Czyli o tym, że dobra fikcja to zazwyczaj sporo interesujących faktów😊
Moda na historie alternatywne się nie kończy i zapewne nie skończy się tak długo, jak długo pytanie „co by było gdyby?” będzie nadal zadawane.
Czyli o tym, że dobra fikcja to zazwyczaj sporo interesujących faktów😊
Moda na historie alternatywne się nie kończy i zapewne nie skończy się tak długo, jak długo pytanie „co by było gdyby?” będzie nadal zadawane.
Czyli o tym, że małe odsetki zwiastują zazwyczaj duże problemy
Choć może to współcześnie brzmieć jak herezja, dług wedle Davida Graebera (Debt: The first 5000 years) nie tylko nie jest problemem współczesnym ale z olbrzymim prawdopodobieństwem towarzyszy ludzkości niemal od dziecka.
czyli o tym, że nie ma darmowych lanczy
Jesień tamtego roku była wprawdzie dżdżysta, ale początek października zaskoczył letnią aurą.
Czyli o tym, że kończy się polityczna hibernacja
Gdy zaledwie rok temu Teresa May pieczętowała swój polityczny deal z unionistami z Ulsteru, nie było jeszcze jasne jaki rachunek za taką polityczną przysługę wystawi Arlene Foster – liderka DUP.
Czyli o tym, że mocny wyprost kolan to czasem przykry strzał czołem w powałę.
Choć trudno w to dzisiaj uwierzyć zniesienie obowiązkowej służby wojskowej odtrąbiono w Berlinie z dumą i głębokim przekonaniem iż o to dokonuje się kolejny ważny krok na drodze do szczerze deklarowanego pacyfizmu.
Czyli o tym, że niejedną ciekawostkę kryją archiwalia
Jak śpiewano kiedyś w czołówce słynnych „60 minut na godzinę” czas sobie płynie banalnym tik tak i powoli aczkolwiek nieubłaganie wyciera rozmaite fakty. O ile ów skądinąd oczywisty proces można zrozumieć gdy dotyczy ludzkiej pamięci nieco zaskakuje przy lekturze dokumentów zwłaszcza tych które dotyczą lat 1988 1992 prawdopodobnie ekonomicznie najgorętszych we współczesnej historii Polski. I mylił by się ten kto sądzi, iż największe braki w tym zakresie dotyczą nieustająco modnych agenturalnych teczek. Nic bardziej błędnego. Znacznie skrupulatniej przetrzebiono archiwalia dotyczące ….. przekształceń prlowskiego systemu bankowego a najlepszym przykładem zaników są zasoby dotyczące Banku Handlowego w Warszawie a w szczególności jego zagranicznych spółek córek czyli:
O ile na temat działalności BHI napisano to i owo w różnych materiałach dotyczących FOZZ czy też w słynnym raporcie Maciarewicza dotyczącym WSI
http://web.archive.org/web/20071008104447/http://raport.gov.pl/Raport_jawny_16022007.pdf
o tyle na temat pozostałych wiadomo niewiele albo zgoła nic. Można by jednak przyjąć iż każdy kto o niegdysiejszej działalności tej szacownej instytucji wiedział co nieco, pogłębi ową wiedzę dzięki zasobom archiwów. Można się spodziewać, iż badacz swe pierwsze kroki skierował by do Citi Handlowego który bardzo szybko odeśle badacza…. w niewiadomym kierunku zasłaniając się tajemnicą bankową. Podobne wyniki da wizyta w Związku Banków Polskich choć badacz dowie się przy okazji, że owa szacowna organizacja….. od zawsze jest prywatna mimo iż w powszechnej opinii uchodzi za rządową😊. Akta lub ich mizerne resztki odnajdą się tam gdzie je swego czasu skierowano czyli w Archiwum Akt Nowych. Na odkrywców czeka jednak przykra niespodzianka: akta są bowiem solidnie przebrane co zszokuje szczególnie tych ciekawskich którzy z owymi aktami mieli okazję zetknąć się wcześniej.
