udało się uniknąć daniny krwi, ale warto pamiętać, że dla Kornela Morawieckiego był to zawsze naczelny grzech III RP: konszachty z „czerwonymi” przy okrągłym stole.

W 2023 będziemy najpewniej decydować czy wolimy być stanem w Unii Europejskiej czy też samodzielnym państwem zakleszczonym między wschodem i zachodem. Osobiscie uważam, że lepiej być choćby trzonkiem młota niż najlepszą politurą na kowadele. Ale też może się okazać, iż większość będzie uwazać, że lepiej nie płacić rachunków, trzasnąć drzwiami i wyjść.

Prosto w czułe objęcia Moskwy.

 

25 komentarzy

STRACH NA WRÓBLE

Czyli o tym, że konsumpcja – tak, konsumpcjonizm – nie!

O C19 napisano już dużo, o jego gospodarczych skutkach jeszcze więcej tyle, że nikt do tej pory nie zwrócił uwagi na bodaj najistotniejszą kwestię: pandemia to ostateczna torpeda w kadłub welfare state.  Wirus zatrząsł systemem opieki medycznej a lamenty nad zmierzchem konsumpcjonizmu to nic więcej niż pospolita zasłona dymna. Warto wspomnieć, że „fetysza konsumpcji”, którego na widły biorą niemal wszyscy broni dziś nie kto inny jak profesor Slavoj Zizak,  od lat zakochany w roli  „ostatniego wojującego marksisty”. Zdaniem filozofa masom nie można odbierać marzeń o lepszym życiu nawet jeśli realizują je poprzez zakup nowej pralki, butów czy sukienki. Tymczasem wczorajsi szermierze liberalizmu nawołują dziś do ascezy i z uporem godnym lepszej sprawy pieją hymny pochwalne na rzecz silnego państwa. Ów entuzjazm dla centralnego sterowania może być od biedy zrozumiały wszędzie tam, gdzie macki realnego socjalizmu dotrzeć nie zdołały. Między Odrą a Bugiem cokolwiek dziwi, dowodząc przy okazji, że proces wyciągania wniosków z własnej historii jest delikatnie mówiąc bardzo niedoskonały. Cóż zatem może czaić się za tym samobiczowaniem ikon kapitalizmu? Jak wiadomo, gdy nie wiadomo o co chodzi zazwyczaj chodzi o pieniądze. Pod pretekstem powirusowych zmian można by dokonać gruntownej przebudowy systemów emerytalnych.

Prekursorem tych ostatnich był nie kto inny jak kanclerz Otto von Bismarck, który zgrabnym manewrem w 1889 odebrał sporo tlenu rosnącym w siłę socjalistom. Ultrakonserwatysta i zajadły przeciwnik lewicy nakłonił swój rząd i niemiecki kapitał do ruchów, które nie śniły się nawet przywódcom robotniczym. Ruch który przydał sporo majestatu młodemu cesarswtu nie był wynikiem rewolucyjnego manewru tylko wyrachowanej choć mistrzowskiej politycznej kalkulacji. Jakie to ma znaczenie?

Teraz może mieć zasadnicze. Mimo sprawnego marketingu praktycznie żadne państwo opiekuńcze nie może sobie poradzić z realizacją własnych obietnic. Co gorsza, godnej emerytury i skutecznej i darmowej opieki medycznej w niedalekiej przyszłości nie będą w stanie zapewnić nawet Niemcy. Powód jest prozaiczny: gdy w 1889 ustalono wiek emerytalny na 70 rok życia, średnia dożywalność dla męskiej populacji ledwo zbliżała się do 50tki. Tym samym nie było najmniejszego ryzyka, iż składki nie wystarczą dla uprawnionych i z definicji nielicznych. Współcześnie okres pobierania świadczeń… jest często zaledwie dwa razy krótszy niż składkowy  a jednocześnie zamiast podwyższać, obniża się wiek emerytalny! Demografia jest jednak nieubłagana: nie da się tak funkcjonować w przyszłości.

System społecznej szczęśliwości to przecież nie tylko emerytury. Rzut oka na strukturę wykorzystywania świadczeń medycznych powinien dawać do myślenia tym bardziej, że w ciągu minionych lat skala obciążenia znacznie przechyliła się w prawo.  Dzięki postępom medycyny grono korzystających ze świadczeń stale rośnie ale w tym samym czasie kurczy się zasób młodych i zdrowych którzy finansują ten system. Reforma  wymagała by poważnych cięć w emeryturach lub znaczącego podwyższenia podatkowych obciążeń dla pracujących. I tu właśnie leży pies pogrzebany. W normalnej sytuacji politycznej taka inicjatywa to doskonały przepis na polityczne samobójstwo co oznacza, że system emerytalno zdrowotny nie może być demokratycznie zreformowany. Ale teraz? Wobec przerażającej pandemii? Gdy dla ochrony starych i słabych zamknięto granice i zatrzymano światową gospodarkę? O lepszych okolicznościach trudno nawet pomarzyć. Wojna z wirusem stworzyła doskonałą okazję aby zapewnić przyszłość światowej konsumpcji.

