Czyli o tym, że rewolucja to jednak coś więcej niż wola ludu.
Światowe media o Białorusi już w zasadzie zapomniały i gdyby nie akcja niemieckich związkowców ( nie chcieli obsługiwać samolotu Łukaszenki ) nie pochylały by się nad zagadnieniem tamtejszej praworządności. Trudno się oprzeć wrażeniu, że białoruski bunt jest co najmniej niewygody i to zarówno dla Brukseli jak i ….. dla Kremla. Aby to lepiej zrozumieć wypada nieco cofnąć się w czasie.
Zimową wizytę Mike’a Pompeo w Mińsku ( 1 luty 2020 ) przegapili w zasadzie wszyscy poza specjalistami od spraw wschodnich oraz propagandystami w Moskwie. Jedni i drudzy, pierwszą od 26 lat wizytę amerykańskiego dyplomaty tak wysokiego szczebla odbierali jako zapowiedź istotnych zmian w polityce jaką do tej pory prowadził wobec Minska Waszyngton. Moment wybrano doskonale: Aleksandr Grigorjewicz szykował się właśnie do wyjazdu do Soczi aby zakończyć zerwane w grudniu negocjacje z Rosją. Negocjacje w których od 20 lat chodzi zawsze o to samo: ile Białoruś dostanie za to aby poprawiać pozycję strategiczną Rosji.A trzeba pamiętać, że od lat dostaje niemało. Kraje które przynajmniej w teorii stanowią związek ( utworzony w styczniu 2000 ) od lat miały przekształcić się w federację w ramach której Białoruś zamieniła by się w 3 gubernie Rosji a jej prezydent zasiadł by na fotelu wiceprezydenta. Owa perspektywa choć Łukaszence mogła się wydawać interesująca 20 lat temu od dawna nie budzi ciepłych uczuć w sercu satrapy który niepodzielnie włada swoim królestwem. Tyle, że owo władanie od lat wspierają rosyjskie dotacje sięgające w różnych latach od 10 do niemal 30% PKB. Skąd zatem ochłodzenie w relacjach? Putin który dzięki zeszłorocznym woltom może teoretycznie rządzić do 2036 roku potrzebuje już czegoś więcej niż tradycyjnych złamanych obietnic swojego przyjaciela z Mińska. Moskwie przydał by się jakiś spektakularny sukces a było by nim na pewno realne skonsumowanie federacji. Tyle, że dla Łukaszenki taki krok byłby wyrokiem śmierci: zjednoczenie stało się bardzo niepopularne w białoruskim społeczeństwie.
Waszyngton choć nałożył swego czasu sankcje na Mińsk współpracy z dyktatorami na ogół się nie brzydzi zwłaszcza gdy robi z nimi dobre interesy. Niestety kniaź z Mińska zaskoczył Pompeo niechęcią do wyprzedaży domowych sreber i otwierciem na oścież białoruskiego rynku. I pewnie dlatego szumne zapowiedzi o dostawach ropy na Białoruś, przyjęły formę kontrakciku z którego dumna jest wprawdzie polska spółka giełdowa UNIMOT S.A. ale….sytuacji strategicznej specjalnie to nie zmienia. Marzeniem Mińska był rewers tyle, że prac jeszcze nie rozpoczęto choć PERN obiecał iż uruchomienie odwrotnego tłoczenia rozpocznie się grudniu 2020. Póki co rozwiązano jednak problemy chemiczne: białoruskie rafinerie pracują na zasiarczonej ropie URLAS i aby ułatwić im pracę, UNIMOT dostarczył ropę określaną jako White Eagle Blend o podobnych warunkach technicznych. Czemu do obsługi białoruskiego rynku amerykanie nie wskazali któregoś w własnych podmiotów? Tego nie wiadomo choć pojawiają się tu pewne oczywiste wnioski:)
Póki co Mińsk kupił nieco ponad 1 mln ton ropy i na wiele więcej się nie rozpędzi z braku gotówki i …… niemal całkowitej zależności od Moskwy. Po wybuchu społecznych protestów Łukaszenko znalazł się w politycznej izolacji a lukę po strajkujących pracownikach infrastruktury wrażliwej ( telewizja, kontrola, lotów, ropo i gazo ciągi ) wypełnili specjaliści z Rosji. Lądując w Mińsku pod koniec sierpnia trafiłem na dedykowane dla Polaków bramki w których ….. kontrolę paszportową prowadzili rosyjscy czekiści. Rosyjska noga w białoruskich drzwiach zostanie na dobre tym bardziej, że doskonale uzupełnia relacje które latami budowano w armii. Białoruskie wojsko nie dysponuje w zasadzie własnym zapleczem logistycznym i wszelkie poważniejsze ruchy musi robić w uzgodnieniu z dowództwem sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej.Co z tego wyniknie? Niebawem się przekonamy. Protesty trwają a 26 października zgodnie z ultimatum Tichanowskiej mają się przekształcić w strajk generalny bo trudno zakładać, że Łukaszenka przetraszy się groźby i ustąpi. Osobiście uważam, że będzie to po prostu koniec protestów: Białorusini nie zdecydowali się na masowy strajk zaraz po sfałszowanych wyborach i to mimo znacznie bardziej sprzyjającej atmosfery. Reżim się zachwiał, milicjanci zrzucali mundury, wojsko nie chciało atakować własnego społeczeństwa. Dzisiaj aparat siłowy bardzo się umocnił, na ulice wróciło bicie i strzały. Co poszło nie tak?
