KGHM Pro publico bono

Czyli o tym, co wolno wojewodzie oraz o tym, że LEX TUSKUS określa nowe zasady panowania Edwarda II.

Co chcemy osiągnąć? – zawiesił głos miłościwie panujący Edward II – to, żeby pieniądz z tego, że mamy te kopaliny na polskiej ziemi trafiał do polskich podatników, a nie tylko do zagranicznych inwestorów i udziałowców KGHM.

Trudno o lepszą pointę istoty prowadzenia polityki gospodarczej. Pan Premier był łaskaw zapomnieć, że Skarb Państwa jest nie tylko największym, ale de facto decydującym o spółce akcjonariuszem. Prawo o publicznym obrocie penalizuje wszelkie działania akcjonariusza większościowego wymierzone przeciwko mniejszościowym. Ale co tam prawo! Premier oznajmia, że taki właśnie cel przyświeca obecnej polityce rządu wobec tej spółki! Nie ma doprawdy nic dziwnego w tym, że po takim radosnym komunikacie kurs naszej miedziowej gwiazdy ostro zapikował.

Łatwość z jaką udał się napad na nasze emerytury najwyraźniej ośmielił premiera do dalszych posunięć, których nie powstydziłby się Jarosław Kaczyński. W tym zapale przysparzania pożytków podatnikom, premier zapomniał zapewne, że pod takimi samymi auspicjami rząd kiedyś akcje KGHM sprzedawał i doprawdy nie sądzę, aby w jakimkolwiek prospekcie napisano, że na wycenę spółki wpłynąć może obecnie wprowadzany podatek. Jeśli podobnie bolszewicka polityka będzie wdrażana szerzej, może się okazać, że w zasadzie żadna umowa z rządem nie obowiązuje i w każdej chwili można komuś coś zabrać motywując to interesem podatników. Na przykład zamrozić wypłaty depozytów większych niż 30k PLN. A iluż obywateli ma większe? A jeśli mają to na pewno uczciwie ich nie zgromadzili. Brzmi irracjonalnie, ale jak widać Premier bardzo wyraźnie pochyla się nad elektoratem PIS, osiągając wspaniały skutek – potwierdzony ostatnim wynikiem wyborczym. Tym samym jest to zaledwie początek właściwego odchylenia na lewo.

Ale może wypadałoby się przyjrzeć samej spółce KGHM. Wykres poniżej doskonale portretuje emocje towarzyszące rynkom od wakacji, kiedy to po raz pierwszy podważono wiarygodność USA. „Miedzianka” poddała się spektakularnej zwałce w skali tej spółki liczonej w miliardach złotych. A że to wszystko w aurze spektakularnie dobrych wyników i spekulacji o zagranicznych podbojach na tyle ochoczo kolportowanych, że kurs musiał je w końcu zauważyć. I zauważył.
Otóż jest niezwykle mało prawdopodobne, aby Premier nie zdawał sobie sprawy, że komunikat, który przekaże rynkowi wpłynie na cenę akcji. Należy zatem przyjąć, że takie posunięcie musiało mieć jakiś sens, a premier kierował się swoją żelazną kalkulacja. Jaką? Częściowej odpowiedzi na to pytanie dostarczy krótki a ciekawy artykuł w Parkiecie (http://www.parkiet.com/artykul/24,1117053-Na-co-kto-liczy-w-KGHM-.html). Autor niezwykle roztropnie stawia pytanie, choć na nie niestety nie odpowiada.

Co ciekawe, autor w zgrabnym wywodzie odkrywa, że cena w forsowanym przez Skarb buy back może wynosić 150 PLN i jako taka jest wobec kursu nieatrakcyjna. Well, dzisiaj to już czas przeszły i jeśli rynek nie nabierze ochoty na zakupy, statystyczna cena w wezwaniu stanie się jak najbardziej atrakcyjna. Parkiet przytomnie zauważa, że o ile wezwanie jest transparentne i pozwala skorzystać na nim wszystkim akcjonariuszom, to buy back realizowany przez zarząd już niekoniecznie. Tym samym artykuł kończy się domniemaniem, że faktyczny zakup dokona się od Skarbu Państwa.

