Komu bije dzwon?

Czyli o tym, że Chiny to nie Japonia, towarzysze z prowincji to nie samorodne talenty a duże wydatki wojskowe to nie sposób na wieczny pokój.

Pan Przemysław Słomski ( DOXA ) słusznie zauważył w komentarzu do mojego poprzedniego postu, że komentowałem dwa stanowiska wpływowych inwestorów jednocześnie nie prezentując swojego. Uwaga jest jak najbardziej słuszna tyle że zabieg był celowy. Nie chciałem zestawiać własnych przekonań z punktem widzenia dwu ludzi zajmujących się zawodowo inwestowaniem. Dodajmy, ludzi  których głos uruchamia miliardy czy może nawet biliony dolarów. Pogląd który tu przedstawię może być śmieszny ale zaznaczam, że zrobiłem kiedyś pewien eksperyment: opowiadałem  kiedyś znajomym historię zmagań Anglii i Hiszpanii w XVI wieku streszczając  ją jako film science fiction. Jakież było zdziwienie gdy okazało się, że to faktyczne wydarzenia. Oceny USA czy Europy formułuje się w oparciu o setki materiałów analitycznych bazujących na mniej lub bardziej niezależnie zbieranych danych. W przypadku Chin takiej możliwości nie ma.

Coraz ciekawsze stają się za to porównania Chin i Indii. Oba te kraje kumulują olbrzymie populacje i potencjał gospodarczy. W momencie gdy Chiny staną się pierwszą gospodarką świata, Indie będą z olbrzymim prawdopodobieństwem gospodarką czwarta. O ile Chinom poświęca się wiele czasu we wszelkiej maści opracowaniach gospodarczych o tyle Indie z trudem skupiają na sobie uwagę polskiej opinii publicznej. W tym miejscu porównanie służy w zasadzie jednemu: gospodarka która podobnie jak chińska przeszła z centralnego planowania do centralnego planowania wolności gospodarczej nie kryje, że ten proceder wymagał zadłużenia na poziomie 58% PKB choć nie jest to za pewne poziom rzeczywisty. Dla odmiany Państwo Środka  zawzięcie twierdzi, że z długiem problemów nie ma. Doniesieniom z Chin towarzyszy nieodmiennie  nie przenikniony przewodniczący Hu Jintao. Ciekawe, że nikt się specjalnie nie zastanawia, jak to możliwe, że zwykły prowincjonalny polityk w tym gigantycznym kraju w ciągu zaledwie 20 lat stał się głową mocarstwa. Nie było by Towarzysza Hu gdyby nie Deng Xiaoping. To ten facet podłożył faktyczne podwaliny pod współczesne Chiny. Zbliżenie z USA, reforma rolna, rozbudowa przemysłu i wprowadzanie gospodarki rynkowej to zasługa tego niezwykle ciekawego człowieka. Deng studiował i pracował we Francji a następnie w ZSRR tym samym wiedział doskonale jak wygląda kapitalizm oraz jego sowiecka antyteza. Jak się można
domyślać z jego polityczno gospodarczej drogi dość wcześnie zdał sobie sprawę, że akumulację w dochodzie narodowym doskonale przyspieszy fuzja centralnego sterowania z gospodarka rynkową. Ciekawe prawda?

Jakim cudem, taki mówiąc wprost przeciwnik marksizmu przetrwał rewolucję kulturalną? Upraszczając niezwykle ciekawy życiorys tego człowieka można zauważyć, że miał po prostu poparcie armii. W każdym systemie totalitarnym trwa zacięta walka pomiędzy aparatem partyjnym a siłami zbrojnymi. W ZSSR dokonano prawie doskonałego zbilansowania obydwu sił, w Chinach jak się wydaje wygrywają  wojskowi. Nie jest zapewne przypadkiem, że wojsko jest zazwyczaj zainteresowane rozwojem gospodarczym. Bez niego, nie zarabia się pieniędzy, ergo nie da się skutecznie rozbudowywać armii. Znamienne, że rezygnując z fotela przewodniczącego CHRL, Deng usadowił się w fotelu przewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej. Bez wdawania się w szczegóły: ta komisja a właściwe dwie o tej samej nazwie to de facto nadzór nad wojskiem i milicją w Chinach. Kolejnym władca Chin zostaje Jing Zemin, wcześniej wiceprzewodniczący tej komisji. I tu pytanie dla dociekliwych: Jaką funkcję pełnił towarzysz Hu przed powołaniem na stanowisko przewodniczącego CHRL? Tak tak, był wiceprzewodniczącym Centralnej Komisji Wojskowej!

