Czyli o tym, że nic o nas bez nas.
Czyli o tym, że nic o nas bez nas.
Czyli o tym, że razem raźniej, ale samemu taniej oraz o tym, że to, co było, a jeszcze się nie powtórzyło, ma wielkie szanse zdarzyć się w przyszłości.
Czyli o tym, że jest już po weselu, a w kopertach znacznie mniej niż można by się spodziewać.
Czyli o tym, że nikt nie wie jakie naprawdę aktywa ma Bank of China, produkcja przemysłowa to podstawa a z pustego i Salomon nie naleje.
Cóż to był za rok! Tyle się wydarzyło, a jeszcze się nie skończył. Jeszcze mniej więcej 360 dni temu wydawało się, że Europę stać na jakąkolwiek samodzielną politykę, a Grecja i jej zadłużenie niekoniecznie na zawsze zniweczy samodzielność UE. Okazało się jednak, że polityczny strach przed rozwiązaniem siłowym w Grecji i jego konsekwencjami doprowadził do sytuacji, w której za przyszłość helleńskiego bankruta postanowiono zapłacić długiem… bez pokrycia! Nie jest bowiem dla nikogo tajemnicą, że UE na sanacje Grecji po prostu nie stać. No, ale to już sprawa materialnej ekonomii, czyli obszar, na który politycy zapuszczają się nadzwyczaj niechętnie. Jak się okazało system naczyń połączonych jakim jest wzajemne obejmowanie długów wyemitowanych przez inne demokracje ludowe zadziałał nadzwyczaj sprawnie! Domniemany efekt domina zadziałał na tyle zniechęcająco, a polityka niemiecka – na tyle stanowczo, aby rząd w Atenach odetchnął z prawdziwą ulgą. Tym samym kraj o PKB 230 mld EUR ( Polanda 353 mld ) i zadłużeniu na mieszkańca wynoszącym ponad 20kEUR ( Polanda 4,5k ), kraj, który do UE dostał się w zasadzie dzięki serii najzwyklejszych na świecie machinacji finansowych, stał się symbolem faktycznego bankructwa UE. Tym samym unia zapłaci między innymi za politykę agresywnych zbrojeń o których już wcześniej pisałem politykę w ramach której mała Grecja usiłowała dotrzymać kroku swojemu znacznie większemu sąsiadowi. Paradoksalnie okazuje się, że o wielkich przemianach polityczno społecznych w ostatnim 25 leciu decydowały zbrojenia i wojny.
Najdziwniejsze jest to, że dwa istotne na świecie organizmy gospodarczo-polityczne obezwładniły się w tym samym momencie. Oczywiście nieporównywalnie bardziej spektakularny jest przypadek USA, w którym lobby militarno-wojskowe doprowadziło do dwóch wojen całkowicie łamiących zasady, którymi w tym zakresie kierowała się amerykańska demokracja. Wojny miały służyć pomnażaniu zasobów i w taki sposób były prowadzone począwszy od pierwszej wojny USA z Meksykiem. Wspaniały zwieńczeniem tej polityki była I i II wojna światowa nadające USA status realnego imperium. Pasmo dochodowych wojen przerwał Wietnam – inicjatywa, która kosztowała skarb USA tyle, że praktycznie stracił gwarantowaną wcześniej dolarem pełną wypłacalność. Upadek Bretton Woods w 1971 roku wyznacza moment w historii gospodarczej, od którego wzrost USA dokonuje się w zasadzie kosztem reszty świata. Dzięki błyskotliwemu posunięciu Nixona, jakim był eksport produkcji do Chin, udało się uniknąć upadku imperium grubo zanim politbiuro zdało sobie sprawę, że wojny militarnej wygrać się nie da. Zwieńczeniem tej polityki jest rok 2001 kiedy to budżet USA wykazał nadwyżkę po raz pierwszy od dziesięcioleci, a wedle planistów departamentu skarbu, całe amerykańskie zadłużenie miało zostać spłacone w roku 2012! Krótko po opublikowaniu tych ciekawych prognoz samoloty Boening w niezwykle spektakularny sposób wprowadziły nas w erę globalnego terroryzmu. Warto zauważyć, że uderzenie w WTC miało miejsce dokładnie w chwili, gdy USA zdają się być u szczytu swej potęgi. Być może Ben Ladena udało się faktycznie złapać i zgładzić. Być może. Tak czy inaczej pogoń za tym człowiekiem, a raczej proces wojny marketingowany w ten sposób, doprowadził do faktycznego upadku największą potęgę gospodarczą świata.
