El Dorado

czyli o prawdziwych aktywach polskiej gospodarki

„Zdaniem analityków Bank of America w 2016 roku koszty pracy w Polsce będą tylko o 67% wyższe niż w Chinach, podczas gdy w jeszcze w 2002 roku różnica ta wynosiła aż 590%!”

Choć na temat istoty naszej obecnej kondycji gospodarczej napisano już wiele, trudno doprawdy o bardziej dosadny komentarz do rzeczywistych osiągnięć nadwiślańskiej ekonomii. Kilkanaście lat spędzonych w UE utrwaliło nasze miejsce w gospo-systemie jako rezerwuaru taniej siły roboczej. I choć powyższe dzieje się w coraz bardziej atrakcyjnej draperii pięknych ryneczków, dróg i hoteli, nie zmienia to faktu, iż tutejsza gospodarka nie dostarcza realnej wartości dodanej. Namiętnie eksportuje to, co oferuje każda kolonia, przy czym wielkim wsparciem w tej materii jest wychwalana przez analityków dewaluacja złotówki. Dewaluacja, której błogosławiony wpływ na gospodarkę ma święty wymiar wyłącznie tak długo, jak długo za ów proces jest odpowiedzialne państwo polskie. Tyle, że spadek wartości naszej waluty to efekt działania sił, na które warszawski rząd nie ma najmniejszego wpływu, czego dowody można bez trudu odnaleźć w postaci kilku nieudanych prób stabilizacji kursu. Nieudanych z definicji. Jeśli podatne na działania rynku są akcje największych spółek świata, tym bardziej możliwe jest sterowanie walutą kraju, którego kapitalizacja mieści się pomiędzy Microsoftem i Apple. Tradycyjny w tym miejscu argument, iż tego typu insynuacje lokują się w okolicy teorii spiskowych, można by sparować równie tradycyjnym przykładem George’a Sorosa i jego publicznie znanych zagrań na różnych walutach krajowych. Ale nie o polemikę w tym miejscu chodzi, tylko o banalne fakty. Tania złotówka leży w interesie tych, którzy konsumują przedmiot polskiego eksportu.  A jak wynika z większości dostępnych statystyk, liderem w tej materii są Niemcy. Trudno rzecz jasna oczekiwać, aby ktoś mogąc kupować taniej, miał kupować drożej. Na podobnej zasadzie nasi rodacy wykończyli niejeden podmiot, nabywając radośnie towary dalekowschodniej konkurencji rozwijającej się zazwyczaj tak dynamicznie, aby odpowiednio podnosić chińczykom płace. Tyle, że o swoich wydatkach decydowali sami i dostosowywali się do panujących warunków. Berlin ma jasny punkt widzenia w kwestiach walutowych poparty latami rozmaitych eksperymentów. Niewątpliwe sukcesy Banku Emisyjnego w Polsce podobnie jak sterowanie kursami walut w okupowanych krajach Europy pozwoliło na skuteczny drenaż ekonomicznych tamtejszych zasobów i przyczyniło się walnie do wzmocnienia niemieckich wysiłków na rzecz prowadzenia wojny. Co ciekawe, bez inżynierii finansowej nie byłoby również „cudu” lat 60. i 70., podobnie jak bez serii wojen walutowych z Francją  Berlin nie uzyskałby pozycji lidera w obrotach handlowych z  amerykańską gospodarką. O „harmonijny rozwój Europy” dbała, dba i będzie dbać zapakowana dzisiaj w Euro marka.  Harmonijny – to znaczy taki, w którym gospodarki satelitów zsynchronizowane są z organizmem wytwórczym suwerena. I w tym kontekście trudno liczyć, aby między Odrą a Bugiem rozwijała się nowatorska myśl techniczna. Innowacje mają pozostać tam, gdzie mają największe znaczenie i gdzie budują faktyczny potencjał przywództwa. I dlatego choć zamieszczona poniżej infografika jest leciwa,

zmian w strukturze polskiego eksportu nie należy się spodziewać. Tym bardziej, że – aby się dokonały – najpierw powinny mieć miejsce inwestycje w dziedziny, które mogłyby realną wartość dodaną wytwarzać i eksportować. A tu ujawni się kolejna zależność wraz ze swą brutalną siłą: poważne inwestycje rozwojowe to rosnący dług, notabene dług tym większy… im słabsza jest złotówka. W efekcie mały kraj z dużą konsumpcją, jak Polska, jest podwójnym zakładnikiem finansowego systemu: może rozwijać się tam, gdzie pozwolą się rozwijać pozyskane za granicą pieniądze i może się rozwijać o tyle, o ile wystarczy możliwości zadłużania wycenianego w walutach obcych budżetu.

