Czyli o tym, że rację mają ci dysponujący silniejszymi argumentami.
Choć rocznica 100-lecia wybuchu I wojny światowej zbliża się wielkimi krokami, ostatnie wydarzenia na Ukrainie dowodzą niezbicie, że Europa nie jest tak spokojnym miejscem, jakby się jeszcze pół roku temu wydawało. Owe wypadki dowodzą czegoś jeszcze – jak wielką rolę we współczesnych wydarzeniach odgrywają media.
Tym, którym wydaje się, że przekaz nie ma większego wpływu na wydarzenia, zalecam na jeden z wieczorów unikalny materiał „Videograms of a revolution” (http://www.youtube.com/watch?v=sTm8YVUpLUE ) – film prezentujący to co widzieli, i czego nie widzieli uczestnicy rumuńskiej rewolucji w 1989 roku. Choć od tych wydarzeń upłynęło już 25 lat to:
(…) Do dziś nie wiadomo do końca, co działo się za kulisami rewolucji: kiedy i kto odwrócił się od Ceaușescu, czy szybka likwidacja wynikała ze szczerej chęci zmian, czy też pozbycia się kłopotliwego świadka, jak daleko sięga historia spisku I Frontu Ocalenia Narodowego. Nie wiadomo dokładnie kto strzelał, do kogo i dlaczego. Wojska walczące między sobą na Lotnisku Otopeni były w równym stopniu przekonane o tym, że walczą z siłami Ceaușescu. Spekuluje się też na temat dokładnej liczby ofiar (znane są przypadki tajemniczych zaginięć ludzi zbyt intensywnie szukających prawdy). Popularna jest opinia, że Ion Iliescu wraz z Frontem Ocalenia Narodowego po prostu skorzystali z chaosu i sięgnęli po władzę, a nie przeprowadzili zaplanowanego zamachu stanu. Pewne jest jedno – zarówno naród, jak i komunistyczny reżim, był bardzo zmęczony doktryną polityczną i ekonomiczną wodza, wpędzającą ich coraz głębiej w potworną biedę.
Ale zawsze, kiedy tylko pojawi się okazja, światowe media przypominają o „masakrach Securitate” i zdrowym społecznym proteście, który odsunął krwawego dyktatora od władzy. Jakie to ma znaczenie dziś? W dobie mediów elektronicznych i portali społecznościowych informacje obiegają świat lotem błyskawicy. Pośród samodzielnie wykonanych zdjęć pojawiają się materiały, które „ktoś wrzucił”. Kim ów ktoś jest i czym się kieruje, nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia. Faktem pozostaje, iż spora część internautów zapoznała się z filmikiem prezentującym „lot rosyjskich helikopterów na Krym”. Tymczasem na filmie ani nie widać znaków państwowych (ale mogły być celowo usunięte), ani siłą rzeczy nie wiadomo dokąd faktycznie owe helikoptery lecą. Przyjmujemy a priori, że lecą tam, gdzie informuje nas komentarz.
Przegląd filmików z Majdanu wykaże inną prawidłowość. Na tych oglądanych po „naszej stronie sieci” widać bojowników odstrzeliwanych przez uzbrojonych obrońców reżimu. Na tych dostarczanych przez rosyjskie serwery (ale da się je również wydłubać z YouTube) widzimy policjantów płonących żywym ogniem po udanych atakach obrońców Majdanu. Ba, widać również „snajperów majdańskich” mierzących groźnie z karabinków przypominających raczej wiatrówki, niż broń większego kalibru. Przebojem YouTube jest polski materiał, na którym głos z offu prezentuje fragment górującego nad barykadą dachu informując równocześnie, że ów dach zdobyto i przegnano rezydującego tu snajpera. O tym, że tam kiedyś był, ma świadczyć tektura ułożona na śniegu. I nic więcej.
John Kerry w dumnym komentarzu amerykańskiej administracji do wydarzeń na Krymie mówi bez ogródek:
W XXI wieku nie zachowuje się jak w wieku XIX i pod wymyślonym przez siebie pretekstem okupuje terytorium innego kraju.