Europa zbankrutowała znacznie mniej spektakularnie. Ot, podpisała weksel za kraj, który nigdy swojego zadłużenia nie spłaci. Tak czy inaczej efekt jest piorunujący: Chiny od dawna są największym wierzycielem USA. Jutro mogą stać się największym wierzycielem Unii Europejskiej. Pomysł, by chińskie rezerwy walutowe ratowały Europę jeszcze niedawno wydawał się kosmiczny, ba nawet dzisiaj półgębkiem tylko wskazuje się na taką możliwość sugerując, że taki zabieg Chinom się nie opłaca. Czyżby? Zapomina się powszechnie, że po raz pierwszy w historii nowoczesnej o losach świata decydować będzie państwo, które formalnie jest dyktaturą nomenklatury. Więcej: państwo, którego dane statystyczne przygotowywane są w zasadzie wyłącznie przez państwowe agendy, a tym samym zakres wiedzy jest taki na jaki owe agendy pozwolą. Jeszcze więcej:
BANK OF CHINA JEST BANKIEM PAŃSTWOWYM W LITERALNYM SENSIE TEGO SŁOWA
Oznacza to ni mniej ni więcej, że chińskie politbiuro uzyska kontrolę nad światowymi finansami przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek kontroli świata nad finansami Chin. Juana będą sobie drukować swobodnie. Zbankrutowana będzie tylko biernie obserwować dewaluację własnych zasobów kapitałowych. Ale wyjścia nie ma.
Doprawdy trudno przecenić wymiar tego wydarzenia, choć media komentują je ostrożnie albo w ogóle. W zasadzie nic dziwnego. Jeśli sięgniemy do analiz odbudowy europejskiej po 1945 roku nie znajdziemy wielu zachwytów dla Planu Marschalla. Europa zdawała sobie sprawę, że ów plan to preludium do uzależnienia gospodarczo-politycznego od USA i to przy jednoczesnej odbudowie potencjału wytwórczego Niemiec – tradycyjnie najlepszego partnera gospodarczego USA w Europie. Teraz jest gorzej, choć motyw ten sam. Reszta świata długo jeszcze gonić będzie Europę w konsumpcji. Dużo wody upłynie w Jangcy, Gangesie czy Eufracie zanim tamtejsi konsumenci nie tylko zrozumieją, ale także będą sobie mogli pozwolić na wymiany telewizorów na nowe, bo stare nie mają tych funkcji, w które wyposażone są nowe; lodówek, bo oprócz mrożenia są kolorowe czy telefonów, które po prostu są już niemodne. Ba, samo wprowadzenie do masowej świadomości mody, swoistego obowiązku wymiany garderoby co sezon potrwa jeszcze pewnie kilka do kilkunastu lat. Chiny muszą sobie wychować własnych konsumentów, ale zanim to się stanie kroplówka dla Unii Europejskiej jest po prostu niezbędna. Bez niej rozpędzona maszyna produkcyjna po prostu zwiędnie.
Każdy, kto się w tym miejscu uśmiechnie z pobłażaniem, powinien się zastanowić nad praktycznym sensem telefonu, który mąż Carli Bruni wykonał niezwłocznie po „szczęśliwym” uchwaleniu pomocy dla Grecji. Trudno się spodziewać, aby Hu Jintao dowiedział się tą drogą czegokolwiek o czym by nie wiedział wcześniej. Ów telefon to zwykły wasalny gest, który towarzysze chińscy, doskonale obyci z imperialną etykietą są wstanie właściwie odczytać. Sarko co prawda nie bił pokłonów tylko dygnął z gracją, którą niegdyś polityka francuska zachowywała wyłącznie dla towarzyszy radzieckich. Ale ów gest poprzedzający wizytę europejskich finansistów w Pekinie w sposób niezwykle jaskrawy prezentuje obecne relacje. Nad Loarą wiedzą już gdzie trzeba lokować polityczny kapitał. Skutki tej wiedzy niebawem dadzą o sobie znać.