Wprawdzie dostępne zasoby zawierają kilka interesujących perełek
to uważny czytelnik zasobów mógłby odnieść wrażenie, że centrala w Warszawie o nadzorze właścicielskim po 1987 roku w zasadzie zapomniała a w zakresie BHI być może nie realizowała go w ogóle. Nic bardziej błędnego: dowody, że było inaczej znajdują się choćby w cytowanym powyżej raporcie na temat likwidacji WSI gdzie na stronie 297 można przeczytać o pewnej kontroli z 1992 roku. Kontroli dość interesującej bo dotyczącej spółki BATAX należącej do zapomnianego już dzisiaj biznesmena Wiktora Kubiaka. Człowieka który po 1990 roku zasłynął jako producent musicalu „Metro” ale dał się również poznać jako sponsor KLD i przyjaciel wielu polityków tej partii w tym Donalda Tuska. Wieści gminnej w tym zakresie na pewno Kubiak już nie potwierdzi. Jesienią 2013 jego doczesne szczątki złożono na cmentarzu żydowskim w Warszawie. Uroczystość była kameralna choć na temat uczestników wydarzenia krążyła po Warszawie pewna niepotwierdzona legenda.
O ile rozbudowa działalności bankowej we Frankfurcie, Wiedniu i Luksemburgu może się wydać badaczom całkiem naturalna to lokowanie podobnego aktywa w Bejrucie może już nieco dziwić. Powyższe niepotrzebnie bo aż do wybuchu wojny domowej Bejrut zwany Perłą Lewantu był bardzo ważnym centrum finansowym trzymającym rękę na arabskich transakcjach na ropie i broni. Tutejszy bank z pewnością walnie się przyczyniał do płynnej realizacji transakcji o czym świadczy po dziś dzień …. zadłużenie Sudanu, Mozambiku, Libii, Nigerii, Angoli i wielu innych wobec Rzeczpospolitej Polskiej. Kredyty zaciągnięte w większości na zakupy broni nigdy nie zostały spłacone za to w latach transformacji walnie przemigrowały do FOZZ😊.
Miłośników badań nad historią finansową Polski ucieszy zatem fakt, iż w dniu 31 grudnia 2014 zakończył się….. proces likwidacji tej słynnej organizacji. 5 stycznia 2015 miłościwie panujący Mateusz Szczurek ówczesny minister finansów zatwierdził bilans zamknięcia i przeniósł Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego do historii czyli …… udostępnił to i owo z bogatych archiwaliów w Archiwum Akt Nowych.
https://searcharchives.pl/2/2682/0/4.2/748?q=FOZZ&wynik=1143&rpp=15&page=77#tabJednostka
https://searcharchives.pl/2/2682/0/1.3/42?q=FOZZ&wynik=983&rpp=15&page=66#tabJednostka
https://searcharchives.pl/2/2682/0/4.3/1075?q=FOZZ&wynik=863&rpp=15&page=58#tabJednostka
https://searcharchives.pl/2/2682/0/5.1.1/1449?q=FOZZ&wynik=739&rpp=15&page=50#tabJednostka
https://searcharchives.pl/2/2682/0/5.2.2/1591?q=FOZZ&wynik=575&rpp=15&page=39#tabJednostka
Choć zasoby znajdujące się w AAN są całkiem obfite prędzej czy później doczekają się kompetentnej naukowej oprawy. Czy uda się tym sposobem wyjaśnić co zaszło? Tu teoretycznie nie ma nic do wyjaśniania a wyroki już dawno zapadły w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. W praktyce, uważni czytelnicy mogą dojrzeć wiele interesujących tematów których znacznie w miarę upływu lat zamiast spadać, rośnie.
Jak chcą niektórzy badacze cała transformacja ekonomiczna z lat 1987 / 1990 to pole bitew toczonych pomiędzy Departamentem I MSW i II Zarządem Sztabu Generalnego LWP ale także taktycznych kompromisów zawieranych przez te służby. O jednych i drugich wiadomo dzisiaj niewiele a mimo to w przetrzebionych archiwach różnych instytucji państwowych nie kłębią się tłumy badaczy spragnionych poznania prawdy. Być może dlatego, że owa prawda nie jest już nikomu do niczego nie potrzebna i z dużym prawdopodobieństwem sczeźnie sobie spokojnie w archiwach.
