Zamach na admirała

Czyli o tym, że nie ma informacji bez sprawnej agentury.

Wystarczy jedno proste pytanie: kto i kiedy zbombardował Gibraltar? Odpowiedź jest pozornie prosta. Większość indagowanych wskazuje na Luftwaffe, ewentualnie na siły powietrzne Królestwa Hiszpanii, czasem pojawia się jeszcze lotnictwo faszystowskich Włoch. Tymczasem, bombowce które zaatakowały „The rock”, nosiły zupełnie inne znaki. Znaki Republiki Francuskiej. Co więcej, nad Gibraltarem pojawiły się dwukrotnie.

Powyższe dziwi tylko tych, dla których obowiązującą jest historia kształtowana przez media i szkolne podręczniki zgodnie, z którymi cały świat walczył z Hitlerem jeśli tylko mógł. Tymczasem realia wyglądały nieco inaczej, a II wojna światowa dla Europy zachodniej nie zaczęła się we Francji tylko wymyśloną przez Winstona Churchilla operacją w Norwegii. Co ciekawe, plan okupacji Norwegii i Szwecji powstał w głowie pierwszego Lorda Admiralicji teoretycznie po to, aby dostarczyć wsparcia armii fińskiej, która w owym czasie (zima 1940) opierała się jeszcze sowietom. W praktyce, Winston Churchill, planował okupację Norwegii i Północnej Szwecji po to, aby położyć rękę na zasobnych złożach Kiruny i kontrolować niezamarzający port w Narwiku. Równocześnie, podobnie interesujący pomysł tyle, że obliczony na nieco mniejszą skalę powstał w głowie Adolfa Hitlera. Jak wykazała praktyka, został zrealizowany znacznie lepiej niż brytyjsko francuski, a na przejęciu inicjatywy przez Niemców skorzystała Szwecja, której neutralność uszanowano. Powyższe oczywiście nie bez przyczyny. Zgodnie z wytycznymi wojennymi formułowanymi jeszcze przez Hjalmara Schachta daleko bardziej efektywna, niż okupacja była dewaluacja szwedzkiej waluty umożliwiająca skuteczny drenaż tamtejszych zasobów.

W całej północnej awanturze najdziwniejsze było to, że na jej fiasku najbardziej skorzystał… autor :). Winston Churchill zastąpił na stanowisku skompromitowanego niemieckimi sukcesami, unikającego walki  Nevilla Chemberlana. W efekcie tego samego dnia 10 maja 1940 miały miejsce dwa ważne wydarzenia: Jerzy VI powierzył misję tworzenia rządu Winstonowi Churchillowi, a Heintz Guderian forsował niemożliwie do pokonania czołgami (zdaniem francuskich sztabowców) pograniczne Ardeny. W rezultacie już po dwu tygodniach urzędowania, Churchill zdawał sobie sprawę, że los brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego we Francji jest praktycznie przesądzony. Co więcej ów korpus stanowił praktycznie jedyne brytyjskie siły wojskowe w tym regionie nie może zatem dziwić, iż już 2 maja podjęto decyzję o ich ewakuacji. Dziwić może, a wręcz powinno co innego: o swojej decyzji brytyjski sojusznik nie poinformował Francji. Zgodnie z zawartym porozumieniem sojuszniczym poinformować o tej decyzji powinien. O tym, jakie miała znaczenie najlepiej przekona poniższa mapka:

 

Niebieska linia na dole, to francuski front oparty na rzekach w prawym dolnym rogu wzmocniony linią Maginota. Mały skrawek niezajętego terytorium w lewym górnym rogu to port Dunkierce. Między 27 maja a 5 czerwca odpłynie tamtędy do Anglii 330 tysięcy żołnierzy w tym 120 tysięcy francuzów. Tyle, że cały ich sprzęt zostanie na plażach i walnie zasili niemieckie zdolności bojowe.

Już kilka dni później było jasne, że kampania jest przegrana. 14 czerwca Niemcy weszli do niebronionego Paryża. Zawieszenie broni podpisano 22 czerwca w Compiegne, czyli w tym samym miejscu i na dodatek w tym samym, celowo wyciągniętym z muzeum, wagonie, w którym 11 listopada 1918 podobny dokument podpisywali Niemcy. Adolf Hitler nie mógł sobie odmówić obecności w tej historycznej chwili. Trudno mu się dziwić.

