Gazeta wyborcza znowu napełniła moje serce otuchą. Dowiedziałem się właśnie, że w razie „W” do boju stanie 9 dywizji NATO w tym 4 polskie. I tu należało by się zastanowić co to w zasadzie oznacza. Otóż owe 4 dywizje których artykuł nie wymienia to: 1 Warszawska, 11 Pancerna, 12 Szczecińska i 16 Kaszubska, czyli de facto nasza Armia Polska. Oczywiście mamy jeszcze kilka brygad: 2 saperskie, 2 logistyczne , 2 brygady artylerii i perełki czyli 25 Brygada Kawalerii powietrznej i 6 ( niegdyś Pomorska ) Brygada Desantowo Szturmowa ale nie zmienia to faktu, że gross sił ma uczestniczyć w owym planie wsparcia. Dodajmy, że łączna liczebność naszej armii to nieco ponad 100 tysięcy czyli jak widać z wyliczenia powyżej jednostki liniowe to zapewne niewiele więcej niż połowa tej liczby!
Optymistyczny artykuł donosi również, że owych 5 dywizji wsparcia desantować się będzie w porcie w Świnoujściu który jest obecnie za środki NATO przebudowywany w tym właśnie celu. Ale dowiadujemy się również, że planiści NATO przewidzieli alternatywę w postaci portów w Rostocku, Wismarze i Sralsundzie a uwaga w ostateczności jeśli nie będzie można bardziej na wschód w Hamburgu! A co to w zasadzie znaczy? Proszę państwa, jeśli nie będzie można bardziej na wschód to jest już chyba lekko nie dobrze prawda? Oznaczać to musi, że całe nasze obecne terytorium RP jest już opanowane przez przeciwnika i jeśli taka wojna się toczy to już nie jest to chyba wojna obronna w Polsce tylko wojna obronna w Europie! Tym samym można wnioskować, że wsparcie się pojawi ale dopiero wtedy jak wojna zagrozi reszcie europy. Z artykułu dowiadujemy się również, że dzięki polskim zabiegom, NATO sfinansowało przygotowanie do operacji desantowych również portu w Gdyni. To ciekawa informacja ale warto tu poczynić małą dygresję historyczną. Otóż w ramach akcji „Pekin” w ostatnich dniach poprzedzających wybuch II wojny światowej, wyprowadzono z Polski trzon nawodnych sił obronnych w postaci kontrtorpedowców Burza, Błyskawica i Grom. Decyzja była słuszna ponieważ akwen był na tyle mały a do portu wojennego w Pilawie na tyle blisko, że dywizjon przestałby istnieć nie wnosząc wiele do obrony. Decyzja była słuszna ponieważ dwa okręty pozostawione na froncie ( Wicher i Gryf ) zostały zatopione już 3 września. Oczywiście dzisiaj, Pilawa to Bałtijsk i można zakładać, że doświadczenie i wola walki rosyjskich lotników są zupełnie inne niż niemieckich z 1939 roku, niemniej jednak Bałtijsk leży w odległości nieco poniżej 80 km w linni prostej a technika cyfrowa z powodzeniem nadrobi niedobory ideologicznej motywacji. Tym samym czas operacji jednostek nawodnych skraca sie pewnie z 3 dni do 3 godzin. Kto się da radę desantować w takim czasie? Oj nie liczmy na Gdynię w razie W.
I tu należało by jeszcze postawić jedno pytanie. Z kim miała by być ta wojna? W zasadzie mamy 3 kandydatów na agresorów. Ukrainę, Białoruś i Rosję. Sądząc z dyslokacji naszych sił zbrojnych poważnie jako wroga traktujemy Rosję i Białoruś ponieważ z 4 dywizji 2 zwracają się właśnie w tym kierunku. W sumie warto by było wiedzieć jakie mamy w takim starciu szanse, a choćby porównać je z tymi jakie mieliśmy w roku 1939 i które zapewniły nam de facto 5 tygodni walki. Walki zakończonej jak? Przecież nie kapitulacją, bo Państwa Polskiego miało nie być i dokonano jego formalnego rozbioru. W 1939 roku wiązały nas równie poważne sojusze wojskowe jak dzisiaj. Praktyka ich egzekucji jest nam doskonale znana z lekcji historii choć zakładamy, że nasi alianci nie zrobili nic. Nie jest to dokładnie zgodne z prawdą. Francuzi zaatakowali Niemcy. 7 września 3 i 4 armia francuska wkroczyła do zagłębia Saary, przy czym zgodnie z umowami polsko – francuskimi główne uderzenie miało się dokonać w 15 dniu mobilizacji czyli 17 września. Do tego uderzenia jednak nigdy nie doszło. Taką decyzję polityczną podjęli 12 września 1939 w Abbeville członkowie Najwyższej Rady Wojennej francusko-brytyjskiej. Na spotkaniu z udziałem Neville Chamberlaina, Edouarda Daladiera i referującego głównodowodzącego armii francuskiej gen. Maurice Gamelina, uznano, że do wojny z Niemcami na większą skalę nie dojdzie. Za pewne widziano już, albo agresorzy zadbali aby wiedziano, że 17 września przyłączy się do wojny ZSRR. Nie zmienia to faktu, że złamano podstawowe dla polskiej doktryny obronnej założenie. Gdyby nie ono, rzeczywistość Września 1939 mogła by wyglądać nieco inaczej przy czym wobec istnienia paktu Ribbentrop – Mołotow, utrzymanie Polski niepodległej nie miało większych szans.