W tym miejscu ktoś  pewnie zauważy, że państwo ma przecież swoje autonomiczne możliwości. W istocie – powołany z hukiem państwowy wehikuł ogłosił niedawno kolejne inwestycyjne posunięcie. Otóż Polskie Inwestycje Rozwojowe zdecydowały się wesprzeć kwotą 275 mln PLN, projekt budowy nowej elektrociepłowni w Toruniu. Można by rzec: zacnie, gdyby nie fakt, iż obecna ciepłownia w tym mieście od 2002 roku należy do… francuskiego EDF! A ponieważ jest to koncern państwowy, za zapewnianie ciepła w dwustutysięcznym polskim mieście odpowiedzialna jest Francja. I choć należy odnotować, iż łączny budżet inwestycji to 550 mln, spory dział ma w nim pochodząca z nad Sekwany myśl techniczna. 16 lat francuskiej obecności w Polsce dało niebagatelne efekty.

Obecnie EDF ma 10-procentowy udział w rynku energii elektrycznej i 15-procentowy udział w rynku ciepła sieciowego w Polsce. Rocznie wytwarza ponad 14 TWh energii elektrycznej oraz ponad 8 TWh energii cieplnej (dane na 31.12.2014 r.). Podstawowym paliwem produkcyjnym jest węgiel. Rocznie Grupa EDF w Polsce zużywa blisko 7 mln ton tego surowca i jest jednym z największych odbiorców węgla w kraju. Transakcje sprzedaży polskich aktywów energetycznych zagranicznym graczom narodowym nieodmiennie określane są mianem prywatyzacji. Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, dlaczego w dostarczaniu ciepła mieszkańcom Torunia ma być lepsze państwo francuskie niż państwo polskie?

Rola EDF, a także innych francuskich koncernów w Polsce, to dobry przyczynek do wskazania, że nie tylko z Berlina prowadzona jest ekspansywna polityka. Ekspansywna – rzecz jasna – tylko wtedy, gdy interesuje nas „narodowość” wody w kranie czy prądu w gniazdku. Teoretycznie można przecież powiedzieć, że w miłującym wolność eurolandzie takie kategorie są passe, a najważniejsze jest przecież to, aby owa woda i energia nie były drogie. Czyżby tylko tyle? Komu posiadacz jedynej studni na działce przekazałby wyłączny do niej dostęp? Któremu z sąsiadów? Ludziom zupełnie obcym?

Choć dobrych przykładów jest znacznie więcej, to eksport i inwestycje w branżach strategicznych mówią najwięcej o tym, na co faktycznie stać państwo polskie. Państwo, o którym minister Sienkiewicz wyraził się, iż istnieje „tylko teoretyczne”, a ów nieszczęśliwy passus padł w trakcie prywatnej rozmowy z człowiekiem, który zarządza Narodowym Bankiem Polskim. Warto dodać, iż istotą rozmowy było naruszenie europejskich wymogów w zakresie tej autonomii budżetowej, jaką jeszcze ma państwo polskie. A więc może czas najwyższy, aby ponownie odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytania? W 2003 roku na zadane w referendum pytanie „czy wyraża Pani/Pan zgodę na przystąpienie Rzeczpospolitej Polskiej do Unii Europejskiej?” TAK odpowiedziało 77% uprawnionych do głosowania. Poparcie dla akcesji połączyło wiele różniących się podówczas  ugrupowań, w tym PO i PIS, które później zderzyły się praktycznie w każdym clou i kontekście.

A na koniec coś dla tych, którym wydaje się pewnie, że wszystkie wywody powyżej to tradycyjna prawicowa agitka. W Poznaniu pod nazwą Łacina buduje się kolejne (i moim skromnym zdaniem niepotrzebne) centrum handlowe. Przez dłuższy czas inwestycja nie mogła ruszyć z miejsca, ponieważ inwestor (francuski APSYS) nie mógł złożyć odpowiedniego finansowania. Ale w końcu znalazł.  O powodzeniu zadecydował udział w konsorcjum banków państwowego BGK, które poparło projekt w ramach programu „Inwestycje Polskie”. Dzięki temu wsparciu kolejne centrum handlowe wybudują Francuzi, a francuskie Carrefour, Leroy Merlin i Decathlon otrzymają doskonałe stawki najmu, ponieważ to one „tworzą traffic”, a realny czynsz zapłacą znacznie mniejsi (głównie krajowi) operatorzy marek detalicznych.

Jest rok 2015, narasta niemal rewolucyjny ferment, wiec być może czas na jakieś poważne wnioski? Na konkretne projekty i powszechnie dostępne, zrozumiałe makroekonomiczne dane. Przecież chyba można jasno wytłumaczyć wyborcom czego się chce i dlaczego? Social media dają tu potężne możliwości.

„W ciągu 2014 roku kurs złotego w relacji do chińskiego juana osłabił się o 20% zwiększając konkurencyjność Polski – poinformował  Bank of America”

Czy to dobrze, czy to źle? Bez jasności między innymi w tej kwestii, silna Rzeczpospolita bez względu na numerek raczej nie powstanie.

25 komentarzy
Previous Post
Next Post