Czyli o tym, że warto wyciągać wnioski
Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości co do źródeł wczorajszego zwycięstwa PiS, rozproszyła je skutecznie statystyczna pigułka zaoferowana przez GW. Choć podobne wnioski można było wyciągnąć samodzielnie, lektura nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: od Platformy Obywatelskiej odwrócił się jej własny elektorat.
Rozmaitych analiz w dniu dzisiejszym nie brakuje i nikt raczej nie ma wątpliwości, że zwycięstwo PiS to nie efekt chwilowego zaczadzenia. To raczej wymierny dowód na to, że partia, która namiętnie pracuje nad przejmowaniem wyborców, prędzej czy później przegrać musi i to nawet w sytuacji, gdy stara się być podobnie radykalna jak własna antyteza. Przykład pierwszy z brzegu: wprowadzone w maju restrykcyjne przepisy drogowe. Gdyby owo zaostrzenie było inicjatywą PiS, natrafiłoby zapewne na jednolity mur sprzeciwu rozmaitych formacji zjednoczonych w oporze przeciw zamachowi na elementarne demokratyczne swobody. I nie chodzi w tym miejscu o to, czy karanie czasowym odebraniem prawa jazdy za przekroczenie prędkości o 50km/h jest pomysłem rozsądnym. Ważniejsze jest w tym miejscu co innego: odbiór decyzji politycznych nie jest podyktowany obiektywną oceną ich treści, ale jest silnie skorelowany z marketingowym wizerunkiem sfer rządowych. Ten sam ruch, który w wykonaniu PiS byłby zamachem na obywatelskie swobody, realizowany przez PO stanowił kolejny krok w słusznej walce o bezpieczeństwo na drogach. Na tej samej zasadzie Platformie upiekł się cały szereg znacznie bardziej toksycznych inicjatyw, a pośród nich – przeprowadzony w iście orbanowskim stylu atak na OFE.
Elektorat – straszony przez lata siepaczami z PiS – wypatrywał ich z trwogą na progach swoich nabytych za kredyty hipoteczne mieszkań i domów, w mozolnie walczących z przeciwnościami rynku firmach, a także wszędzie tam, gdzie obywatela mogą dosięgnąć takie czy inne kontrole realizowane przez rozmaite państwowe instytucje. Tymczasem CBA, które w kampanii 2007 PO przedstawiało jako ewidentną erupcję szkodliwych urojeń, nie tylko nie sczezło wraz z triumfem Polski liberalnej, ale rozkwitło prężnie, służąc aparatowi miłującego swych obywateli państwa. Co więcej – nie da się zaprzeczyć, iż w ciągu minionych 8 lat rząd konsekwentnie umacniał swoje instrumenty nacisku na obywateli, a pośród prawdziwego wysypu struktur siłowo-wywiadowczych dziwić może tylko jedno: poczciwy MEN nadal nie ma ani jednostki antyterrorystycznej ani wywiadowczej. Tym bardziej, że wzorce są. W ojczyźnie demokracji za oceanem.
Poważnego zastanowienia wymaga fakt, iż spotkanie Ministra Finansów z aparatem skarbowym poświęcone mobilizowaniu do większej skuteczności w wykrywaniu, a co za tym idzie – zwiększenia urobku z kontroli, większość publicystów skwitowała bezradnym wzruszeniem ramion. Co gorsza, szerszego sprzeciwu nie wywołała nawet próba powrotu do definicji prawnych, wedle których optymalizacja podatkowa miałaby się ponownie stać ściganym z urzędu przestępstwem. Formacja, która za jeden z celów stawiała sobie kiedyś ograniczenie państwa i rozwój przedsiębiorczości, osłabiła pozycję obywatela niemal wszędzie, gdzie tylko mogła. Mimo to liczyła, że po raz trzeci wygra wybory.
Obóz władzy zachwiał się, a potem runął, ponieważ – mimo konsekwentnej mimikry – nie stał się PiSem z poszerzoną bazą wyborczą, za to skutecznie rozstał się z wizerunkiem promującej wolności obywatelskie Platformy. Stojąc twardo na gruncie Polski liberalnej, działacze PO pomaszerowali chwacko ku Polsce solidarnej, ale w marszu zabrakło im żaru tych, dla których smoleńska mgła nie była, nie jest i nigdy nie będzie zjawiskiem atmosferycznym. W efekcie rosnące tężenie państwa w państwie nie dość, że nie przysporzyło zwolenników, to na dodatek pozostawiło następcom solidnie doregulowany kraj, w którym kolejne ograniczenia swobód da się już wprowadzić znacznie łatwiej. Platforma Obywatelska zatraciła te wszystkie atuty, z którymi w 2007 roku wydawała się tak bliska swoim wyborcom. Pozostawiła obszar odczuwania, który miała szanse zagospodarować Nowoczesna Ryszarda Petru. Równocześnie temperujący prawicową retorykę PiS pozostawił pole dla manewru tym, którzy o swoją wizję Polski chcieli bić się bezkompromisowo z orłem na piersiach.