Współczesna wolnościowa propaganda każe nam wierzyć, że każda udana rewolta to szczery gniew ludu. Tymczasem realia dowodzą czegoś wręcz przeciwnego: udana rewolta to gniew ludu orkiestrowany przez tych którzy zaplanowali zmianę władzy. Czy w Mińsku zabrakło chętnych? Włączenie interentu mobilnego 12.08 daje do myślenia w tej kwestii. Protesty po dwu dniowej orgii aresztowań i bicia były w zasadzie spacyfikowane. Przywrócenie komunikacji pozwoliło eksplodować kanałom na TG ( Nexta zaliczył prawie pół miliona subów w dwa dni! ) i zamieniło bezładne akcje w masowy ruch społeczny. Zdaniem wielu błąd i arogancja władzy ale czy na pewno? Za sieci komórkowe i resorty siłowe odpowiada….. Wiktor Łukaszenko. Najstraszy syn dyktatora ma już swoje lata i kto wie czy nie nabrał ochoty aby porządzić samodzielnie a w tym celu należało solidniej podgrillować ojca. Osobiście spodziewałem się scenariusza w którym nagle na scenie pojawi się pomysł okrągłego stołu a protesty przejdą w fazę aksamitnej rewolucji. Tak się jednak nie stało.
Może się okazać, że obecne zgniłe status quo jest po prostu wszystkim na rękę. Rosja wprawdzie nie ma federacji ale Łukaszenko jest na kolanach. UE nie ma Tichanowskiej ale … Rosja nie połknęła i raczej nie połknie Białorusi ponieważ ryzykowała by kolejny Donbas. Jak by nie patrzeć jest to jakieś geopolityczne win win ponad głowami Białorusinów którzy uwierzyli w siłę swoich głosów. No cóż …. Bastylii tak naprawdę nie zburzono w trakcie ataku zrewoltowanego tłumu, rewolucja amerykańska nie była spontanicznym zrywem a bolszewicy nie zdobyli szturmem Pałacu Zimowego. Lud i jego gniew to element gry którą prowadzą odpowiednio przygotowani czekiści.
Ale białoruska rzeczywistość ma jeszcze w zanadrzu sporą niespodziankę. Jest nią pięknie pączkujący głęboki kryzys ekonomiczny. W miniony wtorek bank centralny Białorusi po raz kolejny nie zapewnił płynności bankom komercyjnym. Powody są prozaiczne: gospodarka wysycha a rząd obawia się druku pieniędzy ponieważ natychmiast zrewoltuje obywateli. Co więcej dodruku nie życzy sobie Rosja odpowiada już za ponad połowę zagranicznego finansowania Białorusi. W efekcie akcja kredytowa banków siadła niemal do zera a rynek jak kania dżdżu wypatruje dewiz. „To ich wykończy” wieszczy mój białoruski przyjaciel a jednocześnie sprawny biznesmen. Gdy go pytam czy ma świadomość, że jego biznes również na tym ucierpi odpowiada: „Albo oni padną albo będę musiał wyjechać i pewnie u was zaczynać wszystko od zera. To już wolę abyśmy padli razem ale będę mógł zaczynać od zera u siebie i w wolnym kraju”.
Well… jak będzie czas pokaże. Głęboka dewaluacja jeśli faktycznie do niej dojdzie na pewno zmiecie obecną władzę. Robotnicy woleli pewne 200USD miesięcznie od niepewnej rewolucyjnej przyszłości. Jeśli ich pobory spadną o połowę na strajk zagonią ich żony i to już będzie zupełnie inne rozdanie.