Czyli o tym, że macho mogą być już dzisiaj wyłącznie dziewczynki.
„Obserwujemy właśnie, jak nasza cywilizacja popełnia samobójstwo. Nasza kultura nie pozwala dziewczynkom, aby zachowały się dziewczyńsko i jednocześnie tworzymy społeczeństwo, które pozbawia męskości chłopców”.
Te prorocze słowa nie padły rzecz jasna z ust mężczyzny. Ich autorką jest Camille Paglia, feministka, antropolog kultury, a do tego lesbijka i matka syna wychowywanego wspólnie z żyjącym osobno ojcem. Co ciekawe, pomimo tego wzorcowego w dzisiejszych czasach backgroundu, poglądy Pagli okazały się na tyle kontrowersyjne, że pięciu kolejnych wydawców odmówiło publikacji jej najnowszej książki. Trudno się dziwić, głosi tezy, za które w niektórych krajach można już pewnie trafić do więzienia.
Warto odnotować, że jakakolwiek dyskusja na temat tych śmiałych tez możliwa jest w zasadzie wyłącznie dlatego, że ich autorką jest kobieta. W ustach samca zostałyby natychmiast zakwalifikowane do „męskich szowinistycznych mitów” i dla pewności okraszone swastyką, celem ostatecznej kompromitacji. Powyższe tym łatwiej, im głębiej wczytujemy się w wywody badaczki. Jej zdaniem współczesne elity są całkowicie pozbawione niemalże obowiązkowych dawniej doświadczeń wojskowych i związanych z nimi zasad przetrwania w grupie i reguł przewodzenia. „….Tworzymy iluzję, wedle której ludzie są generalnie mili i uprzejmi, a jeśli my odwdzięczymy się im tym samym wszyscy będziemy żyli bezpiecznie”. O ile owo teoretyczne założenie wytrzyma realia cichych przedmieść sytego zachodu, z wielkim trudem da się udowodnić w realiach wielkomiejskich i to zarówno w Europie, jak i USA, nie mówiąc o krajach do których GENDER jeszcze nie dotarł. Do czego prowadzi w militarnej praktyce można zobaczyć w telewizyjnych wiadomościach: uzbrojone po zęby zachodnie cyber armie dostają łupnia od facetów w sandałach uzbrojonych w kałachy. Rzecz jasna pochodną współczesnej tożsamości jest dywagowanie na temat sensu zabijania niewinnych w odległych zakątkach świata. Zapomina się przy tym niestety, że budowa tak zwanej zachodniej cywilizacji to lata podbojów i mniej lub bardziej brudnych wojen, bez których postęp ekonomiczny byłby praktycznie niemożliwy. Ba, współczesny model ekonomiczny nie jest wbrew pozorom nadmiernie odległy od historii tyle, że polityczna poprawność każe się koncentrować na innych sferach działalności publicznej. I dlatego nie wiemy, że Szwecja jest numerem jeden na świecie w eksporcie broni na jednego mieszkańca, a celująca w miłości bliźniego Norwegia słynie na rynku zbrojeniowym z doskonałych produktów. I myliłby się ten kto sądzi, że kasę na broni zbijają tam jacyś przedsiębiorczy Norwedzy. O nie, Nammo (Nordic Ammunition Group) i Kongsberg Defence & Aerospace to odpowiednio pół i prawie całkowicie państwowe firmy. I choć doskonałe pociski cenią sobie żołnierze na każdej najbrudniejszej wojnie, to trafiają na nie z reguły… poprzez Czechy. Potomkowie wikingów sprzedają tylko etycznym partnerom 🙂
Wysoka jakość norweskiego życia, pewność odłożonych emerytur, skutecznie usuwają w cień fakt, jaką naturę ma tamtejsza polityka imigracyjna. Bogaci mają rzecz jasna prawo do jasnego precyzowania swoich oczekiwań pod względem siły roboczej. Ba! Nie ustają w wysiłkach, aby plenić wszelkie objawy rasizmu, czy innych wykroczeń. Ale już praktyka dowodzi, że z równym traktowaniem nie jest chyba najlepiej. Na poniższym zdjęciu biały szef urzędu do spraw zwalczania rasizmu odpowiada na pytanie, dlaczego w biurze, do którego przyszedł reporter są sami biali i nie ma żadnych czarnych.