Wielkim pozytywem ostatniego kryzysu jest publiczna debata o długu i samej jego istocie. To ważne, bo dotychczasowy aksjomat generalny o tym, że takowy jest w zasadzie systemowo niespłacalny został skutecznie obalony przez… Brazylię. Ten niegdyś rekordowy bankrut awansował niedawno do klubu tych, którzy mogą pożyczać innym. Warto by kiedyś w nadwiślańskim kraju przeanalizować sobie tę drogę. Oczywiście fundamentem brazylijskiego cudu są te same surowce, które postawiły na nogi Rosję. Oczywiście, ale nie wyłącznie i dlatego też przykład jest wart naśladowania.
Cichym beneficjentem ostatnich wydarzeń są oczywiście Niemcy. To przecież jedyny europejski kraj, w którym tradycyjne czynniki produkcji są nadal najistotniejszym składnikiem PKB. Największy europejski eksporter od lat martwił się wyłącznie drogą walutą wobec dolara. Za chwilę problem może zniknąć a wtedy niemieckie koncerny zarobią z nawiązką na obecne europejskie zobowiązania tym bardziej, że Niemcy są wierzycielem państw UE, ale państwa UE nie są wierzycielami Niemiec.
Jedyna przyszłość dla Europy to reanimacja własnego zaplecza wytwórczego i zmiana struktury konsumpcji. Społeczeństwo sytych to już pieśń przeszłości. Nie ma już najmniejszych szans na to, aby spore populacje utrzymywały się wyłącznie z sektora niematerialnych usług. Dożyliśmy czasów kiedy z Chin sprowadza się nawet cebulę, co jest bodaj najbardziej dojmującym przykładem upadku, było nie było w istotnej części rolniczej, Europy. Nie pamięta się dzisiaj, że Portugalia jest bankrutem w zasadzie od czasów Salazara. Fundusze unijne, którym Portugalia zawdzięcza drogi i szereg inwestycji infrastrukturalnych, nie wpłynęły w najmniejszym stopniu na wytwórczość. Podniosły głównie jakość życia obywatelom, których wynagrodzenia w znacznym stopniu sfinansowano długiem. Dodajmy: wynagrodzenia pochodzące ze zdobyczy socjalnych związanych z czasem pracy, wynagrodzeniami i wysokością świadczeń pochodnych, które nota bene ( emerytury ) stają się teraz obiektem pożądania państwa.
Jeśli nie wydarzy się jakaś globalna katastrofa najbliższe 10 lat zadecyduje na długo o przyszłości Europy. Polanda ma wielkie szanse ze swoim niewytrzebionym do cna przemysłem i położeniem, które przez dziesięciolecia ciążyło jak fatum. Dzisiaj może okazać się wielkim aktywem, jeśli tylko Państwo Polskie zdobędzie się na rozsądną politykę, w ramach której „nizina nadwiślańska” zamiast przeszkodą stanie się ponownie najkrótszą droga z Rosji do niemieckiej Europy. Nie ma bowiem większych wątpliwości, że z obecnego kryzysu to właśnie nasi dwaj odwieczni wrogowie wyjdą najbardziej wzmocnieni. II RP prowadziła politykę równej od nich odległości ustaloną zasadnie przez Marszałka. III RP przez ostatnich 12 lat szukała swojej geopolitycznej tożsamości z nadzieją, że UE nada jej marnej państwowości pozory dostojeństwa.
Ale tak się nie stało. UE nikomu prestiżu już nie dodaje. Polska racja stanu rozumiana jako przyszłość obywateli wymaga śmiałej polityki, dzięki której w maksymalnym stopniu uruchomi się produktywność w każdym możliwym wytwórczym obszarze. W przeciwnym razie niemieckie Tiry nadal zatrzymają się tu głównie na nocleg, popas i dziwki.