Aby to lepiej zrozumieć, warto sobie uświadomić, że w gronie 100 największych organizacji pod względem przychodów znajduje się raptem …..29 państw. Co prawda zajmują pierwsze 9 miejsc w tabeli ale już taki  Walmart pozyskuje więcej wpływów niż Hiszpania lub Australia. Jednocześnie jednak … żadną polityką socjalną się nie fatyguje. Nie musi. Tym zajmują się państwa w których Walmart prowadzi działalność tyle, że za dostawę klientów powinien się rewanżować płatnościami podatków. Z tym jednak bywa różnie. Wedle większości badań największe korporacje są jednocześnie najmniejszymi ( procentowo ) płatnikami podatków i nie oznacza to bynajmniej, że ich po prostu unikają. Land Rover ulokował swoją nową fabrykę na Słowacji ponieważ …. otrzymał tam większe zwolnienia podatkowe niż w Czechach i w Polsce. Microsoft nie wybudował gigantycznego kampusu w Nowym Jorku tylko dlatego, że domagał się miejskiej dotacji i to mimo iż zaplanował inwestycje w atrakcyjnej inwestycyjnie części miasta. Warren Buffet ze swoim Berkshire Hathaway plasuje się co prawda na końcu 3 dzisiątki gigantów ale i tak kontroluje większy strumień przychodów niż Indie, Rosja, Turcja czy Austria. Co więcej, ów strumień korzyści kontroluje osobiście ma wiec większe pole do manewru niż niejeden z satrapów.

Bez dobrego samopoczucia Kowalskich cała gra państwo – korpo nie ma najmniejszego sensu i aby się o tym przekonać nie trzeba nawet przeczytać zbyt wielu książek. Wystarczy kilka razy pograć w „Cywilizację”:) Choć zazwyczaj takie teorie kompromituje się jako spiskowe, niejawną współpracę rządów i korporacji to raczej konieczność niż absurd tym bardziej, że współczesny marketing polityczny to nic więcej niż festiwal nierealnych obietnic. Te, o zgrozo z wielkim trudem nadążają za rosnącym apetytem społecznym. Jak w takich warunkach przeprowadzić zmiany które solidnie naruszają samopoczucie wyborców? Choć brzmi to jak  herezja, należy mieć nadzieję, że globalny lockdown to jednak przemyślana i zsynchronizowana akcja. Korzyści polityczne dla państw są jasne. Pytanie czy jest możliwe aby korporacje świadomie zrezygnowały  z części przychodów? Czy można w ogóle  pogodzić interesy korporacji z lockdownem? Cóż, o tym że nadciąga kryzys pisano od dawna można sobie zatem wyobrazić, że zamiast czekać na jakiś atak z zaskoczenia zdecydowano się przyjąć  walkę w wybranym  momencie i na własnych warunkach. Pamiętajmy że, niemal każde z dotkniętych pandemią państw uchwaliło większe lub mniejsze biznesowe wsparcie.O ile nie wiadomo czy na pewno skorzystają z niego mali, nie ma wątpliwości że o swoje zadbają wielcy gracze. I najważniejsze :czy aby na pewno zatrzymała się cała gospodarka?

Wedle GFK nawet w okresie najostrzejszych obostrzeń ponad połowa aktywnych zawodowo Polaków nie opuściła swoich miejsc pracy. Kim byli ci ludzie? Jeśli przyjrzymy się strukturze zatrudnienia nie jest to aż takie dziwne. I nie chodzi nawet o to, że niemal 4 mln zatrudnia budżet. Lockdown nie powstrzymał systemowej działalności państwa: w domach było ciepło, świeciły latarnie, odbierano śmieci a na dodatek działała poczta i publiczny transport.

