Czyli o tym, że Warszawa to ciekawe miasto, iluzja to trwała potrzeba części naszego społeczeństwa, kolor mostu może być funkcją polityki a dobra architektura broni się sama.
Zupełnie przypadkowo znalazłem się przedwczoraj w okolicach, które od lat oglądam tylko w przelocie. Przyszło mi znienacka do głowy, aby sportretować Warszawę na trasie moich typowych spacerów z czasów, kiedy szukano pały na dupę generała a armia radziecka była z nami od dziecka.
Pałac Lubomirskich. Wielu warszawiaków mija go zupełnie bez emocji podczas gdy to co najmniej podwójnie ciekawy budynek! Pałac z woli tow. marszałka Spychalskiego został w roku 1970 odcięty od fundamentów i …. przesunięty o 78 stopni. Dzięki tej operacji zaspokoił ambicje wojskowych zarządców, którzy w swym budynku zamykali ( skądinąd ładnie ) oś saską. Dodajmy, że ów budynek formalnie nazywany „Centralnym Domem Żołnierza” znajdował się we władaniu GZP czyli Głównego Zarządu Politycznego LWP najważniejszej siły sprawczej w LWP. Warto dodać, że szef GZP był również wiceministrem Obrony Narodowej. Piastowanie tej funkcji w latach 1960 do 1965 było dla Generała Jaruzelskiego jedną z najważniejszych trampolin do przyszłej kariery. Ale jak się okazuje pion GZP potrafił się zawsze wykazać perspektywą, ponieważ już na początku nowej ery umożliwił pewnej organizacji biznesowej wieloletnie atrakcyjne korzystanie z tego reprezentacyjnego budynku. Tym oto sposobem pałac Lubomirskich stał się siedzibą BCC ( Business Centre Club ) przez lata uważanej zresztą za organizację pożytku publicznego. Uważaną tak do czasu słynnej afery, gdy okazało się, że ta organizacja jest de facto spółką z o.o. stanowiącą zresztą własność Marka Goliszewskiego. Ten operatywny biznesmen stworzył sobie doskonałe miejsce pracy na lata. To nawiasem mówiąc ciekawe, że szefem organizacji biznesowej został były naczelny tygodnika „Konfrontacje” – najbardziej chyba betonowego tygodnika w PRL. No ale cóż, każdy może zmienić poglądy:) Dla mnie to osobliwy majstersztyk. Bardzo jestem ciekaw jak jest sformułowana umowa najmu tego budynku i kiedy się kończy. No, ale tego to już się pewnie nie dowiemy.
A tuż obok ( bo znajdujemy się na terenie dawnego małego getta ) plac Grzybowski i jego obecna do dzisiaj żydowska estetyka. Każdy kto mieszkał w tej okolicy pamięta doskonale klimat sklepów przy Grzybowskiej, magla, sklepików ze wszystkim na Próżnej. Jeszcze w latach 80-tych zdarzało się tu usłyszeć jidisz, i to nie w pobliskim Teatrze Żydowskim, ale właśnie w otaczających go sklepach. Na tym szczególnym placu polska i żydowska historia zetknęła się zresztą w sposób szczególny jako że od południowej strony wieńczy plac
Kościół Wszystkich Świętych. Jako że znalazł się na terenie getta, przekazano go zasymilowanym polskim Zydom, którzy przeszli na chrześcijaństwo. Ich proboszczem pozostał ksiądz Godlewski – przedwojenny endek i polski nacjonalista. W obliczu zagłady pomagał Żydom między innymi fałszując metryki chrztu dla tych, którym udało się uciec jako chrześcijanom. Za te praktyki został aresztowany i w 1944 roku zginął w Gross Rossen. Z tego placu szturmowano jeden z najkrwawiej zdobytych budynków w trakcie Powstania Warszawskiego – Pastę. Przypadkowo udało mi się zrobić takie zdjęcie:
Gdy ten starszy mężczyzna odwrócił się do mnie, zobaczyłem na jego piersi Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Kim był? Czy wspominał zdobywanie Pasty? A może to ŻOB-owiec? Nie zapytałem. Szkoda. Świadkowie tamtych czasów odchodzą codziennie. Nieopodal znajduje się budynek nie mniej ciekawy.
