Czyli o tym, że nawet sprawna siła militarna nie zdziała wiele bez pieniędzy i polityki
Zwycięstwo pod Kłuszynem Zygmunta III Wazę niezwykle ucieszyło. Victoria pozwalała liczyć na szybkie rozstrzygniecie choć ….. nadal nie brakowało problemów. Pierwszym z brzegu był Smoleńsk. Gród który stanął do walki bronił się mężnie i nic nie zwiastowało rychłego końca oblężenia. Polscy najemnicy Dymitra II do legalnego marszu na Moskwę podeszli ostrożnie lub wręcz podejrzliwie. Było nie było walczyli dla żołdu a ten wydawał się oddalać w rejony które nie zwiastowały szybkiego nadejścia grosiwa. Niechęć do oficjalnej polsko litewskiej nie może dziwić. Pośród Polaków walczących po stronie Dymitra nie brakowało dawnych rokoszan którzy wystąpili przeciw królowi pod wodzą Zebrzydowskiego. Najznamienitszym wojskowym w obozie Dymitra był jednak Jan Piotr Sapieha który mimo początkowej sympatii dla rokoszan ostatecznie opowiedział się za Królem. Podobnie w trakcie wschodniej inicjatywy dwoił się i troił aby swoich towarzyszów upewniać iż ich zaległy żołd zostanie przez Króla wypłacony. I choć rozochoceni towarzysze wybrali go swoim hetmanem sprawa wcale nie przedstawiała się różowo. Król po pierwsze nie zamierzał płacić wszystkim po drugie ustalenie tych których należy opłacił pozostawił Żółkiewskiemu 🙂 I tu na drodze być może jednego z najważniejszych rozstrzygnięć dla Polski i Europy stanęły osobiste ambicje.
Żółkiewski dotarł pod Moskwę z silnym i objuczonym łupami wojskiem własnym ale w jego szeregach nie brakowało zaciężnych żołnierzy którzy wybrali sobie nowego płatnika żołdu i …… Rosjan. Hetman szedł na Moskwę wszem i wobec obiecując pokój. Małe garnizony zamiast atakować skłaniał do przejścia na służbę Władysława IV przyszłego cara Moskwy. Taki manewr powszechnie się podobał. Umęczone zamętem i wojnami wewnętrznymi państwo chciwie wypatrywało pokoju. W efekcie jednak pod Moskwą spotkały się dwie armie. Obie dowodzone przez litewskich wodzów i obie w znacznej części złożone z Litwinów i Polaków. Kiedy Sapieha namiętnie negocjował tron dla Dymitra wypadki przyspieszyły a 27 lipca przewrót pałacowy zmiótł Szujskiego. Wakujący tron usiłował zagarnąć dla siebie Sapieha w końcu to dowodzone przez niego wojska stały pod murami miasta. Tyle, że nie zdążył. 3 sierpnia pod Moskwą pojawił się Żółkiewski i od razu zażądał od Sapiehy aby oddał się pod jego rozkazy. W dymitrowym obozie zawrzało. Obie strony zaczęły szykować się do bitwy i gdy harcownicy obu stron wypadli przed linie naprzeciw siebie wyjechali obaj wodzowie. Tylko krok dzielił obie armie od bratobójczej rzezi.
I choć rozlewu krwi udało się uniknąć to spiętrzenia polityczno dyplomatycznych problemów już niekoniecznie. Żółkiewski zdawał sobie sprawę, iż nadarzającą się okazję należy łapać za wszelką cenę dlatego też posunął się bardzo daleko w negocjacjach. Obiecał bojarom, że królewicz Władysław przejdzie na prawosławie, a jego rodzic w geście dobrej wolni zwróci zdobyte do tej pory ziemie a także odstąpi od nadal broniącego się Smoleńska. Politycznie rzecz była pomyślana zgrabnie ale nie miała się komu podobać. Panujący Król marzył o koronie dla siebie kusił go przede wszystkim słynący z obfitości kremlowski skarbiec. Na oddawanie zdobytych ziem krzywym wzrokiem spoglądała litewska magnateria: było nie było to właśnie dla nich popierała „legalną” wojnę. To Litwa a nie Polska straciła rozległe obszary na rzecz Moskwy. Więcej, to Litwa a nie Polska była podówczas wrogiem Kremla. Decyzje Żółkiewskiego podobały się tylko tam skąd wywodziło się jego zaplecze czyli w Krakowie. Jako wychowanek Zamoyskiego polską rację stanu widział nieco inaczej niż sponsorzy militarnej imprezy na wschodzie i zaproponował bojarom pokój który nie obrażał pokonanych a jednocześnie stwarzał realne perspektywy dla trwałych dynastycznych powiązań.
