Czyli o tym, że mit ma się dobrze.
Echa celebrowanego hucznie 80 lecia wybuchu wojny nieco już przebrzmiały, ale nie wygasły jeszcze o dziwo związane z ową rocznicą dyskusje. Co ciekawe zwaśnieni zazwyczaj komentatorzy tym razem są zdumiewająco zgodni: wojna z Niemcami w 1939 roku była po prostu nieunikniona. Argumentów pada wiele ale z uporem maniaka zapomina się o …. Istotnych historycznych faktach.
Otóż trzeba pamiętać, iż rządzący Polską triumwirat dogorywał a kolejnego prezydenta miano wyłonić już wiosną 1940 i to w wyborach powszechnych. To ważne, ponieważ urzędujący prezydent miał przecież prawo wskazać swego następcę. Co więcej uczynił to we wrześniu 1939 wynosząc na urząd pod naciskiem Francji Władysława Raczkiewicza. Czy to zatem nie zastanawiające, iż przed wojną zdecydowano o wyborach powszechnych? Odpowiedz na to zasadnicze pytanie jest dość prosta: ani Beck ani Śmigły Rydz nie był wystarczająco silny aby rozegrać tę grę w zaciszu zamkowych gabinetów. Zwycięzcę miało zatem wskazać kryterium uliczne.
Jego rezultat powinien być teoretycznie oczywisty. Wszak urzędujący Prezydent wskazał Śmigłego jako drugą osobę w państwie, polityczne poparcie zapewniał OZN a upokorzona Litwa i zajęte Zaolzie drapowały skronie laurem niepokonanego Wodza. Tyle, że architektem aliansu z Berlinem był Józef Beck wielkorządca polskiej polityki zagranicznej, człowiek o którym napisano wiele nigdy jednak nie wyjaśniając dokładnie sił dzięki którym utrzymywał swoje księstwo w obozie władzy. Sporo światła na owe zaplecze rzuca Grzegorz Górski ale jego piśmiennictwo do głównego nurtu raczej na pewno się nie przeciśnie. Przyczyny są prozaiczne: lubimy wierzyć, że zajmując Zaolzie nie współpracowaliśmy z Hitlerem i zapominać o tym, że pierwszy plan obrony przed niemieckim atakiem powstał w marcu 1939 roku podczas gdy plany obrony przed sowietami modernizowano i ćwiczono od 1920 roku! Wniosek wydaje się zatem jasny, Polska przynajmniej ta pomajowa w ogóle nie zakładała konfliktu z Niemcami. Pomysły wojny prewencyjnej z 1933 roku bynajmniej nie przeczą tej tezie. Historycy są przecież zgodni, że propozycja wojny była w istocie najskuteczniejszym testem relacji polsko francuskich jaki przeprowadził Józef Piłsudski. Wątpliwości co do prawdziwych intencji polskiego przywódcy….. nie mieli Niemcy o czym najlepiej świadczy wnikliwy raport poselstwa Rzeszy w Warszawie z kwietnia 1933. Nie ma zatem najmniejszych wątpliwości, że zbliżenie którego owocem była deklaracja o niestosowaniu przemocy z 26 stycznia 1934 leżało w interesie obu stron i było pierwszym sukcesem politycznym Józefa Becka. Z powyższego wynika wniosek przeraźliwie jasny: zapleczem które skutecznie betonowało Pana Ministra w trójpodziale władzy stanowił ….. Berlin. Okres styczeń 1934 październik 1938 to niemal wzorowa współpraca Polska Niemcy pełna nad standardowych gestów jak choćby wydanie zabójcy Bronisława Pierackiego. Mimo to usiłuje się twierdzić, iż otwarta zgoda na Anshluss Austrii była po prostu zwykłym politycznym błędem podobnie jak wkroczenie na Zaolzie choć obie akcje wymagały przecież istotnych uzgodnień. Warto dodać, że gdyby dla Becka tak istotnym był Gdańsk mógłby swobodnie się o niego upomnieć rozgrywając choćby zagarnięcie Austrii. O tym, że taka możliwość istniała przekonał świat Benito Mussolini zapewniając sobie włoskie panowanie w Tyrolu Południowym który opinię publiczną w Niemczech interesował znacznie bardziej niż port w Gdańsku.