Zanim świat otrząsnął się z wrażenia w Londynie stało się jasne, że w stanie wojny z Niemcami jest już tylko Wielka Brytania i… okupowana Polska. Największym zmartwieniem Churchilla stała się natychmiast francuska flota przebazowana do afrykańskich portów. Kilka dni później wydarzyło się coś na co szczególnie powinno się zwracać uwagę uczniów na lekcjach historii. 3 lipca rozpoczęła się regularna nigdy nie wypowiedziana wojna brytyjsko francuska. Brytyjskie okręty zmasakrowały francuską flotę w Mers el Kebir. 4 lipca francuskie lotnictwo zbombardowało Gibraltar.

W efekcie 10 lipca 1940 Zgromadzenie Narodowe III Republiki udzieliło nadzwyczajnych pełnomocnictw marszałkowi Petain, zwolennikowi proniemieckiej orientacji. Francja zwasalizowana miała swoje atuty, rządząc się samodzielnie odciążała wermacht, który do jej całkowitego okupowania potrzebowałby dodatkowych dywizji. Realne znaczenie militarne miała za to Afryka Północna, gdzie sojusz francusko niemiecki z całych sił umacniali Brytyjczycy atakując terytoria francuskie. Akcje militarne miał legitymizować przywódca Wolnej Francji Charles De Gaulle. Po klęsce pod Dakarem we wrześniu 1941, kiedy jego rodacy walczyli z Brytyjczykami gorliwiej niż z Niemcami stał się praktycznie bezużyteczny. Blamaż pod Dakarem ostatecznie wyjaśnił, że Brytyjczycy pod własną flagą nie mają czego szukać we francuskiej Afryce. Ale od czego ma się naiwnych sojuszników?

Lektura opasłej pozycji „Polsko – Brytyjska współpraca wywiadowcza podczas II wojny światowej” o ile nie przyniesie rewelacji to z całą pewnością pozwoli wziąć w nawias określenie „współpraca”. Uważny czytelnik zorientuje się natychmiast,  iż prawdziwą relację naszych i brytyjskich służb należałoby raczej określić mianem „inspiracja”. Jednym z doskonałych przykładów w tej materii jest powołanie ekspozytury Afryka.

Do jej organizacji wybrano doświadczonego oficera II oddziału Mieczysława Słowikowskiego. Wybór może dziwić, ponieważ „Rygor” specjalizował się w kierunku wschodnim, a wybuch wojny zastał go w sowieckiej Rosji. Tyle, że o sukcesie w operacjach niejawnych decyduje rzutkość i inicjatywa a tej Słowikowskiemu nie brakowało, o czym przekonał przełożonych organizując transfery żołnierzy po kapitulacji Francji. Skuteczność w tej działalności wymagała jednak dobrych relacji z policją francuską. Przełożeni założyli, że na afrykańskim kontynencie Słowikowski będzie równie efektywny.

Jak wykazała przyszłość nie mylili się. Słowikowski choć dodatkowo skrępowany zakazem kontaktów z polską diasporą i jednostkami konsularnymi poradził sobie znakomicie. Siatka oparta głównie o francuzów prędko oplotła całą francuską Afrykę północną. Dorobek „Rygora” znalazł uznanie w oczach rzeczywistych mocodawców jego pracy. Wysłannik prezydenta Roosvelta Pułkownik Robert A. Solborg (któremu nawiasem mówiąc należałoby poświęcić osobny wpis) po spotkaniu ze Słowikowskim przedstawił ostateczną rekomendację zalecającą przeprowadzenie operacji „Torch”.

Słowikowski raportował, że wojsko francuskie ma niskie moralne i wielkiej ochoty do walki nie wykazuje a przeciwko amerykanom z definicji nie wystąpi. Trudno się dziwić. Francja kierowana przez Peteina (określenie Francja Vichy jest mylące ponieważ sugeruje, iż było to jakieś nowe państwo) jako państwo neutralne w wojnie utrzymywała ożywione kontakty dyplomatyczne z USA w szczególności. Istotnym animatorem tych relacji był oczywiście dolar amerykański, który w dużych ilościach pompowano do kieszeni balansujących między USA a Niemcami polityków. Nie mniejsze znaczenie mały dostawy materiałów strategicznych i tak ani Hiszpania ani Maroko nie byłoby w stanie sobie poradzić bez dostaw amerykańskiej ropy.