To niezwykle interesujące oświadczenie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, iż 20 marca 2003 rozpoczął się amerykański atak na Irak i to bez formalnego wypowiedzenia wojny. Wobec braku jakichkolwiek dowodów, dziś wszyscy komentatorzy są zgodni, iż ochrona świata przed bronią nuklearną w rękach Saddama była wyłącznie pretekstem do inwazji na ten roponośny kraj. Co ciekawe, w 2002 ówczesny senator Kerry głosował za uchwałą pozwalającą Prezydentowi USA „(…) use force if necessary to disarm Saddam Hussein”. Cóż, od dawien dawna wielcy agresorzy wprowadzając swoje wojska wymachują flagą obrony wartości lub niesienia bratniej pomocy. Zarówno Rosja, jak i USA mają wiele takich osiągnięć, tyle, że oceniamy je z własnej, geopolitycznej perspektywy, która z obiektywną prawdą nie ma nic wspólnego. Kolejny przykład? Otóż w 1999 roku USA postanowiły ostatecznie rozprawić się z Serbią. I choć operacja prowadzona była w draperii Narodów Zjednoczonych, stanowisko administracji USA było jasne:
AS THE UNITED STATES leads NATO forces into a bombing campaign against Serbia, important questions must be considered about the actual goals and strategic objectives of U.S. policy in the region.
President Clinton, explaining the NATO operation that is designed to bring Serbian President Slobodan Milosevic to accept a U.S.-drafted peace agreement in Kosovo, said “Our objective is clear: to stop the killing and achieve a durable peace that restores Kosovars to self-government.”
However, the Clinton administration’s claim that it is out to „stop the killing” conflicts with a disturbing report published in last Sunday’s New York Times about U.S. support for Croatian military forces, which attacked ethnic Serb minorities in Croatia during the Bosnian War between 1991-1994. The Times reported that the international war crimes tribunal in The Hague had concluded that the U.S.-supported Croatian military carried out the worst excesses of „ethnic cleansing” of Serbs during the war, and that three Croatian generals, and possibly Croatian President Franjo Tudjman, are to be indicted on war crimes.
W efekcie wojny na poważną skalę (w trakcie akcji lotnictwa USA zbombardowano również cele cywilne w Belgradzie) Kosowo stało się dziwacznym terytorium zarządzanym przez ONZ. Oczekiwania USA były jednak w tej materii czytelne.
At some point in time, sooner rather than later, you’ve got to say, 'enough is enough, Kosovo is independent,’ Bush told a news conference on the first visit by a U.S. president to Albania on 17/06/2007.
He said Washington would continue to seek a solution through the United Nations but , „if it is apparent that [an agreement] is not going to happen in a relatively quick period of time, in my judgment, we need to put forward the resolution. Hence, deadline” Bush said.
Oczywiście można zauważyć, że Serbia prowadziła ludobójczą politykę i dlatego „światowy żandarm” musiał wkroczyć na arenę. To wygodne wytłumaczenie doskonale wpisuje się w amerykański etos niesienia wolności i demokracji. Ma się jednak nijak do faktycznej polityki w ramach której USA, podobnie jak i Rosja, rezerwują sobie prawo do własnej oceny kto i gdzie narusza standardy. Czy interwencja USA w Kosowie dawała jakieś korzyści Polsce? Tylko wtedy, gdy można by realnie liczyć na bombardowanie maszerujących z Kaliningradu lub Mińska rosyjskich batalionów. Jak donoszą media, prezydent Obama potwierdził gwarancję bezpieczeństwa dla Polski. Warto jednak pamiętać, jak podobne gwarancje wpłynęły na polską politykę w 1938 i 1939 roku i jakie wywołały skutki.
Państwa, szczególnie te mianujące się mocarstwami, prowadzą własną politykę, a media służą im tylko i wyłącznie do marketingu kiedyś określanego wprost jako szerzenie propagandy. Jakkolwiek na wielką politykę nie mamy wpływu, warto się czasem zastanowić, jaki wizerunek świata produkuje się na naszych oczach. Brak rzetelnej informacji powoduje, iż najbardziej oczywiste wydarzenia nabierają sensacyjnego wydźwięku. Tak część odbiorców potraktowała obecność Turcji na arenie krymskiego konfliktu. Tymczasem żaden z komentatorów nie przypomniał, iż o Krym już raz zażarcie walczono. Działo się to w czasach, gdy o kontrolę nad basenem Morza Czarnego walczyła tężejąca Rosja i tracąca siły Wielka Porta (czyli współczesna Turcja), którą ochoczo poparły Wielka Brytania i Francja. Choć od tamtych wydarzeń upłynęło ponad 160 lat, znaczenie gospodarcze Krymu jest niezmiennie takie samo: stanowi południową bramę handlową do Rosji.