Co zatem musiało się stać, iż Polska, sprawdzony partner Niemiec nagle w styczniu 1939 zmieniła front o 180 stopni? Niektórzy badacze twierdzą, iż Beck w swoim słynnymi kierowanym do Hiltera dokumencie wspominając o „pewnym terytorium Czechosłowacji” którym zainteresowany jest rząd polski faktycznie myślał o czymś więcej niż o Zaolziu. O czym myślał dowodzi zajęcie węzła kolejowego w Boguminie a także zajęcie przełęczy jabłonkowskiej i atak na słowacką Czadcę już po zajęciu Zaolzia. Beckowi marzył się protektorat nad Słowacją i strategiczny sojusz z Hitlerem który pozwolił by utrzymać pozycję w obozie władzy.
Na co liczył Beck spotykając się z Hitlerem 5 stycznia w Berchtesgarten? Zdaniem wszystkich uczestników rozmowy toczyły się w nader przyjaznej atmosferze, Hitler wspomniał o kwestii Gdańska ale głównym tematem rozmów był podział Czechosłowacji. O tym o czym obaj panowie rozmawiali na spotkaniu w 4 oczy nie dowiemy się za pewne nigdy. Beck zażądał za pewne Słowacji która dawała by wspólną granicę z Węgrami. Czemuż innemu miał służyć atak na Cadcę 24 listopada 1938 tyle, że tym razem nie obeszło się bez walki po obu stronach padli zabici i ranni. Opór słowacki musiał mieć swoje uzasadnienie. Polski protektorat nad Słowacją nie wchodził już w grę. Wygodniejsze dla Hitlera było samodzielne państwo słowackie choć utrudniało relacje z sojusznikiem węgierskim.
Jak chcą autorzy wspomnień, Beck ze spotkania z Hitlerem wyszedł zrelaksowany. Obaj rozmówcy nie postawili na ostrzu noża sprawy Gdańska. Co ciekawe znacznie chłodniej przebiegły rozmowy w Monachium gdzie 6 stycznia Beck widział się z Ribbentropem. Relacjonując to spotkanie we własnych zapiskach uderzał już w tony które wybrzmiały kilka miesięcy później w jego przemówieniu na sesji plenarnej sejmu. Von Ribbentrop określając stanowisko Polaka stwierdził sucho „nie zerwał kontaktu” ale nie wiedział za pewne lub nie rozumiał do jakiej wolty szykuje się już szef MSZ Polski.
Tymczasem w nocy z 5 na 6 stycznia Józef Beck zorientował się za pewne, że jego kariera polityczna właśnie się skończyła. Medialne fructa współpracy z Berlinem skonsumował Śmigły tymczasem partnerska relacja z Berlinem właśnie się skończyła. Wszystko co zdarzyło się później a przede wszystkim porywające nadawane przez radio przemowy były już tylko …. Kampanią wyborczą. Nie da się przecież po prostu uwierzyć, że polityk który przez 4 lata intensywnie montował sojusz z Hitlerem i obserwował bezsilność Paryża i Londynu nagle uwierzył w wagę ich papierowych deklaracji. Nie byłby to przecież pierwszy ani ostatni w historii świata przypadek gdy wojna wybuchła wyłącznie z powodu urazów osobistych.
Gdyby w tym czasie ster państwa nadal dzierżył Józef Piłsudski za pewne zachował by się jak …. Mannerheim. We wrześniu 1939 Polska zdołała wprowadzić do walki 38 dywizji czyli znacznie więcej niż te którymi w czerwcu 1941 sojusznicy zasilili grupę armii południe atakującą Ukrainę. Marszałek ustawił by je za pewne na granicy z Rosją a niemiecki atak okazał by się drastycznie silniejszy na skrzydłach. 27 listopada 1941 Niemcy znaleźli się 20 km od Kremla. Trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości by mając po swojej stronie dodatkowe wsparcie nie dotarli tam wcześniej.
„Gdybać” w nauce historii nie należy ale jak wiadomo warto wyciągać z niej wnioski. Wrzesień 1939 to bankructwo ludzi którzy opanowali dużą sprawność w utrzymywaniu się przy władzy ale w trudnym momencie zabrakło im kalibru. Zdecydowali się na rozwiązanie jak powiedziało by się dzisiaj „pod sondaże” podczas gdy trzeba było zmierzyć się fundamentalną decyzją strategiczną.
Oby przed podobnie istotnymi problemami nie stanęły w przyszłości sieroty po Jarosławie Kaczyńskim.