Pierwsza światowa wojna futbolowa cz. 1

Czyli o tym, że technika – techniką, ale najważniejszy jest bitny żołnierz

Choć krajowe media nie poświęciły tej rocznicy wiele uwagi, te światowe pochyliły się w zadumie nad 100. rocznicą wybuchu wojny, którą – choć u nas zwykło się nazywać ją Pierwszą – gros krajów Europy Zachodniej konsekwentnie tytułuje Wielką. Wyznawcy tego poglądu wyrażają zazwyczaj przekonanie, iż nadawanie kolejnych numerów wydarzeniom z 1914 i 1939 roku mija się z celem. Wielka Wojna miała po prostu długi okres zawieszenia broni. Autorzy szeregu rocznicowych komentarzy zauważają, iż ów wielki konflikt rozpoczął się niemal dokładnie w 100 lat po tym, gdy zwycięscy przeciwnicy Napoleona ustalili nowy porządek świata na kongresie w Wiedniu. Choć ów porządek – mimo, iż planowany jako wieczny – dość szybko został naruszony, mniejsze i większe awantury  miały charakter lokalny i nie fatygowały na większą skalę europejskich mas (aczkolwiek błyskawiczne zwycięstwo Prus nad Francją stworzyło całkowicie nową jakość w Europie). Było oczywiste, że młode cesarstwo prędzej czy później zechce urosnąć. Co ciekawe, choć schyłek XIX wieku przyniósł wielkie powodzenie nowej i świeżej myśli socjalistycznej, dla której pacyfizm i wspólnota interesów robotniczych były jednym z naczelnych haseł, struktura społeczna zdawała się tężeć nie obiecując poważniejszych zmian.

Trudno się zatem dziwić, że swoista afirmacja wojny była rezultatem wielkich wysiłków całych rzesz twórców, którzy na przełomie wieków zdołali wmówić milionom Europejczyków, że prowadzą żywot banalny i prosty, a dorobkiewiczostwo i pęd do bogacenia się zabijają wszystko, co ważne i wzniosłe. Wojna miała być wydarzeniem doniosłym; czyśćcem, który dusigroszów zamieni w prawdziwych mężczyzn broniących z dumą własnego kraju i narodu. Choć ostatnia kategoria mogłaby budzić pewne wątpliwości, realia pierwszych miesięcy wojny solidnie zaskoczyły sceptyków. Okazało się, że nawołujący do pokoju międzynarodowi socjaliści przypomnieli sobie o swoich korzeniach i lojalnie poparli decydujące się na wojnę rządy. Ba, dzielone granicami zaborów mniejszości ochoczo przywdziały mundury i ruszyły na front, by bronić swoich władców. Co więcej dość powszechnie podzielano przekonanie, że wojna stanowi oczywisty składnik ludzkich aktywności i jako taka co jakiś czas wybuchać po prostu musi, by (jak pisał Thomas Mann) „oczyścić, wyzwolić i dać ogromną nadzieję”. Podobnym tropem podążała również myśl polityczna. Jak twierdził Roosevelt: „Europa już dawno nie walczyła i postanowiła obudzić w sobie ducha czynu. Wojna wybuchła, gdyż Europejczycy byli już podświadomie znużeni pokojem. W tej sytuacji wojna stała się możliwa do zaakceptowania a nawet pożądana.”

Nastrój rewolty socjalnej, który solidnie zaznaczył się na początku XX wieku, zdążył już wyparować. Struktura społeczna uchowała się, a monarchie władały większością Europy. Nawet tam, gdzie umacniała się republika (Francja) zamiana struktury władzy nie oznaczała fundamentalnych zmian w strukturze społeczeństwa. Wyklęty lud ziemi nie powstawał, a bryła świata tkwiła silnie w monarchicznych posadach. Dla wszystkich tych, którzy oczekiwali od świata więcej niż to, co na nim zastali, wojna jawiła się jako jedyna szansa na prawdziwe zmiany. Nieważni i niewidoczni stali się nagle potrzebni i wielbieni. W niedalekiej przyszłości spodziewali się łupów, orderów i łopocących sztandarów. W żadnym wypadku nie oczekiwali rychłej i upadlającej śmierci.

Choć owe nastroje prędko wyparowały, warto zauważyć, iż obywateli dawało się pędzić do okopów przez 4 długie lata. Powyższe rzecz jasna za pomocą brutalnej egzekucji reguł wojskowej cenzury i manipulacjom faktami w skali, do której uciekały się – a i to nie zawsze – późniejsze reżimy totalitarne. Propaganda każdej ze stron konfliktu czyniła cuda, aby wykazać, że wróg jest obrzydliwy, a wojaczka przyjemna, męska. Niektóre kraje miały przy tym pewne problemy, aby skutecznie wykreować nowych wrogów. Dla Wielkiej Brytanii naturalnym przeciwnikiem od setek lat była Francja, a Prusy i Cesarstwo – naturalnym sprzymierzeńcem, w szczególności od czasów, gdy na brytyjskim tronie zasiadła dynastia Sachsen-Coburg-Gotha. Brytyjski dwór mówiący chętnie po niemiecku wyraźnie odczuwał potrzebę podkreślenia brytyjskości, dlatego też Jerzy V zmienił nazwisko rodziny na znacznie lepiej brzmiące Windsor. Mniej więcej w tym samym czasie wykreślił Kajzera z imperialnej listy brytyjskich oficerów, na której to Cesarz Niemiec figurował jako… tytularny dowódca British Army.

