Czyli o tym, że kończy się powoli amerykański ład w Europie.
Gdy 11 lipca 2012 Recep Erdogan oświadczył zgromadzonym, iż „Bośnia stanowi naturalne dziedzictwo Ottomanów” nagrodziły go gromkie brawa. Owych braw tradycyjnie nie dostrzegli zachodni korespondenci niemal rutynowo relacjonujący rocznicę haniebnej masakry, która stała się bezpośrednią przyczyną ataku lotnictwa NATO na pozycje bośniackich Serbów. W owym braku wnikliwości nie było podówczas nic dziwnego. Sytej Europie nie odpowiadałaby przecież konkluzja, iż bohaterska Bośnia i Hercegowina jest na dobrej drodze do wybudowania wzorowego państwa islamskiego. Fakt, iż ów marsz dokonuje się pod dyktando Ankary nie byłby zresztą wielkim odkryciem jako, że każde większe bośniackie miasto może się pochwalić ulicą Sulejmana Wielkiego i Mehmeda Paszy – zislamizowanego Serba, wzoru kariery w administracji Wielkiej Porty. Tajemnicą poliszynela jest również to, że Alija Izebtegovic zanim zszedł z tego świata „złożył” Bośnię w ręce Erdogana. 5 lat temu panowało jednak przekonanie, że „przywódcy świata muzułmańskiego” nie należy drażnić szczególnie, iż podówczas miał na pieńku z Asadem. W efekcie Bośnia grawitowała sobie w ciszy ku restauratorowi Wielkiej Porty korzystając przy okazji z wszelkich dotacji jakie słali aktywiści zgromadzeni pod zielonym sztandarem. Ową orientację doskonale ułatwił Waszyngton zmieniając swoje geopolityczne zainteresowania. Państwo, które wymyślili sobie amerykańscy dyplomaci nie wytrzymuje próby czasu. I choć nieudolnie zszyte wedle etnicznych linii demarkacyjnych wytrwało 22 lata w zgodzie, dzisiaj pruje je bieda.
Socjalistyczna Republika Bośni i Hercegowiny nie była przodującym regionem Jugosławii choć to właśnie na jej terenie ziścił się sen Josifa Broz Tito o wieloetnicznym społeczeństwie. To tutaj masowo zawierano mieszane małżeństwa zacierając ochoczo wielowiekowe podziały. Nigdzie etniczne mieszanki nie zaszły równie głęboko, ale też nigdzie nie były tak aktywnie przez państwo popierane. SRBiH stała się areną poważnego społecznego eksperymentu, który w owych czasach psuli wyłącznie nawiedzeni literaci, jak choćby Alija Izetbegovic – zwolennik religijnego odrodzenia muzułmanów i wielki miłośnik osiągnięć pakistańskich. Socjalistyczna Jugosławia inwestowała jednak sporo, aby multikulturowy sen dało się skutecznie wyśnić, w czym walnie dopomagały dinary wysyłane pod egidą Belgradu z prężniejszych bratnich republik. Recesja w drugiej połowie lat 80-tych odcisnęła piętno na każdej z jugosłowiańskich republik dając się jednak najbardziej odczuć tym, które wcześniej były beneficjentami subsydiów.
W wyniku wyniszczającej wojny dzisiejsze samodzielne państwo jest biedniejsze niż niegdysiejsza republika a populację mieszkańców, mniejszą niemal o połowę, trapi brak perspektyw i… 50% bezrobocie. Co więcej, większość populacji nadal mieszka na wsi,
która starzeje się coraz bardziej pielęgnując wojenne urazy. Na wsi, która na terenach federacji na tyle mocno identyfikuje się z islamem, aby pchnąć Chorwatów… do taktycznej współpracy z Serbami. Sztuczne państwo ma wprawdzie potrójne władze (prezydenci, ministrowie), ale składa się z dwóch organizmów zgodnie z porozumieniem zawartym w Dayton. Obawiający się islamskiej przewagi Chorwaci nabrali ochoty na autonomiczną republikę z siedzibą w Mostarze. Jak im ten pomysł wybić z głowy? Najprościej za pomocą przyjęcia Federacji Bośni i Hercegowiny do UE, ale tu pojawiły się ostatnio problemy, tym bardziej, że muzułmańskie władze Federacji BiH chcą, aby jednocześnie należała do Ligi Państw Arabskich.