Czyli o tym, że namiętność może pogrążyć każdego, cel uświęca środki a globalna gospodarka i globalne finanse to już niedługo mogą być bardzo różne pojęcia.
Dominique Strauss-Kahn składa właśnie na ołtarzu politycznej poprawności swoją doskonale rozwijającą się karierę. Teoretycznie wszystko jest cacy. Chutliwy staruch, do tego jeszcze hulaka i to na publicznej posadzie, zostaje błyskotliwe ujęty dzięki niezwykle sprawnej akcji miłujących porządek i demokrację amerykańskich funkcjonariuszy. Cóż, nie zastanawia nas w tej historii, że decyzja o zatrzymaniu musiała zapaść w tempie iście ekspresowym tempie. No, ale wiadomo, że w USA ręka sprawiedliwości dosięga szybko, a doniesienia o gwałcie są zapewne traktowane priorytetowo. Tempo w jakim bardzo ważny europejski polityk z wielkimi szansami na wybór na stanowisko prezydenta Francji wiosną 2012 pożegnał się ze swoim stanowiskiem nie pozostawia wątpliwości: całe zajście dokładnie nagrano i odpowiednie służby owo nagranie w kilku ujęciach mają już gotowe do publikacji. W zasadzie nikogo nie zainteresował fakt, że DSK (tak się go nazywa we Francji) aresztowano w chwili, gdy wybierał się do Europy w pewnym drażliwym celu. W poniedziałek miał się bowiem spotkać z Angelą Merkel i przekonać ją do poparcia dalszego finansowania bankrutów. Zależność: DSK = finansowanie Irlandii, Portugalii i Grecji, media oczywiście zauważyły. Wszelkie obawy odparli śmiało funkcjonariusze MFW. Fundusz to dobrze naoliwiona maszyna i na jej decyzje takie duperele jak zapuszkowanie głównodowodzącego nie maja wpływu. Czyżby? Swego czasu wystarczyło tylko aresztować online prezesa Orlenu i jego amerykańskim akolitom natychmiast siadła chęć do udzielania poparcia. Nikogo potem ciąg dalszy tej historii nie interesował. Tu pewnie będzie podobnie.
Temat molestowania nośny, DSK podobno niewinny, ale warto by się zastanowić skąd ta cała historia. Otóż, nasz niedoszły prezydent Francji dał się w 2010 roku poznać jako wieszcz „wojen walutowych”. Namiętnie wskazywał, że dotowanie pożyczkami jest lepsze niż secesja, bo powrót do walut narodowych niechybnie doprowadzi do celowych praktyk dewaluacyjnych. Od samodzielnej polityki walutowej do lekceważenia władzy MFW i UE tylko jeden krok, zatem krucjata DSK była bardziej niż uzasadniona. Historia Unii to w zasadzie historia relacji Francji i Niemiec, a zabiegi Francji o likwidację DM to materiał na kilka filmów. Marka nigdy by nie wyparowała, gdyby nie chęć zjednoczenia Niemiec. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że nikt nigdy w historii nie zapłacił za zjednoczenie kraju takich pieniędzy. A właściwe zapędziłem się. Wszak to tylko pieniądze. Lepiej płacić niż ginąć w okopie.
Ale co do tego wszystkiego ma Strauss-Kahn? Całkiem sporo. Niby w polityce wszyscy się znają, ale DSK na swoja pozycję pracował długo i wytrwale, toteż nie brakuje mu osobistych relacji wśród osób najbardziej wpływowych w Europie. Aszkenazyjskie urodzenie zapewniło mocne relacje, ale jak widać przed umiejętnie dobranym zarzutem już nie zdołało ochronić. Chwała politycznej poprawności. Gdyby Dreyfuss romansował nie byłoby jego sprawy. Ot, zmiana norm społecznych. Dzisiaj sex oralny kompromituje bardziej niż domniemanie szpiegostwa. Gdyby w MFW przepchał kolejne finansowanie mogłoby się okazać, że po pierwsze: to nie ostatnia inicjatywa tego typu, po drugie: USA musiałyby również sięgnąć do kieszeni. A na to nie mają ochoty, bo może się za chwilę okazać, że Cesarstwo Narodu Amerykańskiego za chwilę samo będzie potrzebowało każdej pomocy jakiej tylko można udzielić. Było nie było, obniżenie ratingu strażnika systemu skłania do myślenia każdego, kto zajmuje się finansami. Trudno zakładać, że funkcjonariusze w Departamencie Skarbu nie układają sobie planów awaryjnych.