Czyli o tym, że dobra moneta to kwestia dyskusyjna
Zygmunt August, choć szeroko komentowano jego rozrzutność i hojność, potrafił skutecznie zadbać o osobiste korzyści i nie wahał się przy tym nadużywać skupionej w swych rękach władzy. Na ogół przeciwny działaniom matki, skutecznie odzyskiwał królewszczyzny w tym te o które się wcześniej upominała. Co ciekawe na tym tle doszło do pierwszego poważnego konfliktu z królową Boną, mimo iż młody król jej właśnie zawdzięczał odzyskanie od Radziwiłłów Grodna, Kowna i Knyszyna – podówczas jednych z najważniejszych miast na Litwie. Istota sporu była oczywista: przedsiębiorcza Włoszka potrafiła się doskonale posługiwać Zygmuntem Starym a jej imponujące dobra na Mazowszu kłuły w oczy i budziły zazdrość. Podobne sukcesy osiągane z za pleców syna mogły przynieść nie gorsze rezultaty a przede wszystkim wzmocnić zaplecze polityczne. Zygmunt August kobiety w polityce znosił źle a najgorzej własną matkę choć to jej właśnie zawdzięczał rzadkie w owych czasach wyczucie w kwestiach gospodarczych wsparte sugestiami odpowiednich lektur. Pośród nich znalazła się przełomowa praca Mikołaja Kopernika na temat stosunków pieniężnych a opisane w niej tezy „prawo o podleniu pieniądza” miały się królowi niezwykle przydać w niedalekiej przyszłości.
Choć rzadko się o tym wspomina, polski astronom zasłynął jako sprawny zarządca królewszczyzn na Warmii a jednocześnie badacz tamtejszych stosunków monetarnych. Dość wcześnie zauważył, iż kraje ościenne umiejętnie wykorzystywały sytuację gospodarczą w Polsce i namiętnie zalewały kraj podrabianymi monetami. Mimo, iż celował w tej technice Zakon Krzyżacki, największe gospodarcze szkody, ze względu na skalę, wywarła emisja półgroszy zarządzona przez Ludwika II Jagiellończyka (prywatnie brata króla Polski). Akcja zorganizowana przez Fuggerów rozpoczęła się w Świdnicy w 1517. Teoretycznie oszustwo nie było duże, półgrosz świdnicki zawierał około 10% srebra mniej niż oryginalny. W praktyce miało olbrzymie znaczenie i walnie poprawiało rentowność handlu śląskich miast przy czym pilnowano aby owa moneta krążyła wyłącznie w jednym kierunku: na wschód. Proceder uruchomiony w Świdnicy osiągną niebywałe rozmiary ponieważ…
mennica w Świdnicy zadbała o niemal 100% podobieństwo do półgroszy, które nie były wprawdzie jedynym środkiem płatniczym na Litwie i w Koronie, ale z całą pewnością najpowszechniej rozpoznawanym. Warto dodać iż w sensie formalnym półgrosz świdnicki nie był kopią ale aby się o tym przekonać należało posiadać umiejętność czytania a ta nie była w Rzeczpospolitej szczególnie rozpowszechniona. Warto dodać iż proceder był niezwykle rentowny dla Fuggerów którzy jako monopolistyczny dostawca srebra zarobili na dostawach krocie tym bardziej, iż zapłatę za kruszec przyjmowali….. w półgroszach osiągając na tej wymianie dodatkową marżę. Ów doskonały interes rozwijał by się zapewne dalej gdyby nie Mikołaj Kopernik. To on właśnie dzięki niemu Zygmunt Stary dwukrotnie delegalizował podrobione monety ale …. regulacje, jak to bywa z regulacjami, działały tam, gdzie wolną rękę rynku kontrolował aparat władzy. Im dalej na wschód, tym łacniej obracano pieniądzem, który mimo iż trefny, skutecznie zasilał handel. Jako iż zamożnym służył głównie do tezauryzacji o niższej jakości monet przekonywano się dopiero wtedy gdy żydowscy pośrednicy szykowali większe transakcje a i wtedy zdarzało się tym którzy narodzin pańskich nie święcą położyć za te odkrycia gardło….
