Posts Tagged ‘frank’

Groch z kapustą 2

Czyli o tym, że „franek” nie lubi niespodzianek, a niespodzianki „franka” dokładnie odwrotnie.

Wykres CHF/PLN znają wszyscy kredytobiorcy i niezmordowanie dociekają jak to się mogło stać, że tak niespodziewanie zweryfikowały się ich ekonomiczne założenia. Premier tego kraju wypowiedział się odważnie, że rząd RP na ”frania” rady nie ma. Dzielny jest nasz premier – to wiadomo. Niekoniecznie jest już dla wszystkich wiadome, że o relacji CHF/PLN decyduje relacja CHF/EUR i EUR/USD, toteż nasz rząd i nasza waluta  w tej grze po prostu się nie liczy. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że obecna spekulacja dotyczy dwu specyficznych walut: CHF i  JPY, czyli jak to mówią traderzy: „frania” i „japońca”. Media informują, że inwestorzy znaleźli bezpieczną przystań w walutach emitowanych w ojczyźnie zegarków i samurajów. Pomijając rozsądek lokowania czegokolwiek w papierowym produkcie, ten medialny argument daje się jeszcze zrozumieć w przypadku prosperującej Szwajcarii. W odniesieniu do Japonii od lat pogrążonej w kryzysie nieco dziwi. Ciekawsze jest to że te dwie waluty coś łączy: to bardzo niska stopa procentowa, która walnie przyczynia się do spekulacji. Nadal pozostaje jednak pytanie: skąd taki kurs i jaki będzie.

Źródło:Czasnazysk.pl

Jak widać powyżej wziął się wprost z relacji EUR/CHF, a ta zależy już od podstawowej relacji ekonomicznej jaką jest popyt i podaż. Proszę sobie zadać pytanie: jakiej waluty jest więcej w światowym obiegu USD, EUR czy CHF? Odpowiedź teoretycznie wydawałaby się oczywista, ale praktycznie nie jest, bo wszystko niebawem zależeć będzie od postępowania Chin – największego na świecie kolekcjonera USD. Jeśli kiedyś przewalutuje swoje rezerwy, prymat USD w światowym obiegu może się nieco zmienić. Analitycy twierdzą, że to niemożliwe, ale w czasach, gdy USA mają obniżony rating, możliwe jest już, moim zdaniem, wszystko. Podaż pieniądza i jego emisja jest regulowana w każdym kraju, ale dopiero ostatnie lata pokazały szerokiej publiczności, że taka na przykład Rezerwa Federalna to po prostu drukarnia pieniędzy pod zastaw zobowiązań Departamentu Skarbu. Działa to po prostu tak: wyobraźmy sobie, że udajemy się do FED i składamy w nim oświadczenie, że posiadamy możliwość spłaty na przykład 1 mln USD. FED, nie badając czy to oświadczenie jest prawdziwe, w zamian za nie daje nam 1 mln wydrukowanych USD i, co ważne, pobiera sobie od tego swoją prowizyjkę. I tu jest pies pogrzebany! Rezerwa od czasów powstania zarobiła już na tej prowizji gigantyczną sumę i siłą rzeczy sama nigdy nie była zainteresowana obniżeniem emisji pieniądza, bo im więcej go drukuje, tym więcej zarabia. Ktoś powie, że przykład jest zły, bo USA to nie zwykły obywatel, a oświadczenie USA swoją wartość ma. I tu pojawia się kolejny problem. Miało. Bo od niedawna USA ma obniżony rating. Tąpniecie w jego wyniku było uzasadnione. Inwestorzy pomyśleli, że  produkcja dolarów poważnie się ograniczy, bo przecież oświadczenie USA z niższym ratingiem musi na to wpłynąć, a produkowane dolary będą jeszcze niższej jakości. Ale co tam jakieś agencje ratingowe dla USA! Barack Obama oświadczył, że nikt im nie będzie mówił czy są wiarygodni, czy nie, więc druk będzie sobie szedł w najlepsze. Co oczywiście nie wpływa na problem zasadniczy: USD będzie jeszcze gorszym pieniądzem niż jest. A druk musi trwać bo FED to prywatna i skuteczna w obronie swojego interesu instytucja o czym przekonali się nawet prezydenci USA w tym jeden szczególnie boleśnie.

