Czyli o tym, że III wojna światowa najprawdopodobniej wybuchnie tam gdzie straciła swój impet II.
Koniec roku jak zwykle sprzyja podsumowaniom i prognozom a uwagę szerokiej publiczności skupiają nieodmiennie te które choć określane mianem nadmiernie pesymistycznych widzą przyszłość w szarych i czarnych barwach. Choć prognozy tego typu powstają od lat, z roku na rok stają się coraz bardziej katastroficzne a w roku 2015 po raz pierwszy zadebiutowała w nich wojna. Co ciekawe wojna straszna ale jednocześnie niezwykle nieprecyzyjnie osadzona w przestrzeni. Demiurgiczny analityk CDM PKO wieszczy iż wybuchnie na przełomie 2015 i 2016 i utopi we krwi zdestabilizowany bliski wchód. Najwyraźniej obecny konflikt w tym rejonie na miano „wojny” jeszcze nie zasłużył bo taki jest zazwyczaj zarezerwowany dla działań z udziałem samodzielnych nosicieli demokracji, jak należało by zbiorowo określić pochodzących z Europy i USA żołnierzy. Od tego stanu rzeczy w Syrii i Iraku dzieli nas wyłącznie niewielki kroczek i może się okazać, że na poważną erupcję nie będzie trzeba czekać aż 12 miesięcy. Państwo Islamskie radzi sobie na tyle dobrze, że jego dalszej ekspansji nie zakłóci taka czy inna operacja zdalna. Aby dać mu odpór potrzebna jest zdecydowana operacja militarna przy użyciu sprawnych i zdeterminowanych żołnierzy. Odpowiedź na pytanie kto miałby ich dostarczyć nie jest taka prosta. Aby to wyjaśnić należy się cofnąć do słonecznego i pełnego optymizmu 2007 roku, kiedy świat wierzył jeszcze, że drzewa rosną do nieba. Wiosną tego roku, technicy na stacji tłoczącej gazociągu w Mozdoku, trudzili się nad utrzymaniem w sprawności urządzeń przesyłowych. Przyczyną ich zmartwień był Azerbejdżan, który od odzyskania niepodległości usilnie poszukiwał własnych złóż gazu. W efekcie w 2006 roku osiągnął gazową samowystarczalność, a od stycznia 2007 zrezygnował z dostaw gazowych z Rosji. Rurociąg Mozdok, Machaczkała, Kazi-Magomed stracił pierwotne znaczenie strategiczne ale Moskwa nie zasypywała gruszek w popiele. Władze Gazpromu natychmiast zameldowały się w Baku i rozpoczęły negocjacje dotyczące …..zakupu gazu :). Azerowie pewni swych świeżo zdobytych aktywów przyjęli twarde stanowisko ale w sierpniu 2008 solidnie zmiękczyła je operacja 58 armii w sąsiedniej Gruzji. W Baku zdano sobie sprawę, że Rosja odzyskała zdolność do sprawnych akcji zaczepnych a azerski ropociąg kończący się na gruzińskim wybrzeżu może za chwilę kończyć się nigdzie i niczego nikomu nie dostarczać. Okoliczności zachęciły do zawarcia porozumienia ale na warunkach które urągały tym które Gazprom oferował Turkmenom i Uzbekom. Różnicę w cenie miała jednak zwrócić rynkowa konsolidacja a skuteczny monopol w handlu z zachodem dawał Rosji możliwość kontroli cen w przyszłości.
Dlaczego? Dlatego.
I choć Europa zagotowała się z oburzenia po rosyjskiej wojnie z Gruzją, ( notabene zgodnie z niezależnymi ustaleniami rozpoczętą przez pewnych zwycięstwa Gruzinów ) już jesienią 2008 poczuła na czole pistolet gazowy. Ograniczenia w dostawach litościwie nie dotyczyły co prawda Niemiec i Europy zachodniej, ale na południu dały się we znaki wszystkim tym z którymi Rosja miała na pieńku. W efekcie stawki cenowe poszły w górę polaryzując sytuację bardziej niż jasno. Powody były prozaiczne: Rosja dostarczała UE 31% gazu, 27% ropy, 24% węgla, 30% uranu a także była trzecim co do wielkości dostawcą elektryczności do UE. Istniała jednak również druga strona medalu. UE dla odmiany stanowiła i stanowi 88% rosyjskiego eksportu ropy, 70% gazu i 50% węgla. Sytuacja patowa, pod warunkiem, że po obu stronach jako kolejna zmienna w równaniu pojawia się sprawna armia. Elastyczność własnej, Putin zaprezentował w Gruzji. Unijne sztaby zrozumiały ostrzeżenie. Jeszcze lepiej zrozumiał je Pentagon którego analitycy zmiany w rosyjskiej armii pospolicie przegapili lub skutecznie udawali, że tak było. Dzięki sprężystości 58 armii Moskwa znokautowała Gruzję, podstawowego sojusznika USA w regionie.
