Czyli o tym, że masy zawsze mają jakieś opium, a cuda są nagrodą dla wiernych.
W optymistycznym wariancie akcje Apple Inc. mogą być warte 960USD. Ile są warte dzisiaj? 599 USD. Kiedy ich cena ma się podwoić? W ciągu roku.
Fajnie.
Nasuwa się w zasadzie tylko jedno pytanie: Says who? Renomowany bank inwestycyjny Morgan Stanley. Opoka rynku. Twierdza etyki i praworządności. A co tam, Watykan kościoła uczciwych bankierów. Jeszcze niedawno faceci z tak zacnych instytucji chodzili w aureoli apostołów biznesu. Do czasu. W 2008 roku trend się lekko odwrócił, a spektakularne fiknięcie Lehman Brothers przywróciło światu prawo wygrażania pięścią bankom – instytucjom od zarania dość niepopularnym, tyle że w latach 1940/2008 wyniesionym na piedestał prawych animatorów biznesu.
Brak miłości do banków wiązał się z domniemaniem jakoby pożyczanie na procent było czynem niesprawiedliwym. O tym, że są to wyłącznie przeszkody natury ideologicznej, a nie faktyczna niechęć do samego procederu najlepiej świadczy cytat z podręcznika Ekonomia Polityczna w wydaniu Akademii Nauk ZSRR „W społeczeństwie socjalistycznym kredyt stanowi formę mobilizacji przez państwo czasowo wolnych środków pieniężnych oraz ich planowego wykorzystywania w gospodarce narodowej na zasadzie zwrotności. Procent jest ustaloną przez państwo opłatą za czasowe korzystanie z wypożyczonych środków pieniężnych.”
Zwracam przy okazji uwagę na błyskotliwe spostrzeżenie naukowców radzieckich. Państwo miało wykorzystywać „czasowo” wolne środki pieniężne. We współczesnych realiach dla banków i ich stabilnego rozwoju najdogodniejsze były by depozyty permanentne. Dlaczego?
Ponieważ model biznesowy banku jest jednym z najniezwyklejszych modeli w gospodarce i zarazem jedynym który legalnie i w oparciu o państwowe certyfikaty opiera się na iluzji. Jej miarą jest współczynnik Cooka nazywany inaczej współczynnikiem wypłacalności. W Polandzie wynosi zazwyczaj 8% i oznacza, że zaledwie tyle depozytów ma być gotowych do wypłaty na każde żądanie depozytariuszy. Mało? Warto zauważyć, że przed kryzysem finansowym w USA były banki w których ów współczynnik wynosił ….. 1%! Zwróćmy zatem uwagę jak wielką marketingową pracę wykonano, aby jak świat długi i szeroki używano powiedzenia „pewne jak w banku”. Do wytrwałości w oszczędzaniu potrzebna jest zatem wiara. Wiara nie mniejsza niż wiara w cuda, podobnie żarliwa i trwała. To dzięki niej inwestujemy zgodnie z rekomendacją bankierów, o których nie wiemy nic powodowani wyłącznie marką reprezentowanej w rekomendacjach instytucji. Kupuj, bo jest tanio. Sprzedaj, bo będzie spadać. Akumuluj. Wszystko niezależnie i obiektywnie. Dla naszego dobra. Aby przekonać się o tym, że praktyka jest inna warto sięgnąć do „Spowiedzi” Grega Smitha, weterana najwyższych pięter Goldman Sachs, który obnaża to, co powinno być oczywiste od dawna. Jedynym produktem, który realnie tworzy bank jest zysk. Dla zysku zrobi wszystko. Do tego został przecież powołany. Wierzymy jednak, że jest bezpieczny i skoncentrowany na pomnażaniu naszych środków. Oto słowa ewangelii płynące z reklam.