Jak to się ma jednak do CHF? Ktoś sobie rozsądnie wymyślił, że turbulencje w USA wywołają panikę walutową. Ten ktoś obstawił olbrzymie opcje na CHF i czekał na rozwój sytuacji. Usłyszę: teoria spiskowa. W tym miejscu odsyłam do historii rynków kapitałowych i do rajdu Sorosa na GBP versus DM  w latach 90-tych. Czytelnik komentarzy nie zdaje sobie zazwyczaj sprawy, że wielkie instytucje nie kupują fizycznej waluty. Kupują opcje do jej wymiany z waluty bazowej po określonym kursie. Tym samym cena odrywa się od zwyczajnej ukształtowanej przez relacje handlowe i w zasadzie może się dowolnie piąć w górę.

Jak to działa? Przyjmijmy, że mamy rynek CHF/PLN – 3,65. Można kupić zarówno opcję na niższy jak i wyższy kurs. Co jest bardziej prawdopodobne? Wzrost – więc taka opcja jest droższa. Ale im wyższy kurs, tym tańsza jest taka opcja, ponieważ ponownie włącza się rachunek prawdopodobieństwa. I teraz najważniejsze: ile może kosztować opcja CHF/PLN? 4,50? Wielkiego gracza – niewiele, mniejszych – znacznie więcej, ale nadal będzie to wyłącznie ułamek zysku jaki zaliczą, jeśli rynek dojedzie do owego 4,50. Chyba, że będzie odwrotnie, ale to już taki urok tej gryJ. I właśnie dlatego na rynku walutowym najważniejsza jest wiarygodność. Pewność, że nawet bardzo niekorzystna transakcja może zostać zrealizowana. Powyższe powoduje, że to gra dla dużych chłopców a ich zdolności płatniczej nikt nie weryfikuje. Kto by się pytał Sorosa czy go stać na taki czy inny ruch?

Moja osobista teoria jest taka, że rajd walutowy trwa tak długo aż wyczerpie najwyżej obstawione, a najtańsze opcje, czyli te, na których marża jest największa. Drzewa do nieba nie rosną toteż karnetu nikt do nieba nie wypełnia. Międzynarodowa natura walutowych spekulacji powoduje, że uczestniczą w nich olbrzymie pieniądze, ale też liczą się też emocje. W trakcie wspomnianego ataku Sorosa na funta do dymisji podał się rząd. Wybuch paniki służy zazwyczaj spekulantowi, ponieważ popycha kurs dokładnie tam, gdzie być powinien. Inwestorzy, którzy uwierzą w medialne story, mogą faktycznie kupować kolejne opcje i walutę fizycznie w przekonaniu, że się przed czymkolwiek zabezpieczają. Ale to strategia całkowicie bezsensowna, bo na papierowej walucie zabezpieczyć się NIE MOŻNA, o czym przekonali się szejkowie lokujący w CHF po kryzysie naftowym w latach 70-tych, kiedy to  Helweci zaproponowali im ujemne stopy procentowe, czyli opłatę za przechowywanie pieniędzy w banku. Pieniądz papierowy nie jest, i nie będzie, lokatą, ponieważ na jego podaż można łatwo wpływać. Dlaczego zatem z takiej ewentualności nie skorzysta Szwajcaria?

Ponieważ Szwajcaria jest krajem, w którym dodruk jest silnie ograniczony przez betonową politykę i system finansowy a spekulanci to doskonale wiedzą. Tyle, że w przypadku długiego utrzymywania się wysokiej relacji CHF/USD i CHF/EUR, emisja pieniądza to doskonały sposób, aby wzmocnić państwo kosztem spekulantów, a własną walutę rozmyć do poziomu okolicy. Kuszące, i to na dodatek w obliczu niedalekiej kampanii wyborczej, która wywraca stabilną Szwajcarię do góry nogami.

Być może to kolejny przypadek sprawia, że obecny rajd ma miejsce w okolicach wyborów, które odbędą się w Szwajcarii w październiku. Może się okazać, że w tym stabilnym kraju zdyscyplinowani wyborcy, zagrożeni utratą pracy, wyraźnie sformułują żądanie osłabienia waluty. Wola ludu może sprowadzić się do dodruku pieniądza, który niezwykle skutecznie osłabiłby zapał jakichkolwiek spekulantów, ponieważ CHF popsułby się proporcjonalnie do tych walut, od których owi inwestorzy uciekają. Sama gotowość do drukowania zadziałałaby pewnie na rynek znacznie lepiej niż jakakolwiek faktyczna interwencja na rynku. A może już zadziałała? W szwajcarskiej prasie pojawiły się wypowiedzi tamtejszego Palikota o takiej możliwości. Bez przyczyny takich komunikatów się nie emituje…

