Czyli o tym, że nikt już nie pamięta Zygmunta Wrzodaka
Choć rok 1986 kojarzy się zazwyczaj z wybuchem bloku elektrowni atomowej w Czarnobylu, w „jaruzelskiej” Polsce był również rokiem triumfu nad zorganizowanym podziemnym oporem. Zimą bramy więzienia zatrzasnęły się za Bogdanem Borusewiczem (4 lata w podziemiu), działaczami KPN, a także Zbigniewem Bujakiem, którego schwytano mimo iście filmowej próby ucieczki. Ale największe znaczenie miały te wydarzenia, którymi ówczesny statystyczny Kowalski w ogóle się nie interesował.
Tymczasem 12 czerwca 1986 po 36 latach przerwy Polska ponownie stała się członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a 27 czerwca tego samego roku, po 5-letnim okresie oczekiwania (wniosek złożono jeszcze w trakcie trwania stanu wojennego), została przyjęta w poczet członków Międzynarodowego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). Owe z pozoru nieistotne wydarzenia miały w praktyce wielkie znaczenie geopolityczne – tym bardziej, że dotyczyły kraju, który nie dość, że w 1981 zaprzestał obsługi rat zadłużenia, to właśnie w 1986 roku zaprzestał również obsługi odsetek i to w sytuacji, gdy jego zadłużenie przebiło 30 miliardów dolarów i łącznie stanowiło ekwiwalent niemal 4-letnich wpływów z eksportu. Sytuacji polskiego budżetu bacznie przyglądali się towarzysze radzieccy, którym kolejny wybuch społeczny był równie nie na rękę jak uruchamianie subwencji. Interwencja w Afganistanie solidnie nadszarpnęła budżet ojczyzny proletariatu, a najtęższe umysły planowały już nowy model kontroli bliskiej i dalszej zagranicy, którą zamiast czołgów miały zapewnić gazo- i ropociągi. Ich budowa wymagała jednak solidnych inwestycji, a te uboga w dewizy Moskwa zamierzała sfinansować rękoma zwasalizowanych satelitów. Spłata miała nastąpić w darmowych dostawach brunatnego i błękitnego paliwa. Realizacja owej błyskotliwej strategii napotykała jednak na zasadniczy problem: bankruci nie decydują się zazwyczaj na olbrzymie inwestycje infrastrukturalne.
Ze względu na powyższe kierownictwo sowieckie nieustająco mobilizowało polskich towarzyszy do pilnej reformy gospodarczej. W efekcie tych pragnień stery socjalistycznej ojczyzny uchwycił w swe dłonie towarzysz Zbigniew Messner – prywatnie profesor zwyczajny i prorektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach – a wicepremierem w jego rządzie został profesor Zdzisław Sadowski, postać doskonale znana środowiskom amerykańskich i brytyjskich ekonomistów. Kokietowanie zachodnich środowisk politycznych rozpoczęto za pomocą amnestii z 17 lipca 1986 i publikacji założeń II etapu reformy gospodarczej, zapowiadającej między innymi umożliwienie działalności sektorowi prywatnemu.
W styczniu 1987 Warszawę odwiedził John C. Whitehead – zastępca sekretarza stanu USA. Nie byłoby w tym zapewne nic dziwnego, gdyby nie to, że po pierwsze JCW większość swojego życia spędził w Goldman Sachs, a po drugie jego wizyta (w trakcie której spotkał się zarówno z Wojciechem Jaruzelskim, jak i Lechem Wałęsą) poprzedzała zniesienie sankcji gospodarczych wobec Polski. 19 lutego 1987 Amerykanów interesowała tylko jedna kwestia: czy władza może samodzielnie przeprowadzić reformy. Opozycja prężyła muskuły, towarzysz Kiszczak prezentował statystyki osadzonych i świeżo amnestionowanych. 17 kwietnia 1987 oficjalnie opublikowano założenia II etapu reformy gospodarczej, a kilka tygodni później Sejm znowelizował konstytucję, wprowadzając do niej instytucję narodowego referendum. 26 września pojawił się w Warszawie wiceprezydent George Bush, ale jego wizyta zawierała pewien ciężkostrawny element. Departament Stanu uparł się, aby w programie wizyty znalazło się złożenie kwiatów na grobie księdza Popiełuszki. Był to kolejny sygnał poparcia dla opozycji, wzmocniony ostentacyjnym spotkaniem z Lechem Wałęsą i solidnym finansowym wsparciem dla brukselskiego bura Solidarności. Czekiści zaciskali pięści. Waszyngton skutecznie niwelował lata operacyjnej pracy. Poparcie dla opozycji przyniosło spodziewane efekty. Skuteczna reforma wymagała poparcia społeczeństwa. Miały je potwierdzić sprytnie sformułowane pytania referendum:
- 1. Czy jesteś za pełną realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-trzyletni okres szybkich zmian?