Litwa owych czasów przypominała nieco współczesną Rosję: źródłem jej dochodów był eksport zboża i drewna, w efekcie znacznie mniej kupowała niż sprzedawała i to właśnie tu po latach odłożyła się większość marnego pieniądza. O skali problemu najlepiej świadczył rozmach akcji wymiany podjęty przez królewicza w 1545 roku. Powołane podówczas do życia komory wymieniły niemal 10 milionów monet. Wprawdzie część z nich przetopiono i bito z nich później legalne środki płatnicze, ale większość… wykupiło od litewskiego skarbu konsorcjum Justusa Ludwika Decjusza wspierane przez żydowskich kupców krakowskich. Jak wieść gminna niesie całość skupionych monet zaoferowano Fuggerom, którzy w owym czasie kontrolowali gospodarczo Śląsk, Węgry i Czechy a zatem terytorium, na którym owej walucie nigdy nie odmawiano legalności. Ów interes odbił się szerokim echem w ówczesnym finansowym świecie, ale niejako przy okazji skrócił twórcze życie… Decjusza. Dlaczego?
Przyszły zausznik króla Polski pojawił się w Krakowie w 1508 roku i zadebiutował jako skryba u krakowskiego bankiera Jana Bonera. Ów nie rezydował w Krakowie przez przypadek. Jego brat – Jakub od dawna zajmował się pieniędzmi Jagiellonów a poprzez wspólnika – Jana Thurzo skoligacił się i powiązał kapitałowo z Fuggerami. Wspólnie zmonopolizowali dostawy srebra do mennic Korony i Prus Królewskich, ale potrzebowali agenta umocowanego solidnie na królewskim dworze. Do tej roli idealnie nadawał się Decjusz: człowiek bez wykształcenia, ale obdarzony talentami, które dzisiaj określiło by się jako social skills😊. Decjusz obracając sporymi funduszami poświęcił się spisywaniu historii Jagiellonów a owa pożyteczna działalność stwarzała mu doskonałą okazję do budowania relacji i zbierania informacji. Słynny również jako dusza towarzystwa zbudował sobie doskonałe wpływy w stołecznym Krakowie a przez to osiągnął niebywale mocna pozycje. Obrotny i skuteczny dyplomata zaskarbił sobie wprawdzie ogromne zaufanie Zygmunta Starego, ale zmonopolizowawszy interesy ekonomiczne króla, skutecznie zniechęcił do siebie następcę tronu.
To, za czyją sprawą Jost Ludwig Dietz (bo tak nazywał się Ludwik Decjusz w dniu narodzin w Wissenbourgu w 1485 roku) zszedł z tego świata, nie ma dzisiaj większego znaczenia. Ważniejsze jest jednak to, iż jego śmierć solidnie ograniczyła wpływy Fuggerów na dworze polskim a symbolem pełnego rozdźwięku było uruchomienie królewskiej poczty, która jesienią 1558 roku połączyła Kraków z Wenecją – ówczesnym centrum handlu i finansów. Przed tą datą wszelkie, w tym najważniejsze, przesyłki królewskie podróżowały po świecie dzięki usługom oferowanym przez Fuggerów a ci potrafili wykorzystać powierzane im tajemnice. Nie jest zatem przypadkiem, iż na budowę własnej komunikacji król zdecydował się w chwili, gdy… negocjował odzyskanie spadku po matce. Powyższe było bowiem absolutnie nie na rękę Habsburgom a ich właśnie namiętnie finansowali Fuggerowie.
Finanse domu Jagiellonów swej monografii jeszcze się nie doczekały i nic nie wskazuje na to, aby ów stan miał się zmienić w najbliższej przyszłości. Wielka to szkoda, ponieważ mogłoby się podówczas okazać jak poważnym ekonomicznym błędem było przesunięcie polityki polskiej na wschód zamiast konsekwentnej integracji z interesami Habsburgów wspieranych fuggerowskim pieniądzem. Mogłoby się też okazać, iż bezpłodność ostatniego z Jagiellonów była czymś więcej niż dziełem przypadku. W ówczesnej Europie powszechnie stosowano traktaty na wymarcie i tym właśnie sposobem Habsburgowie przejęli trony Czech i Węgier od Jagiellonów.
