Czyli o tym, że nie ma to jak publiczne pieniądze
Choć media wiele czasu poświęcają obecnie na analizę wykonalności takich czy innych planów rządu, rzadko kiedy wywody za lub przeciw opiera się na danych ekonomicznych. Powyższa niechęć dotyczy zarówno mediów reżimowych jak i opozycyjnych, a wynika najpewniej z tego samego: im dalej od cyfr, tym bliżej do własnej wizji świata. Owa sprawdzona taktyka towarzyszy polityce od lat i nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek miała zostać porzucona. We współczesnej Polsce analiza tego, na co rząd stać, a na co nie, wydaje się interesować wyborców wszelkich opcji. Nic dziwnego. Program 500+ otworzył drogę, którą podążać będą wszelkiej maści interesariusze, co powoduje, że pytanie o rzeczywistą hojność budżetu staje się bardzo aktualne.
Ponieważ gros współczesnych politycznych inicjatyw finansuje się z długu, warto by rzucić okiem na to, jak Polska prezentuje się na tle UE. Jak dowodzą cyfry:
Kraj |
dług per capita |
PKB per capita |
% |
populacja |
PKB |
dług |
Luxemburg | 21 095 | 94 559 |
22% |
562 958 | 53 232 | 11 876 |
Irlandia | 43 872 | 47 950 |
91% |
4 625 885 | 221 810 | 202 946 |
Dania | 18 847 | 47 869 |
39% |
5 659 715 | 270 923 | 106 669 |
Szwecja | 20 089 | 46 710 |
43% |
9 747 355 | 455 301 | 195 812 |
Holandia | 26 534 | 40 676 |
65% |
16 900 726 | 687 461 | 448 443 |
Austria | 34 090 | 39 910 |
85% |
8 584 926 | 342 624 | 292 662 |
Finlandia | 24 395 | 38 144 |
64% |
5 471 753 | 208 713 | 133 484 |
Niemcy | 26 418 | 37 846 |
70% |
81 174 000 | 3 072 099 | 2 144 489 |
UK | 32 900 | 36 939 |
89% |
64 767 115 | 2 392 404 | 2 130 843 |
Belgia | 39 104 | 36 844 |
106% |
11 258 434 | 414 806 | 440 246 |
Francja | 32 000 | 33 361 |
96% |
66 352 469 | 2 213 556 | 2 123 258 |
Włochy | 36 028 | 27 173 |
133% |
60 795 612 | 1 651 983 | 2 190 344 |
Hiszpania | 23 450 | 23 698 |
99% |
46 439 864 | 1 100 526 | 1 088 994 |
Malta | 13 357 | 21 075 |
63% |
429 344 | 9 048 | 5 735 |
Cypr | 22 119 | 20 727 |
107% |
847 008 | 18 735 | 17 556 |
Słowenia | 15 458 | 18 911 |
82% |
2 062 874 | 39 011 | 31 887 |
Portugalia | 22 583 | 17 587 |
128% |
10 374 822 | 182 460 | 234 291 |
Grecja | 29 196 | 16 229 |
180% |
10 812 467 | 175 477 | 315 685 |
Czechy | 6 545 | 15 942 |
41% |
10 538 275 | 168 002 | 68 972 |
Estonia | 1 548 | 15 862 |
10% |
1 313 271 | 20 831 | 2 033 |
Słowacja | 7 676 | 14 611 |
53% |
5 421 349 | 79 214 | 41 614 |
Litwa | 5 437 | 12 934 |
42% |
2 921 262 | 37 783 | 15 882 |
Łotwa | 4 820 | 12 508 |
39% |
1 986 096 | 24 842 | 9 574 |
Węgry | 8 408 | 11 169 |
75% |
9 849 000 | 110 007 | 82 808 |
Polska | 5 652 | 10 950 |
52% |
38 005 614 | 416 171 | 214 805 |
Rumunia | 3 160 | 8 166 |
39% |
19 861 408 | 162 191 | 62 764 |
Bułgaria | 1 801 | 6 224 |
29% |
7 202 198 | 44 828 | 12 971 |
*) bez Chorwacji
prezentuje się całkiem nieźle. Jak się okazuje, zadłużeniem poniżej 55% PKB pochwalić się może 11 krajów, a jedynym w tym gronie krajem z wyższym od polskiego PKB jest Szwecja. Liderem europejskiego zadłużenia jest oczywiście Grecja (179%PKB), ale tuż za nią lokują się Włochy z długiem, który nie tylko wynosi 133% tamtejszego PKB, ale kwotowo jest niemal równy zadłużeniu dwukrotnie większej niemieckiej gospodarki. Sami Niemcy, choć występują w roli strażnika europejskich finansów, zadłużyli się na 70% PKB i najprawdopodobniej już niedługo zanurkują jeszcze bardziej. Gospodarki Anglii i Francji, obciążone podobnymi długami jak niemiecka, mają się jeszcze gorzej. Tu zadłużenie do PKB to odpowiednio 89% i 96%. Na tle liderów UE Polska prezentuje się całkiem zdrowo, ale nadmierny optymizm niech zahamuje natychmiast ranking PKB na głowę mieszkańca. Tu okazuje się, że… wyprzedzamy wyłącznie Rumunię i Bułgarię.
