Jak zwykle ciekawy artykuł w The Economist. Sporo ciekawych materiałów na temat Japonii ale ich sens da się w zasadzie spointować załączoną tabelką:
Analizując powyższe warto zwrócić uwagę, że tą drogą idzie Europa zachodnia w tym Polska. Tym samym w ciągu najbliższych 40 lat, całkowicie zmieni się struktura społeczna a co za tym idzie wszystkie parametry popytu konsumpcyjnego. Można chyba założyć, że paradygmat upadku Cesarstwa Rzymskiego znajdzie praktycznie zastosowanie po raz kolejny. Aby odegrać tamten scenariusz do końca należy jeszcze przyjąć Turcję do UE, przy jej pomocy zapewnić sobie bezpieczeństwo na południu i solidny konsumpcyjny dopalacz ale to już temat na inny post.
Analiza dzietności kobiet wskazuje jedną prawidłowość: im biedniejsza populacja tym więcej dzieci. Ta zależność to równia pochyła po której muszą się staczać syte społeczeństwa. Tak, było jest i będzie ponieważ bogaci traktują dziecko jako swoistą nagrodę, podczas gdy dla biednych dzieci są zazwyczaj przede wszystkim aktywem produkcyjnym którym w dogodnej sytuacji można nawet handlować.
Popatrzmy z perspektywy tych wykresów na wszelkiej maści systemy emerytalne. Trudno o lepszy przykład nieśmiertelnej zasady systemu argentyńskiego, który powoli już można by nawet określić jako syndrom argentyński. Nie ma takiej figury finansowej która może uratować system emerytalny wobec ujemnej demografii. Tabelka powyżej wyraźnie mówi, że sukces Japonii w olbrzymim stopniu został sfinansowany za emerytalne pieniądze baby boomers. Co z tego, że ich nie zabierano jak w PRL. Ale nawet jeśli trafiały na rynki, w taki czy inny sposób podlegały polityce państwa. Ponieważ jednak majątek który wspólnie wytworzyli nieco nieproporcjonalnie się rozłożył wiec dzisiaj mogą liczyć wyłącznie na młodych i ich składki. A młodych jest zbyt mało.
Może się zatem okazać, że niezwykła pilność demokratycznych państw w zapewnianiu nam emerytur ma brutalnie proste uzasadnienie: dodatkowa akumulacja w dochodzie narodowym czyli wewnętrzny dług publiczny którym można swobodnie manewrować. Zauważmy, że na przykład nadwiślańskie OFE ochoczo brały udział we wszystkich wielkich transakcjach państwowymi aktywami na GPW. A jak były trochę mniej gorliwe wystarczały lekkie pomruki z okolic ministerialnych aby wracała im chęć na zakupy. Tym samym, domknęło się kółko transferów, od i do Państwa. Nie wiem niestety jak to się bilansuje ale postaram się to niebawem sprawdzić. Tak czy inaczej, bez OFE nasza giełda cofnie się do poziomów z czasów wczesnego Mariana i to nawet bez światowego kryzysu.
W takich okolicznościach przyrody, o emeryturach możemy w zasadzie zapomnieć. W repertuarze Państwa jest przecież jeszcze kilka zabiegów aby się owego niewygodnego problemu pozbyć. Zawsze mogą nam coś wypłacić w bonach na świadczenia w należącym do Państwa systemie opieki zdrowotnej w którym darmowe będzie już tylko oczekiwanie w kolejce ewentualnie pierwsze 10 minut wizyty u internisty. Ot kreatywne wykorzystanie potencjału służby zdrowia. W odwodzie będą jeszcze leki. Ograniczenie katalogu dostępnych leków też można przecież skapitalizować.
I ostatnia uwaga. Miałem ostatnio okazję zabawić parę dni w Tokio. Na miejscu spotkało mnie spore zaskoczenie. Z jednej strony konsumpcyjny imperatyw skutecznie starł większość różnic kulturowych, z drugiej zastanawia pewna obcość tego społeczeństwa które napędza jednak zupełnie inny silniczek niż nasze. Ich 20 letni kryzys bardzo prozaicznie odbił się na jakości życia: nie ma korków ponieważ posiadanie samochodu jest tak drogie, że lepiej go nie kupować. Kredyty hipoteczne również nie są problemem bo ceny nieruchomości nie zachęcają do kupowania więc mieszka się w mieszkaniach wynajętych. A że do tego wszystkiego średnie wynagrodzenia są bardzo wysokie w relacji do typowych dóbr konsumpcyjnych Gucci i Prada prężą się dumnie na każdej w zasadzie handlowej ulicy.
Fakt Ameryka również konsumuje. Ale jednak zupełnie inaczej.