Przy okazji warto zauważyć, że Szwajcarzy, którzy w 2007 roku postawili na prawicę i znaleźli się w ogniu krytyki lewicowo-poprawnej Europy, okazali się awangardą przemian, które dzisiaj materializują się w krajach UE. Wszystko wskazuje na to, że obecne wybory przyniosą prawicowej Szwajcarskiej Partii Ludowej jeszcze więcej władzy niż poprzednie; choć całej puli nie otrzymają na pewno ponieważ uniemożliwia to tamtejszy ustrój polityczny. Nie zmienia to faktu, że każdy polityk poddaje się mniej lub bardziej kierunkowi, z którego wieje wiatr, toteż nie zdziwię się, jeśli retoryka rządu w Bernie będzie jeszcze bardziej radykalna niż jest dzisiaj. Stan zapalny w relacjach integracyjnych z UE, od których obecny rząd stara się maksymalnie odejść, nie pomagają na pewno w dzisiejszych turbulencjach walutowych, ale też prowadzą do rozwiązań jednostronnie dla Szwajcarii korzystnych.

Gospodarce Szwajcarii potrzebny jest CHF przewidywalny, a nie drogi. Warto rzucić okiem jak w ciągu ostatnich lat kształtowała się relacja „frania” do naszej waluty. W tabelce mi się nie mieściło, ale od 1998 roku nasz CHF chodził w przedziale 2,4x do 2,6x, a później:

    108% 119% 110% 106% 101% 94% 91% 117% 118%
  2001 2002 2003 2004 2005 2006 2007 2008 2009 2010
CHF 2,45 2,65 2,91 2,69 2,59 2,47 2,3 2,22 2,86 2,89
USD 4,13 4,12 3,92 3,09 3,25 3,1 2,76 2,4 3,11 3,01
EUR 3,7 3,89 4,44 4,14 3,98 3,89 3,78 3,51 4,32 3,99

Co de facto pozwala, na postawienie tezy, że w latach 1998 do 2008, była to naprawdę fajna opcja inwestycyjna tyle, że w latach 90-tych niepodzielnie królowała „Alicja” i o kredytach hipotecznych w CHF nikt jeszcze nie marzył. Pionierzy mieli na nie szanse w 2001 roku i tu właśnie rozpoczynamy tabelkę. Wniosek jest jasny: nabywca nieruchomości w 2001 roku korzystając z CHF oszczędzał na odsetkach (4 coś, wobec 15 coś, o ile pamiętam) i w ciągu niemalże połowy okresu kredytowania (zakładam 25 lat) odnosił wymierne korzyści w relacji do PLN. Trudno się zatem dziwić, że było tak wielu chętnych na kredyty w tej walucie. Ba, jeszcze nie tak dawno media biadoliły, że dostęp do „frania” na hipotece jest celowo blokowany przez NBP! „Franek” latami nie sprawiał niespodzianek ani Helvetom, ani Polandowcom. Niespodziankę zafundował, i to bez wyjątku wszystkim, dolar; i nie ma żadnych powodów, aby oczekiwać, że w najbliższej przyszłości stanie się przewidywalny. Ale Szwajcarzy się obronią, bo kryzys w tym rozliczeniowym kraju na dłuższą metę nie jest nikomu potrzebny. Dla EBC taki mały stres-test szwajcarskiego systemu to pewnie interesujący eksperyment, a jego wysokość Trichet nie może pewnie opanować złośliwego uśmieszku, kiedy patrzy na zmagania spoconych urzędników w Bernie. No, bo jak się nie chce do Europy, to trudno przecież czegoś od Europy chcieć!

Tak czy inaczej „franio” bezpieczny już nie będzie, bo, o ile uspokoi się w relacjach z EURO, to kondycja samej złotówki jest trudna do przewidzenia. Osobiście zakładam, że rosnące stopy zapewnią atrakcyjność biletom naszego narodowego banku, o ile nasz dzielny rząd nie zapędzi się z długiem w niebezpieczne rejony. Bo wtedy to już naprawdę wszystko może się wydarzyć.

