Czyli o tym, że nic nie jest zazwyczaj takie jakie by się na pozór wydawało
Autor : ktoś (IP: 195.13.38.165 , terminal-1-165.retsat1.com.pl)
E-mail : ojfo@gmail.com
Adres URL :
Whois : http://whois.arin.net/rest/ip/195.13.38.165
Komentarz:
No nareszcie, dawno nic nie pisałeś, już się martwiłem, że skończyłeś jak ten parch z Londynu, co to niby samobójstwo popełnił, a może go KGB dopadło. Dziś lewica to walczy o prawa „tłamszonych” gejów, lesbijek, osób biseksualnych i tego trola Ani Grodzkiej. Uważajcie żeby prawica nie zaczęła o nie walczyć, bo wtedy nie skończy się na zamykaniu was w gettach i pokojowych manifestacjach z transparentami „Juden raus”. Zasymilowani żydzi nie istnieją, żyd to żyd, nawet jak nie ma takich pięknych geszeftów jak twoje. „W Polsce nie brak nam bohaterów ani wzorów do naśladowania”- no jasne, ja to wiem i ty to wiesz, ale mógłbyś paru dla przykładu wymienić- edelman, blumszajs, róża luksamburg, helena wolińska, kazia szczuka…
Właściwie to już się do tego przyzwyczaiłem. Mój szmalcownik zachęca mnie do wyjazdu z Polski, prezentowania ukrywanych pejsów, tropi brudne żydowskie interesy, a jak ma szczególnie zły humor wysyła do gazu. Oczywiście nęka mnie anonimowo, albo należałoby raczej powiedzieć, że tak mu się wydaje. Jego IP powiedziało mi wiele, a nota bene izraelska technologia wyjaśniła jeszcze więcej. Ponieważ ostatnio często bywam w Łodzi już kilka razy zastanawiałem się, czy nie zapukać do jego drzwi. Spojrzeć w oczy i porozmawiać twarzą w twarz. Nasuwa się jednak proste pytanie: po co.
Tylko po co to robić? Z całym internetem przecież spotkać się nie da. Podobnie jak nie da się przekonać, kim są nasi anonimowi antagoniści, bezpiecznie lub znacznie częściej pół-bezpiecznie ukryci za zasłoną swoich nicków. Posiadacze wzoru na wszystko, bezlitośni krytycy, nie zadają sobie zazwyczaj trudu, aby w jakikolwiek sposób uzasadnić podstawy swojej krytyki. Kilka lat temu udzielając wywiadu w pewnym studiu telewizyjnym podpadłem internautom. Zaciekłego krytyka mojej polityki, który zadawał pytania online spytałem ile ma lat oraz jak długo i na jakim stanowisku pracuje. Ponieważ nie odpowiedział zaryzykowałem twierdzenie, że polemika z facetem, dla którego najważniejszym problemem może w realu być ukrywanie palenia przed rodzicami, jest zupełnie pozbawione sensu.
Mój internetowy tropiciel wyraźnie Żydów nie lubi i nie mam do niego o to pretensji. Ma do tego prawo podobnie jak do niechęci do Niemców, Rosjan, Szwedów, Norwegów albo na przykład mieszkańców Łomży. Nie musi jej uzasadniać, podobnie jak kibice Lecha nie muszą uzasadniać swojej niechęci do kibiców Legii, których przecież w większości nie znają nawet osobiście. Polityczna poprawność powoduje jednak, że niechęć do Żydów stała się dowodem braku człowieczeństwa, a jej publiczne wyznanie zdaje się całkowicie degradować społecznie. Tymczasem kneblowanie emocji nie daje najmniejszych rezultatów, o czym przekona się każdy, kto poświęci chwilę na analizę internetowych komentarzy. Widoczna gorliwość tropicieli wywołuje zrozumiałe shadenfreunde u przedstawicieli prawej strony sceny politycznej, nieodmiennie liczących na głosy tych, dla których Balcerowicz to tak naprawdę Bar Lewi, a Żydzi rządzą światem. O ile w pierwszej kwestii wypowiedzieć się nie potrafię to druga zawsze otwiera pole do szerokiej dyskusjiJ.
Publiczna dyskusja na temat ACTA ujawniła złożoność problemu, jakim jest anonimowość w internecie. Podobnie, jak prawo do posiadania broni w USA, możliwość swobodnego surfowania wydaje się w Europie jedną z najważniejszych wolnościowych zdobyczy. I choć jest nią w istocie i ograniczana być nie powinna, warto pamiętać pisząc to i owo, albo zaglądając tu czy tam, że dla większości struktur aparatu państwa, nie mówiąc już o rzeszy wszelkiej maści firmowych informatyków, jesteśmy transparentni jak dziecko przeprowadzane przez pasy za rękę.
