Czyli o tym, że wolność lubi pieniądze.
Czas płynie, świat się zmienia, a ponieważ mamy już rozwinięte społeczeństwo informatyczne, światło dzienne są dziś w stanie ujrzeć dokumenty, dzięki którym łatwo się przekonać, komu najbardziej zależy na tym, aby pewne tezy kompromitować mianem teorii spiskowych. W poniższych linkach:
- https://www.fas.org/irp/offdocs/nsdd/nsdd-54.pdf,
- https://www.fas.org/irp/offdocs/nsdd/nsdd-133.htm,
- http://www.senate.gov/reference/Legislation/Appropriations/1991.htm,
- http://www.iacenter.org/bosnia/publaw.htm,
znajduje się zapis precyzyjnie przeprowadzonej agresywnej operacji ekonomiczno-finansowej, której jedynym celem było: najpierw, utrzymanie po swojej stronie, a następnie usunięcie z politycznej mapy Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii.
Choć Josip Broz Tito przez kilka dziesięcioleci skutecznie nawigował pomiędzy dwoma wrogimi obozami, jego kraj, podobnie jak wszystkie inne, padł ofiarą kryzysu, który dotknął świat w drugiej połowie lat 70. Jugosłowiańska gospodarka, specyficzna hybryda Wschodu i Zachodu wymagała silnego wsparcia. Samorząd pracowniczy, którego zasięg zaimponowałby syndykalistom wszelkiej maści utwardzał realną dyktaturę proletariatu, a koncesjonowany sektor prywatny mozolnie akumulował kapitały i relacje z nomenklaturą. W pierwszej połowie lat 80. w przekonaniu Jugosłowian (wtedy jeszcze prawie nikt się na to określenie nie obrażał) w ich kraju żyło się całkiem nieźle, a tamtejsza jakość życia budziła niekłamany podziw obywateli innych demoludów. Śmierć Josipa Broza w 1980 symbolicznie zamknęła pewien okres w historii Jugosławii, ale kilka lat przewlekłej choroby Tito pozwoliło aby establishment polityczny przygotował się na przejęcie władzy. Ważnym politycznym spoiwem tamtych lat była organizacja zimowych igrzysk olimpijskich w 1984 roku. Realizacja tej sztandarowej inwestycji w Sarajewie wymagała wybudowania całej infrastruktury praktycznie od zera. I choć większość budżetu budowy pokryto z kredytów (250 mln USD) do prac budowlanych stawiło się kilka tysięcy ochotników, a darczyńcy z całego kraju przekazali na ten cel ponad 2 miliony dolarów. W 1984 roku zadłużenie przekroczyło 20 miliardów USD, a kraj coraz bardziej uzależniał się od pomocy finansowej organizowanej pod egidą IMF (Międzynarodowy Fundusz Walutowy). Od 1985 roku władze federacji jugosłowiańskiej zobowiązano do przygotowania i wdrożenia programu naprawczego. Najlepszym miernikiem tego, co działo się później jest kurs wymiany dinar/dolar USA: 1985 (270) 1986 (379) 1987 (737) 1988 (2,523) 1989 (28,764).
Jesienią 1989 Ante Markovic (Chorwat) premier jugosłowiańskiej SFR w trakcie wizyty w USA uzyskał ze strony IMF oraz prezydenta Busha zapewnienie o zgodzie na plan restrukturyzacji zadłużenia Jugosławii oraz przyznaniu dodatkowych środków pomocowych. Głównym tematem rozmów były niepokoje społeczne na tle etnicznym, które coraz bardziej ujawniały się na terenie kraju nękanego rosnącym bezrobociem związanym z realizacją twardego programu IMF. Warunkiem uruchomienia środków było jednak wdrożenie kuracji wstrząsowej przygotowanej przez IMF. Kuracji, której standardowe elementy (prywatyzacja ważnych gałęzi strukturalnych, silna podwyżka stopy procentowej i zamrożenie płac realnych) zawsze są powodem poważnych niepokojów społecznych.
