BOMBA2

Czyli o tym jak się ma Hiroszima do Kijowa

Choć o potencjalnym użyciu bomby atomowej mówi się całkiem sporo, to o realnych skutkach – w ogóle lub bardzo rzadko. Owa wstrzemięźliwość nie dziwi: atom to śmierć i wie o tym każde dziecko. Co ciekawe choć strach przed atomem ujawnia się nad Wisłą ze szczególną intensywnością… wiosną 1984 spora część naszej populacji zmierzyła się ze skutkami emisji popromiennej. Ponieważ z owymi wspomnieniami nie wiąże się jakakolwiek trauma, ówczesną katastrofę zwykło się określać jako „wyciek” lub po prostu awarię. Tymczasem jak donosi Wikipedia: „Na skutek niekontrolowanej reakcji łańcuchowej, jaka zaszła w reaktorze elektrowni czarnobylskiej, do atmosfery przedostało się radioaktywne paliwo, a skażenie miało siłę porównywalną z efektem wybuchu 50 bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę.”  Wow! Jaką moc miał zatem „Little Boy” czyli bomba, która zmiotła z powierzchni ziemi japońskie miasto? Oddajmy głos Wikipedii: ”Wybuch miał siłę ok. 16 kiloton TNT. Nad centrum miasta zaczął formować się gigantyczny słup dymu, przybierający kształt grzyba. Jego wysokość sięgała kilkunastu kilometrów”. Prosta matematyka pozwala założyć, że katastrofa w Czarnobylu to ekwiwalent uderzenia o mocy 800 kton TNT. Niemało. Na dodatek zaledwie 150 km od Kijowa. W tym miejscu trudno nie zadać oczywistego pytania: https://zapytajfizyka.fuw.edu.pl/pytania/dlaczego-w-hiroszimie-mieszkaja-ludzie-a-w-czarnobylu-nie/ a odpowiedź daje solidnie do myślenia. 

Broń jądrowa to kwintesencja wojennych lęków konsumpcyjnego społeczeństwa. Promowana od dziesięcioleci jako narzędzie ostatecznego zniszczenia skutecznie przeraża w epoce post przemysłowej.  Gdy jednak przyjrzeć się bliżej faktom, okaże się, że najbardziej morderczego nalotu dokonano na Tokio (9 i 10 marca 1945 r.) a powietrzna rzeź Drezna w mrocznym konkursie na liczbę ofiar lokuje się tuż za Hiroszimą. Dla wojska wielkim atutem atomu jest… ekonomika. Nalot na Tokio wykonywało 325 bombowców (stracono 43). Nad Hiroszimą wystarczył jeden. Co ciekawe o ile powszechnie znane są perypetie załogi Enola Gay, która nie była sobie w stanie poradzić z rozmiarami wyrządzonych zniszczeń, to nikt nie zna historii pilotów bombowców znad Drezna i niemal nikt nie wie, że sędziwego wieku (94 lata) dożył https://pl.wikipedia.org/wiki/Tsutomu_Yamaguchi ofiara dwóch uderzeń atomowych w Nagasaki i Hiroszimie. Powyższe nie dziwi: istota atomu to potencjał odstraszania i dlatego jego użycie musi zwiastować śmierć i totalne zniszczenie. 

W kategoriach strategicznych taki stan rzeczy przestał obowiązywać w drugiej połowie lat  90-tych. Wobec braku środków na budowę skutecznej broni defensywnej Rosjanie postawili na rozwój małych głowic bojowych wychodząc z założenia, że ich lokalne użycie nie skłoni Waszyngtonu do międzykontynentalnej odpowiedzi. Owocem tej strategii jest między innymi Iskander M, który może przenosić głowice od 1 do 50 kTon (typowe pociski balistyczne jak Minuteman czy Topol to głowice 500 kTon i więcej). Aby oszacować skalę zniszczeń warto skorzystać ze strony https://nuclearsecrecy.com/nukemap/ Dzięki niej dowiemy się, że głowica 1 kT zdetonowana w powietrzu nad Kijowem zabije ca 7 tysięcy i rani kolejnych 27 tysięcy osób. Łatwo przekonamy się również, że głowica 800 kT zniszczy całe miasto. Różnica w skali to jeden z powodów, dla których Joe Biden, jeszcze zanim został prezydentem, gorliwie zwalczał możliwość stosowania małych ładunków nuklearnych, które zdaniem wielu badaczy „ekonomicznie zachęcały” do stosowania w wojnie konwencjonalnej. Nie ma zatem najmniejszych wątpliwości, że wojskowi doskonale zdają sobie sprawę, że „chirurgiczne” uderzenia nuklearne są jak najbardziej wykonalne. W praktyce oznacza to, że fizyczne skutki uderzenia małą bombą będą odczuwalne w Kijowie oraz na terenach, na które wiatry poniosą chmurę radiacyjną co de facto oznacza Białoruś.  