Nie spodziewam się oczywiście, że wpływowego polityka europejskiego można ot tak sobie aresztować i to jeszcze na pokładzie samolotu Air France. Niby to nie terytorium ambasady, ale warto wiedzieć, że, po zamknięciu drzwi, statek powietrzny rządzi się prawem kraju, w którym został zarejestrowany. Oznacza to, ni miej ni więcej, tylko tyle, że Pałac Elizejski akcji, jeśli nie zainspirował, to przynajmniej aktywnie sekundował. Powodów miałby aż nadto: Sarkozy w sondażach nie miał szans z DSK, który na dodatek nie popierał awantury w Libii, w którą tak efektywnie zaangażował się obecny prezydent Francji. Może się oczywiście okazać, że była to gra warta grzechu, gdyby rezerwy złota zgromadzone przez Kadafiego znalazły cichą przystań w skarbcu Banku Francji. Ot, tak: dla zapewnienia im bezpieczeństwa.
Ale na razie sondaże były nieubłagane: francuski wyborca „Sarko” za odbudowę imperialnej Francji nie pokochał i gdyby nie obyczajowy skandalik rezultat wyborczy byłby zapewne przesądzony. Ale dzięki tej cudownej koincydencji, Sarkozy może spać dość spokojnie. Kolejny konkurent do tronu Francji już takiego poparcia jak DSK nie ma.
Kogo by nie wybrano na fotel dyrektora zarządzającego MFW okres supremacji europejskiej powoli dobiega końca. Wprawdzie USA i UE mają nadal przewagę we władzach Funduszu, ale to już nie to, co kiedyś. Chiny i ich klienci rosną w siłę. A jeśli faktycznie pojawi się na poważnie pomysł powrotu do zasobów walutowych, może być naprawdę różnie. Kończy się amerykańska hegemonia na świecie, a wraz z nią, wyczerpywać się będzie formuła agend, które tej roli USA towarzyszyły. Nie da się bowiem pogodzić ratowania własnego, opartego głównie na usługach, kraju z rozgrywaniem światowego interesu mocarstwowego. Przykładów historia dostarcza aż nadto.
Wypadałoby się zastanowić nad tym, jak działać w niedalekiej przyszłości, gdy autorytet UE siądzie, a na sięganie do brukselskiej sakiewki nie będzie szans. A stanie się to niebawem. Ponadto, niezwłocznie po EURO 2012 dopadnie nas kryzys inwestycji infrastrukturalnych napędzanych do tej pory dotacjami UE. Już dzisiaj wiadomo, że państwo wielu inwestycji nie przeprowadzi, mimo że są mniej lub bardziej istotne z punktu widzenia EURO. Jaki będzie powód, aby kontynuować je po tej imprezie?
Mówiąc o „wojnach walutowych” DSK miał pewnie na myśli również taki kraj jak Polanda. Było nie było, mamy jeszcze trochę przemysłu, a przy obecnym kursie odżywają nawet tak mało finezyjne dziedziny jak przerób uszlachetniający. Dzięki temu te szwalnie, którym jeszcze udało się przetrwać robią dzisiaj znacznie lepszy biznes niż w latach 2006-2008. Dzieje się tak wyłącznie dzięki dewaluacji złotego (dodajmy dewaluacji hamowanej interwencjami NBP). To oczywiście nie dziwi, bo zazwyczaj jest to jeden z najważniejszych problemów zadłużonego walutowo państwa: dewaluacja powiększa dług, który należy spłacić. Osobiście uważam, że lepiej spłacać większe długi w pieniądzu, który się kontroluje niż w takim, gdzie dostało się tylko prawo emisji i to na dodatek bardzo ograniczone. Nie zdziwię się jeśli EURO/PLN wróci w okolice 4,75, a CHF – masowo przerażający kredytobiorców hipotecznych – może się wspiąć nawet do 3,75 (oby nie wyżej…) Nie zmieni to faktu, że oprocentowanie CHF będzie nadal znacząco niższe. W Polandzie mix polityki monetarnej i zapotrzebowanie na pożyczki z zagranicy będzie windować stopy do poziomu, w którym różnica w oprocentowaniu skutecznie wyrówna nieruchomościowe raty.