O tym, że taki ruch byłby jak najbardziej możliwy przekonuje sam premier mówiąc otwarcie, że dywidenda to zły sposób dostarczania korzyści podatnikom, ponieważ trzeba się nią podzielić z pozostałymi akcjonariuszami KGHM. Nawiasem mówiąc nie wiemy nawet kim oni teraz są, bo na ostatnim NWZA spółki pojawił się tylko Skarb Państwa. Taka postawa świadczy wyraźnie o tym, że kimkolwiek by byli, wolą pozostać pod kreską 5%, aby się nie ujawniać i tym samym móc spokojnie sprzedawać akcje. Postawa słuszna, bo właściciel spółki wyraźnie oświadczył, że na wzrost kursu pracował nie będzie. Rynek już wie, że Skarb Państwa szykuje się do poważnego wydojenia spółki i dostosuje się do tego scenariusza. Pytanie czy nie będzie grany zupełnie inny. Na przykład związany z niedawną mega transakcją przejęcia Polkomtela.

Posłowie PIS, którzy atakują Premiera pytaniami kto na tym wszystkim zarobił, nie przyjrzeli się wykresowi kursowemu. Zarobić mógł każdy, kto odpowiednio wcześnie akcje kupował – choćby w październiku. Pytanie jest inne: kto wiedział, że powinien sprzedać.

Tutaj sprawa nie jest taka prosta. Posłużę się pewnym przykładem. Moje wezwanie na KRUK S.A. było w 2008 roku jedną z dwu największych transakcji. Mimo iż była to transakcja na 150 mln USD i zajmowało się nią w zasadzie kilkanaście osób na rynek nie przedostały się praktycznie żadne plotki, co doskonale było widać po zachowaniu kursu. Każdy, kto zajmował się tradingiem albo aktywnym inwestowaniem w ściśle określoną spółkę wie jedno: każdy papier ma swój rytm i naturę, którą dość dobrze się zna. Kurs ma swój nurt, toteż uważny obserwator po pewnym czasie widzi wszelkie, a przynajmniej większe, jego zmiany. O tym, że transakcja się dokona wiedzieliśmy na 100% już na początku kwietnia. Obserwowaliśmy kurs codziennie, wypatrując zmian, ale nic się nie działo. Kurs sobie spokojnie osiadał. Dopiero w ostatnich 3 dniach nagle się ruszył. Nie mieliśmy wątpliwości, że ktoś skorzystał z informacji. Można było nawet oszacować z jakiego ogniwa owa informacja wyszła. Po prostu na ostatniej prostej do informacji poufnej dopuszczone zostały nowe osoby.

Mało kto wie, jak precyzyjnym systemem śledzenia transakcji giełdowych dysponuje obecnie KNF. Wielu inwestorów zakłada, że ich sprytne ruchy są dla nadzorcy rynku niewidoczne; podczas gdy jest dokładnie odwrotnie. Skuteczny i rozbudowany system informatyczny śledzi WSZYSTKIE transakcje i posiada zdumiewającą zdolność do ich kojarzenia, wykorzystując do tej czynności wszelkie dostępne bazy danych.

W 2008 roku ani ja, ani żadna ze znanych mi osób, nie wykorzystała informacji poufnej, jaką było wezwanie i jego cena, było nie było, wyższa od rynkowej. Pomijając kwestie etyczne, nie wykorzystałem tej informacji, ponieważ skala transakcji, którą się zajmowałem była potwornie zobowiązująca.

Nie spodziewam się, aby w zapewne wąskim gronie, które zajmowało się dywagacjami na temat nowego podatku, był ktokolwiek kto nie zdawał sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji przecieku. Nie mam oczywiście najmniejszych wątpliwości, że ktoś na tej informacji zyskał, ponieważ ludzie są tylko ludźmi, a tu chodziło o spore kwoty. Zyskał, bo można przecież oddać komuś przysługę, nie oczekując gratyfikacji finansowej?.

Znacznie ciekawsze jest to, jak nisko spadnie kurs i kiedy ponownie zacznie się kupowanie, bo akcjonariusz traci czy zarabia dopiero wtedy, gdy swoje akcje SPRZEDA, a Skarb Państwa tego akurat robić nie zamierza. Zachowanie kursu w poniedziałek dużo nam powie. Niżej niż do ceny spodziewanego buy backu i tak zapewne nie spadnie. Jakaż to korzystna okoliczność dla tych, którzy mieliby na przykład decydować o sprzedaży kawałka pakietu Skarbu Państwa. Sprzedawanie znacznie poniżej kursu mogłoby przecież zaboleć, a Komisja ds. KGHM za nowej ekipy byłaby murowana.

No, ale jesteśmy na doskonałej drodze do tego, aby Edward II panował do 2020 roku, więc póki co, można spać spokojnie.

3 komentarze
Previous Post
Next Post