O ile brak potomstwa z Elżbietą Habsburżanką można jeszcze zrozumieć (cierpiała na odpychającą króla epilepsję), to ta sama sytuacja w przypadku Barbary Radziwiłłówny wywołuje już pewne pytania. Zdaniem jednych Litwinka stosowała śmiertelną dla siebie antykoncepcję, zdaniem drugich Zygmunta Augusta podtruwano, aby uniemożliwić mu spłodzenie potomstwa. Kto mógł to zrobić? No cóż, po śmierci Barbary, na polskim tronie ponownie zasiadła cesarska córka – tym razem Katarzyna Habsburżanka. Mimo więzów pokrewieństwa, ponownie podjęto ryzyko powiązania panujących domów. Po raz drugi skutki okazały się bardziej niż mizerne. Jedyną ciążę królowa poroniła lub, zdaniem innych, nie była w niej wcale a zagrała jedynie na uczuciach ostatniego Jagiellona. W czasach o których mowa trucizna i skrytobójstwo stanowiły tak oczywisty element życia politycznego jak dzisiaj polityczna poprawność i prokuratura.
Królowa Bona miała na swym dworze wielu specjalistów od operacji specjalnych a o ich skuteczności pewnego dnia przekonała się sama. Zmarła otruta przez własnego kucharza. Ten spożywał przy niej wprawdzie wszystkie posiłki i owego dnia skosztował wina, które jej serwował. Zmarł również nie otrzymawszy odtrutki całość bowiem zaaranżował Lorenzo Pappacoda – najwierniejszy pretorianin królowej, opiekun jej skarbu i organizator wszystkich tajnych posunięć. Po śmierci Bony Pappacoda ujawnił się jako zatwardziały stronnik Habsburgów.
Ale może był to zwykły przypadek…
Czyli o tym, że posiadaczki i posiadacze strzeżcie się!
Opozycja, która systematycznie podnosi larum, by zwrócić uwagę na szybujący poziom zadłużenia, nie uświadamia sobie zapewne o jakie instrumenta może w tej materii sięgnąć człowiek, który doskonale zna historię gospodarczą Europy a w szczególności osiągnięcia Hjalmara Schahta. O ile nie grozi nam jeszcze weksel MeFo, to aplikacja innych rozwiązań znanych z historii staje się powoli bardzo realna. Tym bardziej, iż wedle raportu NBP http://www.nbp.pl/publikacje/domowe/domowe_1_2017.pdfaktywa finansowe gospodarstw domowych zbliżają się do 2 bln PLN i na obecną chwilę zrównały się już zapewne z PKB. Co więcej, finansowy majątek netto gospodarstw domowych osiągnął 1,2 bln a to przecież istne El Dorado dla urzędników,którzy potrafiliby mądrze skorzystać z takich zasobów. To, co rozumieliby pod określeniem „mądrze”, to już zupełnie inna sprawa😊. Majówka przytłumiała bowiem ostatni pomysł premiera związany z solidarnościowym domiarem dla najbogatszych, ale niebawem może się okazać, iż zakres owej grupy to wyłącznie kwestia definicji. Analiza struktury depozytów sugeruje, iż do nielubianego grona można by zakwalifikować wszystkich, którzy… zgromadzili na rachunkach bankowych 10 lub więcej tysięcy. Jak można by ich w białych rękawiczkach zachęcić do większej partycypacji w celach społeczno–politycznych państwa? Nic trudnego: wystarczy… emisja Pożyczki SOLIDARNI😊. Emitent pod groźbą użycia kija (np. podwójna Belka) oczekiwałby inwestycji w solidarne obligacje za połowę zgromadzonych na rachunkach środków. O ile trudno się spodziewać, aby nad losem tak potraktowanych ktokolwiek poważnie zapłakał, to już na pewno stłumiono by większość głosów sprzeciwu oferując… atrakcyjne odsetki.
