Sex, kłamstwa i video

Czyli o tym, że namiętność może pogrążyć każdego, cel uświęca środki a globalna gospodarka i globalne finanse to już niedługo mogą być bardzo różne pojęcia.

 
Dominique Strauss-Kahn składa właśnie na ołtarzu politycznej poprawności swoją doskonale rozwijającą się karierę. Teoretycznie wszystko jest cacy. Chutliwy staruch, do tego jeszcze hulaka i to na publicznej posadzie, zostaje błyskotliwe ujęty  dzięki niezwykle sprawnej akcji miłujących porządek i demokrację amerykańskich funkcjonariuszy. Cóż, nie zastanawia nas w tej historii, że decyzja o zatrzymaniu musiała zapaść w tempie iście ekspresowym tempie. No, ale wiadomo, że w USA ręka sprawiedliwości dosięga szybko, a doniesienia o gwałcie są zapewne traktowane priorytetowo. Tempo w jakim bardzo ważny europejski polityk z wielkimi szansami na wybór na stanowisko prezydenta Francji wiosną 2012 pożegnał się ze swoim stanowiskiem nie pozostawia wątpliwości: całe zajście dokładnie nagrano i odpowiednie służby owo nagranie w kilku ujęciach mają już gotowe do publikacji. W zasadzie nikogo nie zainteresował fakt, że DSK (tak się go nazywa we Francji) aresztowano w chwili, gdy wybierał się do Europy w pewnym drażliwym celu. W poniedziałek miał się bowiem spotkać z Angelą Merkel i przekonać ją do poparcia dalszego finansowania bankrutów. Zależność: DSK = finansowanie Irlandii, Portugalii i Grecji, media oczywiście zauważyły. Wszelkie obawy odparli śmiało funkcjonariusze MFW. Fundusz to dobrze naoliwiona maszyna i na jej decyzje takie duperele jak zapuszkowanie głównodowodzącego nie maja wpływu. Czyżby? Swego czasu wystarczyło tylko aresztować online prezesa Orlenu i jego amerykańskim akolitom natychmiast siadła chęć do udzielania poparcia. Nikogo potem ciąg dalszy tej historii nie interesował. Tu pewnie będzie podobnie. 

Temat molestowania nośny, DSK podobno niewinny, ale warto by się zastanowić skąd ta cała historia. Otóż, nasz niedoszły prezydent Francji dał się w 2010 roku poznać jako wieszcz „wojen walutowych”. Namiętnie wskazywał, że dotowanie pożyczkami jest lepsze niż secesja, bo powrót do walut narodowych niechybnie doprowadzi do celowych praktyk dewaluacyjnych. Od samodzielnej polityki walutowej do lekceważenia władzy MFW i UE tylko jeden krok, zatem krucjata DSK była bardziej niż uzasadniona. Historia Unii to w zasadzie historia relacji Francji i Niemiec, a zabiegi Francji o likwidację DM to materiał na kilka filmów. Marka nigdy by nie wyparowała, gdyby nie chęć zjednoczenia Niemiec. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że nikt nigdy w historii nie zapłacił za zjednoczenie kraju takich pieniędzy. A właściwe zapędziłem się. Wszak to tylko pieniądze. Lepiej płacić niż ginąć w okopie.

Ale co do tego wszystkiego ma Strauss-Kahn? Całkiem sporo. Niby w polityce wszyscy się znają, ale DSK na swoja pozycję pracował długo i wytrwale, toteż nie brakuje mu osobistych relacji wśród osób najbardziej wpływowych w Europie. Aszkenazyjskie urodzenie zapewniło mocne relacje, ale jak widać przed umiejętnie dobranym zarzutem już nie zdołało ochronić. Chwała politycznej poprawności. Gdyby Dreyfuss romansował nie byłoby jego sprawy. Ot, zmiana norm społecznych. Dzisiaj sex oralny kompromituje bardziej niż domniemanie szpiegostwa. Gdyby w MFW przepchał kolejne finansowanie mogłoby się okazać, że po pierwsze: to nie ostatnia inicjatywa tego typu, po drugie: USA musiałyby również sięgnąć do kieszeni. A na to nie mają ochoty, bo może się za chwilę okazać, że Cesarstwo Narodu Amerykańskiego za chwilę samo będzie potrzebowało każdej pomocy jakiej tylko można udzielić. Było nie było, obniżenie ratingu strażnika systemu skłania do myślenia każdego, kto zajmuje się finansami. Trudno zakładać, że funkcjonariusze w Departamencie Skarbu nie układają sobie planów awaryjnych.

Nie spodziewam się oczywiście, że wpływowego polityka europejskiego można ot tak sobie aresztować i to jeszcze na pokładzie samolotu Air France. Niby to nie terytorium ambasady, ale warto wiedzieć, że, po zamknięciu drzwi, statek powietrzny rządzi się prawem kraju, w którym został zarejestrowany. Oznacza to, ni miej ni więcej, tylko tyle, że Pałac Elizejski akcji, jeśli nie zainspirował, to przynajmniej aktywnie sekundował. Powodów miałby aż nadto: Sarkozy w sondażach nie miał szans z DSK, który na dodatek nie popierał awantury w Libii, w którą tak efektywnie zaangażował się obecny prezydent Francji. Może się oczywiście okazać, że była to gra warta grzechu, gdyby rezerwy złota zgromadzone przez Kadafiego znalazły cichą przystań w skarbcu Banku Francji. Ot, tak: dla zapewnienia im bezpieczeństwa.

