Czyli o tym, ze historia karuzelą się toczy….
Tuż przed Wielkanocą, małe i duże media rozdrapywały historyczne rany celebrując kolejną rocznice powstania w warszawskim getcie. Rytualne spory zakończyły by się zapewne jak zwykle gdyby nie wielkopiątkowy wyczyn mieszkańców Pruchnika którzy brawurowo podbili media skupiając na sobie uwagę niemal całego świata. Ten choć widział na ekranie rzeczy znacznie gorsze, zatrząsnął się w słusznym skądinąd oburzeniu bo scenki znane z Iranu tym razem rozegrały się w ….. antysemickiej Polsce. Przymiotnik który między Odrą a Bugiem kontrowersje wzbudza od zawsze za sprawą ostentacyjnie prawicowej władzy stał się współczesny politycznie w czym spory udział ma sam Izrael i tamtejsze kalkulacje wyborcze. W sferze faktów sytuacja jest jednak dość dramatyczna: na naszych oczach „polski genetyczny antysemityzm” coraz bardziej traci cudzysłów.
Choć nikt poważny nie uważa, że obowiązkiem Warszawiaków była walna pomoc mordowanym w getcie, za pewnik przyjmuje się już dzisiaj życzliwą obojętność a coraz głośnej spekuluje o jadowitej satysfakcji. Dowodem tej drugiej pozostaje od lat słynne „Campo di Fiori” Czesława Miłosza który (jak sam twierdził) nigdy nie przypuszczał, że stworzy symbol „znieczulicy polskiej”. Choć w przypadku symboli fakty zazwyczaj nie są ważne, karuzela i jej lokalizacja nurtowały wielu badaczy. „Swoją” Czesław Miłosz miał zobaczyć na gdy w pierwszy dzień świat wielkanocnych udawał się na spotkanie z Jerzym Andrzejewskim. Był 25 kwietnia 1943 a gawiedź miała kręcić się mniej więcej w tym miejscu gdzie dzisiaj stoi pomnik bohaterów Powstania Warszawskiego ( oznaczone strzałką )
Tymczasem gdzie indziej, bo w głębi ulicy Bonifraterskiej widywał ją Władysław Bartoszewski i jak zawsze podkreślał, owa karuzela miała być zawsze nieruchoma i pusta. Podobnych relacji jest zresztą kilka i wystarczyło by ich zapewne aby z Miłosza zrobić polakożercę gdyby nie ….. Ferdynand Goetel, nestor polskiej prawicy, świadek katyńskiego mordu. Nie ma zatem wątpliwości: karuzela kręciła się w tym miejscu 25 a pewnie również 26 kwietnia i była w tych dniach oblegana.
Przez kogo? Przez „warszawski motłoch” odpowiada bez wahania Tomasz Szarota niekwestionowany autorytet w zakresie życia codziennego pod niemiecką okupacją. Jednocześnie zaznacza, iż amatorzy karuzeli i huśtawek nie mogli obserwować walk ponieważ ….. zasłaniał je gmach Pałacu Krasińskich. Nie ma jednak wątpliwości, że łuny pożarów nie uprzykrzały zabawy licznie zgromadzonej gawiedzi. Nie brakuje również relacji wedle których atak na getto obserwowały tłumy. To wyłącznie dzięki nim 19 kwietnia 1943 dotarł na swoje pozycje oddział Władysława Babczyńskiego „Pastora” który z rozkazu generała Grota Roweckiego miał przeprowadzić akcję wysadzenia muru getta. Zadania jednak nie wykonano, nagła strzelanina rozproszyła widzów. Samotni na opustoszałej ulicy Bonifraterskiej bojowcy nie mieli szans wobec przeważających oddziałów wojska i policji.
Co ciekawe, tego kto podówczas walczył w getcie również dotyczą kontrowersje. Głównym celem ataków w tej części getta miała być kamienica przy ulicy Muranowskiej7, ufortyfikowana i doskonale uzbrojona siedziba Żydowskiego Związku Wojskowego, prawicowej organizacji opartej na działaczach związanych z prawicowym Betarem. W teorii, ponieważ powstanie i jego etos od zawsze zarezerwowane są dla bojowców Żydowskiej Organizacji Bojowej której żywym symbolem pozostawał za życia Marek Edelman, delikatnie mówiąc nieprzychylny prawicowej formacji. Skąd te animozje? Betar przed wojną intensywnie współpracował z polskim wywiadem a szefem jego struktur wojskowych był ….. Menachem Begin. Celem betarowców była masowa emigracja do Izraela, podczas gdy największa żydowska formacja polityczna (lewicowy Bund) uważała dokładnie odwrotnie. ŻOB posiadał doskonałe zaplecze finansowe ale… nie był w stanie dokonać istotnych zakupów broni. ŻZW oparty o Betar i żydów będących przedwojennymi oficerami miał radzić sobie znacznie lepiej. Wsparcia udzielał mu również integrujący się z AK podziemny Korpus Bezpieczeństwa którego bojowcy mieli nawet wziąć udział w walkach w getcie.
Jak było naprawdę nie dowiemy się nigdy, wiadomo jednak na pewno, że temat ŻZW mocno intryguje badaczy czego dowodem jest niezwykle interesująca praca „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze – wokół Żydowskiego Związku Wojskowego” Dariusza Libionka i Laurenca Weinbauma.
O ile przerażająco modny staje się polski antysemityzm, realia tamtych lat widziane okiem Calela Perechodnika czy Stanisława Gombińskiego systematycznie odchodzą w zapomnienie. I nie chodzi w tym miejscu o to aby porównywać draństwo żydowskiego policjanta z nikczemnością szmalcowników. Historia wydarzeń ustępuje konsekwentnie historii politycznej w której nie ma miejsca na szerszy kontekst. Jak tak dalej pójdzie okaże się, że wszyscy Polacy zajmowali się szmalcem a wszyscy żydzi mordowali w UB. Bo świat wokół nas staje się przerażająco czarnobiały ponieważ zdominowane przez zdjęcia social media nie pozostawiają zbyt wiele miejsca na stopnie szarości. Choć nie brak miejsc gdzie się do żydów strzela to Polska dzięki żenującemu wydarzeniu w pipudówie staje się synonimem krucjaty antysemickiej. Nonsens który na pewno wykorzystają zgrabnie politycy nie pomoże w zrozumieniu trudnej wspólnej historii.
Pytanie tylko czy to w ogóle komukolwiek potrzebne. Działaczom żydowskim podobnie jak mieszkańcom pożydowskich domów w Ostrowiach, Mińskach czy Makowach Mazowieckich nie przyda się do niczego na pewno.