Bezdyskusyjnie, tej jesieni pogoda w Polandzie dopisuje. Przy odrobinie dobrej woli, można się w nadwiślańskim kraju poczuć jak w słonecznej Italii. Oczywiście tej Italli która kojarzymy z wizyt w Mediolanie czy we Florencji bo stwierdziłem ostatnio, że niewielu moich znajomych zdaje sobie sprawę jak ten kraj wygląda od Neapolu w dół. Włosi, ten region określają dość dosadnie jako „północną Libię” ale trzeba przyznać, że nie bez racji. Nie zdziwię się, jeśli w wyniku kulminacji masowej imigracji z Afryki włoski interior w okolicach podstawy włoskiego buta przyoblecze się w zielony kolor proroka.
Ale do rzeczy. U nas świeci i wyznam bez wstydu, jak świeci to mi się dużo więcej chce. Stąd właśnie wyjściowa teza, że gdyby słonko nie fundowało nam zazwyczaj wielomiesięcznej jesienno zimowej emigracji nasz narodowy potencjał by się na pewno zwielokrotnił. Niezależnie od owego słoneczka należy przyznać, że klimat nam się nieco zmienił. Za czasów mojego dzieciństwa punktem honoru dla szykownych kobiet było przywdzianie imponującego futra które doskonale konweniowało zarówno z zimowym entourage jak i cmentarnym klimatem. Dzisiaj pomijając już fakt, że futra są passe, trudno by było w nich wytrzymać! Warszawskie parki obdarowały dzisiaj spacerowiczów błękitnym niebem i słoneczkiem które rekordowo podbiło kreski aż do 18 pozycji! Jakaż wspaniała alternatywa dla tej ponurej mżawki lub deszczu ze śniegiem.