Błękitny wieżowiec jest błękitny wyłącznie dla tych, którzy przybyli do Warszawy już po 1989 roku. Wcześniej był to wieżowiec złocisty! Budynek powstawał z mozołem prawie 20 lat, a o przewlekłości budowli krążyły legendy. Powszechnie uważano, że budowę powstrzymuje klątwa rabinów. Klątwa może i była, ale na odcinku blokowania budowy znacznie bardziej skuteczni byli zapewne funkcjonariusze z pobliskiego Żydowskiego Instytutu Historycznego. Trudno się im dziwić, bo synagoga Tłomackie była największą i najbardziej prestiżową warszawską synagogą. Zniszczyli ją Niemcy po zdławieniu powstania w Gettcie. Ciągnącą się latami budowę dokończyli dla odmiany Jugole w latach 1989 – 1991. Warto zauważyć, że budynek ma zupełnie niepasującą do reszty półokrągłą szklaną kopułę. Ma ją, ponieważ dokładnie w tym miejscu znajdowała się wcześniej Wielka Synagoga. Dzisiaj gmina żydowska dysponuje 18, 19 i 20 piętrem budynku. Prędzej czy później pojawi się również synagoga. Dla odmiany kolejny obiekt na trasie mojej wycieczki jest znacznie mniej prestiżowy, bo to po prostu
modny obecnie w mediach namiot. Modny, bo nie związany trwale z podłożem, czyli legalny, nie wymagający tym samym pozwolenia. Niezwiązany – ponieważ manifestujący trzymają go cały czas na swoich butach. Co by nie powiedzieć czapka z głowy za konsekwentne manifestowanie poglądów choć jak zwykle w okolicy strefy „zamglenia” mam totalną konfuzję. Za rządem Tuska nie przepadam, Rostowski to najgorszy minister finansów jaki nam się trafił, ale od formacji Jarosława Kaczyńskiego dzielą mnie niestety lata świetlne. A nie było tak bynajmniej zawsze. We wczesnych latach 90-tych Porozumienie Centrum wydawało się być jedyną roztropną i niezależną partią polityczną. Niestety, choć Jarosław Kaczyński tropi i śledzi układ, swych własnych działań na warszawskiej Woli, w Fundacji Solidarność czy Telegrafie nigdy nie tłumaczył, twierdząc nieodmiennie, że zarzuty to spisek. Mnie nie przekonał, choć nie byłem, nie jestem i nie będę zwolennikiem wizji świata lansowanej przez Gazetę Wyborczą. Toteż z poczuciem pewnej bezradności minąłem
niniejszy komunikat. Cóż, „Edward” Tusk może być spokojny o wynik najbliższych wyborów. W drodze na Stare Miasto odwiedziłem jeden z najciekawszych, najcichszych, najlepiej położonych i najlepiej ukrytych bloków w sercu Warszawy. Tuż za pierzeją ulicy Moliera dyskretnie ukryto taki oto budynek
Wiadomo, o gustach się nie dyskutuje a zdjęcie nie oddaje w pełni jakości tej architektury. O ile pamiętam budynek powstał w latach 80-tych, wygląda jakby wybudowano go zaledwie kilka lat temu. Dla mnie doskonały, ukryty w zieleni przytulonego do gmachu ZPR parku. Ciekawe jaką ma tajemnicę, bo w takim miejscu staraniem spółdzielców nie powstał przecież na pewno:) W drodze powrotnej odwiedziłem swoją Alma Mater
W siedzibie Wydziału Nauk Ekonomicznych nie byłem chyba od czasu kiedy swoje obskurne ceglane oblicze porzucił dla tej zacnej elewacji. Warto wspomnieć, że kiedyś znajdował się tu carski cyrkuł a kilkanaście metrów od wejścia miała miejsce słynna w czasach okupacji „Akcja pod Arsenałem” Oj wspomnienia, wspomnienia… to tutaj Władysław Baka zniechęcił mnie do centralnego planowania a Ryszard Kokoszczyński bez powodzenia zachęcał do analizy ekonomicznej. Ileż ciekawych osób tutaj studiowało… A na zakończenie wycieczki budynek TPPR czyli Towarzystwa Przyjaźni Polsko Radzieckiej. Dzisiaj już się go tak nie nazywa, ale…
przyjaźń jak widać tu i ówdzie się utrzymuje. Ciekawe czy działacze nadal ci sami. W latach świetności był to jeden z najnowocześniejszych budynków w Warszawie, w zamyśle twórców miał zapewne promować wschodniego sąsiada. Działała tam restauracja Tamara i jeden z najlepiej wyposażonych EMPiKów w Warszawie. Kogoż tam się nie spotykało przy lekturze niedostępnych nigdzie indziej zagranicznych, w tym zachodnich czasopism. W znajdującym się w kompleksie kinie przez cały PRL grano o ile pamiętam dwa filmy „Parada atrakcji, zabawy zwierząt” i „Jeździec bez głowy”. Ubogość repertuaru tłumaczyła technika: oba filmy były trójwymiarowe.
A i jeszcze jeden zupełnie nie krajoznawczy element. Na trakcie królewskim wielka akcja społeczna „Maźnij mnie”. Przy wsparciu sponsorów a za sprawą władz miasta warszawiakom stworzono możliwość wyboru koloru malowania dla mostu średnicowego. I już miała mnie ta inicjatywa niezwykle ucieszyć gdy nagle wyszedłem na zaprzyjaźnionego architekta autora projektu …… malowania mostu średnicowego! Cóż się okazało? Wybrany kolor dawno wpisany do projektu, prace w toku ale w Ratuszu ktoś wpadł na pomysł wmawiania mieszkańcom, że mają wpływ na miasto. Jak wyjawił mi zniesmaczony architekt cała akcja to i tak totalna draka bo malowana będzie siatka okalająca plac przebudowy mostu. Z samym mostem miasto na Euro się nie wyrobi. A wybory za pasem.
Cóż, w Polandzie jak zwykle czyli jak w tytułowej piosence: żołnierz dziewczynie nie skłamie ale nie wszystko jej powie.