Globalną eksplozję wykreują media: nawet najmniejszy grzyb atomowy nad Kijowem wywoła panikę, która przyćmi strach przed Covidem z początków lockdownu. 

Co ciekawe wobec atomowych wybryków Korei Północnej, Waszyngton przyjął stanowisko jednoznaczne: na każdy atak odpowie swoim arsenałem nuklearnym. Dla odmiany na oświadczenia Putina nie reaguje już tak stanowczo. Skąd bierze się ta wstrzemięźliwość i to w realnej wojennej sytuacji? Powody mogą być różne, ale być może mają też coś wspólnego z jednym z poniższych scenariuszy: 

  1. Rosja faktycznie lub w ramach skuteczniej prowokacji uderza w Kijów małym ładunkiem. Na rosyjskie miasta pada blady strach, kobiety masowo wychodzą na ulice. Skala protestów jest krytyczna, reżim klęka a Federacja Rosyjska rozpada się od środka. Skutkiem jest secesja kolejnych muzułmańskich republik a Moskwa utrzymuje się na nogach wyłącznie dzięki amerykańskiej protekcji, w tym dzięki przekazaniu kontroli nad własnym arsenałem atomowym. Amerykanie wytyczają granice nowej demokratycznej Rosji ze szczególnym uwzględnieniem syberyjskiej granicy z Chinami. Węglowodory są bezpieczne a o ich demokratyzację zadbają nowi operatorzy wyłonieni w nadzorowanym przez Bank Światowy procesie koncesyjnym. Rosja etniczna wraz z Syberią staje się de facto protektoratem Waszyngtonu. 
  2. Zimą 2022/23 Rosja utrzymuje minimalne zdobycze na Ukrainie i wiosną rozpoczyna ofensywę Brusiłowa II. Kremlowi udaje się zrobić znaczne postępy, ale impet natarcia powstrzymuje katastrofa logistyczna. Zdemoralizowana armia, w której większość stanowią muzułmańscy poborowi, wypowiada posłuszeństwo i watahami wraca na terytorium Federacji. Wybucha wojna domowa a wraz z nią rozpoczyna się interwencja państw Zachodu podobnie jak w 1918 roku. Chiny wkraczają na Syberię a ich postępy starają się zablokować Amerykanie. Kontyngenty NATO zajmują etniczne tereny rosyjskie. Amerykańsko chiński spór o Syberię rodzi realne ryzyko wybuchu globalnego konfliktu. 

Scenariusz nr. 1 to de facto realizacja założeń Zbigniewa Brzezińskiego, które wiele lat temu opisywałem http://rafalbauer.pl/wielka-szachownica/ i jednocześnie sposób na uniknięcie III wojny światowej. Scenariusz 2 to wielka szansa dla Chin, ale w tej grze stawką będzie destabilizacja całego globu na skalę niespotykaną wcześniej w historii. II wojnę światową poprzedziła wojna domowa w Hiszpanii, znana jako proxy war pomiędzy Rosją i Niemcami. Choć brzmi to jak herezja, wojna na Ukrainie to również wojna domowa i zastępcza. Nie jest to jednak starcie Waszyngtonu i Moskwy. Rosjanami grają o swoje Amerykanie i Chińczycy.  

Wnikliwi zauważą, że scenariuszy może być znacznie więcej. Może. Drugi front na Tajwanie natychmiast zmieniłby sytuację na ukraińskim froncie. Paradoksem obecnej sytuacji jest to, że znacznie trudniej stworzyć scenariusze pokojowe niż te, które przewidują globalną wojnę. 

Aby jej zapobiec i utrzymać pozycję lidera, Stany Zjednoczone muszą uzyskać światowe zezwolenie na użycie atomu. Bomba nad Kijowem da im carte blanche. Amerykański atom stanie się ostateczną bronią demokracji z imperiami mroku. Pałka na Rosję stanie się jednocześnie pałką na chińską kompartię. Odparowany Pekin stanie się ceną za Tajwan. 

Kto odpali bombę?

Warto pamiętać, że w czasach gdy „niezależni dziennikarze” są w stanie udowodnić trasę przejazdu wyrzutni rakietowej ( https://www.dw.com/en/mh17-german-investigative-teams-fact-check/a-18406490) nie da się podobno ustalić kto wysadził Nordstream. Jeśli front będzie się przemieszczał szybko nikt nigdy nie dojdzie kto i na czyj rozkaz wystrzelił jedną rakietę Iskander M. I to akurat tą z ładunkiem nuklearnym. 

To, kogo należy winić, będzie akurat dla wszystkich jasne. Rosja jest już skończona. Gra się toczy o to do kogo będą należały jej skarby. 

9 komentarzy
Previous Post
Next Post