Sprawna operacja spotkała się z gorącym przyjęciem w Armenii które….. politycznie wyciszono. Nie przez przypadek. Armenia blokowana przez Turcję i Azerbejdżan kontakt ze światem utrzymuje ….. poprzez Gruzję z której docierają do niej towary pomocowe między innymi …… z Rosji. Trudno było zatem było nadmiernie huczeć z radości w Erewaniu szczególnie w sytuacji gdy Prezydent Gruzji lubił powiadać, że każdy wróg Azerbejdżanu będzie wrogiem Gruzji. Tyle, że Moskiewska impreza spodobała się niezwykle narodowi mieszkającemu jeszcze bardziej na południu. Narodowi który od dziesięcioleci na może liczyć na wsparcie Moskwy a także Erewania gdzie skutecznie kształcą się jego elity. Dla Ormian ten naród to wielka nadzieja aby wyrwać się z turecko – azerskich kleszczy. Dla Moskwy, ów naród to skuteczny desant na miękkim podbrzuszu Iranu, Iraku, Syrii i Turcji.
O kogo chodzi?
Kurdowie nie od dzisiaj są solą w oku państw na terenie których mieszkają. Ich 30 milionowa populacja niebezpiecznie wypada we wszystkich demograficznych statystykach, a mit „największego narodu bez państwa” zdobywa sobie coraz lepsze notowania na dyplomatycznych salonach. Dla Ormian, Kurdowie to doskonały partner i bynajmniej nie chodzi tu wyłącznie od nienawiść do Turków. Niepodległy Kurdystan to również szansa na własne przyłącza do gazu i ropy bez pośrednictwa wrogiego Azerbejdżanu. Rzut oka na mapę wystarczy aby się zorientować jak układ rurociągów pozwolił Kurdom wybudować znaczenie strategiczne.
W owym czasie ( 2008 ) zamieszanie na północy doskonale wpisywało się w politykę Syrii namiętnie szkolącej bojówki al Kaidy wysyłane następnie do Iraku z zamiarem jego destabilizacji. Tradycyjna miłość syryjsko kurdyjska umacniała się z każdym dniem a jej symbolicznym zwieńczeniem miała być odbudowa zniszczonego przez amerykanów w 2003 roku ropociągu z Kirkuku do Baniyas. I było by pewnie całkiem przyjemnie gdyby nie fakt, iż owa odbudowa a właściwie rozbudowa miała się dokonać siłami rosyjskiego Transneftu. W efekcie, Kurdowie natychmiast stracili miano najlepszych przyjaciół Ameryki, ich autonomia ponownie stała się kwestią dyskusyjną a Turcy przystąpili do ofensywy wojskowej przeciw Kurdom zapędzając się nawet na terytorium Iraku. Ruch amerykanów skutecznie podciął Kurdom skrzydła ale integracji Iraku bynajmniej nie pomógł. Kurdowie dotąd najlepsi przyjaciele Ameryki odrobili pracę domową i postanowili, że czas poszerzyć grono politycznych przyjaciół. Powyższe zbiegło się z podobnym wnioskowaniem przeprowadzonym w….. Ankarze. Turcja walcząca z Kurdami od dziesięcioleci ( przy solidnym wsparciu ze strony Amerykanów ) uświadomiła sobie nagle, że o ile niezbędnych złóż ropy nie może dla siebie zdobyć, to może je kupić :). I to na dodatek tanio jeśli uwzględnić, że monetą mogą być przywileje dla Kurdów po tureckiej stronie granicy. W efekcie Turcy stali się drugimi po Rosjanach inwestorami w autonomicznym regionie. Ukoronowaniem współpracy turecko – rosyjskiej stał się ropociąg Samsun – Cayhan który miał skutecznie rozwiązać problem strategiczny: transport ropy tankowcami przez Bosfor.
W efekcie Turcy zainteresowani własnymi interesami gospodarczymi pozbawili wsparcia azerskich braci a ci siłą rzeczy ustawili się ponownie w roli lojalnych klientów Rosji. W ciągu kilku lat, Moskwa zdołała wybudować interesującą pozycję na rynku dostaw surowcowych, a doskonałe stosunki z Libią rysowały już obraz kleszczy surowcowych w które można było by uchwycić południową Europę. Powyższe w połączeniu z modernizacją floty czarnomorskiej solidnie zaniepokoiło Izrael. Kiedy władze syryjskie zgodziły się na modernizację zajmowanego przez Rosjan od 1971 roku portu Taurus zrobiło się naprawdę niespokojnie. A kiedy pojawiły się plotki, że rosyjska flota ponownie stara się przejąć dawną carską bazę w tunezyjskiej Bizercie zrobiło się groźnie. Ale rosyjskie sukcesy zatrzymała arabska wiosna. Rządy dawnych „pułkowników” władających rosyjskim i szkolonych w Moskwie skutecznie powaliły „ludowe” rewolucje. Rzecz jasna ludowe tylko z nazwy, w praktyce animowane przez fundamentalistów islamskich. Waszyngton posłużył się techniką stosowaną od dawna. W podobnej roli wystąpił przecież Osama Bin Laden, budując islamski opór za amerykańskie pieniądze w Afganistanie.
Demokracja zatriumfowała :). Ale nie wszystko poszło tak sprawnie jak planowano.