W Pulsie Biznesu niepopularna prawda ustami Jima Rogersa: jeśli ktoś pożyczał ponad miarę powinien upaść. Towarzyszy jej stwierdzenie, że UE wytrzymała by bankructwo jednego z krajów. Dlaczego miała by nie wytrzymać, jeśli uniknięcie tego bankructwa jest jeszcze droższe? Ciekawe, że o ile pisano tak wiele o bankrutującej Islandii nikt nie pisze za bardzo o niej teraz. W sumie było by fajnie dowiedzieć się jak sobie radzi z kryzysem kraj który literalnie zbankrutował chociaż….. o ile sobie przypominam kroplą która przelała czarę była niechęć premiera tego kraju do wypłaty depozytów Brytyjczykom i Holendrom. Spodziewam się, że nie chodziło tu o osoby fizyczne ale raczej instytucje pochodzące z tych krajów. Na pewno, takie stanowcze nie się nie spodobało. Pan Premier zarobił za to postępowanie przed sądem przegłosowane przez parlament. W sumie ciekawy przypadek kiedy tak solidarnie ciało polityczne wydało kozła ofiarnego.
Oczywiście nie znając lokalnej sytuacji mogę się niepotrzebnie wymądrzać niemniej jednak w moim przekonaniu warto by o tej Islandii więcej pisać. Czyż nie najlepszą ilustracją do konieczności niesienia pomocy upadającym krajom byłby obraz nędzy tych które już upadły? Najwyraźniej, z jakichś powodów media tak nie uważają. Ciekawe prawda? A było by teraz o czym pisać ponieważ Islandia niebawem znajdzie się w UE! Kraj który jeszcze niedawno trzymał się od tej inicjatywy z daleka w 2009 złożył do Komisji Europejskiej wniosek o przyjęcie do UE. Nie zdziwił bym się gdyby taki wymóg pojawił się w pakiecie zdrowotnym zaaplikowanym Islandii przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. MFW doczekał się już dość powszechnej krytyki jako organizacja stojąca na straży interesów rynków finansowych a nie poszczególnych państw. Nie ma się jednak co dziwić, że organizacja której powstanie jest de facto realizacją założeń Bretton Woods ma cele niejako wyabstrahowane od interesów państw. Jeśli punktem wyjścia jest utrzymywanie stabilności systemu jakim jest przepływ i relacja wartości pieniądza trudno tu mówić o jakimkolwiek narodowym interesie sokoro powszechnie wiadomo, że pieniądz narodowości nie ma:)
Upchanie Islandii w UE pozwoli za pewne podpiąć się do jakiegoś systemowego wsparcia co ozdrowieńczo wpłynie na tamtejszą gospodarkę i w perspektywie ceny tamtejszych akcji. Ciekawe, czy w Islandii nie zawitał specjalista od terapii szokowej Jeffrey Sachs. Scenariusz dewaluacja, sztywny kurs, zadłużenie sprawdziła się już w wielu krajach, podziała pewnie i tam. Nawiasem mówiąc osobiście jestem przekonany, że technika nie jest zła tyle, że kosztem istotnej części PKB można na takiej operacji zarobić spore pieniądze. Jak? Otóż scenariusz kryzysowy jest zawsze dość podobny: upadek ekonomiczny to inflacja albo hiper inflacja. Sanacja systemu to dewaluacja waluty. Budowanie wiarygodności to sztywny albo semi sztywny kurs wymiany w pewnym okresie czasu przy jednoczesnym wysokim oprocentowaniu lokalnych depozytów ponieważ jest to jedyny sposób na pozyskanie gotówki. I w ten sposób pojawia się okazja na pewne i wysoko oprocentowane lokaty w lokalnej walucie z których wychodzi się potem w dowolną walutę międzynarodową. W sumie prosty deal, ale podobno wszystkie dobre deale są proste.
Czy się jakoś zawziąłem na Jeffreya Sachsa? Nie bo taką operację w ramach tego schematu przeprowadził nie tylko w Polsce. Otóż w 1985 roku działał w Boliwii która staczała się w jądro ciemności po załamaniu gospodarczym w 1980 roku ( katastrofa na rynku cyny ). Osiągnięcie JS to powiązanie waluty z dolarem, zgaszenie hiperinflacji, która po kilku latach spada do 11%. Ale…. wzrasta bezrobocie, spada PKB i eksport. Dodam tylko dla formalności, że Sachs, pojawił się w Boliwii na zlecenie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. O ile powyższe jest bardzo łatwe do ustalenia, to znacznie trudniej znaleźć informację o tym, że dokładnie taką samą misję MFW powierzył Sachsowi na Słowenii i w Chorwacji, które podejmowały decyzję o niepodległości w oparciu rady i zalecenia znanego nam naukowca. Jak to wyglądało? W Chorwacji przyjęto w 1992 dinara chorwackiego zaliczając inflację 1500% zdławioną w 3 lata. Słowenia miała szczęście ale sprowadzaniem raptem 200% inflacji do wielkości jedno cyfrowej radzono sobie również 3 lata. No ale może taki był plan. Tu w obu przypadkach dokonała się jednak drobna zmiana. O ile w Boliwii i Polsce odniesieniem był dolar, w post Jugosławii w pięknym stylu zadebiutowała marka niemiecka.
I jaki z tego wniosek? Taki, że jak koniunktura sprzyja a ludzie aktywni to i finansjera zarobi i jakiś PKB przyrośnie. Gorzej jak takich okoliczności nie ma. Wtedy mamy inną ścieżkę: agresywny liberalizm prowadzi do fermentu społecznego, te rodzi silne nastroje lewicowe a to z kolei zazwyczaj kończy się jakimś militarnym rozwiązaniem bo przecież zawsze jest jakaś armia która musi zaprowadzić spokój a tej armii przecież ktoś musi udzielić materialnej pomocy oczywiście w postaci pożyczek które później trzeba będzie spłacić.
A wszystko jak zawsze pro publico bono.