Czyli o tym, że ród Radziwiłłów może powrócić do Nieświeża, a białoruska łacinka – zastąpić cyrylicę
Rzut oka na mapę: pokazuje zasięg Rzeczpospolitej Obojga Narodów z roku 1619 i uzasadnia, dlaczego białoruska szlachta porzuciła język ruski i na tyle gruntownie się spolonizowała, że de facto zmieniła swoją tożsamość narodową. Wielkie znacznie odegrał tu język urzędowy Litwy, która od 1696 roku porzuciła ruski dla polskiego. W efekcie pierwszy samodzielny, a przy tym dość rachityczny byt państwowy (Białoruską Republikę Ludową), powołała do życia w 1918 roku… armia niemiecka. Działaczy białoruskich teoretycznie nie brakowało, ale przeważali wśród nich ci, którzy wyrośli w kulturze polskiej i takimż posługiwali się językiem, jednocześnie definiując się jako Białorusini. Klinicznym przykładem tej konstrukcji myślowej był sam Roman Skirmunt – premier Białoruskiej Republiki Ludowej. Nieco inaczej na kwestie narodowościowe patrzyli towarzysze radzieccy. Choć bardzo szybko na zajętych przez siebie terenach powołali Białoruską Republikę Radziecką, to do odchyleń nacjonalistycznych zachowali stosunek klasycznie wrogi, o czym przekonali się dokładnie ci wszyscy działacze białoruscy, którym nadal marzyła się niepodległość. W przeważającej większości nie dożyli wybuchu drugiej wojny światowej.
Po II wojnie światowej sytuacja była bardziej niż jasna i niewiele brakowało, a Białystok znalazłby się w Białoruskiej SSR. Towarzysz Stalin uznał jednak, że zdobyczy terytorialnych jest już dość i apetyty białoruskich działaczy ograniczył do Grodna – miasta, w którym na ostatnim sejmie sczezła była I Rzeczpospolita. Aż dziwne, że jakaś erekcja nowej rzeczywistości tam się nie dokonała. Manifest PKWN wyemitowany z Grodna miałby całkiem inne brzmienie.
Świeżo odzyskana w 1991 roku niepodległość miała na Białorusi zdumiewająco propolskie oblicze, głównie za sprawą ówczesnej głowy państwa w osobie Stanisława Szuszkiewicza, który w towarzystwie Borysa Jelcyna i Leonida Krawczuka zakończył istnienie ZSRR. Kierunek prozachodni zakończył się w 1994 roku, kiedy wybory prezydenckie nieoczekiwanie wygrał trybun ludowy, grający na sentymentach postradzieckich Aleksander Łukaszenko. Owo zwycięstwo oznaczało bardzo symboliczny zwrot, trudno się zatem spodziewać, aby dokonało się bez wspomagania z matuszki Rosji.
Pełny wigoru władca Białorusi szybko wprowadził rządy autorytarne, choć myli się ten, kto utożsamia je z terrorem. Dyktator z Mińska dla większości obywateli jest mężem opatrznościowym. Wprawdzie niemal 20% białoruskiej populacji gromadzi stołeczny Mińsk, ale ponad 50% wyborców żyje sobie biednie na wsi, praktycznie na całkowitym utrzymaniu państwa. Choć media zachodnie twierdzą, że ostatnie wybory zostały sfałszowane, warto pamiętać, iż ważną obietnicą wyborczą urzędującego prezydenta było podniesienie średnich wynagrodzeń w 2015 do poziomu… 1.000 USD. Plany skutecznie pokrzyżował kryzys. Mimo to średnie wynagrodzenia przekraczają 500 USD, średnia emerytura wynosi 320 USD, a dożywotni zasiłek dla bezrobotnych 250 USD. Tyle, że wedle dostępnych danych, bezrobocia na Białorusi w zasadzie nie ma. W zamian jest ponad 20% inflacja.
Czysty i spokojny Mińsk, choć bynajmniej nie straszy tłumami funkcjonariuszy, ma to, co zazwyczaj podoba się większości przeciętnych wyborców. Jest bezpiecznie i czysto, a ścian nie paskudzi wszechobecne graffiti. Tu za mazanie po ścianach i podobne zakłócenia w przestrzeni publicznej można zaliczyć nawet obóz pracy, a to amatorów tagowania zapewne skutecznie zniechęca. Głowę daję, że podobne regulacje polskim wyborcom również by się spodobały, tym bardziej, że pod tą samą rubrykę tutejszego KK podpada problem u nas nierozwiązywalny: siatki i wszelkie inne formy publicznej reklamy. Tutejszym NGOsom na Białorusi nie jest łatwo. Działać im faktycznie wolno, ale o swoje fundusze muszą zabiegać lokalnie, wszelkie transfery zagraniczne są absolutnie zakazane. W Mińsku nie podskoczy również potężne w Rosji Amnesty International, ponieważ na Białorusi jest zakazany jako oczywista fronda CIA. Skąd fundusze na taki, a nie inny model państwa?
Wbrew pozorom przez kilka lat dostarczała ich sama gospodarka.