Jeśli wierzyć owemu badaniu, niemal 70% aktywnych zawodowo wykonywało swoją pracę normalnie. Rozjaśnia to nieco dane: mimo, że 25% spadek produkcji w kwietniu znokautował analityków warto pamiętać, że za gross tego spadku odpowiedzialny był eksport a konkretnie sektor automotive. Wedle danych za 2019 eksport odpowiada za niemal połowę PKB. Kwiecien sugeruje, że w tym roku może być znacznie gorzej a nawet mroczne prognozy dotyczące spadku PKB cokolwiek niedoszacowane. Dla propagandzistów nie m to jednak większego znaczenia ponieważ informacja „że będzie zle” jest już w rynku a dla Kowalskiego nie ma praktycznego znaczenia jak bardzo spadnie PKB skoro wie, że to źle ze w ogóle spada zamiast rosnąć. Do nieustannego wzrostu przyzwyczaiła go zresztą rządowa propaganda która od lat prezentuje rosnące słupki naszej gospodarki prezentując ją ….w PLN. Jeśli nasz PKB przedstawić w USD prezentuje się nieco inaczej:

Dowiadujemy się tym sposobem nie tylko o realnej skali spadku 08/09 ale … o sporym skoczku 14/15 podczas gdy dla przeważającej części odbiorców rok 2015 to początek świetnej passy brutalnie przerwanej dopiero przez C19.  O co zatem chodzi z PKB? Cóż, to jeden z niewielu wskaźników gospodarczych, które zna statystyczny Kowalski. Choć przestarzały i zdaniem wielu ekonomistów kompletnie nie adekwatny, stanowi ważny element politycznej komunikacji. Rośnie – znaczy będzie dobrze. Jeśli spada, będzie źle. Teraz po wielomiesięcznej obróbce wątpliwości nie ma niemal nikt: nadchodzą ciężkie czasy.

Tyle, że to doskonały czas na zmiany.  O tym, że świat po pandemii będzie „zupełnie inny” wiemy już wszyscy, choć nikt nie powiedział jakie to konkretnie będą zmiany. Wiadomo na pewno, że nadszedł kres konsumpcjonizmu o czym unisono zapewniają nie tylko media społecznościowe, ale banki, korporacje i rządy. Dlaczego nikogo nie dziwi, że o konieczności ograniczenia wydatków mówią najwięcej ci, którzy są w gronie pierwszych beneficjentów?

Odpowiedz na to pytanie jest banalna. Konsumpcji wiele nie grozi tyle, że zmianie ulegnie jej struktura o co zadba się jakimś zgrabnym sloganem w rodzaju „Zdrowie zamiast masła”. Warto przy okazji wspomnieć, że wydatki gospodarstw domowych na zdrowie są mniejsze od odzieżowych nie tylko w Polsce, ale w całej UE. Między Odrą a Bugiem oznacza to niemal 50 miliardów wydanych w 2019 na szmaty i buty podczas, gdy ubiegłoroczny budżet NFZ to 88,5 mld. Wystarczy dodatkowe 5% VAT, aby ów budżet zwiększyć o połowę a to wszystko bez jakiegokolwiek obciążania budżetu przy całkowitym przerzuceniu kosztów na Kowalskich. Niemożliwe? W normalnych warunkach na pewno, ale obecnie? Wiadomo już dzisiaj, że bez zdrowotnej apki do samolotu się nie wsiądzie. A może się przecież okazać, że bez niej nie wejdziemy także do urzędu i restauracji. Ktoś będzie protestował? Pewnie tak, ale nikt się takimi protestami nie przejmie. Wiadomo przecież, że dla zdrowia i życia jesteśmy gotowi do poświeceń. Dlatego można posunąć się dużo dalej i wprowadzić powszechny obowiązek badania raz na rok. Prewencyjnie dla utrzymania statusu osoby zdrowej:) Niemożliwe? W Japonii, aby ograniczyć nowotwory żołądka wywoływane spożywaniem wędzonych ryb, wprowadzono obowiązkową kolonoskopię dla wszystkich mężczyzn  kończących 35 lat. Uchylającym cofa się dowód osobisty. Proste?

Za efekty tej wielkiej operacji socjotechnicznej trzeba trzymać kciuki. W jej wyniku społeczeństwa utracą wprawdzie sporo wolności, ale odzyskają szansę na to, aby żyć dalej w iluzji wiecznego dobrobytu. To ważne, bo od nadziei na lepsze jutro, podobnie jak od socjalistycznej odnowy nie było, nie ma i nie powinno być odwrotu. Chyba, że …. na świecie rozpowszechni się jakaś nowa społeczna teoria. Ale na to się nie zanosi. Jak mawiał Ludwig von Mises jedyną obroną przed szaleństwem agitacji jest ….. rozum.