- Czy opowiadasz się za polskim modelem głębokiej demokratyzacji życia politycznego, której celem jest umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem?
Lech Wałęsa oficjalnie wezwał do bojkotu, a wezwanie okazało się skuteczne i to mimo aresztowania Kornela Morawieckiego (lidera Solidarności Walczącej ukrywającego się od 13.12.1981). O porażce zadecydowała najniższa w historii PRL frekwencja wyborcza (67%). Sukces opozycji miał proste uzasadnienie. Solidarność głosiła wszem i wobec, że reforma nie musi się wiązać z kosztami dla społeczeństwa,. bo przecież wystarczy odebrać tym, którym się nie należy i powierzyć radom pracowniczym zakłady przemysłowe. Zwycięstwo było jednak połowiczne. Kraj bankrutował, braki obnażała ostra zima 1986. Inflacja zbliżała się do 50%, rok 1987 zwiększył zadłużenie o 6 mld USD. Sytuacja była podbramkowa. 26.12.1987 Polskę przyjęto do IFC (International Finance Corporation). Rząd postanowił działać bez pełnej legitymizacji społecznej. W lutym ogłoszono wprowadzenie reformy, a społeczeństwo interesował przede wszystkim „manewr kosztowo-dochodowy”, jak eufemistycznie określono jedne z największych w historii PRL podwyżek. Najwyższych, ale nadal nie wystarczających. Władza wystraszyła się poważniejszych cięć, a wicepremier Sadowski, mimo że znał założenia planu Balcerowicza, pobrał z niego wyłącznie dwustopniowy sektor bankowy, sprzeciwiając się działaniom, które doprowadzą później do ujawnienia znacznego bezrobocia. Profesor Sadowski wierzył święcie, że uruchomienie działalności gospodarczej i odbudowa sektora prywatnego w połączeniu z poprawą efektywności państwowych przedsiębiorstw da znacznie więcej niż szokowa przebudowa systemu. Era Balcerowicza miała nadejść nieco później.
Wiosną – zgodnie z oczekiwaniami – wybuchły spontaniczne strajki i choć szybko je spacyfikowano, wystarczyły, aby zachęcić pogrążonych w letargu działaczy do organizacji kolejnych, które symbolicznie zaplanowano na sierpień. Mimo że od skali protestów z 1980 dzieliła je przepaść, wystarczyły, aby skłonić władzę do podjęcia dialogu zgodnie ze scenariuszem planowanym przez Amerykanów. Warto jednak pamiętać, że dialog nie dotyczył wtedy całej opozycji, a jedynie tych środowisk, którym ówczesny system społeczno-polityczny był tak bliski, iż określano je mianem „różowych”.
Porozumienie władzy i opozycji przypieczętowała dymisja rządu Zbigniewa Messnera, ale Profesor Sadowski nadal sterował ośrodkiem przemian gospodarczych, choć na firmamencie ujawniała się już coraz bardziej figura Leszka Balcerowicza, szlifującego swój projekt pod dyktando doradców amerykańskich. W międzyczasie ekipa Mieczysława Rakowskiego doprowadziła do uchwalenia ustawy o kapitalnym znaczeniu dla dalszych przemian. Dzięki niej (zwanej ustawą Wilczka), prowadzenie działalności gospodarczej stało się całkowicie legalne. W czerwcu przeprowadzono wybory do kontraktowego Sejmu, a 1 lipca rząd Rakowskiego na odchodnym zniósł kartki i uwolnił ceny mięsa. Zaczęła się ekonomiczna rewolucja. Jej twarzą został Leszek Balcerowicz, który w rządzie pojawił się dopiero 12 września w randze wicepremiera. Plany gospodarczych przemian przedstawiono członkom rządu i elitom politycznym już 6 października. Projekt, który przedstawiano, wywołał sporą konsternację, niemniej jednak w trybie ekspresowym pokonał legislacyjny tor przeszkód. 17 grudnia 1989 Sejm przegłosował pakiet 11 ustaw, które ekspresowo konwalidował Senat i bez cienia wahania podpisał ostatni prezydent PRL. Ustawy, które zwiastowały społeczne tornado, weszły w życie 1 stycznia 1990 wraz z nową symboliką III RP. Nikt się nie zastanawiał nad tym, że kompleksowych przemian nie da się opracować w kilka tygodni. Nikt nie myślał o tym, że musiały być przygotowywane znacznie wcześniej.