W trakcie swojej pracy w Wólczance i Vistuli współpracowałem z wieloma fabrykami w Chinach i wielokrotnie odwiedzałem ten kraj. Praktycznie WSZYSCY moi rozmówcy którzy posiadali albo zarządzali zespołami fabryk byli wysokimi oficerami armii chińskiej. Być może to błąd subiektywnej oceny ale dla mnie pośredni dowód na to, że  Chinami rządzi armia.

Co o niej właściwie wiadomo poza tym, że jest największa na świecie? W zasadzie nic. Oficjalnie nie ustalono nawet jakim arsenałem nuklearnym dysponują kitajce. Tym samym wiadomo tylko to o czym owa armia chce abyśmy wiedzieli. Kto ją zresztą zmusi do podania jakichkolwiek danych?Podobnie rzecz ma się, z danymi gospodarczymi których nie zweryfikuje nikt i nic. Ponieważ Chiny od świata potrzebują już niewiele a świat od Chin coraz więcej, ten stan rzeczy nie zmieni się prędko. Niczego już na Chinach nie wymusza Amerykanie którzy stanowią już ponad 30% Chińskiego exportu ( licząc z HK ). Dodajmy, że to dzięki nim Chiny są właśnie tu gdzie są. Jak do tego doszło?

Richard Nixon, to dla większości czytelników skompromitowany aferą Watergate prezydent USA. W skali świata jest to jednak główny orędownik zbliżenia USA Chiny. To USA Nixona doprowadzą do zniesienia embarga  handlowego nałożonego na Chiny oraz zamienią Tajwan ( do dzisiaj tatuujący się Republiką Chińska ) na komunistyczne podówczas Chiny w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dodajmy, że to wszystko dzieje się
z upadającym Bretton Woods w tle. Dolar staje się w pełni papierowy na skutek przeciążenia budżetu USA wojną w Wietnamie. Nixon poszukuje sojusznika który może dać USA odrobinę wytchnienia.

W 1971 roku PKB USA wynosi 1,1 bln USD. Chin 0,1. W 2009 to jużodpowiednio 14,1 dla USA i 8,7 dla Chin. Cóż za zamiana! Oczywiście, to właśnie jeden z rezultatów deficytu w USA ale proszę zauważyć, że o ile ów deficyt w USA miejsca pracy systematycznie ograniczał to w Chinach działo się dokładnie odwrotnie. Papierowy dolar zamienił się w jak najbardziej materialny przemysł. Jakim cudem?

Chiński wzrost sfinansowały USA opychając jednocześnie Chinom własne papiery dłużne. 2,1 bln USD chińskich rezerw doskonale portretuje dzisiejszą relację tych dwu państw. Nie ma sensu pytanie gdzie to się wszystko kończy. Ważniejsze jest to gdzie się zaczyna. A zaczyna się w zacisznych gabinetach FED gdzie sternicy gospodarki światowej na mocy najdziwniejszej na świecie umowy udzielą USA dowolnego kredytu pod zastaw jego papierów dłużnych. Ten system jest tak żałośnie bandycki, że aż dziw że trwa do dzisiaj!

