Czyli o tym, że drzewa nie rosną do nieba
Wiemy, że Kermit jest zielony. Wiemy również, że żaby są zielone; jest zatem dla nas całkowicie oczywiste, iż Kermit również jest zielony, ponieważ jest żabą. Ów proces wnioskowania jest dość banalny, niemniej jednak jeszcze do niedawna leżał całkowicie poza zasięgiem sztucznej inteligencji (AI), która mimo pokładanych w niej oczekiwań, systematycznie zawodziła oczekiwania twórców. Ale to już przeszłość. Skokowy postęp w dziedzinie przechowywania i analizy danych a także rozwinięcie technik głębokiego uczenia, skatalizowało olbrzymi postęp w AI.
W efekcie, maszyny najpierw osiągnęły ludzki poziom w dziedzinie opisu i rozpoznawania zdjęć (ImageNet Challenge 2015), a teraz doganiają swoich twórców w innych dziedzinach. Przyczyna jest prosta. Choć nadal brzmi to futurystycznie, rozwinięte systemy rozumieją już dane, które pozyskują. Wyłącznie dzięki zdolności analizy i uczenia po raz pierwszy w historii samolot bojowy prowadzony przez komputer pokonał w walce powietrznej najlepszego instruktora amerykańskich sił powietrznych.
ALPHA – dziecko Psibernetix z University of Cincinnati, mimo morderczej skuteczności nie konsumuje gigantycznej mocy obliczeniowej. Nie musi. Dzisiaj zwykły smartphone wielokrotnie przekracza zdolności obliczeniowe ludzkiego umysłu. Skuteczność ALPHY opiera się na czymś zupełnie innym. Otóż ALPHA nauczyła wszystkich znanych amerykańskim siłom powietrznym technik obrony i ataku. Nauczyła – oznacza to, iż ROZUMIE zasadność stosowania określonych manewrów w określonych sytuacjach. Mimo że pojęcia „rozumie” i „istnieje” dzieli jeszcze spora przepaść, ludzkość ma się nad czym zastanawiać. Co więcej, już to od pewnego czasu robi.
W 2013 roku Carl Benedict i Michael Osborne przeanalizowali prawdopodobieństwo komputeryzacji 702 zawodów w USA. Badania ujawniły, że niemal 47% amerykańskich pracowników może stracić pracę w wyniku postępującej automatyzacji. Co ciekawe AI uderzy w pierwszej kolejności w sektor usług, który do niedawna doskonale się rozwijał dzięki rosnącej konsumpcji. Któż z nas nie narzekał na niekompetentny hotline? Ilu przedsiębiorców zżymało się na personel infolinii, który nie jest w stanie zapamiętać i wytłumaczyć instrukcji dzwoniącym po pomoc klientom? Zastosowanie sztucznej inteligencji natychmiast rozwiąże te problemy. System odpowie na każde pytanie, nie będzie się irytował, a dodatkowe instrukcje wyśle mailem. AI okaże się równie skuteczna w sprzedaży detalicznej, transporcie czy logistyce. Gorliwość, z jaką internauci poszukują pomocy medycznej w internecie dowodzi, iż sztucznej inteligencji powinni się również obawiać lekarze, czyli ta grupa zawodowa, która przez stulecia mogła się czuć całkowicie bezpiecznie. Okazuje się bowiem, że AI przywraca znaczenie diagnozowaniu i swobodnie niebawem pojawi się w wielu klinikach jako system ekspercki.