Nieudane wprowadzenie II etapu reformy i początek planu Balcerowicza dzielą zaledwie 22 miesiące. To niewiele, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, jak radykalne rozwiązania społeczne znalazły się w programie, który gorliwie popierał robotniczy związek. Choć trudno dzisiaj taką tezę udowodnić, to równie trudno oprzeć się wrażeniu, że zmiana przeprowadzona w 1989 roku była de facto zabiegiem socjotechnicznym. Manewrem pozwalającym pozyskać wielkie poparcie społecznie dla zmian, które największy rachunek wystawiały właśnie tym, którzy umożliwili im wejście w życie.
Za kilkanaście lat, gdy otworzą się archiwa, być może się okaże, że jedynym prawdziwym hasłem na ówczesnych sztandarach była ekonomiczna transformacja. Ratunek ekonomiczny dla kraju, który odgrywał bardzo poważną rolę w ówczesnych kalkulacjach geopolitycznych Rosji. Dla Moskwy przedstawiał jednak wartość wyłącznie wtedy, gdy można było zeń czerpać, zamiast dotować. Ekonomiczna sanacja była na pewno rozwiązaniem lepszym niż kolejna społeczna rewolta, której nie dałoby się za pewne łatwo opanować. Ów strategiczno-ekonomiczny scenariusz zrealizowano niezwykle skutecznie, a szeroka opinia publiczna nie wie do dzisiaj, że Polska faktycznie sfinansowała budowę gazociągu na swoim terytorium, którą Federacja Rosyjska spłacała dostawami gazu aż do 2002 roku. Warto również odnotować, że środki na to przedsięwzięcie trafiły do Rosjan głównie przez FOZZ.
Małych państw nigdy nie stać na prowadzenie własnej polityki, w efekcie muszą się układać z wrogami, a także poddawać wpływom możnych protektorów. Jedno i drugie wymaga negocjacji w zacisznych salkach i skandowania haseł w trakcie kryteriów ulicznych. 24 miesiące terapii szokowej symbolicznie kończy powołanie rządu Jana Olszewskiego 23 grudnia 1991. Jednoznacznie antyrosyjski kurs, który wtedy przyjęto, pociągnął za sobą szereg politycznych działań, które trwale podzieliły społeczeństwo. Masy ewidentnie pokrzywdzonych po raz pierwszy poznały swojego wroga. Tyle że masy, które uważały się za autorów przemian, nie miały już nigdy odzyskać prestiżu i rangi, jakimi cieszyły się przed zwycięstwem demokracji. Rzeczywistość była wprawdzie szara, ale sterowana odgórnie równość nie dawała powodów do frustracji, jakich dostarczyła w nadmiarze demokratyczna obfitość. Charyzmatyczni związkowi wodzowie drugiego rzutu nie mogli znieść faktu, że w kapitalizmie przewodnią siłą nie są już robotnicy i chłopi, tylko pieniądze. Od tej pory dla niektórych środowisk rok 1989 przestał być symbolem zwycięstwa, wyznaczając datę geopolitycznej transakcji.
Tyle że mieli prawo tak uważać, podobnie jak swoją wersję historii przechowują ci, dla których 1989 symbolizuje wspaniałe zwycięstwo demokracji. Tyle że istnienie dwóch prawd dzieli nas po dziś dzień skutecznie, a niebawem podzieli jeszcze bardziej. A wszystko dlatego, że w nadwiślańskiej rzeczywistości zwycięzca bierze wszystko i nigdy nie dba o samopoczucie pokonanych.