8. gospodarka UE (jak lubił nas przedstawiać ancien régime) generuje co prawda porównywalny ze Szwecją PKB, ale nasi północni sąsiedzi odnotowują niemal pięciokrotnie wyższy wskaźnik per capita. Hiszpania, która dysponuje podobnym do Polski potencjałem ludnościowym, generuje trzykrotnie wyższy produkt krajowy brutto. Ponieważ nie brak nad Wisłą analityków słynących z porównań polsko – hiszpańskich, warto sprawdzić, jak w ujęciu historycznym rozwijał się tamtejszy dobrobyt.
Jak widać, wzrost PKB pokrywa się w czasie z upadkiem frankizmu, ale hiszpański „cud” wygląda już zupełnie inaczej, jeśli spojrzymy na wykres przedstawiający zadłużenie w procencie do PKB:
Zadłużenie Hiszpanii nikomu nie przeszkadzało, a już najmniej – zachodnim koncernom, które przenosiły tam produkcję, korzystając z rozmaitych zachęt podatkowych oraz inwestycyjnych. Po 1996 roku, wraz ze zwycięstwem prawicy, Hiszpania stała się prawdziwym inwestycyjnym El Dorado, ponieważ do stosowanych wcześniej publicznych zachęt doszła wzorcowa liberalizacja prawa gospodarczego.
Polska droga do sukcesów nie była tak imponująco stroma. Trudno się jednak dziwić. Inwestowanie między Odrą a Bugiem ani nie było tak atrakcyjne, ani perspektywiczne jak w Hiszpanii. Co więcej, wierzycieli od zawsze szczególnie interesowała polska wypłacalność. O bankructwie z lat 80. udało się wprawdzie zapomnieć, ale… niesmak pozostał.
W rezultacie najistotniejszym motorem napędowym polskiej gospodarki miały być inwestycje zagraniczne. Wedle dostępnych danych
łączna kwota zainwestowana w latach 1990 – 2014 to 171,7 miliardów EUR, czyli całkiem sporo – choćby w odniesieniu do długu publicznego. Tyle że obecne polityczne wiatry wyraźnie zmieniły kierunek i trudno się spodziewać lawiny inwestycji zagranicznych. Owa wydaje się znacznie mniej potrzebna niż wcześniej, bo za trudne zadanie reindustrializacji kraju ma się zabrać obecna władza. Ów szczytny cel, a także szereg innych atrakcyjnych wyborczo zamierzeń, wymagać będzie oczywiście sporych nakładów. Te, mimo sceptycznych ocen opozycji, są jak najbardziej możliwe do sfinansowania, tyle że wymagać będą pewnej dawki sprytu i gimnastyki. Ale czegoż się nie robi dla spełnienia obietnic wyborczych, szczególnie wtedy, gdy stawką jest utrzymanie się u władzy. W zaistniałych okolicznościach nie ma najmniejszych wątpliwości, iż pan Adam Glapiński – nowy prezes NBP – doskonale wie, jak zbawienny wpływ na plany hitlerowskich Niemiec miały… weksle MeFo.
Na czym polegały? Pomysł był genialnie prosty. Zwolennik Hitlera, a jednocześnie prezes Reichsbanku Hjalmar Schacht doprowadził do powstania małej spółki pod nazwą Metallurgische Forschungsgesellschaft, mbH (MEFO), której jedynym zadaniem było zamawianie produkcji zbrojeniowej. Owa spółka, której właścicielami były Siemens, Riechsmetall, Krupp i Gutehoffnungshutte, za składane zamówienia płaciła 6-miesięcznymi wekslami. Te najprawdopodobniej nikogo by nie zainteresowały, gdyby… nie gwarantował ich Reichsbank. Ów sprytny zabieg (notabene wymyślony przez poprzednika Schachta na fotelu prezesa Reichsbanku) pozwolił na skuteczne finansowanie zakupów zbrojeniowych i to na tyle dyskretnie, aby ów proces w całości umknął wywiadom państw obcych. Większość weksli MEFO znalazła się bowiem w księgach banków komercyjnych, które arcychętnie je nabywały. Redyskonto zapewniało atrakcyjne zyski, a MEFO księgowano jako… zwykłe krótkoterminowe papiery wartościowe.
