Gotowanie żaby

Czyli o tym, że – jak mawiał Franco – lepsza Hiszpania czerwona niż podzielona.

Zgrabny lot, który 20 grudnia 1973 roku wykonało niemal dwutonowe auto, już sam w sobie był wydarzeniem szczególnym i doprawdy dziwić się należy, że to osiągnięcie (samochód wzbił się na ponad 20 metrów i przeleciał nad dachem budynku) nie trafiło na karty Księgi Rekordów Guinnessa.

Czytaj dalej
2 komentarze

Ruciane Bida

Czyli o tym, że nie ma to jak wariant B

Upał dosłownie wlewał się do środka. Choć wiosna 1994 roku przyszła wyjątkowo późno, lato zamanifestowało się wcześnie i niemal od razu zaatakowało wysokimi temperaturami. Ich ówczesny szczyt, przypadający na pierwsze dni lipca, rejestrowałem co prawda w pięknych okolicznościach przyrody, ale obserwowanych z perspektywy służbowej. Zakłady Płyt Pilśnowych w Rucianem, znane powszechnie jako „Płyta Nida” zmierzały ku nieuchronnej upadłości. Co ciekawe, prym pośród wierzycieli wiodły nie banki a… Zakład Energetyczny Białystok. Windykacyjna gorliwość ZEB miała proste uzasadnienie: od sierpnia 1993 zakład działał jako spółka akcyjna – w efekcie puchnące zadłużenie „płyt” nie tylko wyglądało brzydko w tabelkach, ale mogło też poważnie zagrozić prezesowskiemu stanowisku. Powyższe główny rozgrywający wyjaśnił mi w zaciszu swego białostockiego gabinetu, a szalejąca za oknami zamieć śnieżna doskonale podkreślała trudy z jakimi radzić sobie musiał nowy sternik białostockiej energetyki. Pojąłem w lot, że na horyzoncie kroiła się prywatyzacja, a wielkie nadzieje prezesa budził model oparty o leasing pracowniczy. Pojąłem również, że dobrotliwy dżentelmen z bródką o aparycji Dziadka Mroza to w istocie rzutki menedżer, gotów do nieszablonowych rozwiązań. Dlatego też wyrok zapadł grubo wcześniej niż w dniu, gdy wierzyciele przylepili się do rozgrzanych stołów w zakładowej Sali narad. Rechoty mieszały się z ciężkim papierosowym dymem formowanym przez gorąco w zjawiskowe esy floresy, skądinąd zdumiewająco korespondujące z modnym podówczas tureckim wzorkiem masowo krzyczącym z krawatów. Wspomnienie styczniowego spotkania chłodziło mnie jednak nadspodziewanie skutecznie: decydujące zdania Pan Dyrektor wygłosił bowiem na schodach miażdżąc mi dłoń w męskim uścisku. Mróz trzymał mocno, śnieg sypał, tworząc malowniczy pejzaż dla zimnych błysków w oczach białostockiego energetyka. Na chwilę zapomniałem o zaduchu. Odebrana wtedy lekcja nadzwyczaj skutecznie zwróciła mi uwagę na pewne najistotniejsze, jak by nie było, zagadnienia. Wielowymiarowa analiza ówczesnych ustaleń zabrała mi czas aż do wieczora i trwałaby pewnie znacznie dłużej, gdyby nie mroczne trzewia Domku Napoleona. Ów, miłościwie przycupnięty przy wyjazdówce na Warszawę, nieustająco kusił wędrowców, a zwłaszcza tych, którzy dysponowali relacjami w tutejszym melieu. Osobliwie było to środowisko rozbudowane, na którego zamglonych granicach lokowali się nie tylko stróże prawa i porządku, ale także duchowi przewodnicy różnych wyznań. Ów nietypowy konglomerat namiętnie rektyfikował się nocami, skraplając rankiem w interesy o pełnej palecie kolorystycznych odcieni. Sprawa stała się jasna: tutejszy prądodzierżca zaplecze miał zarówno na miejscu, jak i w Warszawie.

Czytaj dalej

12 komentarzy

Przewrót w tył

Czyli o tym, że kto sieje wiatr, zbiera burzę

Ofensywa Brusiłowa, z którą nie wiązano wielkich nadziei, okazała się wielkim sukcesem strategicznym, a w ujęciu realnym stanowiła w zasadzie ostateczny cios zadany monarchii austro-węgierskiej. Wiedeń zrozumiał, że liczy się tylko i wyłącznie jako lojalny wasal Berlina, a bez jego militarnego wsparcia nie ma najmniejszych szans na dalsze istnienie. Niestety – ów spektakularny sukces okazał się równocześnie gwoździem do trumny dla dynastii Romanowów. Ofensywa kosztowała zdrowie i życie niemal miliona żołnierzy, a front wymagał uzupełnień. Sięgnięto do nieprzebranych zasobów chłopskich, ale w szeregach pojawili się już zupełnie inni żołnierze.