Obecna sytuacja gospodarcza to jedynie preludium do wydarzeń, których świadkami będziemy już niedługo. Państwo powinno się do nich szykować i to teraz – kiedy ma jeszcze jakieś pole do manewru. Przypadek Łotwy dowodzi, że da się utrzymać przy władzy również wtedy, gdy podejmuje się ostre niepopularne decyzje. Da się, jeśli przyniosą oczekiwane efekty.
Ale na takie eksperymenty obecna ekipa nie ma najmniejszej ochoty. Ponadto od 2004 roku polityka gospodarcza Polandy jest w całości i bezkrytycznie podporządkowana oczekiwaniom UE. To mnie oczywiście nie dziwi, ale racja stanu wymagać powinna zawsze badania alternatyw, w tym alternatywnych planów gospodarczych. Nie wiem czym dzisiaj zajmują się urzędy planowania. Wiem, że w mieście Warszawa jeżdżę wyłącznie po drogach zaprojektowanych w czasach PRL. Mam nadzieje, że myśl państwowotwórcza sięga dalej. Jeśli nie, kryzys może być bardzo bolesny. W zaistniałej sytuacji gospodarczo-politycznej potrzeba jest nam znacznie więcej niż spontanicznej działalności gospodarczej. W Polandzie nie istnieje praktycznie szkolnictwo zawodowe, a konstruktorzy odzieży, kierowcy automatów szklarskich czy technolodzy dożywają swoich dni do emerytury.
Jeśli Państwo nie uświadomi sobie przykrego faktu, że na UE liczyć już raczej nie można będzie niedobrze. Zamiast dumania o tym, kiedy wprowadzić Euro, należałoby raczej opracować plany pobudzania tych dziedzin, w których możemy być atrakcyjni jako producenci lub przetwórcy. Jest nad czy myśleć…. Ale pewnie będzie jak zwykle.
Miałeś, chamie, złoty róg…
W Pulsie Biznesu niepopularna prawda ustami Jima Rogersa: jeśli ktoś pożyczał ponad miarę powinien upaść. Towarzyszy jej stwierdzenie, że UE wytrzymała by bankructwo jednego z krajów. Dlaczego miała by nie wytrzymać, jeśli uniknięcie tego bankructwa jest jeszcze droższe? Ciekawe, że o ile pisano tak wiele o bankrutującej Islandii nikt nie pisze za bardzo o niej teraz. W sumie było by fajnie dowiedzieć się jak sobie radzi z kryzysem kraj który literalnie zbankrutował chociaż….. o ile sobie przypominam kroplą która przelała czarę była niechęć premiera tego kraju do wypłaty depozytów Brytyjczykom i Holendrom. Spodziewam się, że nie chodziło tu o osoby fizyczne ale raczej instytucje pochodzące z tych krajów. Na pewno, takie stanowcze nie się nie spodobało. Pan Premier zarobił za to postępowanie przed sądem przegłosowane przez parlament. W sumie ciekawy przypadek kiedy tak solidarnie ciało polityczne wydało kozła ofiarnego.