Powszechne niezrozumienie natury nowoczesnych finansów skłoni zapewne wielu czytelników do zadania prostego z pozoru pytania: jaki to miało sens, skoro owe weksle należało wykupić. Zaiste, ale wykupu można było dokonać kolejną emisją – to raz, a dwa – że dzięki gwarancji Reichsbanku weksle stanowiły w aktywach banków komercyjnych nie mniej wartościowy składnik niż najprawdziwsza gotówka. Ów sprawny mechanizm mógłby funkcjonować w nieskończoność, gdyby nie różnica poglądów, która zarysowała się pomiędzy Schahtem a Hitlerem. Finansista uważał, że armię należy budować jedynie po to, aby służyła jako wiarygodny straszak, dzięki któremu uda się zapewnić… europejskie panowanie niemieckiej marce. W latach prezesowania Schacht osiągnął wspaniałe rezultaty, oferując – w zamian za potrzebne niemieckiej gospodarce surowce – niemieckie obligacje skarbowe. Powyższe pozwalało rozwiązać problem braku dewiz, ale nadal nie poszerzało bazy ekspansji dla niemieckiej marki. Zdaniem Schachta przewaga militarna mogła zapewnić narzucenie własnej waluty krajom słabszym, a w efekcie umożliwiłaby „sprzedaż” niemieckiego długu. Kontrola walutowa dawałaby Berlinowi znacznie więcej niż jakakolwiek realna wojna. Choć Hitlerowi trudno było odmówić wyobraźni, ten śmiały plan nie zyskał wielkiego uznania – i to pomimo faktu, iż dokładnie takim sposobem przeprowadzono przejęcie Austrii, a potem rozbiór Czechosłowacji. Zasoby kapitałowe tych dwóch państw walnie zmoderowały problemy ekonomiczne Rzeszy, a obszar cyrkulacji reichsmarki powiększył się o dwa obszary przemysłowe.
Wielkie wysiłki, które wkładano w pozyskanie Polski do wojny przeciw ZSRR, były zapewne pochodną „ekonomicznego” podejścia do wojny. To, jak skutecznie można łupić dewizowo, udowodniła w trakcie wojny „młynarka”.
Bez względu na to, czy problemy ze spłatą zadłużenia były bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny, czy też nie, dłużne finansowanie robót publicznych i zbrojeń stało się dla niemieckiego społeczeństwa dowodem na to, że istnieje lepsze jutro i rząd, który faktycznie dba o masy. Warto pamiętać, iż owo przekonanie nie opierało się wyłącznie na propagandzie, ale stało się na tyle realnym doświadczeniem wielu Niemców, aby zapewnić gorliwe prowadzenie wojny przez niemal 6 lat. Mimo aparatu terroru, bez woli walki takie osiągnięcia byłyby niemożliwe. Warto o tym pamiętać, ponieważ Niemcy hitlerowskie nie zawaliły się ze względu na sprzeciw społeczny, tylko pod ciosami niemal całego ówczesnego demokratycznego świata.
Co z tego wynika? Teoretycznie tradycyjnie niewiele. Ale jeśli popatrzeć na cyfry, okaże się, że Polska jest jednym z 11 państw UE, których dług publiczny wynosi mniej niż 55%.
Budapeszt, na którym nieustannie się wzorujemy, notuje eleganckie 75% i… z UE nikt Węgier z tego powodu nie wyrzuca. Dlaczego? Zapewne z tego samego powodu, który przyświecał Schachtowi.
Prosta matematyka wykaże, iż zwiększenie zadłużenia Polski o 25% PKB da… około 100 mld EUR – przy założeniu, że nasze PKB utrzyma się przynajmniej na obecnym poziomie. W takiej kwocie da się upchać 500+ i całą masę innych pomysłów obecnego rządu. Słusznych, czy nie – przekonamy się w przyszłości.
Interwencjonizm państwowy wrócił na polityczne salony już dawno, a liberalizm zdemaskowano jako fałszywą ideologię, podyktowaną rządom i masom przez elity finansowe, przy czym owego odkrycia nie dokonano wyłącznie w Polsce. Cały świat wydaje się obecnie wierzyć, że o siebie i przyszłość swoich obywateli najlepiej zadba… państwo. Aby zadbać, potrzebuje pieniędzy, a te można zdobyć, zadłużając się jeszcze głębiej.
Kto stoi na straży nadmiernego zadłużania państwa? Artykuł 216 punkt 5 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Zgodnie z nim obecne maksimum zadłużenia wynosi 3/5 PKB. Ale Konstytucję można przecież zmienić. Ostatnio w tym artykule skutecznie dłubała ekipa… Donalda Tuska.