Koniec walki klas

Czyli o tym, ze świat czeka na nowego Proroka

„W porządku, istnieje walka klas. Ale to moja klasa, klasa bogatych, prowadzi tę wojnę. I to my wygrywamy” – oświadczył Warren Buffet w interesującej rozmowie z Benem Steinem. Owa konkluzja stała się punktem wyjścia do rozważań podówczas bardzo niepopularnych, a dzisiaj niezwykle modnych: walka klas weszła w nowy etap. Bogaci już jej nie wygrywają. Punkt zwrotny w historii walk klasowych wyznaczył rok 2008, kiedy budżety państw ochoczo wyruszyły na ratunek kapitalistycznemu światu. Król okazał się nagi. Bez publicznych pieniędzy zawaliłyby się niemal wszystkie finansowe potęgi.  

Politycy wszystkich krajów zdali sobie ostatecznie sprawę z tego, kto kontroluje kogo. W epoce prymatu mediów społecznościowych masy uzyskały nową podmiotowość, a ta (jak to kiedyś zgrabnie ujął Carl Schmitt) „klasa społeczna w sensie marksistowskim przestaje być zjawiskiem czysto ekonomicznym i staje się wielkością polityczną, jeśli […] proletariat poważnie potraktuje postulat walki klasowej i uzna swego klasowego przeciwnika za faktycznego wroga, którego będzie usiłował pokonać”. Pokonywanie tego przeciwnika zawsze wygląda tak samo i nie inaczej przebiegnie tym razem, choć nadchodząca rewolucja może mieć inne niż dotychczas zbrojne ramię. W awangardzie sił przywracających sprawiedliwość pomaszerują inspektorzy skarbowi, którzy wedle politycznych wytycznych wyrównają nierówności z definicji nieuzasadnione. Sprawiedliwość, rzecz jasna, nie ma tu najmniejszego znaczenia, ponieważ w praktyce jest pojęciem politycznym i jej koordynanty ustalają rządzący. Warto zauważyć, że przez kilka dziesięcioleci na sporych połaciach świata a priori zakładano, że kapitał prywatny jest szkodliwy, a w najlepszym przypadku – niepotrzebny. Współczesną egzemplifikacją tej logiki jest świat stworzony na sąsiedniej Białorusi, gdzie cały tamtejszy kapitalizm waruje grzecznie przy nodze wszechpotężnej władzy, przy czym nie ma większego znaczenia, czy „prywatność” dotyczy małego sklepu, czy wielkiej fabryki. Wiadomo bowiem powszechnie, że status quo konstytuuje nie prawo ale wymogi socjotechniki. Dlatego zniesieniu sankcji towarzyszyły… aresztowania  biznesmenów i to tych ulokowanych najbliżej prezydenckiego olimpu. Z wolnością pożegnał się nawet Jurij Aleksandrowicz Czyż, ojciec chrzestny Koli, białoruskiego następcy tronu. Lud taki sygnał odebrał prawidłowo. Mimo że na Białorusi żyje się coraz ciężej, władza czuwa, a przestępców potrafi ukarać nawet we własnych szeregach, dając stosowny przykład. W efekcie masy pogodniej znoszą trudną sytuację, a osadzeni odzyskują wolność w zamian za spektakularne odszkodowania naliczane od przestępstw, których nie popełnili, ale to, rzecz jasna, nie ma najmniejszego znaczenia. Państwo najnormalniej na świecie nie potrzebuje żadnego lokalnego prywatnego kapitału do dalszego istnienia, a środki, które niebawem popłyną z UE i IFC i tak trafią przecież do budżetu. Czy to źle? Kwestia punktu widzenia. Państwu krótkoterminowo na pewno nie zaszkodzi. A w dłuższej perspektywie? Przeciętny Białorusin żyje znacznie lepiej niż w sowiet sojuzie i nie zawdzięcza tego przecież prywatnej inicjatywie.