Nie brakuje naukowców, którzy ośmieszają strach przed utratą miejsc pracy i dowodzą, że w wyniku zmian powstaną zupełnie nowe zawody. Zapominają oni jednak, iż wzory z rewolucji przemysłowej na które się powołują, mają jednak pewne wady. Nowe miejsca pracy nie pojawiły się przecież od razu. Powstały jako rezultat postępujących zmian klasowych, które tu i ówdzie przybrały charakter krwawy i rewolucyjny. Nowe miejsca pracy zrodziło umasowienie konsumpcji, do której dostęp masy sobie pospolicie wywalczyły lub który im udostępniano celem wybijania broni z ręki socjalistom (Niemcy Bismarcka). Jak by na to jednak nie patrzeć, wyrównywanie poziomów życia mas i elit zajęło Europie niemal 200 lat, na które przypadła rekordowa ilość krwawych wojen. Choć rzecz jasna owe różnice istnieją nadal i są prawdopodobnie znacznie większe niż w czasach Karola Marksa, to europejska jakość życia wydaje się na tyle atrakcyjna, aby upomniały się o nią setki tysięcy imigrantów.
Tyle, że dobrobyt od swego zarania finansowany był długiem i oparty na przekonaniu, że rosnące gospodarki poradzą sobie z tym zobowiązaniem w przyszłości. To, że sobie nie poradziły, nie jest związane wyłącznie z kryzysem finansowym. Drzewa niestety nie rosną do nieba; z ludzkimi oczekiwaniami jest dokładnie odwrotnie.
„Wielki bałagan”, którego nadejście wieszczy wielu autorów (na naszym gruncie choćby profesor Marcin Król /Europa na skraju końca/), to naturalna konsekwencja tej prozaicznej konkluzji. Europejskim masom może się obecnie żyć jedynie coraz gorzej, a plan łupienia europejskich elit tylko na chwilę poprawi klimat społeczny. Dobrze już było. Teraz może być już tylko gorzej, a jedynym możliwym finałem tej historii jest jakaś forma depopulacji. Jakaś, ponieważ niekoniecznie musi to być zwiastowana tu i ówdzie, większa czy mniejsza globalna wojna. Przyczyną poważnych zmian demograficznych może się stać się… brud. Coraz większe połacie europejskich miast nie są w stanie rozwiązać problemu śmieci, a niektóre (np. Neapol) kilkakrotnie balansowały na krawędzi humanitarnej katastrofy. Kiedy tylko na horyzoncie zamajaczy epidemia, sztuczna inteligencja stanie się najbardziej poszukiwanym cywilizacyjnym wsparciem. Któż bowiem będzie się lepiej nadawał do diagnozowania, selekcjonowania i grzebania zakażonych?
Choć do dzisiaj toczą się debaty czy czarna śmierć odebrała życie 70, 150 czy 200 milionom Europejczyków, nikt nie ma wątpliwości, że przeorała kontynent na kilka stuleci. Zmiany, które wywołała, przekształciły główne cele ówczesnej geopolityki, popychając cesarstwo niemieckie na wschód ku bezludnym terenom i ziemiom uprawnym. Ów wielki kataklizm osobliwie oszczędził niektóre regiony Europy, w tym… Polskę. Z jednej strony, ponieważ wtedy podobnie jak i dzisiaj nie była wymarzonym celem uchodźców, ale zapewne poważniejszy wpływ miała drakońska kwarantanna wprowadzona przez króla Kazimierza Wielkiego. W podobnej sytuacji obecne władze nie zastanawiałyby się ani chwili nad wprowadzeniem agresywnej kontroli granic, czemu towarzyszyłaby zapewne euforia opinii publicznej.
Analizując nadwiślańską prężność, warto jednak pamiętać, że tutejsze siły policyjne i wojskowe to nieco ponad 150 tysięcy funkcjonariuszy, a wszelkie służby włącznie ze Strażą Graniczną to zaledwie 200 tysięcy ludzi. Dużo? W czasie II WŚ bezpieczeństwa Generalnej Guberni pilnowało około 500 tysięcy policjantów i żołnierzy, w samej Warszawie okupant utrzymywał ponad 40 tysięcy, a była to wtedy znacznie mniejsza aglomeracja.
Procesy wielkich przemian nie są niczym unikalnym ani w historii świata, ani Europy. Obecne mogą nas jednak skutecznie ominąć. Wszak wiadomo: Polska Radomiem Europy. Kto wie, może właśnie dzięki temu jakoś przetrwamy J?