W swoich raportach Słowikowski wskazywał na duże poparcie dla Wolnych Francuzów de Gaulla. Nie bez znaczenia było tu oczywiście oparcie siatki o te właśnie środowiska. Mizeria osiągnięć de Gaulla w Dakarze skłaniała jednak amerykanów do dużej ostrożności. Dlatego też postanowili sięgnąć po asa w rękawie. Był nim generał Henri Giraud znany z dzielności dowódca francuski, który zasłyną mężną obroną w trakcie kampanii francuskiej. Wzięty do niewoli zdołał uciec i ujawnił się we Francji, która odmówiła wydania go Niemcom. Amerykanom trafił się idealny partner. W wyniku sekretnych rozmów pozyskano generała jako sojusznika w operacji desantowej.

Tymczasem okazało się, że francuscy dowódcy to przede wszystkim elastyczni politycy. Admirał Darlan, który swego czasu opowiadał się za współpracą z Niemcami i jeszcze niedawno jawił się jako podstawowy wróg, nagle zmienił front. Nie była to decyzja bez znaczenia. O ile Algier udało się opanować głównie dzięki wewnętrznej rewolcie to w Oranie i Casablance toczyły się walki. Lądowanie amerykańskim chłopcom całkowicie się nie udało i przy gorliwszej postawie wojska francuskiego operacji groziłoby jeśli nie fiasko to poważne komplikacje. Ale Admirał Darlan przez radio wezwał żołnierzy do wstrzymania ognia.

W efekcie tej spektakularnej wolty amerykanom nie był już potrzebny ani dostarczany w teczce de Gaulle ani Giraud. Postanowili oprzeć się na ambitnym Darlanie. I tu następują wydarzenia, które standardowo określa się mianem teorii spiskowych. Otóż admirał Darlan swoją pozycją u boku sprzymierzonych nie cieszył się zbyt długo. 24 grudnia na schodach we własnym sztabie zastrzelił go młody arystokrata związany z ruchem oporu. Co ciekawe już 25 grudnia został osądzony a 26 rozstrzelany. Wyrok śmierci podpisał osobiście… generał Henri Giraud, który jednocześnie został prawą ręką de Gaulla w ruchu Wolnych Francuzów. Przyjaźń niechętnych sobie oficerów nie była jednak długa. Niecałe pół roku później Giraud był już za burtą i odszedł z wojska. W podjęciu tej decyzji pomogły mu na pewno dwa nieudane zamachy, z których wyszedł obronną ręką.  Generał de Gaulle niepodzielnie rządził Francją.

A Słowikowski? 28 marca 1944 podczas uroczystości w Algierze udekorowano go amerykańskim Legion of Merit Degree of Officer i brytyjskim The Most Excellent Order of the British Empire. Jak powiedział jeden z jego brytyjskich przyjaciół „Gdybyś był angielskim oficerem do końca życia nie musiał byś nic robić”. Major Słowikowski był jednak oficerem polskim. Odebrawszy Złoty Krzyż zasługi z mieczami trafił jako wykładowca do Centrum Wyszkolenia Piechoty w Szkocji. Do Polski już nigdy nie wrócił a uznania dla swojej pracy doczekał się w zasadzie pośmiertnie.

Tych, którzy historią Słowikowskiego zainteresują się bliżej zaskoczy fakt, iż w Afryce znalazł się z żoną i… chorym synem. Utrzymanie rodziny i jednoczesne prowadzenie skutecznej działalności szpiegowskiej to wyczyn, który stał się udziałem niewielu oficerów operacyjnych. O wielkim sukcesie „Rygora” zadecydowała przedsiębiorczość (której wymierną emanacją było uruchomienie komercyjnego biznesu skrycie finansującego działalność wywiadowczą), ale również wyczucie polityczne dzięki któremu zdołał nawigować pomiędzy niezwykle żywą w Afryce nienawiścią do Brytyjczyków, a niechęcią do Niemców. Wyłącznie oficer o wysokim morale był w stanie sprostać zadaniu, które praktycznie w każdej chwili mogło się zakończyć osobistą ofiarą lub śmiercią najbliższych. Tak trudne egzaminy zdawali jedynie Ci, dla których pojęcie „niepodległość” miało wymiar materialny i skłaniało do najwyższych poświęceń. Fakt iż zarówno współczesnym jak i dzisiejszym historiografom umknęła rola tego człowieka dowodzi iż na karty historii łatwiej się dostać krzykliwym politykom niż bohaterskim patriotom. Powyższe najprawdopodobniej na zawsze zaciąży na naszej państwowości.

8 komentarzy
Previous Post
Next Post