A dla tych, dla których podejrzenie celowej gry na walutach jest wyłącznie teorią spiskową, jeszcze jeden wykresik:

Źródło:Czasnazysk.pl

Najwyższe notowanie CHF/PLN to 10 sierpnia. Dokładnie tego dnia Ministerstwo Finansów przystąpiło do cyklicznej aukcji polskiego długu. Mimo wcześniejszych obaw, popyt prawie dwukrotnie przewyższył podaż, a skarb wzbogacił się o 5 mld PLN. I teraz mała wyliczanka: jeśli nabywcy tych obligacji weszli w PLN z CHF po kursie 4,00, to tym samym posiadając je dzisiaj zarobili do CHF już ca 7%, a mogą zarobić jeszcze więcej, jeśli tylko PLN się umocni. A takie szanse ma. Co więcej, jeśli wychodzili z CHF, to znaczy, że otrzymali go bardzo tanio, bo stopy w tym kraju są, jak już powiedziano, bardzo niskie. Można sobie zatem bez trudu wyobrazić taką grę:

lip-11         lip-12
Pożyczamy CHF 1 000 000 odwracamy na PLN 4 000 000 1 438 849
Odsetki   1,50% kupujemy obligi 5% 71 942
CHF/PLN     4 2,78  
           
Zainwestowane CHF   1 000 000 Zarobione w CHF   1 438 849
Koszt w CHF   15000 dochód % w CHF   71 942
    1 015 000     1 510 791
           
          495 791
          50%

Innymi słowy: jak się chłopakom powiedzie, mogą zarobić nawet 50% i to dodajmy na pożyczonych, a nie własnych środkach! Oczywiście można przyjąć, że przetarg na obligacje to przypadkowa zbieżność. Może. Ale plan aukcji Ministerstwo Finansów publikuje na rok z góry, toteż wiadomo kiedy i co będzie sprzedawało – tym samym można się lekko dopasować do tych terminów. Każde 5 groszy paniki przed ostatnią aukcją, to przecież konkretny zysk dla tych, którzy na tą panikę liczą, prawda?

Można oczywiście twierdzić, że druk pieniędzy w takiej Szwajcarii to krok samobójczy, ponieważ doprowadzi do wybuchu inflacji. I tu właśnie niekoniecznie, ponieważ w ujęciu tradycyjnym dodruk środków służył spłacie zobowiązań państwa. W tym wypadku za tony papierowych CHF zapłaciłby cały rynek owe papierki kupujący. Szwajcarzy żyją z exportu – obniżenie siły nabywczej własnej waluty jest im po prostu na rękę. A już na pewno bardziej niż utrata pracy w kraju, w którym nie ma obowiązkowych ubezpieczeń społecznych, więc jeśli chcemy korzystać z zasiłku ubezpieczamy się dobrowolnie.

Jeśli moje założenie o celowej spekulacji jest słuszne, na jakiś czas z „franiem” będzie spokój, bo faceci, którzy ten scenariusz obstawili będą chcieli zarobić. Oby jak najwięcej, bo to oznaczałoby powrót „frania” do znośnych dla kredytobiorców relacji. Z drugiej strony, jeśli w najbliższych wyborach prawica umocni się w Szwajcarii po raz kolejny, wewnętrzny dobrobyt stanie się tam naczelną prerogatywą polityczną. Rząd w Bernie opiniami lewaków z EBC będzie się wtedy znacznie mniej interesował. A czy dojdzie do druku pieniędzy czy też nie to już zupełnie inna sprawa. Poza tym nie jest przecież nigdzie powiedziane, że jeśli w naszym pięknym kraju wymyślono coś tak błyskotliwego jak FOZZ to Szwajcarzy nie stworzyli jakiegoś cichego Funduszu Wsparcia Własnej Waluty w którym można inteligentnie ulokować „wyprodukowane franie” i podziałać nimi na rynku. Któż to wie doświadczenia z II wojny światowej na pewno się tutaj mogą przydać.

Warto wiedzieć, że Szwajcarski Bank Narodowy, tamtejszy emitent pieniądza choć jest większościowo kontrolowany przez kantony i szwajcarskie instytucje rządowe to ma też akcjonariuszy prywatnych. Wśród nich jest nie byle kto bo sam Theo Siegert. Ten szczęśliwy posiadacz ponad 5% akcji tego banku i dziedzic jednej ze starszych przemysłowych fortun to osoba niezwykle w Niemczech wpływowa. Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że nie ma chyba dużego dealu w IV Rzeszy o którym ten człowiek by nie wiedział a nie ma chyba potrzeby tłumaczyć, ze z takim pakietem o polityce szwajcarskiej wie chyba wszystko.

A ponieważ wydaje mi się, że słabszy do euro „franio” jest w interesie niemieckiego przemysłu możemy liczyć że w nadwiślańskich realiach również wróci w mniej burzliwe rejony. No ale to dedukcja szczęśliwego posiadacza kredytu w CHF a więc siłą rzeczy subiektywna :).

11 komentarzy