Czytaj dalej

11 komentarzy

Wał Hadriana

Czyli o tym, że Cameron poległ pod Poitiers

W roku pańskim 122 miłościwie panujący władca Imperium Romanum przybył na jego najdalsze północne rubieże, aby osobiście dopilnować realizacji jednej ze swych głównych politycznych inicjatyw. Polityka tego władcy różniła się zasadniczo od realizowanej przez poprzedników i sprowadzała się do założenia, iż od potencjalnych wrogów należy się odgrodzić, a o wzajemne stosunki dbać za pomocną pieniędzy i handlu. Pokojowa polityka Hadriana nie przysparzała mu sympatyków ani pośród dowódców wojskowych ani rzymskich polityków. Wojna, w szczególności wojna wygrana, oznaczała intratne synekury i nadania, tyle że zdaniem cesarza korzyści, jeśli nawet odnoszono je w działaniach zbrojnych, nie wyrównywały ponoszonych w związku z wojowaniem kosztów. Do powyższych konkluzji Hadrian doszedł nie dzięki lekturze, ale obserwacji uczestniczącej. Jako faworyt swego poprzednika (Trajan) poznał kulisy większych i mniejszych operacji militarnych. Granica, której budowę przybył obserwować, nie miała wyłącznie charakteru rubieży obronnej i w praktyce wyznaczała limit rzymskiej strefy wpływów, przede wszystkim administracyjno-podatkowych. Co ciekawe, jako taka przetrwała nawet rok 407, kiedy to Rzym porzucił swoją prowincję, a lokalni możnowładcy musieli radzić sobie sami. I choć oni również w przyszłości utracili swoją władzę, granica trwała nadal, stając się w przyszłości również granicą wyznaniową. Mimo że potem stała się granicą wewnętrzną zjednoczonego państwa, całkiem niedawno bardzo konkretnie przypomniała o swoim istnieniu.

Czytaj dalej

10 komentarzy

SEKWESTR

Czyli o tym, jak się ma Unia Europejska do caratu

Chęć zabezpieczenia majątku przed zakusami władzy jest zapewne jedynie odrobinę młodsza od najstarszego zawodu świata, toteż wysiłki, aby ów stan osiągnąć, podejmowane są przez ludzkość od kilku stuleci. Określenie „są” jest tu jak najbardziej na miejscu, ponieważ zamachy na własność obywateli podejmowane są systematycznie i przez rozmaite formy rządów. Podejmowane być muszą, ponieważ (jak świat długi i szeroki) wszelkie autonomiczne działania obywateli wydają się szkodliwe rządom, szczególnie jeśli ową autonomię owi obywatele zawdzięczają własnym majątkom. Dlatego też od zarania dziejów modne było wywłaszczanie niewygodnych wielmożów – osobliwie najbardziej popularne tam, gdzie dzisiaj ustala się standardy demokracji.

Czytaj dalej

44 komentarze

NEW DEAL +

Czyli o tym, że nie ma to jak publiczne pieniądze

Choć media wiele czasu poświęcają obecnie na analizę wykonalności takich czy innych planów rządu, rzadko kiedy wywody za lub przeciw opiera się na danych ekonomicznych. Powyższa niechęć dotyczy zarówno mediów reżimowych jak i opozycyjnych, a wynika najpewniej z tego samego: im dalej od cyfr, tym bliżej do własnej wizji świata. Owa sprawdzona taktyka towarzyszy polityce od lat i nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek miała zostać porzucona. We współczesnej Polsce analiza tego, na co rząd stać, a na co nie, wydaje się interesować wyborców wszelkich opcji. Nic dziwnego. Program 500+ otworzył drogę, którą podążać będą wszelkiej maści interesariusze, co powoduje, że pytanie o rzeczywistą hojność budżetu staje się bardzo aktualne. 

Czytaj dalej

19 komentarzy

Zamach

Czyli o tym, że nie wszystko złoto, co się świeci

Choć żyjemy w czasach, gdy wszelkiej maści rekonstrukcje weszły do stałego repertuaru koncelebracji ważnych rocznic historycznych, rocznica wypadków majowych przebiegła zadziwiająco spokojnie, bez zakłóceń ze strony oddziałów nacierających mostem Kierbedzia. Nieprzypadkowa jest zapewne obecna konduita tej ważnej dla miasta budowli. Pragę i Stare Miasto spina dzisiaj trasa WZ, która – zarówno w obszarze architektonicznym jak i ideologicznym – ma z mostem Kierbedzia tyle wspólnego, co Pałac Kultury z Empire State Building.

Czytaj dalej

7 komentarzy

Wieża Babel

Czyli o tym, że na piasku można jednak sporo wybudować

Uśmiechnięci dżentelmeni na zdjęciu poniżej mają uzasadnione powody do zadowolenia: oto po dziesięcioleciach podwijania ogona Royal Navy powraca na imperialne pozycje. Comeback dokonuje się w iście filmowym stylu: w Bahrajnie szykuje się bowiem re-opening bazy Juffair, nad którą Union Jack przestał powiewać w 1971 roku. Brak gracji w nazewnictwie nie umknął uwadze tutejszej opozycji, której lider jednoznacznie zarzucił Londynowi powrót do kolonialnych tradycji. Ową skądinąd celną konkluzję przypłacił… czteroletnim wyrokiem pozbawienia wolności, co jak na standardy pustynnego królestwa i tak można uznać za przejaw pewnej sądowniczej łagodności.

Czytaj dalej

4 komentarze

Koniec walki klas

Czyli o tym, ze świat czeka na nowego Proroka

„W porządku, istnieje walka klas. Ale to moja klasa, klasa bogatych, prowadzi tę wojnę. I to my wygrywamy” – oświadczył Warren Buffet w interesującej rozmowie z Benem Steinem. Owa konkluzja stała się punktem wyjścia do rozważań podówczas bardzo niepopularnych, a dzisiaj niezwykle modnych: walka klas weszła w nowy etap. Bogaci już jej nie wygrywają. Punkt zwrotny w historii walk klasowych wyznaczył rok 2008, kiedy budżety państw ochoczo wyruszyły na ratunek kapitalistycznemu światu. Król okazał się nagi. Bez publicznych pieniędzy zawaliłyby się niemal wszystkie finansowe potęgi.  

Czytaj dalej

6 komentarzy