Czyli o tym, że nie ma to jak kolonie, że warunki ekonomiczne zmieniają się w czasie, sojusze zależą od kryteriów etnicznych, a Królowie bywają niemoralni.
Z Pulsu Biznesu dowiadujemy się, że Belgia traci zaufanie rynków ponieważ od 6 miesięcy nie jest w stanie powołać rządu. Ponieważ gazeta jest biznesowa a nie polityczna nie dowiadujemy się skąd taki impas. Powód jest prosty: Belgia jest choć zabrzmi to dziwnie tworem sztucznym podzielonym na dwa różne i mocno niechętne społeczeństwa, a właściwie narody: Flamandów i Walonów.
Jest coś przewrotnego w tym, że na siedzibę emanacji zjednoczonej Europy wyznaczono stolicę najsłabszego w tym systemie państwa. Być może, urzędnikom chodziło o swoiste instytucjonalne sklejenie dziwoląga. Tak uważa większość komentatorów. Ale może było zupełnie odwrotnie? Przecież unia wspiera wszelkiej maści regionalizmy. Alokuje budżety do wskrzeszania języków czy wręcz obyczajów etnicznych. Koncesjonowanie, pęknięcie na dwa osobne państwa lub co bardziej ciśnie się na usta „stany”, może być dla brukselskich władyków swoistym wyznacznikiem trendu. UE osłodzi sobie ewentualne rozstanie z Belgią jeśli łączne wpływy do budżetu unijnego decydowane przez Walonię i Flandrię nie ulegną zmianie. W zasadzie taki wzorowy podział pod okiem euro deputowanych powinien natchnąć nas wszystkich nową nadzieją bo przecież małe jest jak wiadomo piękne. To by była w sumie zgrabna pointa, państwo powstałe pośrednio w efekcie dyplomatycznych zabiegów ( Kongres wiedeński 1815 ) zostało by elegancko, dyplomatycznie rozmontowane.
Jakkolwiek zabrzmi to nieelegancko Belgia w zasadzie od początku jest państwem niejako z przypadku. W dzisiejszej formie istnieje od rewolucji w roku 1830 kiedy to oddzieliła się od Królestwa Zjednoczonych Niderlandów. Podział jak zwykle związany był z pieniędzmi i wiarą. Holandia jest głównie protestancka, Belgia przeciwnie. Dominują w niej katolicy a przynajmniej było tak w roku 1830 kiedy dochodziło do secesji. W Brukseli usłyszymy od tubylców, że Walonowie to nieco gorsi Francuzi a Flamandowie to nieco lepsi Holendrzy. Paradoks wspólnego wyznania spowodował, że znaleźli się w jednym państwie w którym od zarania funkcjonowali odrębnie tworząc wzajemnie hermetyczne społeczności. Flamandowie podlegali licznym prześladowaniom i jako gorzej sytuowani masowo emigrowali do nowych kolonii głównie holenderskich. W trakcie I wojny światowej podziały pogłębiły się jeszcze bardziej jako że gross żołnierzy stanowili Flamandowie, kadry dowódczej Waloni. Rozbicie narodowe było jednym z najważniejszych powodów biernej postawy armii w trakcie wojny w 1940 roku choć liczny udział zarówno Walonów jak i Flamandów w utworzonych w Belgii formacjach SS ( SS Walonia 15 tys SS Langemerck 25 tys ) daje również pewne świadectwo o tym jak kształtowały się w tym kraju sympatie w tych czasach.
Po drugiej wojnie światowej wieloletnia gospodarcza dominacja Walonów zaczęła się zmniejszać. Rozwinięty przemysł ciężki zaczął tracić na znaczeniu wraz z utratą wielkiej surowcowej skarbonki jaką było Kongo. Flamandowie, skutecznie rozwijali firmy rodzinne a przede wszystkim innowacyjne. Flandria stała się jednym z centrów biotechnologii, a olbrzymie znaczenie zdobył port w Antwerpii.
Ciekawe jest to, że w naszych demokratycznych, lewackich czasach najbardziej belgijski w tym kraju jest Król który nie zawsze był jednak symbolem zjednoczenia. Ojciec obecnego władcy zasłynął samodzielną decyzją o kapitulacji przed Niemcami a także tym, że nie wyjechał z kraju wraz z rządem i poddał się osobiście Niemcom. Opuścił kraj dopiero w 1944 roku wywieziony przez Niemców. Wrócił w roku 1950 co wywołało krwawe zamieszki w efekcie których abdykował na rzecz syna.
Jeśli kryzys finansów publicznych rozłoży Belgię na łopatki problem rozłamu ujawni się w całej okazałości. W większości analiz rozłamów państwowych zazwyczaj gubi się ten drobny aspekt. Wielokrotnie pisano o zadłużeniu zagranicznym byłej Jugusławii. Czy ogłaszające niepodległość republiki pobrały porcję swoich długów? Jak reagowali na to wierzyciele?
Deficyt Walonii finansuje dzisiaj Flandria. Czy zapłaci za samodzielność? Cóż, kto by nie dopłacił za pokój z widokiem na morze? Pytanie tylko kiedy pojawi się taka oferta.