Najlepszym produktem gospodarki USA jest tym samym dolar a właściwie „zapis dłużny Rezerwy Federalnej” Tak długo jak długo ów papier będzie wymienialny na cokolwiek system będzie trwał. Ale owa drukarska prosperity może niebawem odbić się czkawką w Państwie Środka. Złota zasada bilansowa każe się prędzej czy później zastanowić nad jakością wypłacalności samych Chin o których faktycznym zadłużeniu nie wiadomo przecież nic. Jeśli w takich krajach jak Grecja dochodziło do machinacji na państwowym poziomie, gdzie wszelkimi sposobami ukrywano zadłużenie agend państwowych dlaczego by nie zakładać, że podobną politykę prowadzi się w Chinach? Niedawno pojawiły się informacje wedle których olbrzymia dawka długu wewnętrznego ukryta w inwestycjach niby to niezależnych od lokalnych władz spółek municypalnych. Dokładnie tak samo dzieje się obecnie w Polandzie. O meandrach systemu wynagrodzeń i ubezpieczeń społecznych również niewiele wiadomo tym samym może się okazać, że  prawdziwe są szacunki niektórych analityków sugerujących, że dług przekracza już 60% PKB. Moje pytanie brzmi inaczej. Jeśli gospodarka Chin jest tak mocno związana z USA i była finansowana jego długiem to faktyczne zadłużenie skarbu Chińskiego musi być większe od Amerykańskiego. Dlaczego? Ponieważ nie można założyć aby w 1971 roku Chiny były gospodarką z dodatnim bilansem choćby per analogia do państw gdzie marksizm leninizm wyznaczał gospodarcze zasady. Jeśli dodatkowo zauważymy, że do 1978 roku istniał w Chinach jeden jedyny państwowy bank który zarówno emitował pieniądz jak i go pożyczał to swobodnie możemy założyć, że z zadłużeniem wewnętrznym w tych czasach mogło dziać się wszystko.

USA i Chiny łączy jeszcze jedno. Chiński Bank Centralny jest tak samo enigmatyczny jak FED i za pewne równie skory do finansowania państwowych wydatków. Wniosek jest prosty USA nie padnie na kolana jeśli nie padną na nie Chiny ponieważ nie mniej łatwo niż USD można drukować Yuana. Być może nawet łatwiej. Jedynym zmartwieniem włodarzy Państwa Środka  jest zatem przekonanie świata o kondycji drugiej gospodarki świata. Tym samym spodziewał bym się wielkich sum na promowanie peanów na jej cześć. Tak długo jak inwestorzy kupują taką bajkę cały system trzyma się kupy. Warto wspomnieć kogo Chiny zastąpiły na miejscu głównego wierzyciela USA. Była nim Japonia. Chińscy towarzysze odrobili lekcję i wiedzą doskonale czym się może skończyć brak zasilania własnego systemu i podobnych błędów nie popełnią. W 2010 roku giełda w Szanghaju przekroczyła 2,4 bln USD kapitalizacji. Być może wyda się to niewiarygodne ale w 2004 roku byłoto zaledwie 300 mln USD. Słabo?

W analizach zapomina się często, że te same produkty w Chinach i w eksporcie mają różne ceny podobnie jak to miało miejsce w PRL co de facto podnosi jeszcze niewidoczny w statystykach poziom zadłużenia wewnętrznego. Nie zdziwię się, gdy któregoś dnia wybuchnie bomba gdy okaże się, że to nie USA są liderem długu a właśnie nasz wieloletni lider wzrostu. I w tym miejscu można by już odliczać upadek w miesiącach gdyby nie jedno ale. Dawne potęgi militarne odbudowując się ze zniszczeń wojennych świadomie zrezygnowały z „trwonienia” PKB na armię. Japonia i Niemcy mimo wielu zachęt ze strony USA pozostały wierne tej słusznej strategicznie polityce. Jak wiadomo Chiny konsekwentnie budują armię która niebawem stanie się najpotężniejsza bo już jest najliczniejsza na świecie. Ponieważ podstawowym dobrem
staną się surowce owa armia doskonale się przyda po to aby skutecznie się nimi zaopiekować.