Był jednak pewien szkopuł. Królewicz liczył sobie 15 wiosen i nie było najmniejszych szans na to aby mógł rządzić samodzielnie. Nie brakowało takich którzy twierdzili, iż roli niezbędnego mentora dla młodego cara, Żółkiewski widział….. siebie. Osobliwie w wyznawców powyższego poglądu obfitował orszak królewski utrudzony zdobywaniem warowni smoleńskiej. Zapanował poważny impas. Aby go przełamać Zółkiewski postanowił się osobiście spotkać z Królem Polski. W Moskwie nad polskimi interesami miał czuwać Aleksander Korwin Gosiewski. Hetman dotarł pod Smoleńsk 21 listopada a wraz z nim reprezentująca pro polskie stronnictwo bojarska delegacja. Rozmowy niewiele dały. O ile Król zgodził się wreszcie na samodzielne rządy Władysława, nie wyrażał zgody na zmianę wyznania. Rozmowy ugrzęzły aż wreszcie zirytowany władca nakazał uwięzić w Malborku głównego propagatora interesów polskich na Kremlu: metropolitę Filareta.
Złe wieści do Moskwy dotarły bardzo szybko i skatalizowały solidnie wybuchową aurę. Okazało się, że Gosiewskiemu zabrakło zarówno autorytetu wśród wojska jak i politycznej zręczności. W efekcie zdemoralizowane polsko litewskie wojska szybko zapracowały sobie na status okupantów. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Stronnictwo propolskie zaczęło rzednąć, zwolennicy Szwecji i „narodowcy” zjednoczyli siły. Sytuację mogła uratować już tylko odpowiednio duża siła militarna pod murami Moskwy. Tymczasem Król nadal tkwił w oblężeniu Smoleńska a w lutym 1611 ostatecznie odprawił Żółkiewskiego który stracił wszelkie łaski. Od tej pory Gosiewski na Kremlu bronił już straconych pozycji. Smoleńsk padł dopiero 13 czerwca i po niemal 100 latach powrócił na łono Litwy. Tyle, że było to pyrrusowe zwycięstwo. Odsiecz dla Moskwy pod wodzą Chodkiewicza wyruszyła dopiero we wrześniu i dość szybko zaległa. Na Kremlu sytuacja wymykała się spod kontroli. Gosiewski nakazał spalić przedmieścia wobec zbliżającego się oblężenia. Wiosną 1612 na Kreml dotarły ostatnie posiłki a komendę objął Mikołaj Struś.
Wojna zamieniała się w bezładną rzeź a wszystkim jej uczestnikom chodziło o kremlowskie skarby. To właśnie tamtejsze fructa miały stanowić główne źródło obsługi oczekiwań już nie tylko wojsk zaciężnych ale także formowanych spontanicznie kozackich watah. Załoga broniła się jeszcze kilka miesięcy a głód i powszechny kanibalizm stał się ponurym symbolem zmierzchu polsko litewskiej obecności na Kremlu. Choć we wrześniu 2012 Chodkiewiczowi udało się podjeść pod same mury nie zdołano się przebić z zapasami żywności. 7 listopada obrońcy podali pozycje. Król zatrzymał pochód swoich wojsk na wieść o klęsce. Upojona zwycięstwem Moskwa otrzymała swój mit założycielski: wygnanie Polaków z Kremla. Od tej pory, pokonanie przeciwnika na zachodzie stało się podstawowym determinantem polityki Rosji.
Jaki z tego morał? Elitom bojarów marzyły się polskie wolności pośród nich niebywała na wschodzie nietykalność osobista. Nowinki z zachodu zupełnie nie spodobały się konserwatywnym z bojarów a przede wszystkim masom. Choć wydawało by się, że wolność i demokracja są towarami pierwszej potrzeby oparte na nich reguły zawiodły tym bardziej, że najemni ewangelizatorzy zamienili się w łupieżców i siepaczy. Tym samym nie było realnego łącznika pomiędzy wschodem i zachodem. Negocjatorów uwiodła jedynie obustronna fascynacja. Owo uczucie przez kolejne stulecia udzielało się również innym zawsze z podobnym rezultatem. W 1613 roku wraz z wyborem Michaiła Romanowa na cara, ster rządów uchwyciła nowa waleczna dynastia której przyszło władać Rosją nieco ponad 300 lat. Lata tych rządów wypełniało przekonanie, że największym ideologicznym przeciwnikiem Rosji jest Polska. W 2004 roku władze Federacji Rosyjskiej zadecydowały o ustanowieniu nowego święta państwowego. Dzień Jedności Narodowej upamiętniający wygnanie Polaków z Kremla zastąpił obchodzone zawsze 7 listopada kolejne rocznice wybuchu rewolucji październikowej. Rosjan jednoczył i nadal jednoczy wspólny wróg. Bliźniaczo podobna sytuacja ma miejsce w Polsce. Polskie inicjatywy w Rosji i Rosyjskie w Polsce zawsze określi jeden wspólny epitet: okupacja. Dowodów obustronnej niechęci dostarczy wielowiekowa historia. Myli się ten kto sądzi iż możliwa jest jakakolwiek polska misja na wschodzie. Choć w 1918 roku miała znacznie większe szanse powodzenia zawiodła sromotnie.
Polska racja stanu marnie sobie radzi w krajowym obrocie. Trudno zakładać iż pójdzie jej lepiej w eksporcie.