Choć w sieci jesteśmy niezwykle krytyczni i radykalni w ocenach, w realu stajemy się w większości znacznie ostrożniejsi. Tymczasem znam już firmy, które precyzyjnie profilują swoich pracowników, analizując ich aktywności tu i tam. I nie chodzi tu bynajmniej o takie wpadki jak publikacja na FB zdjęcia z Juraty, podczas gdy w tej właśnie chwili pracownik powinien dopieszczać klienta w Gdańsku. Znam osobiście przypadek, gdy pracownik pewnej korporacji prowadząc swój blog (oczywiście anonimowo), został w krytycznym dla siebie zawodowym momencie (łączenie działów) pozbawiony szansy na utrzymanie kierowniczego stanowiska. Oficjalnie przegrał w punktacji, nieoficjalnie powiedziano mu wprost, że w jego tekstach zbyt mocno krytykował stosunki w korporacji. Z jednej strony zrobiono mu świństwo. Z drugiej, faktycznie na swoich przełożonych i centrali nie zostawiał suchej nitki.
O tym, że o polityczną poprawność trzeba dbać, przekonał nie tak dawno tak radykalny bloger jak Doxa. Z nagłówka jego bloga, który brzmiał „Blog ekonomiczny o zacięciu antyklerykalnym” antyklerykalizm już wyparował. I choć autor zapewne wyjaśnił przyczynę tej zmiany, to nic nie zmieni faktu, iż jeden z ważnych wcześniej tematów przestał go interesować. Przy tym obojętne jest to, czy zmiana dokonała się pod wpływem nawrócenia, czy konfliktu interesów z klerem zainteresowanym inwestowaniem w metale szlachetne. Jeden z marketingowych (a jakże!) komunikatów bloga przestał obowiązywać. Polityczna poprawność więzi również bohaterów modnego ostatnio medialnego sporu. Artur Zawisza nie może publicznie wytknąć Elżbiecie Janickiej żydowskiego pochodzenia, podobnie jak Janicka nie może dołożyć Zawiszy tytułując go nazistą. Biernymi uczestnikami tego ping-ponga są świętej pamięci „Zośka” i „Rudy”, bezdyskusyjni bohaterowie swojej epoki publicznie narażeni dzisiaj na roztrząsanie swoich ówczesnych obyczajów seksualnych. Tymczasem dla mnie jest kompletnie obojętne, czy kładli głowy pod topór jako przyjaciele czy kochankowie. Jakość patriotyzmu i bohaterstwa tych ludzi i ich podkomendnych były bowiem najwyższej próby. I to one i tylko one powinny być składową fundamentu, na którym stoją ich pomniki.
Zamiast wiwisekcji stosunków łączących „Zośkę” i „Rudego” zarówno Zawisza, jak i Janicka powinni zająć się zupełnie czym innym. Akcja „Meksyk II”, czyli odbicie „Rudego” nie przebiegła zgodnie z planem. Zburzył go swoją interwencją polski granatowy policjant. Nie dość, że spowodował zmianę trasy więziennej ciężarówki, to w trakcie ataku ciężko ranił jednego z bojowców. Kolejną ofiarę ma na koncie również Polak w mundurze policji grantowej, który pełniąc służbę przy niedalekim gmachu sądów zatrzymał auto wywożące z miejsca akcji jedną z odbitych więźniarek.
Mój wydział UW znajdował i znajduje się właśnie przy ulicy Długiej. Idąc na zajęcia wielokrotnie myślałem o tym, co musiał czuć „Zośka” strzelając do własnego rodaka. Rodaka, który nie zawahał się, aby gorliwie wypełnić polecenia niemieckiego okupanta. Dlatego też zamiast dłubać w obyczajach bohaterów lub odmawiać im prawa do pomnika w przypadku, gdy łączyła ich inna niż powszechnie uzasadniona miłość, należało by się raczej zastanowić, w jak wielkim stężeniu w trakcie wojny występowała zwykła, pospolita nienawiść. Warto się zastanowić, jakiego kalibru decyzje musieli podejmować konspiratorzy, dla których przeciwnikiem byli nie tylko Niemcy, ale i kolaborujący rodacy.
„Dlatego też nigdy nie będę dociekał, kto ma ile i jakiej krwi w żyłach, kto komu wyznaje miłość ani do jakiego Boga wznosi modły o pomyślność. Jedyne, co się liczy to czyn i jego rezultat. Raz wybitny, raz znacznie mniejszy, ważne aby zawsze prowadził do celu. Do celu, którym jest nasza wspólna narodowa pomyślność„