Powyższe nie zaszkodzi mu w dalszej części wywiadu notorycznie zaprzeczać jakimkolwiek kwestiom genetycznym, ale będą to już rzecz jasna wypowiedzi oficjalne 🙂
W praktyce norweskiego dnia codziennego, okazuje się, że nie brakuje i tam wielu dotkniętych wykluczeniem, przy czym ma ono charakter instytucjonalny, a nie uchowaj Boże rasistowski. Czego dotyczy? Jeśli przyjechałeś z Somalii i otrzymałeś prawo pracy jako śmieciarz nie oczekuj, że kiedyś zatrudnimy cię jako informatyka. Well, można by powiedzieć, że władze szwajcarskie posuwają się jeszcze dalej, określając precyzyjnie w pozwoleniu na pracę jakiego rodzaju zajęcia dotyczy. Tyle, że w krainie zegarków jest to oficjalna polityka anty imigracyjna, z którą nikt się nie kryje.
Kolorowa imigracja przysparza władzom zachodnich krajów coraz więcej wizerunkowych problemów, a działacze społeczni coraz natrętniej wymachują symboliką południa USA i murzyńskich niewolników. Czy słusznie? Wedle spisu powszechnego z 1860 roku USA zamieszkiwało 31 mln osób, w tym 4 mln niewolników pracujących głównie na południu. Porównanie ze spisem z 1810 roku wykazuje, że pośród ludzi wolnych przyrost był niemalże 5 krotny (6 mln do 27,4), podczas gdy pośród niewolników prawie 4 krotny (1,1 do 4). Powód był prosty. Niewolnicza praca na roli była właśnie tym, przed czym uciekała większość emigrantów z Europy. Południe nie mogąc pozyskać rąk do pracy musiało je sobie kupować. Gdyby za pracę na plantacji atrakcyjnie płacono, ręce do pracy na pewno by się znalazły. Stąd już tylko mały krok do nieustająco aktualnej dyskusji o sprawiedliwej płacy. Południe eksportowało głównie półprodukty, a nie wyroby finalne i w większości nie miało wpływu na ich ceny. Było niczym innym jak współczesne Chiny, czy Indie, regionem taniej siły roboczej. O tym, na ile wolni lub zniewoleni są współcześni obywatele tych krajów można by dyskutować. Podobnie można by się zastanowić, dlaczego niewolnicy byli czarni. Przywożono ich z obszaru, na którym niewolnictwo panowało od zawsze, a wojny plemienne toczone wyłącznie w celu pozyskania niewolniczych populacji, były na porządku dziennym. Aż dziw, że kupcy Holenderskiej Kampanii Wschodnio Indyjskiej nie zapuścili się do Polski. Mogłoby się okazać, że przymierający głodem na przednówku chłopi pańszczyźniani z Kongresówki radośnie wybraliby się na plantacje Południowej Karoliny. Choć porównywanie losu polskiego chłopa i czarnego niewolnika budzi emocjonujące dyskusje, warto zauważyć, że w sensie formalnym te oba statusy do roku 1864 relatywnie niewiele dzieli. I choć zauważa się w tym miejscu, że białym chłopem nie handlowano jak bydłem powinno się również dodać, że powyższe tylko dlatego, że wobec dużej podaży na chłopów nie było rynku, a na bydło i owszem.
Współczesność lubuje się w odniesieniach do niewolnictwa, nie zauważając jednocześnie, że w znacznym stopniu zniewalającym jest państwo szczególnie tam, gdzie występuję jako największy sponsor systemowy. Ba, postępująca wolność może się spokojnie okazać zniewalająca na co również zwraca uwagę Paglia: „W demokratycznym społeczeństwie obywatele powinni mieć prawo być homofobami, podobnie jak mają prawo popierać homoseksualność”, to pozornie banalne stwierdzenie doskonale oddaje naturę współczesnej rzeczywistości. Wolno wszystko, ale pod warunkiem, że mieści się w obecnie lansowanym modelu społecznym. Tu akurat nie ma nic dziwnego. Jak łatwo stwierdzić, każdy okres historyczny miał swoje obyczajowe mody i w oparciu o nie ustalał standardy. Różnica jest jednak taka, że przez stulecia ów proces dokonywał się w oparciu o taki, czy inny dyktat, dzisiaj przynajmniej w teorii dokonuje się demokratycznie. W teorii, ponieważ polityczna poprawność, która stała się niemalże obowiązkowa, z natury wyklucza dyskusję na temat postaw, zjawisk i zachowań, które nie pasują do współczesnego, jasnego i prostego modelu społeczeństwa.