Choć ówczesnej propagandzie udało się osiągnąć wiele, aby wyeksportować roześmianych mężczyzn na front, wigilia Bożego Narodzenia 1914 roku świętowana przez wojska zaległe w okopach przyniosła bardzo niebezpieczne zjawiska. Żołnierze bratali się, obdarowywali prezentami, a na niektórych odcinkach frontu nieformalne zawieszenie broni trwało aż do Nowego Roku. Powyższe niezwykle zaniepokoiło dowództwa walczących stron i zaowocowało jasnymi wskazówkami dla aparatu propagandy. Od tej pory wróg stał się odrażający i godzien największej pogardy. Żołnierzy zachęcano do skrajnej brutalności w ataku, co skutecznie obniżyło poziom wzajemnej empatii w nadchodzących latach. Narodził się żołnierz ideologiczny i jako taki stanowił jedno z większych odkryć tamtej wojny. Wojny, która – zamiast stać się zgodnie z planami manewrową – na Zachodzie utknęła na lata w okopach.

Warto jednakże odnotować, iż choć w trakcie jej trwania wielu wniosków nie wyciągnięto i dość długo powielano błędy, to po jej zakończeniu uświadomiono sobie wyraźnie, że żołnierz jako taki jest dobrem limitowanym i należy go nieco bardziej szanować. Powyższe konotacje pogłębione w trakcie wojny domowej w Hiszpanii pozwoliły owe wnioski doprecyzować i postawić śmiałą tezę: ludność cywilna stała się równoważnym celem z wojskami przeciwnika. Jakkolwiek ta nowatorska technika przyniosła w pierwszej fazie wojny spektakularne efekty, w drugiej dosięgła pomysłodawców, wykazując, iż – choć prowadzi do gigantycznych zniszczeń – nie skutkuje załamaniem poparcia dla reżimu.

Rok 1945 przyniósł szereg fundamentalnych konkluzji gospodarczych o doniosłym dla przyszłych wojen znaczeniu. Stało się jasne, iż mordowanie cywilów oraz substancji przemysłowo gospodarczej najzwyczajniej w świecie się nie opłaca! Porównanie różnych obszarów okupacji dowodziło niezbicie, iż najwyższą efektywność daje okupacja ekonomiczna oparta na walutowym drenażu zasobów nadzorowanym przez lokalną etniczną administrację. Kalkulacji efektów rozstrzeliwań, przesiedleń i demontażu zasobów poświeciły się wyspecjalizowane komórki Reichsbanku – tyle, że rezultat ich wyliczeń nie spodobał się politycznym przywódcom III Rzeszy. Dla odmiany niezwykle zainteresował jednak Rosjan i Amerykanów…

Konkluzje skutecznie utrudniły ZSSR europejską wojnę ofensywną. Było bowiem jasne, iż nie ma sensu podbijać czołgami Zachodu zrytego lejami po bombach atomowych. Najbardziej przerażająca broń dyskwalifikowała się zatem sama z powodów biznesowych. Dla mocarstwa, które zamierzało prowadzić wojnę ofensywną, przydatność ekonomiczna planowanych zdobyczy miała znaczenie pierwszorzędne, a więc w grę nie wchodziło zwycięstwo pyrrusowe.

Zdaniem niektórych badaczy historii wojskowości do III Wojny Światowej nie doszło głównie dlatego, iż mimo szeregu analiz i innowacji nie udało się pozytywnie rozstrzygnąć rachunku ekonomicznego tej operacji. Co ciekawe, jednym z najważniejszych problemów dla ZSSR był… francuski potencjał atomowy, a konkretnie 42 rakiety w silosach na płaskowyżu Albion wymierzone terrorystycznie (a jakże) w Moskwę, Leningrad i kilka innych skupisk ludności. Zgodnie z francuską doktryną szlifowaną jeszcze przez generała de Gaulle’a broń atomowa miała sens wyłącznie defensywny, jako instrument odstraszania. Wyrzutnie miały być opanowane w pierwszych godzinach wojny przez 3 rosyjskie dywizje powietrznodesantowe, przy czym w trakcie większości gier wojennych zakładano, iż do walki na skutek zestrzeleń w locie i problemów przy lądowaniu wejdzie nie więcej niż jedna. Specnaz miał operować w małych grupach wspieranych przez nielegalów. Choć dzisiaj na Zachodzie twierdzi się, że siatki ZSSR zostałyby natychmiast wyłapane, łatwiej tak twierdzić, niż powyższe udowodnić. Tak czy inaczej – gigantyczna operacja, jaką był atak na Zachód, dla swojego powodzenia wymagała precyzyjnej synchronizacji i olbrzymiej skuteczności dywizji powietrznodesantowych. Pomyłka oznaczała jądrowe uderzenia odwetowe. Pomyłek nawet w optymistycznych planach nie udało się wyeliminować.

Zmierzch ZSSR był również zmierzchem doktryn o wojnach prowadzonych za pomocą wielkich związków taktycznych. Wszędzie tam, gdzie pojawiały się pęknięcia, ujawniały się również konflikty narodowościowe. I choć nie brakowało lokalnych ideologów i polityków, już wkrótce miało się okazać, iż skuteczne akcje militarne wymagają małych, ale zdeterminowanych i bezwzględnych jednostek wojskowych.

Na wszystkich wyzwoleńczych frontach pojawili się piłkarscy kibice.

CDN

5 komentarzy
Previous Post
Next Post