W zaistniałych okolicznościach trudno się dziwić, iż Republice Serbskiej zamarzyła się niepodległość podobnie jak Chorwatom przyłączenie do Chorwacji. Plany jednych i drugich nie podobają się jednak nigdzie jako, że z daleka zalatują powrotem do rozstrzygnięć militarnych. Problem w tym, że za spokój zapłacić ktoś musi a sytuacja gospodarcza BiH systematycznie się pogarsza. Milorad Dodik – prezydent Republiki Serbskiej ochoczo rzuca się w objęcia Belgradu przysparzając mu tym poważnych dyplomatycznych kłopotów. Nowy prezydent Serbii to Aleksandar Vucic – niegdyś ultranacjonalista, który zasłynął oświadczeniem w jugosłowiańskim parlamencie, iż za śmierć każdego Serba zapłaci 100 muzułmanów. Choć dzisiejsza retoryka jest już znacznie ostrożniejsza, Vucicowi trudno odrzucać awanse Banja Luki. Ale na Bałkanach nie ma lekko. Bośnia ma coraz większe problemy z muzułmanami zamieszkującymi Sandżak, którzy z wielką przyjemnością przyłączyliby się do swoich braci w Bośni, ale..
Od Bośni odgradzają ich Serbowie i to nie tylko zamieszkali w Serbii, ale również w Czarnogórze i… republice Serbskiej w BIH. Na razie pokojowy status quo zapewniają pieniądze. 70% PKB BIH zapewnia… sektor publiczny i wedle niektórych jest to w zasadzie taki sam wskaźnik jak w czasach socjalistycznej Jugosławii. Powojenna prywatyzacja po każdej stronie etnicznego sporu preferowała watażków czyniąc z nich mniejszych i większych ekonomicznych oligarchów w przeciwieństwie do „zwykłych” ludzi, którzy w większości do dzisiaj nie otrząsnęli się ze skutków wojny. Dla zachodnich polityków ulubionym symbolem pojednania jest… most w Mostarze, który bardzo często zdobi turystyczne foldery. Nie wspomina się na nich o tym, że tu wojna rozpoczęła się od wspólnego ataku Bośniaków i Chorwatów na Serbów, ale zaraz po ich wygnaniu zwycięzcy rzucili się na siebie. Walki w mieście zakończono dopiero zimą 1994 pod amerykańską presją i choć oddziały chorwacko-bośniackie zaatakowały ponownie Serbów, miasto Mostar podzielone jest do dzisiaj na dwa wrogie organizmy. Betonowa dzwonnica kościoła pod wezwaniem Piotra i Pawła jest wprawdzie najwyższym budynkiem w okolicy i namiętnie zakłóca nawoływania muezinów, ale manifestuje wyraźnie, że żaden spór faktycznie się nie zakończył. Został jedynie zapeklowany porozumieniem z Dayton.
Zakończenie wojny wymusiły na równi amerykańskie bomby i dolary. Ale w kotle bałkańskim powoli zaczyna znowu wrzeć. O niepodległym Kosowie i Czarnogórze pamiętają w Banja Luce i Mostarze. Warto pamiętać, iż Serbów w BiH żyje grubo ponad milion, Chorwatów – około 500 tys.
Czarnogórze pozwolono na referendum niepodległościowe, choć zamieszkuje ją raptem 630 tys. obywateli a największą mniejszość… stanowią Serbowie (ca 180 tys.)
Tyle, że od dawna wiadomo, że jednym oddzielać się wolno, a drugim nie. Ameryka postawiła na Bośnię i Hercegowinę nie bez przyczyny. Federacyjne państwo obniżało potencjał ludnościowy i ekonomiczny Serbii – naturalnego sprzymierzeńca Moskwy w regionie. Tyle, że efektem ówczesnych wyborów jest prawdziwa republika islamska, która coraz bardziej zamienia się w turecki lotniskowiec w tej części Europy. Ale póki co płyną jeszcze pieniądze i manifestowana jest jedność. Jej symbolem miał być wzniesiony w centrum Sarajewa dziękczynny budynek, w którym prezentowano by oryginał porozumienia z Dayton. Niestety okazało się, że dokument… zaginął!
Są tacy, którzy twierdzą, że nigdy nie istniał.