Czyli o tym, że państwo zawsze potrzebuje pieniędzy, a ich produkcja to wymysł starszy, niż by się powszechnie wydawało.
„Myślimy po angielsku, a przede wszystkim mamy takie same uprzedzenia i upodobania” – zapewniał majora wywiadu Jej Królewskiej Mości Georga Beckwitha agent numer 7. „To przekonanie podziela również prezydent, jak i większość senatu” – dodawał informując jednocześnie, że nadrzędnym celem administracji jest ustalenie dobrych stosunków oraz kontynuacja wspólnych interesów ekonomicznych.
Ta niezwykle współczesna wymowa cytowanego powyżej raportu nie odnosi się jednak do bieżącej polityki międzynarodowej. Agentem 7 był niejaki Aleksander Hamilton – jeden z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Jaki był powód tej gorliwej chęci współpracy, którą amerykańscy badacze przez lata przekuwali w znany nam doskonale nad Wisłą walenrodyzm?
Pieniądze. Młoda rewolucja amerykańska uginała się pod długiem, którym sfinansowano jej powstanie. Ówczesna Unia była tym, czym ją nazwano: tj. związkiem praktycznie niepodległych krajów, które zamieniały się w jeden naród wyłącznie w stanach wyższej konieczności. Natura owego porozumienia, zaszyta w aktach założycielskich wolą swoich twórców, została zmodyfikowania dopiero po wojnie secesyjnej. Na progu nowego państwa jasne było jedno: sfederowane stany nie zapłacą długu, który powstał po to, aby dać im niepodległość od Brytyjskiej Korony. Jeśli miały przetrwać, do kieszeni musiał sięgnąć rząd federalny. Trudno się zatem dziwić, że zarówno prezydent George Washington, jak i większość Senatu, czyli mówiąc krótko grono federalnych urzędników, gorąco popierało zacieśnienie więzów z Wielką Brytanią. Załatwiano w ten sposób dwie sprawy: dostawy surowców i produktów rolnych do największej ówczesnej potęgi gospodarczej podobnie jak… pozyskanie od niej funduszy:).
Wolna Ameryka w dniu swego powstania była zadłużonym po uszy bankrutem bez najmniejszych szans na spłatę swoich zobowiązań.
Co więcej, należy pamiętać, że podstawą rewolucji nie był sprzeciw ciemiężonego przez inny NARODU, ale niechęć przeciwko narzuconym przez Koronę Brytyjską PODATKOM! Tym samym jednym z mitów założycielskich stała się niechęć obywateli do ich płacenia, która dość szybko wymusiła brutalne tłumienie buntów przez siły porządkowe wolnej Ameryki. Co ciekawe, akcje wymuszające podatki pojawiały się głównie na bogatym południu, które swoje długi (zaciągnięte na formowanie armii) już spłaciło. Gross zobowiązań spoczywało na północnych, biedniejszych stanach. Lansowany przez Hamiltona plan nakładał obowiązek spłaty na wszystkie stany, tym samym Południe finansowało uzyskanie niepodległości podwójnie a w zasadzie potrójnie, ponieważ wprowadzane przez Hamiltona podatki w znacznej mierze dotyczyły również stanów południowych.
Od czasów First Bank of United States dług publiczny i zewnętrzny stał się nieodzownym elementem systemu. Był, jest i będzie fundamentem istnienia USA równie trwałym jak jego konstytucja. Uchwalanie ostatniej – 27 do niej poprawki zajęło raptem 200 lat.
Okres od 1791 (powołanie FBoUS) aż do 1913 (powołanie FED) to 122 lata budowy dojrzałego systemu ekonomicznego, w którym doprowadzano do perfekcji pewien specyficzny mechanizm: podaż pieniądza generowana przez państwo uruchamiała inwestycje w obszarach najbardziej efektywnych z punktu widzenia jego prywatnych partnerów.
Historia Ameryki to bardziej niż nam się wydaje historia kolejnych „baniek”, „panik” czy kryzysów, które są immanentnym elementem tamtejszego systemu. Jest ich tak wiele, że zasłużyły sobie w pełni na osobny materiał. Dla celów niniejszego wywodu najważniejsze jest jedno: stabilność systemu finansowego to de facto szkielet państwa stworzony na modelu amerykańskim; państwa, w którym po prostu odwrócono piramidę akumulacji.
Dowód? Technologia powstania USA. Wojnę o niepodległość finansował powołany przez Kongres Bank of North America. Ta w całości prywatna instytucja działała w oparciu o bazę emisyjną opartą na złocie zdeponowanym przez rząd USA. Skąd pochodziło? Z pożyczek udzielonych przez Francję i Niderlandy, zainteresowane osłabianiem mocarstwowej pozycji Anglii. Tyle, że źródło finansowania wyschło zaraz po zakończeniu wojny. Celem Francji było finansowanie konfliktu. Gdy już się zakończył, brytyjski biznes upomniał się o swoje. Dlatego też Hamilton chciał „myśleć po angielsku”, a Bank of England przez dziesięciolecia kształtował relacje w dawnej brytyjskiej kolonii.