Małe wprowadzenie do ruchów w tym zakresie już w zasadzie uczyniono. W ofercie MF znajdują się 12–letnie obligacje,które w przypadku zakupu na konto IKE są zwolnione z opodatkowania. Gdyby opisywane powyżej wywłaszczonkosoft zapanowano jeszcze w przywileje znane z dorobku obligacyjnego II RP i wyłączono emisję z wszelkich zajęć i egzekucji, okazałoby się zapewne, że złupieni są de facto obdarowani a zapeklowanie na zapas kilku dziur budżetowych okazałoby się wielkim sukcesem rządu. Kilkuletnią wartość programu 500+ zgromadzono by przecież w kilka dni no maksymalnie kilka tygodni ale na pewno nie więcej niż miesiąc😊
Tego typu zabieg to nic innego jak stara dobra „akumulacja w dochodzie narodowym” – elementarny składnik systemu, który budował niegdyś sojusz robotniczo–chłopski. Sceptykzauważy rzecz jasna, iż trudno dostrzec coś złego w tym, iż państwo „motywuje” zamożnych obywateli do solidarnościowych a dochodowych inwestycji. No cóż, o ile manifestem na temat wolności wyboru można by zapełnić kolejne stronice, to wcześniej należało by zadać pytanie czy obrót takimi obligacjami byłby swobodny. Skąd te wątpliwości? Ponownie zasiewa je historia a konkretniej archiwalia dotyczące Urzędu Pożyczek Państwowych, którypowołano między innymi po to, aby… wyrażał zgodę na cesje obligacji pomiędzy ich nabywcami.
Choć aż się o to prosi, zagadnienie polskich obligacji przedwojennych nie doczekało się większej monografii, ale to zapewne dlatego, że takowa nie jest nikomu do niczego potrzebna. Polska historia polityczna rekordowymi często kwotami emisji chce mierzyć wyłącznie ofiarność społeczeństwa, tymczasem nierzadko sprzedażowe wyniki były efektem… presji, w szczególności w przypadku pracowników przedsiębiorstw państwowych. Pewną przesłanką, że podobne czasy mogą wrócić jest uruchomiony w marcu 2018 program obligacji… wymiennych wyłącznie na świadczenie 500+. Na stronach internetowych ministerstwa ów program oznaczono logiem, które…
kojarzyć się może różnie, ale wiadomo jak to było ze skojarzeniami w nieśmiertelnym dowcipie o Jasiu😊. Na razie zakupy są dobrowolne, ale w sumie wystarczy mała korekta ustawy i zarabiający powyżej* / posiadający więcej niż*(*niepotrzebne streścić) będą musieli przeznaczyć środki z „500+” na owe obligacje. Sprawiedliwości będzie przecież nadal zadość a środki majętnym nie są wszak potrzebne na konsumpcję.
O ile można by nadal fantazjować, ważniejsze jest jednak co innego: choć masom żyje się obecnie lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, apetyt jak wiadomo rośnie w miarę jedzenia. Być może zaspokoi go oczekiwane „Mieszkanie+”, być może państwo będzie musiało sięgnąć do kieszeni nieco głębiej. O tym jak głęboko przekona nas zapewne efekt wyborów samorządowych. Porażka (jeśli w ogóle będzie miała miejsce) solidnie zmotywuje do wydatków partię rządzącą; stanie się bowiem jasne, iż zwycięstwo parlamentarne wymaga solidniejszego smarowania wyborców. To ważne szczególnie teraz kiedy mit założycielski oparty na katastrofie smoleńskiej prysł i wraz zakończeniem miesięcznic znalazł się w Muzeum Historii Polski.
Odkładając żarty na bok, kondycją gospodarstw domowych państwo zainteresować się musi o czym przekonuje cytowany wcześniej raport NBP. O ile trudno się dziwić, iż skłonność do oszczędzania spadła niemal do poziomu zera, to istotny wzrost zaciąganych kredytów konsumpcyjnych każe sobie zadać dość oczywiste pytania. Mimo równie oczywistych odpowiedzi sterników państwowej gospodarki, czeka wyłącznie kurs na polityczną mieliznę. Indywidualnej konsumpcji, która dla miłościwie panujących jest rodzajem Świętego Grala, nie może stać się krzywda, ponieważ wedle powszechnie obowiązującej wykładni walnie odpowiada za pnące się w górę słupki dochodów państwa. Nietrudno jednak zauważyć,iż walny udział w powyższym mają już niemal wszechobecne RSSO 0% oraz zapewnienia NBP, iż nie ma ryzyka podniesienia stóp w 2019 roku. Tyle, iż wiadomo nie od dzisiaj, że za realną wysokość stopy odpowiada wyłącznie łatwość zdobywania środków przez Skarb Państwa. Pierwsze poważniejsze tąpniecie na arenie międzynarodowej może brutalnie zweryfikować pewność, którą prezentuje dzisiaj prezes Glapiński.