Wiatr zmian, który powiał wraz z nadejściem lata, solidnie wypełnił żagle debiutantów, ale rekordowe sondaże prędko ujawniły problemy z zapleczem kadrowym. Projekty, których atutem i napędem miał być zdrowy oddolny ruch, choć na dwa różne sposoby, solidarnie ten ruch zmarnowały. Obydwu liderom można szczerze pogratulować ekspresowego dotarcia do ław w sejmie, ale ani jeden ani drugi nie osiągnął swojego pierwotnego celu, którym była realizacja innej polityki i budowa nowego państwa. Zamiast tych ambitnych zamierzeń jednym i drugim przypadnie w udziale rola psów ujadających wokół karawany. Rzecz jasna z tą różnicą, że Paweł Kukiz może liczyć na smakowite ochłapy rzucane czasem przez demiurgów nowej władzy, którzy z rozkoszą pozostawią zaprzyjaźnionym działaczom rolę wojowniczej prawicowej awangardy. Ale nie jest przecież powiedziane, że nie znajdzie się miejsce dla inicjatyw, w których wykażą się męstwem nowi w parlamencie budowniczy Nowoczesnej wizji Polski w szczególności wtedy, gdy sternikom parlamentarnej większości zamarzy się premiowany na Zachodzie szeroki pluralizm polityczny. Wokół prężnych muskułów władzy z rozkoszą zaszeleści zielonymi listkami koniczynka, jeśli tylko suweren pozwoli na zachowanie miejsc w drugim lub trzecim rzędzie rolniczych placówek dystrybucji pieniędzy. Za łaskawość zapłacą zapewne ochoczym popieraniem „jedynie słusznej linii partii” zawsze, gdy tylko zostaną o to poproszeni. W rękach arcymistrza polskiej polityki, jakim niewątpliwie jest Jarosław Kaczyński, nowy Sejm przekształci się w kowadło, na którym uformuje się kształt przyszłej Polski. Umiejętnie dawkowany kij i marchewka może zaprowadzić państwo w rejony, z których będzie bardzo trudno wrócić. Ale też okazać się może, że wracać nie ma do kogo ani po co.
Ujadania funkcjonariuszy Platformy, zdaniem których Prezes, ukrywając się przez miesiące wraz z grupą najbardziej „toksycznych” działaczy, pospolicie faulował, wpisują się w marny obraz tej upadłej formacji i nie są w stanie przesłonić prozaicznego faktu: PO roztrwoniła niemal połowę elektoratu. Bo liczby są niestety bezwzględne: PiS wygrał w miastach powyżej 500k mieszkańców, a także w różnych grupach wiekowych, przy czym najwięcej do myślenia daje wynik w grupie 30-39, ponieważ to ci wyborcy niemal dekadę temu chowali babci dowód, aby zakończyć „pisowski terror” w kraju. Choć niektórzy liberalni publicyści chcą dowieść, że za sukces partii Jarosława Kaczyńskiego odpowiada „ciemny lud” ( 55 i 51% poparcia u wyborców z wykształceniem zawodowym lub niższym), to nie mogą zaprzeczyć, że zwycięską formację poparł również większy odsetek inteligentów (29,1 do 26,8), przy czym z całą pewnością w tej akurat grupie najwięcej odebrała Platformie Nowoczesna (12,9%).
Zarówno Paweł Kukiz jak i Ryszard Petru szli do wyborów po to, aby zaproponować wyborcom nowe wydanie polityki. Choć obydwa projekty znalazły się w sejmie, żaden z nich nie zrealizuje celów, na które pierwotnie liczył. Żaden nie osiągnął zdolności koalicyjnej. Ale można również powiedzieć, że wyborcy składając losy państwa w ręce Prawa i Sprawiedliwości odnieśli się jasno do tych dwóch, niemal zupełnie wykluczających się, wizji. Pozostaje zatem liczyć wyłącznie na to, że 8 lat w opozycji pozwoliło akolitom Jarosława Kaczyńskiego wyciągnąć odpowiednie wnioski, a opozycja, zamiast dać się uśpić okruchami z pańskiego stołu, spełni się w roli kontrolerów sposobu, w jaki prowadzone będą rządy. Bo czekają nas czasy trudne i cieszyć się należy, że wejdziemy w nie z formacją jednoznacznie odpowiedzialną za losy państwa.
A wszyscy ci, którym wczorajszy rezultat wyborczy nie przypadł do gustu, muszą pochwalić wytrwałość Prezesa i zabrać się do pracy u podstaw. Bo kampania wyborcza 2019 zaczęła się dzisiaj.