Każdy, kto w tym miejscu dojdzie do wniosku, że mój tekst ma ukryty cel propagandowy, powinien zastanowić się nad następującą konstrukcją. Otóż jak zareagowałby rząd USA, gdyby w wyniku poważnych zamieszek w Ottawie uformował się nowy, kanadyjski gabinet, prezentujący jasne antyamerykańskie stanowisko? Jeśli ten przykład jest zbyt abstrakcyjny, solidne uwarunkowania historyczne miałby inny: Meksyk. Wyobraźmy sobie, że w tym nie mniej niż Ukraina od Rosji uzależnionym od USA kraju dochodzi do przewrotu politycznego, a władzę uzyskują politycy przekonani o konieczności zadośćuczynienia Meksykowi za historyczne straty na rzecz USA. O ile nie jest pewne, że słoneczna Kalifornia wracając do macierzy (Meksyk utracił ją na rzecz USA w 1847 roku) byłaby równie słoneczna, to dla ponad 100 milionowej populacji meksykańskiej mogłaby się stać El Dorado wartym poważnych poświęceń. Warto bowiem pamiętać, że w Meksyku działa jedna z najdziwniejszych formacji antykapitalistycznych – Zapatystowska Armia Wyzwolenia Narodowego dowodzona przez subcomandante Marcosa. Organizacja, która od ponad 20 lat zabiega o autonomię stanu Chiapas, coraz bardziej zamienia się w tubę meksykańskiej biedoty jako takiej. Towarzysze chińscy nie prowadzą aktywnej polityki eksportu własnej myśli społeczno-politycznej, ale gdyby tak zmienili zdanie? Zapatyści na południowej flance USA mogliby się stać doskonałym sojusznikiem…
Ale to oczywiście political fiction. W świecie realnym Rosja zajmuje Krym, którym władała przez setki lat, a do ukraińskiej SRR przyłączyła go w dopiero w 1954 roku. To ryzykowana polityczna akcja, która albo stanie się symbolicznym końcem imperium rosyjskiego, albo da mu nowy początek. W pierwszym przypadku za 10, najdalej 20 lat, Syberia nasycona nieustannie napływającymi obywatelami Rosji chińskiego pochodzenia oderwie się od Moskwy przy akompaniamencie poparcia całego „wolnego” świata. W drugim, skonsoliduje się wokół „zagrożenia” stwarzanego przez inne narody i w kolejnych latach wchłonie inne terytoria realizując odwieczną politykę „marszu na Zachód”. W tym wariancie ponownie spotka nas na swojej drodze. Notabene, po raz pierwszy w aliansie z Niemcami, ale ponownie może się okazać, że nic tak nie wzmocni fundamentu tradycyjnej przyjaźni niemiecko-rosyjskiej, jak podział wpływów w Polsce.
Ale o tym przekonamy się wspólnie i to najprawdopodobniej w niedalekiej przyszłości. A co z NATO na Ukrainie? Ma w zanadrzu potwornie cyniczne rozwiązanie. Jako pomoc militarną mogłoby zaoferować… korpus polski, a na jego czele postępowałaby 12 Dywizja Zmechanizowana, której pierwszym dowódcą był… Wojciech Jaruzelski, który dowodzenie protoplastą 12 Dywizji rozpoczął… w trakcie akcji „Wisła”. Przyjęcie takiej pomocy byłoby dla obecnych ukraińskich władz wyrokiem śmierci. Odrzucenie skompromitowano by jako uleganie stereotypom niegodnym standardów UE J. Dla rządu Donalda Tuska taki obrót spraw byłby skrajnie niewygodnym zobowiązaniem. Konfrontacja z Rosją pozwoliłaby pozyskać nowych wyborców, ale trudno sobie wyobrazić, aby nie pociągnęła za sobą jakiejś akcji odwetowej ze strony Obwodu kaliningradzkiego, a to już pachnie problemami innej skali. I pozostaje kwestia zasadnicza: od dziesięcioleci krytykujemy tych, którzy nie chcieli umierać za Gdańsk. Czy nasi żołnierze chcieliby umierać za Krym?
W sierpniu 1914 nikt się nie spodziewał tak wielkiej wojny. 7 dni przed jej wybuchem brytyjska flota złożyła kurtuazyjną wizytę niemieckiemu Cesarzowi. Atmosfera była doskonała, nadciągającej rzezi nikt się nie spodziewał. Tyle, że zamach w Sarajewie uruchomił zawarte wcześniej dyplomatyczne układy. Łatwo jest myśleć, że dzisiejszym przywódcom państw dzięki prostszej komunikacji łatwiej jest rozwiązywać problemy. Cóż, warto wiedzieć, że matka Wilhelma II urodziła się w Buckingham Palace jako najstarsza córka królowej Wielkiej Brytanii. Królowej Wiktorii, dla której pierwszym językiem był język niemiecki.
Ale to już zupełnie inna historia.