Amerykański dług wewnętrzny i zewnętrzny powstał w wyniku wojny oraz, jak łatwo przekona się każdy czytelnik, pęczniał w wyniku kolejnych prowadzonych wojen.
Amerykańska polityka szybko nauczyła się jednak, że są wojny dobre i niedobre. Powyższa wiedza została zdobyta dzięki doświadczeniom wojny secesyjnej, która pokazała praktyczną stronę mordowania i niszczenia na dużą skalę we własnych granicach. O tym, jak żywe było owo wspomnienie przekonali się politycy w 1914 roku. W Ameryce do wojny nie wyrywał się nikt, a struktura społeczeństwa emigrantów powodowała, że trudno było o wzbudzenie niechęci do którejkolwiek ze stron konfliktu. Kryterium zasadniczym do określenia wrogów nie mógł być również język, ponieważ USA są krajem, w którym… angielski nie jest językiem oficjalnym. Zadecydowano o tym jeszcze w 1780 roku odrzucając wniosek Johna Adamsa jako niedemokratyczny:). Niemniej wojna eksportowa kusiła ogromem przychodów toteż prędzej czy później znaleziono podstawy, aby się do niej przyłączyć. Co ciekawe, do pierwszej przyłączono się dzięki usługom kryptologów z brytyjskiego wywiadu. Czas był najwyższy, Niemcy zyskiwali wyraźną przewagę na froncie we Francji.
Dobrą passę gospodarczą I i II WŚ przerwała dopiero wojna w Wietnamie. Ponieważ kosztowała krocie, a nie przyniosła żadnych ekonomicznych korzyści, mogła się zakończyć spektakularną katastrofą. Ale wtedy istniała jeszcze unikalna rezerwa! Dolar uwolniony ze złotego parytetu poprzez upadek układu Bretton Woods, stał się wspaniałym instrumentem w ręku rozgarniętych strategów polityczno-wojskowych. Zamiast samolotów i czołgów administracja amerykańska otrzymała łatwego w produkcji dolara, akceptowanego przez wszystkie instytucje finansowe świata jako bezpieczny odpowiednik dolara.
Ameryka ograła cały świat, powodując że system finansowy zamiast złotem zaczął wypełniać się drukowanym przez FED dolarem i obligacjami USA. Przez dziesięciolecia amerykański wyrób pieniądzopodobny stał się tym dla światowych finansów, czym krew jest dla ludzkiego organizmu.
Owo unikalne narzędzie błyskotliwe wykorzystał Richard Nixon rozpoczynając wielki gospodarczy flit z Chinami. Flirt, który dzięki niewolniczej pracy Chińczyków uratował amerykański wzrost. Kiedy ponad 30 lat później Ameryka zaangażowała się w kolejną wojnę takich rezerw już nie było, a rezultatem kosztownej i ponownie niedochodowej operacji wojskowej był kryzys finansowy i rujnujący system program dodruku pieniądza. Pieniądza, który musiał wchłonąć cały korzystający z niego świat. Pieniądza, który powstał po kolejnej spektakularnej eksplozji zadłużenia USA. Nasuwa się zatem oczywiste pytanie. Kto to wszystko sfinansował?
O tym, że USA należą do Chin napisano już tyle, że w zasadzie nie ma do czego wracać. Albo raczej nie byłoby do czego wracać, gdyby nie to, że poprzednie zdanie to… półprawda. Chiny nie są największym wierzycielem USA. Palma pierwszeństwa należy do kogoś zupełnie innego. Więcej, ów wierzyciel najlepiej wyjaśnia do czego system długu naprawdę służy.
Otóż przykra prawda jest taka, że prawie 20% całkowitego długu USA posiadają spółki OASI (The Old Age and Survivors Insurance) oraz DI (Disability Insurance). Obie instytucje istniejące od zarania systemu ubezpieczeń społecznych w USA, a zarządzane są przez… Departament Skarbu. Więcej, oba fundusze są w zasadzie częścią Skarbu USA, co najlepiej wyjaśni czytelnikom poniższa zgrabna formułka:
The Disability Insurance Trust Fund is a separate account in the United States Treasury. A fixed proportion (dependent on the allocation of tax rates by trust fund) of the taxes received under the Federal Insurance Contributions Act and the Self-Employment Contributions Act are deposited in the fund to the extent that such taxes are not needed immediately to pay expenses. Taxes are deposited in the fund on every business day.
