Radio Erewań znów nadaje

Czyli o tym, że Wiedeń to ważne miasto dla tradycji oręża polskiego.

Jakkolwiek z top line serwisów newsowych nie schodzi Grecja mało, kto pamięta już dzisiaj, że scenariusz, który właśnie rozgrywa się na naszych oczach zdaniem wielu komentatorów miał być na tyle nierealny, że w zasadzie nie miał prawa się wydarzyć. Tymczasem grexit staje się faktem i dyskusja toczy się już tylko o tym jak bardzo, kogo i w jakiej kolejności dotknie. Polski w opinii analityków ma nie dotknąć w ogóle przy czym traderzy walutowi mówią niemal chórem: to ostatnie chwile na zakup waluty. Konia z rzędem temu kto wyjaśni przeciętnym Kowalskim dlaczego bez względu na to, co złego dzieje się w UE (dodruk pieniądza, bilans handlowy, upadek jednego z krajów UE), polska waluta zawsze traci. Ów fenomen wymyka się tradycyjnej analityce i da się wytłumaczyć jedynie przy użyciu dyżurnych teorii spiskowych.

Uwadze głównych mediów umyka również konflikt na Ukrainie, ale tu teoretycznie sprawa jest jasna: nie można relacjonować wojny skoro zawarto porozumienia pokojowe. W efekcie o prawdziwych działaniach wojennych dowiemy się nie wcześniej niż w chwili, gdy rosyjscy żołnierze zamoczą buty na plaży w Mariumpolu. Preludium do wznowienia walk jest czystka w szeregach ukraińskich ochotników. Do polskich mediów przebiła się historia rozwiązania batalionu „Tornado”. Tutejsi bojowcy, podobnie jak w innych ochotniczych batalionach, składali się z osobliwej mieszanki ideowców, najemników i kryminalnego elementu. Różnica była jednak taka, iż dowódca „Tornada” – porucznik milicji Rusłan Onyszczenko, okazał się być wielkim miłośnikiem tortur, ale w swojej pasji zostawił w tyle nawet doświadczonych rezunów z pułku Azow. Powyższe powinno wzbudzać zrozumiały szacunek. Było nie było przeważająca większość azowiaków to kryminaliści z wyrokami sądowymi często z najpoważniejszych paragrafów. Ale wojna profesjonalizuje się coraz bardziej, toteż zapotrzebowanie na samodzielny i z grubsza niekontrolowany element ochotniczy nieustająco spada. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż kijowski reżim krzepnie i nie potrzebuje obecnie rozmaitych prywatnych armii. Puszczono więc balon ostrzegawczy: jak się nie podporządkujecie zostaniecie rozformowani. Bojowcy mają w tej kwestii swoje zdanie i bronią się twierdząc, że rozformowanie to kara za… blokowanie interesów pomiędzy Ukrainą a samozwańczymi republikami. Tak czy inaczej trzepanie szeregów nie pozostanie bez wpływu na bitność ukraińskiej armii, ale to już zupełnie inna sprawa.

Sprawa być może nie najważniejsza, ponieważ zapowiadana w mediach rosyjska ofensywa nie nadchodzi a 58 armia może mieć niebawem zupełnie inne zajęcie niż to, do którego obecnie ma być szykowana. Mowa tu o wydarzeniach, które mają miejsce w Erywaniu. Na stołeczne ulice wyszły dziesiątki tysięcy ludzi, aby zaprotestować przeciwko… istotnej podwyżce cen energii. Ów (można by rzec) „typowo europejski” i pokojowy, póki co, protest ma jednak drugie dno. Linie energetyczne w Armenii należą do Rosji, która kontroluje je poprzez spółkę Inter RAO. Publiczne manifestacje uderzają więc we wrażliwe status quo: Armenia bardzo potrzebuje poparcia Moskwy, bez której nie wytrzyma starcia z Azerbejdżanem. Ale nacjonalistyczne zazwyczaj masy obecnie bardziej sobie cenią tani prąd i gaz niż ormiańskość Nagornego Karabachu. W podjęciu tej decyzji pomogli rzecz jasna zawodowi dystrybutorzy demokratycznych pokojowych rewolucji i dzięki nim prezydent Sarkisian znalazł się w potrzasku: ma do wyboru konflikt z własnym społeczeństwem albo narażenie się Rosji co w krótkim czasie może wznowić walki na azerskim froncie. I choć najpewniej szybciutko ugłaszcze jakoś Rosję, to dylemat jest tym poważniejszy, że przywódcy „elektrycznej” opozycji domagają się spotkań relacjonowanych live przez telewizję państwową. Chwyt to prosty acz bardzo niebezpieczny. Ulica ma bowiem skuteczne remedium na problem wysokich kosztów: nacjonalizację infrastruktury elektrycznej i gazowejJ. Ten scenariusz z oczywistych względów nie może spodobać się w Moskwie i trudno się spodziewać, aby wokół tego typu pomysłów przechodziła obojętnie. A zainteresowanie oznacza dalsze dotowanie Armenii albo dodatkowe zajęcie dla strategów rezydujących w Rostowie nad Donem

A tu zmartwień nie brakuje. Ostatnio wydarzyło się coś, co z całą pewnością głęboko zaniepokoiło funkcjonariuszy i to nie tylko w Rostowie i Władykałkazie. 23 czerwca grupa bojowników ogłosiła powstanie wilajetu Qawqaz. Najważniejsze jest jednak co innego: po pierwsze – przesłanie wygłoszono po rosyjsku, po drugie – oficjalne władze ISIS natychmiast ową deklarację potwierdziły. To istotny przełom. Wiadomo bowiem od dawna, że swoje oficjalne prowincje Państwo Islamskie manifestuje tam, gdzie jest całkowicie pewne ich przetrwania. Na północnym Kaukazie wojujący islam trzyma się bardzo mocno, było nie było od 2007 roku działa tam kalifat tyle, że solidnie skażony czeczeńskim nacjonalizmem. Nowa inicjatywa jest znacznie bardziej niebezpieczna. Posługując się językiem Puszkina bojownicy rozwiązali podstawowy problem komunikacyjny. Wierni nie mówią tu po arabsku, za to posługują się mnogością języków i lokalnych dialektów. W większości jednak nadal mówią, lub przynajmniej rozumieją, po rosyjsku.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że sztabowcy w Waszyngtonie zacierają ręce. Wobec takich przemian Ramzan Kadyrow już może nie wystarczyć tym bardziej, że dorobił się solidnej opozycji również na własnym terytorium. Twórcy tego groźnego ruchu siedzą sobie bezpiecznie za wielką wodą, tymczasem ISIS ma coraz większe ambicje, które najlepiej prezentuje poniższa mapka:

Niemożliwe? Jeszcze 5 lat temu nie było mowy o państwie, które dzisiaj posługuje się własną walutą i paszportami a za chwilę ustanowi legalnych ambasadorów. To, jak daleko sięgnie, zależeć będzie wyłącznie od bojowości tych, którzy z ISIS chcą związać się ideowo. Jak widać obecnie chętnych nie brakuje i nie mogą im dać odporu nawet bitni i silnie zideologizowani Kurdowie. Islam ma licznych wyznawców na obszarze zaznaczonym czarnym kolorem.

W jednym z najpowszechniejszych w latach 80-tych dowcipów na temat Radia Erewań zaniepokojeni słuchacze dzwonią do studia z ważnym pytaniem: – Czy będzie wojna? – Nie! – odpowiada stanowczo redakcja – Ale będzie za to taka walka o pokój, że kamień na kamieniu nie zostanie.

 

 

11 komentarzy
Previous Post
Next Post