Ale to wszystko w zasadzie nieistotne drobiazgi…..
Czyli o tym, że środki „na ruchy” potrzebne są od zawsze😊
Wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi jeszcze w tym roku grupa żydowskich spadkobierców pozwie przed amerykańskim sądem rząd Republiki Federalnej Niemiec. Choć w powszechnej opinii w USA można pozwać każdego i o wszystko jeszcze do niedawna obywatele tego kraju nie mogli przed lokalnymi sądami pozywać… obcych państw. Wszystko zmienił Holocaust Expropriated Art Recovery Act(HEAR) uchwalony przez Kongres w grudniu 2016 roku. Ten nietypowy akt prawny wstrząsnął całym rynkiem sztuki: od grudnia 2016 r. można bowiem podważyć legalność każdego posiadania, jeśli tylko zdoła się dowieść, iż cena lub okoliczności jej uiszczenia nosiły znamiona wymuszenia. Na efekty nie trzeba było długo czekać: posypały się dziesiątki pozwów. Wkrótce pojawi się jednak najważniejszy, a konkretnie taki, pod który (zdaniem sceptyków) cała ustawa została w ogóle napisana. Chodzi bowiem o spór, który ciągnie się od kilku dziesięcioleci a dotyczy….. hmmmfundamentów niemieckości.
Jak łatwo się domyśleć pozwana będzie Republika Federalna,ale przedmiotem pozwu będą bardzo nietypowe precjoza. Chodzi tu o zbiór złotych relikwiarzy i regaliów należących do jednej z najstarszych niemieckojęzycznych dynastii: Welfów. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż formalnie precjoza są dw posiadaniu państwowej Fundacji Dziedzictwa Pruskiego. Powyższe to prawdziwy chichot historii, ponieważ grabarzem politycznej samodzielności Welfów były ……. Prusy😊.
Te same Prusy, które zdecydowali się wymazać z mapy Alianci w 1947 roku a niemieccy politycy upamiętnić,powołując w 1958 roku Fundację. Mało kto przy tym zdaje sobie sprawę, iż w sensie formalno-prawnym Fundację uczyniono prawnym następcą rozwiązanego państwa a ów zabieg pozwala dzisiaj domagać zwrotów (na przykład zbiorów Państwowej Biblioteki Pruskiej znajdujących się w Polsce) samej fundacji a nie państwu. Trudno się zatem dziwić, iż sama staje się celem roszczeń – obecnie wzmocnionych przez amerykański akt prawny. Sama sprawa jest jednak mocno skomplikowana a przy tym sięga w przeszłość głębiej niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Cała historia zaczyna się w roku 1866, gdy Bismarck zdecydował się na ostateczne rozstrzygnięcie w długim sporze z Austrią o wpływy na państwa niemieckie. Wojna wymagała sporych nakładów, i choć udało się je pokryć za pomocą szeregu operacji finansowych, w których wspierał żelaznego kanclerza jego przyboczny bankier Gerhard Bleichroeder nie zebrano środków które pozwoliły by prowadzić skuteczną kampanię na dwu frontach. Sztab generalny obawiał się niemieckojęzycznych sojuszników Austrii którzy popierali jej pretensje i mogli by ruszyć z pomocą. Bismarck przeforsował więc atak prewencyjny który notabene łamał istniejące traktaty.
Choć politycznie szykowano się do starcia wojskowi w Saksonii i Hesji zostali całkowicie zaskoczeni a wszystko to za sprawą …. kolei której użyto do przerzutu wojsk. 15 lipca 1866 r. król Wilhelm I zażądał od Hanoweru, Saksonii i Hesji Kassel natychmiastowego poddania a jednocześnie wydał aneks o aneksji przez Prusy tych ziem. Było o co grać: najechane państwa były wprawdzie małe ale dysonowały niezwykle sprawną zawodową armią którą od lat wynajmowano do wojen eksportowych a wojaczkę traktowano tu jako poważne rzemiosło. Pruskie kalkulacje pokrzyżował przypadek: najazd zastał armię Hanoweru …… na letnich manewrach😊. O jej bitności świadczy bitwa pod Langensalza, rozegrana 27 czerwca 1866 r., gdzie pułki hanowerskie rozniosły w puch swojego pruskiego przeciwnika. Walczyły by pewnie dalej ale na przeszkodzie stanął brak amunicji. Gdy generał Alexander von Artenschmidt poddał swoje wojska dwa dni później, Jerzy V ewakuował się do Paryża gdzie wkrótce rozpoczął hałaśliwą kampanię przeciwko nielegalnemu zajęciu i wcieleniu do Prus jego hanowerskiego władztwa.