uprzejmie prezentowana na stronach obu wspomnianych organizacji. Oznacza to w praktyce tylko tyle, że oba fundusze pobierają od firm i osób fizycznych GOTÓWKĘ, którą następnie inwestują w… bezpieczny dług USA. Fakt, iż oba fundusze posiadają 20% całkowitego długu USA, mówi chyba najlepiej w jaki sposób działa tamtejszy system społeczny i do czego jego dalsze istnienie musi doprowadzić. Aby było jeszcze przyjemniej, zarówno OASI jak i DI inwestują w bardzo specyficzny dług USA. Tu twórcy systemu poszli jeszcze dalej i wytworzyli specjalną kategorię papierów wartościowych, które NIE UCZESTNICZĄ w publicznym obrocie. Imponująca efektywność. Innymi słowy oba fundusze mają wprawdzie prawie 20% długu, ale nie są to takie same obligacje skarbowe jak w FED. Dług obu wspomnianych organizacji w większości jest niepłynny. Innymi słowy to zwykły księgowy zapis i nic więcej:).
Historia składek OASI http://www.ssa.gov/oact/STATS/table4a1.html
Historia składek DI http://www.ssa.gov/oact/STATS/table4a2.html
Jeśli wiemy już, że pierwsze miejsce na pudle zajęte jest przez innych, to Chińczyków należałoby się spodziewać na miejscu drugim. A tu nowe zaskoczenie! Drugie miejsce z wynikiem 11,5% całkowitego zadłużenia USA przypada… Rezerwie Federalnej. Trudno o lepszy przykład, aby zobrazować umowność współczesnego światowego systemu finansowego. Oto Rezerwa Federalna najpierw emituje dolary pod zastaw długu emitowanego przez Skarb USA, a potem sobie jeszcze ów dług kupuje. Rezerwa otrzymuje prowizyjkę od każdego wyemitowanego dolara, a potem jeszcze odsetki od długu kupionego za dolara, którego wyemitowała sama dla siebie! Niemożliwe? Dokładnie tak działa quantitative easing, czyli dodruk pieniądza. FED za papierowe dolary wykupował i wykupuje obligacje skarbowe z komercyjnych i półkomercyjnych instytucji finansowych.
Towarzysze Chińscy lokują się na zaszczytnym 3. miejscu, posiadając raptem 8% zadłużenia publicznego USA. W sumie niewiele. Tym samym to nie oni „posiadają” USA. Ponad 30% zadłużenia Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej posiadają… w zasadzie one same:). Bzdura? Do wyników zaprezentowanych na wstępie dodajmy: fundusze federalne i stanowe inwestujące w dług 3,2% oraz gospodarstwa domowe posiadające 6,6%.
Wygląda na to, że prawie 40% amerykańskiego długu znajduje się w rękach budżetu i parabudżetu, a prawie 50% owego długu to wspólna inwestycja tych pierwszych oraz własnych obywateli. Innymi słowy: połowa amerykańskiego zadłużenia po prostu… nie istnieje jako aktywo. Istnieją za to, wynikające z tego zadłużenia, zobowiązania.
Nasuwa się zatem oczywiste pytanie: kto posiada resztę? Tu również czeka nas pewne zaskoczenie. Otóż zaraz po Chinach plasuje się Japonia (6,4%), następnie UK (2,4%), kraje OPEC (1,6%) i Brazylia (1,5%); co wraz z Chinami daje razem prawie 20% całkowitego zadłużenia publicznego USA. Zanim odpowiemy na pytania, które nasuwają się już tutaj, należy uświadomić sobie, że podliczyliśmy właśnie ca. 70% całego zadłużenia Światowego Żandarma. Gdzie reszta?
Pozbiera się po całym świecie i niczego ciekawego nam już nie powie. Znacznie bardziej interesujący jest system wzajemnych powiązań, który najlepiej prezentuje przypadek United Kingdom, które, jak już wiemy, posiada 2,4% zadłużenia USA. Powyższe przeliczone na funty to prawie 220 miliardów, czyli jakieś 22% całkowitego zadłużenia… Wielkiej Brytanii. Innymi słowy: gdyby Albion wydał swoim wierzycielom dług, który należy mu się z USA, jego całkowite zadłużenie spadłoby o 22%! W tym miejscu aż korci, aby się zapytać komu z kolei jest winna stara dobra Anglia.
Pewnie już nikt się nie zdziwi, że w Zjednoczonym Królestwie sytuacja przedstawia się podobnie a głównym posiadaczem długu jest państwowy Bank of England z przyległościami. W strukturze długu nad Tamizą zainteresuje nas co innego: 30% całości zadłużenia należy do innych państw.
Do kogo? O tym już niebawem:)