Nobliwa Europa Zachodnia też raczej prędzej niż później sięgnie po prywatne aktywa – tym bardziej, że taki ruch da się przeprowadzić zupełnie bezkarnie. Wywłaszczanie poprzedzi na pewno jakaś odpowiednia ustawa, toteż grabież przeprowadzi się w majestacie prawa. A w zasadzie – czy aby na pewno grabież? Kapitalista żeruje przecież na „wartości dodatkowej” i to jej właśnie pozbawia realnego wytwórcę, co przecież na płaszczyźnie marksizmu jest fundamentalnie niesprawiedliwe. Ani sto lat temu ani dzisiaj nie dało się wytłumaczyć, dlaczego zyski z pieczenia chleba mają trafiać do właściciela piekarni, a nie do piekarzy. Prawidłowość ta staje się oczywista dla każdego piekarza, który dochrapie się kiedyś piekarni, podobnie jak niesprawiedliwość namacalnie dojmująca dla tych kolegów po fachu, których u siebie ów piekarz zatrudni.

Tyle że jak chciał Marks „byt określa świadomość”, a więc pracownicy wykorzystywani muszą się czuć z definicji i… zawsze. Świętej pamięci Karol nie miał okazji obserwować praktycznego wcielania w życie własnej wizji. Progresywny komunizm swoich poddanych uprzedmiotowiał nie mniej niż kapitalizm, ale w warstwie socjotechnicznej oferował ważne ujście dla społecznej frustracji. Krezusami byli wyłącznie funkcjonariusze partii, a tu karierę teoretycznie mógł zrobić każdy. W teorii każdy może również zarobić olbrzymie pieniądze, ale jak świat długi i szeroki, znacznie powszechniej wierzy się w moc układów. Te w komunizmie bardziej niż gdzie indziej przekładały się na szeroko rozumiane „osobiste sukcesy”.

Marksizm wyprzedził swoją epokę tak bardzo, że aż trudno w to uwierzyć, ale być może w historii świata ma odegrać rolę podobną do tej, jaką przyjął Stary Testament. Nowy porządek świata zmaterializować się musi na pewno. Na mesjasza nikt już prawie nie czeka, ale wszyscy (zarówno biedni, jak i bogaci) marzą o spokojnym życiu w dostatku. Stary Testament miał poważne ograniczenia etniczne. Nowy skutecznie rozpropagował wygodny socjotechnicznie monoteizm. Czy nam się to podoba, czy nie, świat od 1918 roku taktuje marksistowska idea równości, którą na Wschodzie i Zachodzie modyfikowano wedle wymogów wynikających z własnych politycznych założeń.

blog1

Tymczasem, jak zgrabnie pokazuje wykres powyżej, w sytej Europie Zachodniej nie brakuje wykluczonych. Co więcej, przybyło ich najbardziej w trakcie ostatnich 8 lat, kiedy rządy tak wydajnie starają się pomóc prywatnej gospodarce. Kto zatem zapewni, że na sztandary nie wróci pieśń, z której powszechnie pamięta się jedynie pierwszą zwrotkę?

Rząd nas uciska, kłamią prawa,
Podatków brzemię ciąży nam,
I z praw się naszych naigrawa
Ten, co z bezprawia żyje sam.
Lecz się odmieni krzywda krwawa,
Gdy równość stworzy nowy ład,
Bez obowiązków nie ma prawa,
Dla równych – równy szczęścia świat!

„Nieuchronna erupcja przemocy formuje zatem dramaturgię walk klasowych. W obliczu tego doświadczenia tworzy się i umacnia świadomość klasowa oraz podmiotowość polityczna ruchu pracowniczego”, jak zauważył Sebastian Michalik w swojej książce Przemoc i mowa nowoczesnej myśli społecznej wydanej nakładem PWN w roku… 2014.

Nic dodać, nic ująć. Czekamy już tylko na nowego proroka. Ani chybi, jego nadejście zwiastowane będzie na fejsie.

6 komentarzy
Previous Post
Next Post