Tym samym ponownie mamy do czynienia z porozumieniem międzynarodowym które ma nam zapewnić bezpieczeństwo i wydaje mi się, że jego wartość jest taka sama jak poprzednio. Ponadto, warto by się w sumie zastanowić czego miała by dotyczyć potencjalna wojna i jak miała by być prowadzona. Większość dywagacji prowadzi się dzisiaj z pozycji niewątpliwej przewagi technologicznej po stronie państw NATO. Że tak na pewno było dowiodła pierwsza wojna w zatoce perskiej. Że tak już nie jest dowodzi obecna wojna w Iraku. Zmienił się sposób działania, a NATO czy głównie armia amerykańska szykująca się do walki z powodziami czołgów i wojsk desantowych maszerujących na zachód skutecznie znokautowała Irak w styczniu 1991 roku. Tak pewnie wyglądała by wojna w Europie i był to pewnie jeden z powodów dla których „soviet Block” rozpadł się w taki a nie inny sposób. Nie zmienia to faktu, że atak rozpoczął się 17 stycznia 1991 a dopiero 25 lutego Norman Swartzkopff rozpoczął ofensywę lądową która trwała raptem 3 dni. Ale uwaga! Do Iraku nikt wtedy nie wkroczył. To była wojna w obronie Kuwejtu zajętego przez Irak, a precyzyjnie wojna w obronie swobodnego wydobycia ropy w Kuwejcie.
Dzisiaj na taką przewagę bym już nie liczył, zresztą dowodzi tego obecna wojna w Afganistanie czy Iraku właśnie. Interwencja w Somalii również czegoś uczy a skądinąd doskonały „Helikopter w ogniu” rozwiewa chyba przekonanie, że technika jest w stanie załatwić wszystko. Ponadto nie ma już nigdzie embarga na sprzęt IT toteż wszystkie zdalne środki walki za pewne się do siebie mocno upodobniły. Bez zmian pozostało jedno, wygrywa w końcu ten kto ma więcej facetów gotowych zabijać i dodatkowo odpornych na trudy i niewygody życia na wojnie. Nie wiem jaka część budżetu idzie dzisiaj na zapewnienie odpowiednich warunków amerykańskim chłopcom, jest jednak pewne, że przeciwnik takiej pozycji w budżecie nie ma. Nie wydaje mi się, aby w przypadku konfliktu z Rosją lub Białorusią miało być inaczej. Sama Białoruś ma wedle publicznych informacji 1200 czołgów T72 czyli o całe 300 więcej niż posiada nasza siła zbrojna. A czy możemy być pewni, że te czołgi są mniej nowoczesne do naszych? Łukaszenko wydaje się być facetem który raczej nie odmawia własnym siłom zbrojnym więc jakaś istotna część dochodu narodowego za pewne je zasila tym bardziej i tu chyba największa niespodzianka. PKB Białorusi za 2009 to 47,8 mln USD. Nasz prawie dziesięć razy tyle podobnie zresztą jak stosunek ludnościowy. Może się zatem okazać, że wydatki zbrojeniowe są kwotowo takie same albo nawet wyższe. Nad czym tu zresztą deliberować, świeża wojna Rosji z Gruzją dowiodła, że nawet zdeterminowany i zaprawiony w bojach żołnierz nie ma większych szans w relacji z masą wojska elementarnie do wojny przygotowanego. Lepiej się zatem nie zastanawiać nad skutkami ewentualnego konfliktu licząc, że moda na wojny ekonomiczne przyjmie się na tyle powszechnie, że inne po prostu nie będą się odbywały. Przynajmniej w Europie.