O ile historia bankowości jest długa, a zawód bankiera pewnie starszy od najstarszego zawodu świata, to prawdziwa eksplozja usług finansowych dokonuje się wraz z końcem II wojny światowej, czyli w okresie kiedy dawne mocarstwa zadłużone po wojnie i pozbawione lukratywnych kolonii zaczęły sięgać po nowe sprytne rozwiązanie: systemową emisję własnego długu. Jak się niebawem okazało, najlepiej do roli pożyczkodawców państwa nadawali się właśni obywatele. Od tej pory wzorowy obywatel lokował nadwyżki w bezpiecznym banku w bezpieczne obligacje rządowe. Rozwój długu wewnętrznego stanowił na zachodzie alternatywę wobec tego samego procederu, który w gospodarce socjalistycznej nazywał się ładnie „akumulacją w dochodzie narodowym”. W socjalizmie był to po prostu rabunek obywateli, który nawiasem mówiąc na tej samej zasadzie realizuje się dzisiaj w Chinach. Aby osiągnąć podobny efekt w kapitalizmie potrzebne było zaszczepienie kultury stabilnego i długookresowego oszczędzania i inwestowania w najbezpieczniejsze, bo emitowane przez państwo papiery.
Jeśli powyższe wnioski wydają się absurdalne, potwierdzi je lektura raportu rocznego pierwszego z brzegu banku notowanego na GPW. Więcej, prawdopodobnie nie ma na świecie takiej instytucji finansowej, która pośrednio lub bezpośrednio nie zainwestowała w bezpieczne obligacje skarbowe USA.
Żyjemy w czasach, w których bez systemu finansowego świat sobie po prostu nie może już poradzić. Stał się jego kręgosłupem i układem krążenia w jednym. Cios w system rozłożyłby cały współczesny świat. Panika bankowa w 1907 roku oraz kryzys w latach 30. w USA pokazały, jakie efekty przynosi brak kontroli nad umysłami depozytariuszy i inwestorów. To doświadczenia lat 30. doprowadziły do powstania unikalnej instytucji finansowej Rezerwy Federalnej, publicznej wyłącznie z nazwy. W istocie prywatnego banku centralnego decydującego o losach wciąż jeszcze największej światowej gospodarki. Od co najmniej 50 lat oczy całego świata skierowane są na ową instytucję i jej wszechmocnych przewodniczących.
W poszukiwaniu pewności w chaosie. W oczekiwaniu na SŁOWO rynki wstrzymują oddech w newralgicznych momentach. I nawet teraz, kiedy naruszone zostały wszelkie ustalone niegdyś zasady kreacji i kontroli podaży pieniądza, „Trójca Święta” (FED, Departament Skarbu, NYSE) trwa w wiernych sercach jej wyznawców.
Świętokradztwo? Czyżby? Czy wiara w zyski jest bardziej abstrakcyjna od wiary w zbawienie? W obu przypadkach idzie przecież o osiągnięcie pewnej satysfakcji. Nigdzie nie jest powiedziane, że skrupulatny inwestor nie może być pobożny w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Nie bez przyczyny reformacja praktycznie od zarania popchnęła wiernych ku przedsiębiorczości. Rzym na zamachy na świętopietrze i odpusty krzywił się bardziej niż na spór wokół idei.
Zbliża się Wielkanoc, najważniejsze święto chrześcijańskiej wiary wpięte w prastarą mechanikę faz księżyca. Wzorem najstarszych wierzeń symbolizuje triumf Boga nad materią świata, który dzień wcześniej wierzył, że Go pokonał. Radosny dowód boskiej potęgi i władzy nad materią.
Jedna z głównych prawd wiary finansowego świata to aksjomat zadłużenia w relacji do PKB. Zgodnie z nim, przekroczenie magicznego poziomu 100% to już krok w otchłań, z której praktycznie nie ma powrotu. Czy tak faktycznie jest czy też nie przekonamy się w najbliższym czasie. Bez cudownego rozmnożenia trudno będzie utrzymać świat w dotychczasowym kształcie. Na Wall Street nie tracą nadziei.
W gronie wypatrujących Mesjasza zrobiło się tłoczniej niż zwykle.