Co ciekawe, choć lubimy uważać, że społeczeństwa zachodu ukształtowały się w oparciu o judeo chrześcijańskie dziedzictwo, zdumiewająco łatwo zapominamy, iż lansowane w teorii wiary zachowania (nadstaw drugi policzek ), stały się oczekiwaną społecznie normą niemalże 2 tysiące lat po ukrzyżowaniu Jezusa. Co spowodowało, że ostatnie stulecie to era postępującej łagodności? Być może jedną z przyczyn było spektakularne przetrzebienie męskiej populacji i postępujący po nim masowy udział kobiet w życiu publicznym. Gospodynie domowe, które w zastępstwie swoich frontowców wyruszyły w męski świat nie miały ochoty na powrót do swojej wcześniejszej służebnej roli. Ale ich obecność w przestrzeni publicznej miała swoje konsekwencje: aparat polityczny zaczął rozwijać damski punkt widzenia, a modyfikacji musiały ulec główne tezy dotyczące rodziny i państwa.
Warto przy tym pamiętać, że pionierem w zakresie praw wyborczych dla kobiet była… Finlandia, a precyzyjniej Wielkie Księstwo Finlandii, w którym panie mogły oddawać swoje głosy już w 1906 roku. Norwegia jako cześć ówczesnej Szwecji przyznała paniom prawa wyborcze już w 1913 roku, ale w kontekście postawionej wcześniej śmiałej tezy nie jest pewnie przypadkiem, że ostatni bastion patriarchalny padł w Europie w… 1990 roku. To właśnie wtedy kanton Appenzell Innerrhoden jako ostatni nadał prawa wyborcze kobietom, które w większości kantonów Szwajcarii obowiązywało od… 1971 roku.
Może się okazać, że po stuleciach męskiej władzy świat zmierza wyraźnie w kierunku matriarchatu, co z całą pewnością mieści się w regułach dziejowej sprawiedliwości. Badania statystyczne dowodzą, że kobiety wyborcy oddają swoje głosy bardziej świadomie, niż mężczyźni choćby dlatego, że zadają sobie również więcej trudu, aby zapoznać się z przedstawianymi im programami wyborczymi. Powyższe nie zaskakuje nikogo, kto ma okoliczność pracy w mieszanym środowisku zawodowym. Kobiety z natury (czy to nie szowinizm aby?) są znacznie bardziej systematyczne w swoich zawodowych staraniach. W efekcie wpływ damskiego elektoratu na świadomość publiczną jest za pewne znacznie większy, niż się powszechnie wydaje. Trudno się zatem dziwić, iż główne idee społeczne ulegają konsekwentnej feminizacji. Czy to źle? Czas pokaże. Camille Paglia ma wątpliwości, których zdają się nie mieć wyborcy masowo popierający współczesne idee. W sierpniu 2014 będziemy obchodzić 100-lecie wybuchu I wojny światowej. Będzie to również stulecie, w którym dokonały się największe hekatomby w dziejach europejskiej cywilizacji, a także stulecie, w którym kobiety po raz pierwszy odegrały tak istotną publiczną rolę. Zwolennicy matriarchatu twierdzą, iż wyłącznie za sprawą kobiet świat nie pogrążył się w międzysystemowej atomowej wojnie, odważył do wielkich społecznych protestów i upomniał o byt uciskanych. Być może. Na pewno za sprawą pań archetypiczne „oko za oko” zostało zastąpione systemem państwowej zemsty, a reguła dystansu do przemocy stała się ideologią dominującą.
Ja po prawym prostym będę się starał natychmiast wyprowadzić kontratak, o czym nieroztropnie poinformowałem słuchaczy na jednym z paneli obrazując zresztą pewne zjawisko ekonomiczne. „To typowy przykład samczego braku kontroli nad emocjami” podsumowała mnie z grymasem niechęci jedna ze słuchaczek, nota bene szycha w jednej z korporacji.
Well, co tu można dać na koniec jeśli nie to …
[youtube jb0Yvg-peW0]