Nie bywam zbyt często na meczach, ale na pojedynek Lecha z Juventusem nie mogłem się nie wybrać. Kiedy w 12 minucie meczu stadion zaryczał ze szczęścia po pierwszym choć niestety ostatnim golu dla Kolejorza zrozumiałem na co faktycznie się patrzę. Uderzyła mnie analogia do dwu innych stadionów i dwu całkowicie odrębnych klimatów piłkarskich. Słuchając wiwatów przypominałem sobie Barcę i Dinamo Zagreb. Te stadiony łączy jedno: duma odrębności.
Różne scenariusze kryją jednak wspólne liczby. Katalonia to 25% hiszpańskiego PKB a Chorwacja w trudnym 1990 roku popisać się nadal mogła bardzo podobnym udziałem w PKB Jugosławii. Wielkopolska to zaledwie 10% narodowego PKB tyle, że rozwarstwienie gospodarcze Polski powoduje ze 5 z 17 województw generuje 60% PKB! Wśród nich wielkopolska zajmuje 3 miejsce po Mazowieckim i Sląskim.
Może się zatem okazać, że niebieskie i białe kolory Lecha nabiorą dla jego kibiców i fanów znaczenia większego niż dzisiejsze. Tradycyjny, wielkopolski, lokalny patriotyzm, otrzymał właśnie wspaniałą arenę na której kibolski mikrokosmos zespoli się z miejskim establishmentem w cyklicznym paroksyźmie radości lub klęski. Prędzej czy później, nad głowami licznie zgromadzonej przy bułgarskiej publiczności, załopocą transparenty z mniej lub bardziej jasno sformułowanym oczekiwaniem zwiększenia regionalnej odrębności.
Po co? Określona wcześniej struktura% PKB powoduje, że Wielkopolska więcej do centrum oddaje niż z niego otrzymuje. Tak być musi, ponieważ wymaga tego idea solidaryzmu społecznego na której opiera się nasz ustrój. W praktyce, ów argument zdaje się nie wytrzymywać próby czasu choćby w Hiszpanii, gdzie zliberalizowana do ostateczności umowa federacyjna w zasadzie już prawie niczym nie różni się od niepodległości. Kierunek jest zawsze ten sam a więc już niebawem polityka upomni się o dusze fanów Lecha, choćby w skali Poznania. Dlaczego? Ponownie przekonają nas liczby. W ostatnich wyborach samorządowych w mieście uprawnionych do głosowania było ok 430 tysięcy tyle ze frekwencja wyborcza wyniosła ok 34%. Tym samym do urn udało się ok 142 tysięcy poznaniaków. Ilu kibiców wspierał swój ukochany Kolejorz w ostatnim meczu? 43 tysiące.
Jeśli prawie 1/3 wyborców przesiaduje często w jednym miejscu, to nie można się chyba spodziewać, że nikt tego nie wykorzysta. Oczywiście robi się to również dzisiaj, ale w skali która urąga powadze tego klubu. Mecz to nie jest popis kurtuazji to substytut wojny. Drużyna wchodzi na murawę aby przeciwnika zniszczyć, a czy osiągnie to finezyjną techniką czy brutalnością ataku dla kibiców nie ma już większego znaczenia. Wzorcowym przykładem powyższego był choćby ostatni mecz Realu Madryt i Barcelony. Drużyna reprezentująca kastylijski integryzm została po prostu zmieciona z pola gry a sam mecz przekształcił się w koncert fauli głównie w wydaniu bezsilnych kopaczy z Madrytu. Jeszcze niedawno, duma ze zwycięstwa reprezentacji była wspaniałym przykładem na nadrzędność spojeń Hiszpanii. Ostatnie starcie Realu i Barcy pozbawiło już raczej wszelkich złudzeń, a nad murawą uniósł się ten specyficzny aromat krwi. W takiej samej atmosferze w trakcie meczu Dinamo Zagreb i Crvenej Zvezdy Belgrad, kibice posunęli się jednak nieco dalej, rozpoczynając bójkę w trakcie meczu na murawie boiska. To właśnie wtedy, w maju 1990 Zvonimir Boban kopniakiem znokautował jednego z jugosłowiańskich policjantów stając się z punktu ozdobą panteonu współczesnych, chorwackich bohaterów narodowych. Ten mecz, stał się symbolicznym początkiem wojny choć ta rozpoczęła się faktycznie dopiero za kilka miesięcy.
Nie zakładam, że murawa stadionu przy bułgarskiej spłynie krwią w trakcie meczu Lecha z Legią Warszawa. Wyrażam jednak przekonanie, że rosnąca siła oddziaływania klubu przestanie być tylko biernym wsparciem dla lokalnych polityków i niebawem klub zyska świadomość sam w sobie. Lech jest jedynym klubem w mieście, agreguje więc całe My i nie traci energii na wewnętrzne spory. Społeczność Lecha rozwinie być może rozmaite działalności które nadadzą jej formę stowarzyszenia a to już pierwszy krok na drodze do własnej polityki. Jakież, może mieć cele? Takie same jak wszyscy, czyli dobro miasta potem regionu. Ale dobro nie pod flagą dość zużytych frazesów i lewo prawej politycznej orientacji. Jaki jest koń każdy widzi. Duma Wielkopolski, ze swoją przyszłą polityczną emanacją stała by się z punktu formacją najbardziej reprezentatywną dla wyborców, choćby w myśl zasady, że co jest dobre dla Lecha jest dobre dla Poznania. Warto pamiętać, że manifestacje kibiców na stadionie Barcy nie zaczęły się wczoraj. To już w zasadzie stara tradycja, ale przyniosła wymierne efekty i nie mam wątpliwości, że FC Barcelona ma swój walny wkład zarówno w świadomość jak i dobrobyt Katalończyków. Kiedy, kibole śpiewają hymn, w lożach leniwie palą się cygara i nikt nie zaciska pięści. Ale jest jasne dla każdego o co toczy się gra i kto w tej grze wygra. Triumf jedności tak różnych środowisk w realizacji wspólnego dążenia może być pewnego dnia katalizatorem podobnych zachowań na stadionie Lecha.
2,7 mln Wielkopolan, może mieć różnych bohaterów i różne przekonania. Lech jest jeden a kibicowanie w europie już dawno nie jest zajęciem wyłącznie dla fanatyków i zadymiarzy. To lifestyle który jak się dzisiaj dowiedziałem zaowocował olbrzymim przyrostem liczby widzów na stadionach. Na Lechu pojawi się jeszcze więcej rodziców z dziećmi, a tym samym reprezentatywność tej grupy i status społeczny solidnie wzrośnie.
Dinamo Zagreb i Barca to awers i rewers tej samej monety tyle, że jak widać z historii różnie można nią zagrać. Lech zwycięski pójdzie za pewne drogą Barcy budując niewątpliwie prestiż miasta. Takiemu celowi Legia Warszawa nie jest w stanie sprostać z powodów których w tym poście nie ma sensu wymieniać. Równocześnie, Legia w czyichś sprawnych rękach może się stać zarówno symbolem warszawskiego integryzmu, jak i ze względu na TVN modelu konsumpcji który z wielkopolska oszczędnością nie ma wiele wspólnego.
Na razie to tylko licencia poetica. Na razie.