Ale na razie sondaże były nieubłagane: francuski wyborca „Sarko” za odbudowę imperialnej Francji nie pokochał i gdyby nie obyczajowy skandalik rezultat wyborczy byłby zapewne przesądzony. Ale dzięki tej cudownej koincydencji, Sarkozy może spać dość spokojnie. Kolejny konkurent do tronu Francji już takiego poparcia jak DSK nie ma.

Kogo by nie wybrano na fotel dyrektora zarządzającego MFW okres supremacji europejskiej powoli dobiega końca. Wprawdzie USA i UE mają nadal przewagę we władzach Funduszu, ale to już nie to, co kiedyś. Chiny i ich klienci rosną w siłę. A jeśli faktycznie pojawi się na poważnie pomysł powrotu do zasobów walutowych, może być naprawdę różnie. Kończy się amerykańska hegemonia na świecie, a wraz z nią, wyczerpywać się będzie formuła agend, które tej roli USA towarzyszyły. Nie da się bowiem pogodzić ratowania własnego, opartego głównie na usługach, kraju z rozgrywaniem światowego interesu mocarstwowego. Przykładów historia dostarcza aż nadto.

Wypadałoby się zastanowić nad tym, jak działać w niedalekiej przyszłości, gdy autorytet UE siądzie, a na sięganie do brukselskiej sakiewki nie będzie szans. A stanie się to niebawem. Ponadto, niezwłocznie po EURO 2012 dopadnie nas kryzys inwestycji infrastrukturalnych napędzanych do tej pory dotacjami UE. Już dzisiaj wiadomo, że państwo wielu inwestycji nie przeprowadzi, mimo że są mniej lub bardziej istotne z punktu widzenia EURO. Jaki będzie powód, aby kontynuować je po tej imprezie?

Mówiąc o „wojnach walutowych” DSK miał pewnie na myśli również taki kraj jak Polanda. Było nie było, mamy jeszcze trochę przemysłu, a przy obecnym kursie odżywają nawet tak mało finezyjne  dziedziny jak przerób uszlachetniający. Dzięki temu te szwalnie, którym jeszcze udało się przetrwać robią dzisiaj znacznie lepszy biznes niż w latach 2006-2008. Dzieje się tak wyłącznie dzięki dewaluacji złotego (dodajmy dewaluacji hamowanej interwencjami NBP). To oczywiście nie dziwi, bo zazwyczaj jest to jeden z najważniejszych problemów zadłużonego walutowo państwa: dewaluacja powiększa dług, który należy spłacić. Osobiście uważam, że lepiej spłacać większe długi w pieniądzu, który się kontroluje niż w takim, gdzie dostało się tylko prawo emisji i to na dodatek bardzo ograniczone. Nie zdziwię się jeśli EURO/PLN wróci w okolice 4,75, a CHF – masowo przerażający kredytobiorców hipotecznych – może się wspiąć nawet do 3,75 (oby nie wyżej…) Nie zmieni to faktu, że oprocentowanie CHF będzie nadal znacząco niższe. W Polandzie mix polityki monetarnej i zapotrzebowanie na pożyczki z zagranicy będzie windować stopy do poziomu, w którym różnica w oprocentowaniu skutecznie wyrówna nieruchomościowe raty.

Obecna sytuacja gospodarcza to jedynie preludium do wydarzeń, których świadkami będziemy już niedługo. Państwo powinno się do nich szykować i to teraz – kiedy ma jeszcze jakieś pole do manewru. Przypadek Łotwy dowodzi, że da się utrzymać przy władzy również wtedy, gdy podejmuje się ostre niepopularne decyzje. Da się, jeśli przyniosą oczekiwane efekty.

Ale na takie eksperymenty obecna ekipa nie ma najmniejszej ochoty. Ponadto od 2004 roku polityka gospodarcza Polandy jest w całości i bezkrytycznie podporządkowana oczekiwaniom UE. To mnie oczywiście nie dziwi, ale racja stanu wymagać powinna zawsze badania alternatyw, w tym alternatywnych planów gospodarczych. Nie wiem czym dzisiaj zajmują się urzędy planowania. Wiem, że w mieście Warszawa jeżdżę wyłącznie po drogach zaprojektowanych w czasach PRL. Mam nadzieje, że myśl państwowotwórcza sięga dalej. Jeśli nie, kryzys może być bardzo bolesny. W zaistniałej sytuacji gospodarczo-politycznej potrzeba jest nam znacznie więcej niż spontanicznej działalności gospodarczej. W Polandzie nie istnieje praktycznie szkolnictwo zawodowe, a konstruktorzy odzieży, kierowcy automatów szklarskich czy technolodzy dożywają swoich dni do emerytury.

Jeśli Państwo nie uświadomi sobie przykrego faktu, że na UE liczyć już raczej nie można będzie niedobrze. Zamiast dumania o tym, kiedy wprowadzić Euro, należałoby raczej opracować plany pobudzania tych dziedzin, w których możemy być atrakcyjni jako producenci lub przetwórcy. Jest nad czy myśleć…. Ale pewnie będzie jak zwykle.

Miałeś, chamie, złoty róg…

9 komentarzy
Previous Post
Next Post