Oczywiście nie znając lokalnej sytuacji mogę się niepotrzebnie wymądrzać niemniej jednak w moim przekonaniu warto by o tej Islandii więcej pisać. Czyż nie najlepszą ilustracją do konieczności niesienia pomocy upadającym krajom byłby obraz nędzy tych które już upadły? Najwyraźniej, z jakichś powodów media tak nie uważają. Ciekawe prawda? A było by teraz o czym pisać ponieważ Islandia niebawem znajdzie się w UE! Kraj który jeszcze niedawno trzymał się od tej inicjatywy z daleka w 2009 złożył do Komisji Europejskiej wniosek o przyjęcie do UE. Nie zdziwił bym się gdyby taki wymóg pojawił się w pakiecie zdrowotnym zaaplikowanym Islandii przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. MFW doczekał się już dość powszechnej krytyki jako organizacja stojąca na straży interesów rynków finansowych a nie poszczególnych państw. Nie ma się jednak co dziwić, że organizacja której powstanie jest de facto realizacją założeń Bretton Woods ma cele niejako wyabstrahowane od interesów państw. Jeśli punktem wyjścia jest utrzymywanie stabilności systemu jakim jest przepływ i relacja wartości pieniądza trudno tu mówić o jakimkolwiek narodowym interesie sokoro powszechnie wiadomo, że pieniądz narodowości nie ma:)
Upchanie Islandii w UE pozwoli za pewne podpiąć się do jakiegoś systemowego wsparcia co ozdrowieńczo wpłynie na tamtejszą gospodarkę i w perspektywie ceny tamtejszych akcji. Ciekawe, czy w Islandii nie zawitał specjalista od terapii szokowej Jeffrey Sachs. Scenariusz dewaluacja, sztywny kurs, zadłużenie sprawdziła się już w wielu krajach, podziała pewnie i tam. Nawiasem mówiąc osobiście jestem przekonany, że technika nie jest zła tyle, że kosztem istotnej części PKB można na takiej operacji zarobić spore pieniądze. Jak? Otóż scenariusz kryzysowy jest zawsze dość podobny: upadek ekonomiczny to inflacja albo hiper inflacja. Sanacja systemu to dewaluacja waluty. Budowanie wiarygodności to sztywny albo semi sztywny kurs wymiany w pewnym okresie czasu przy jednoczesnym wysokim oprocentowaniu lokalnych depozytów ponieważ jest to jedyny sposób na pozyskanie gotówki. I w ten sposób pojawia się okazja na pewne i wysoko oprocentowane lokaty w lokalnej walucie z których wychodzi się potem w dowolną walutę międzynarodową. W sumie prosty deal, ale podobno wszystkie dobre deale są proste.
Czy się jakoś zawziąłem na Jeffreya Sachsa? Nie bo taką operację w ramach tego schematu przeprowadził nie tylko w Polsce. Otóż w 1985 roku działał w Boliwii która staczała się w jądro ciemności po załamaniu gospodarczym w 1980 roku ( katastrofa na rynku cyny ). Osiągnięcie JS to powiązanie waluty z dolarem, zgaszenie hiperinflacji, która po kilku latach spada do 11%. Ale…. wzrasta bezrobocie, spada PKB i eksport. Dodam tylko dla formalności, że Sachs, pojawił się w Boliwii na zlecenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. O ile powyższe jest bardzo łatwe do ustalenia, to znacznie trudniej znaleźć informację o tym, że dokładnie taką samą misję MFW powierzył Sachsowi na Słowenii i w Chorwacji, które podejmowały decyzję o niepodległości w oparciu rady i zalecenia znanego nam naukowca. Jak to wyglądało? W Chorwacji przyjęto w 1992 dinara chorwackiego zaliczając inflację 1500% zdławioną w 3 lata. Słowenia miała szczęście ale sprowadzaniem raptem 200% inflacji do wielkości jedno cyfrowej radzono sobie również 3 lata. No ale może taki był plan. Tu w obu przypadkach dokonała się jednak drobna zmiana. O ile w Boliwii i Polsce odniesieniem był dolar, w post Jugosławii w pięknym stylu zadebiutowała marka niemiecka.
I jaki z tego wniosek? Taki, że jak koniunktura sprzyja a ludzie aktywni to i finansjera zarobi i jakiś PKB przyrośnie. Gorzej jak takich okoliczności nie ma. Wtedy mamy inną ścieżkę: agresywny liberalizm prowadzi do fermentu społecznego, te rodzi silne nastroje lewicowe a to z kolei zazwyczaj kończy się jakimś militarnym rozwiązaniem bo przecież zawsze jest jakaś armia która musi zaprowadzić spokój a tej armii przecież ktoś musi udzielić materialnej pomocy oczywiście w postaci pożyczek które później trzeba będzie spłacić.
A wszystko jak zawsze pro publico bono.