Tyle, że jego zasoby są obecnie na wyczerpaniu.

dział gospodarki pracujący
Przemysł             2773,5
Spożywczy                   431,2
Metalowy                   357,9 
Guma i tworzywa                  222,0 
Pojazdów i przyczep                  205,2
Produkcja mebli                  198,2 
Drewna korka słomy                  136,6 
Maszyn i urządzeń                  135,1 
Rolnictwo i leśnictwo           2 386,0
Uprawy rolne  i chów               2 327,3 
Handel           2 347,9
 w tym handel detaliczny               1 272,5 
w tym handel hurtowy                 809,2
Edukacja           1 173,1
Administracja publ.              978,4
Budownictwo              913,9
Opieka zdrowotna              879,9
transport i magazyny              874,6
działalność prof.              680,0
Prawna i księgowa                  215,0 
architektury i inzynierii                  133,0 
Doradztwo w zarządzaniu                  120,0 
Administrowanie              589,2
W zakresie  zatrudnienia 196,215
W zakresie ochrony 134,576
W zakresie sprzątania 124,032
W zakresie turystyki 19,414
Informacja i komunikac              366,5
Dział fin i ubezp.              353,3
Pozost dział usługowa              309,5
Zakwater. i gastro             291,4
obsługa rynku nier.              224,3
Woda scieki odpady              154,7
Kulturą, roz i rekreacja              154,2
Górnictwo              138,2
wytwarzanie energii              122,5

 

9 komentarzy

NEW DEAL +

Czyli o tym, że nie ma to jak publiczne pieniądze

Choć media wiele czasu poświęcają obecnie na analizę wykonalności takich czy innych planów rządu, rzadko kiedy wywody za lub przeciw opiera się na danych ekonomicznych. Powyższa niechęć dotyczy zarówno mediów reżimowych jak i opozycyjnych, a wynika najpewniej z tego samego: im dalej od cyfr, tym bliżej do własnej wizji świata. Owa sprawdzona taktyka towarzyszy polityce od lat i nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek miała zostać porzucona. We współczesnej Polsce analiza tego, na co rząd stać, a na co nie, wydaje się interesować wyborców wszelkich opcji. Nic dziwnego. Program 500+ otworzył drogę, którą podążać będą wszelkiej maści interesariusze, co powoduje, że pytanie o rzeczywistą hojność budżetu staje się bardzo aktualne. 

Czytaj dalej

19 komentarzy

Europa patchworkowa

Czyli o tym, że nic tak nie tworzy historii, jak dobry przekaz przez dobrze dobrane medium

Piątkowe wydarzenia w stolicy Francji wywołały kolejną falę dyskusji na temat zasad i dalszej przyszłości osadnictwa w Europie, przy czym większość dyskutantów, wypominając Francuzom politykę wobec imigrantów, całkowicie zapomniała nie tylko o historii, ale i o obecnej strukturze administracyjnej  tego kraju. Może się okazać, że większość komentatorów aktywnych nie tylko na FB, ale również w mediach głównego nurtu nie wie, że utrzymywane po dziś dzień pozostałości imperium kolonialnego to nie tylko Departamenty Zamorskie Francji, w których żyją ponad dwa miliony Europejczyków o innym niż biały kolorze skóry (Gwadelupa, Martynika, Gujana, Reunion, Majotta) czy Wspólnoty Zamorskie (kolejny milion), ale też dawne afrykańskie kolonie, w których elity po dziś dzień mówią po francusku, jeśli mogą – kształcą się w metropolii i lubią robić z Paryżem interesy, które czujnie wspiera francuska obecność militarna w regionie.

Czytaj dalej
12 komentarzy

Wielkie Księstwo Białoruskie

Czyli o tym, jak dojechać z Moskwy do Brukseli

11 października nie okazał się na Białorusi dniem przełomowym. Ale też nikt wielkiego przełomu się nie spodziewał. I nie chodzi nawet o to, że konkurentami Aleksandra Łukaszenki w wyścigu po fotel prezydenta byli ludzie bezpośrednio związani z reżimem (Hajdukiewicz, Ułachowicz) albo  odgrywający rolę opozycji i przez ten reżim delikatnie popierani (Karatkiewicz). Zasadniczą kwestią dla świata widzianego z Mińska jest bowiem sam urzędujący Prezydent i jego styl uprawiania władzy. Republika Białorusi jest już de facto księstwem Białorusi i wszystko wskazuje na to, że odległość pomiędzy tutejszym systemem a zachodnią demokracją tylko się powiększy. Ciekawą, aczkolwiek nie najważniejszą emanacją owego dystansu jest… Kola Łukaszenka. 11-letni młodzieniec od lat występuje przy boku ojca, uczestnicząc we wszystkich wydarzeniach dyplomatycznych. Powyższe łamie rzecz jasna protokół dyplomatyczny, ale któżby się teraz tym przejmował, skoro Kola z tatą podbija świat nie gorzej niż Pan Prezydent Duda w towarzystwie małżonki.

Czytaj dalej
10 komentarzy