Jestem głęboko przekonany, że świat nawet się nie zająknie jeśli chińskie dywizje powietrzno desantowe wylądują sobie na przykład w Katandze albo gdzie indziej, gdzie znajdują się odpowiednio obfite a jednocześnie słabo bronione złoża. Być może ktoś poujada w mediach ale inwestorzy zatrą ręce ponieważ w nadchodzących latach nic tak nie będzie rozpalać wyobraźni jak kopaliny energetyczne w odpowiedniej ilości. A że desant będzie prawdopodobnie tańszy niż odwierty? Drobiazg na który analitycy na pewno zwrócą swoją życzliwą uwagę. O ile jestem przekonany, że chińska giełda niebawem zafunduje nam potężny kryzys ( ktoś przecież musi zarobić na niepewności tego rynku ) to osobnym pytaniem pozostaje jak globalny kryzys który wywoła taka awaria wpłynie na Yuana. Reakcją Amerykanów na szok 2008 było i jest
masowe pompowanie drukowanego pieniądza w system. Na tablicy kontrolnej chińskiej gospodarki towarzysze z politbiura maja  inne rozwiązanie awaryjne. Guzik „dewaluacja”

USA mogą zalewać świat pustym pieniądzem, Chiny tanią produkcją. W ostateczności uwolnią kurs Yuana co przy odrobinie szczęścia może stworzyć podobny do amerykańskiego mechanizm zasilania systemu drukowanym pieniądzem. Oczywiście pod warunkiem, że nie dojdzie do hiperinflacji. Jak już kiedyś pisałem nie było to aż tak częste zjawisko a przypadek Niemiec w tamtym okresie dowodzi, że jest jedna droga wyjścia: agresywna ekspansja militarna. Ale do tego zapewne nie dojdzie. W moim przekonaniu, płynny Yuan z realnym zapleczem kruszcowym mógłby się stać niezłym substytutem dolara a „zielone” zostały by masowo zastąpione „czerwonymi”. Jeśli tylko armia zapewniła by  kontrolę nad odpowiednią sumą kruszcu i kopalin taki zabieg mógłby się powieść. Umiejętne wylansowanie waluty kruszcowej stworzyło by
fantastyczne perspektywy psucia jej w przyszłości. Jeżeli wykluczyć świadomą ekspansję militarną Chin to należy się spodziewać po prostu Armagedonu.  Chiny z przetrąconym karkiem nie będą w stanie wchłaniać amerykańskiego długu a ta gospodarka nie da rady funkcjonować bez dosypywania dolara. To recepta na koniec
cywilizacji. Ja liczę jednak na sprawdzone rozwiązanie jakim jest wojna tym bardziej, że jakoś mi się nie wydaje, aby amerykański rekrut poradził sobie z chińskim w sytuacji gdy obaj dysponować będą podobnym wyposażeniem. Co więcej rekrut chiński wyżywi się tym co znajdzie. Amerykański na głodniaka nie ruszy do walki. A culture clash na polu bitwy to nie byle co. Hans Van Luck, jeden z najbardziej znanych
dowódców broni pancernej w trakcie WWII wspominał, że pierwsi żołnierze amerykańscy napotkani przez Afrika Korps w swoich wspaniale wypchanych chlebakach znajdowali taką oto motywująca ulotkę:
„Żołnierzu, jesteś najlepiej wyekwipowanych żołnierzem w historii świata. Musisz dowieść, że jesteś również żołnierzem w historii świata najlepszym”.

Czytanie tego po masakrze US Army na przełęczy Keserine w Afryce musiało Niemców mocno podnosić na duchu. Ciekawe, czy ten interesujący  pomysł propagandowy wykorzystają odpowiednie czynniki w Państwie Środka. Inskrypcja w Chińskich chlebakach mogła by głosić:
„Żołnierzu, jesteś najtaniej sfinansowanym żołnierzem w historii świata. Musisz dowieść, że jesteś również żołnierzem najbardziej dochodowym”

0 Comments
Previous Post
Next Post