Efekty nie kazały na siebie długo czekać. Pod koniec marca 1990 kurs dinar/USD dobił do 118,568, a w kraju materializowała się hiperinflacja. Majątki obywateli topniały w oczach, odsetki od budowanych w czasach prosperity nieruchomości wielokrotnie przekraczały ich wartość. Dowodzone przez rady pracownicze jeden po drugim ogłaszały upadłość, a bezrobocie w czerwcu 1990 osiągnęło poziom 20%. Ale stała się rzecz dziwna, niepokój społeczny nie rozsadził 6 niezależnych republik. Spoiwem okazała się titowska idea socjalna. Mimo bezrobocia, kraj trzymał się razem dzięki centralom związkowym. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na nietypowe cechy jugosłowiańskiej federacji. Otóż tworzące ją republiki, większość uzyskiwanych na swoim terenie przychodów (w tym celnych) zachowywały dla siebie płacąc dopiero później daninę na struktury federalne. Dla odmiany, środki dłużne pozyskiwane były na poziomie federalnym i płynęły w dół do republik budując tym samym prestiż władz federalnych. Do czasu. Jesienią 1990 administracja prezydenta Busha przeforsowała nową politykę środków pomocowych (foreign appropriations Act 1991):
Sec. 599A. Six months after the date of enactment of this Act, (1) none of the funds appropriated or otherwise made available pursuant to this Act shall be obligated or expended to provide any direct assistance to the Federal Republic of Yugoslavia (…). Provided further, That this section shall not apply if all six of the individual Republics of the Federal Republic of Yugoslavia have held free and fair multiparty elections and are not engaged in a pattern of systematic gross violations of human rights.
Dla każdego czytelnika tej decyzji wszystko było już jasne. USA Jugosławii sobie po prostu nie życzyły. Premierem SFR Jugosławii był cały czas Chorwat. Prezydentem Serb, choć na tym stanowisku od czasu śmierci Tito politycy różnych nacji zmieniali się co rok.
To, co zdarzyło się dalej i to, jak się skończyło, jest dowodem na brutalnie skuteczne zastosowanie wojny ekonomicznej. Dlaczego warto o tym pisać dzisiaj? Ponieważ „być albo nie być” takiej czy innej Ukrainy nie zależy od manifestujących na Majdanie. Na ulice nie wygnała ich przecież niechęć do tamtejszego sposobu rządzenia. Fetowana w piątek Julia Tymoszenko to weteranka tych wszystkich gier, które z demokracją i dobrobytem na Ukrainie nie miały wiele wspólnego (opisywałem to http://rafalbauer.pl/demokraci-z-politbiura/)
W powszechnej debacie nad tym, gdzie chcą znaleźć się Ukraińcy zapomina się nad wyraz łatwo, iż w praktyce chodziło o to, kto i na jakich warunkach ma udzielić Ukrainie ekonomicznej pomocy. Tyle, że owa pomoc to… dług.
Nowe władze Ukrainy wyłonią się pod presją ulicy i siłą rzeczy muszą odpowiadać jej sentymentom. Ponieważ Ukraina już praktycznie zbankrutowała, kolejne zasilenie dłużne musi mieć jakieś zabezpieczenie. Takowe się rzecz jasna znajdzie: nowe władze znacjonalizują wszystko, co się da, a ulica taki zabieg powita szczerym rykiem radości. Trudno się zresztą dziwić, tamtejsza prywatyzacja była szczególnie skandaliczna, nawet jak na wschodnie standardy. Tyle, że większość majątku znajduje się na Wschodzie. Trudno się spodziewać, że oligarchowie i Rosja będą patrzeć spokojnie na transfer majątku do zachodnich graczy. Wiedzą bowiem doskonale, że znacjonalizowane aktywa zostałyby bardzo szybko sprzedane w ramach kolejnej prywatyzacji, o której „transparentność” zadbają wielkie i „renomowane” firmy doradcze.
Może się teoretycznie zdarzyć, że aparat państwa na wschodniej Ukrainie zapragnie wypełnić „wolę narodu” i zabierze się za nacjonalizację. Tyle, że taki scenariusz to murowana interwencja wojskowa Rosji, która na utratę Donbasu pozwolić sobie po prostu nie może. Zachód doskonale o tym wie i pewnie dlatego media od pewnego czasu szykują już grunt pod inne rozwiązanie. Najlepiej przecież będzie jeśli o podziale zadecydują… obywatele w referendum. Wzorzec jest gotowy. Tak właśnie przecież powstał sąsiad Ukrainy, Słowacja.
Siły związków gospodarczych nie można bagatelizować. Choć dawną Jugosławię rozpruły potworne zbrodnie, tamtejszy przemysł potrafi skutecznie kooperować, czego najlepszym przykładem jest czołg M-84 znany dzisiaj jako M-95 Degman. Tu Słoweńcy, Chorwaci i Serbowie współpracują bez problemów. Z tych samych powodów żadna z narodowych linii lotniczych nie może pozyskać strategicznego partnera, ponieważ najbardziej rentowne są dla nich dzisiaj międzynarodowe, a kiedyś wewnętrzne połączenia.
I cytując pewnego polskiego komika można by zapytać, po co to wszystko było komu potrzebne? Zawsze z tego samego powodu: dla pieniędzy. Jak mawiał Rothschild, najlepiej inwestować wtedy, gdy krew leje się na ulicach. Wolność nie ma ceny, ale pieniądz nie ma narodowości.