Roszczenia miały swoje podstawy. Zgodnie z obowiązującym podówczas prawem agresor miał uprzedzić o planach napaści na 6 tygodni przed planowaną akcją zbrojną. Nic dziwnego, że Bismarck nie zdecydował się na tak rycerskie postępowanie. Bogaty Hanower od lat w silnych związkach z Anglią szybko zmobilizował by militarne i polityczne poparcie do obrony przed Berlinem a na dodatek sowicie zasponsorował by akcje militarne Saksonii i Hesji. Bismarck doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego właśnie zdecydował się na zagranie vabanque, jak się okazało w sporze z Hanowerem nie ostatnie. Jerzego V dotknęły bowiem przykre sankcje: wprawdzie za jego olbrzymi majątek zaproponowano mu sowite odszkodowanie, ale zgodnie z osobistą decyzją kanclerza nie zostało mu ono wypłacone. Powodem była agresywna postawa Jerzego V, który jako osoba majętna i ustosunkowana nie chciał się pogodzić z utratą własnego królestwa. Mimo protestów Wilhelma I, całość majątku trafiła pod osobisty zarząd Bismarcka i prędko zaczęła służyć do… zwalczania „welfickiej opozycji”. Całość rzecz jasna trzymano w sekrecie i ów stan nie uległby zmianie, gdyby Bismarck nie zasmakował w korzystaniu z niejawnych funduszy.
W ciągu kilku lat finansowanie przychylnych dziennikarzy i prorządowych, a przede wszystkim probismarckowskich,projektów stało się tak czytelne, iż w styczniu 1869 Kanclerz musiał całość sprawy przedstawić na forum parlamentu. Choć możliwość korzystania ze środków pozostała mu nadal, od tej pory tajne środki Bismarcka nazywano „gadzim funduszem”,a wszystkich apologetów polityka z miejsca traktowano jako opłacanych. Co ciekawe, większości przeciwników tajnego funduszu nie przeszkadzało w ogóle użycie tych środków do przekupienia… króla Bawarii Leopolda II. Ów, po sowitej wypłacie, przestał być przeciwnikiem zjednoczenia i choć jak pisał „z odrazą wkładam cesarską koronę na głowę tego parweniusza”, to przyłożył rękę do erekcji Hohenzollerna.
Majątek wrócił do prawowitych właścicieli dopiero w 1892.Zwrot potomkom króla Jerzego V zaordynował nie kto inny jak cesarz Niemiec Wilhelm II rodzinie znany bardziej jako „Bertie” tak bowiem zwykła go nazywać ukochana babcia królowa Wiktoria nomen omen hanowerska😊. Dzięki matce, najstarszej córce Wiktorii płynęła w nim również krew welficka co za pewne wpłynęło walnie na jego przychylność okazaną księciu Cumberland, gdyż tego tytułu używał podówczas syn Jerzego V – Ernest August II. Choć tronu w Hanowerze nie udało mu się już nigdy odzyskać, w roku 1913 wnuk Jerzego V Ernst August III rozpoczął panowanie w księstwie Brunszwiku wchodzącym niegdyś w skład weflickiego domunium. Nie panował jednak długo. W listopadzie 1918 roku rada robotników i żołnierzy wtargnęła do zamku, w którym rezydował i zachęciła go do abdykacji. Kolejny z Welfów znalazł się na wygnaniu. Co gorsza zarówno Austria, która wyłoniła się z Austro -Węgier, jak i Republika Weimarska bardzo ochoczo zabrały się do sekwestrowania arystokratycznych majątków.
W 1929 roku Ernst August III zwrócił się do konsorcjum żydowskich marszandów z Frankfurtu (Saemy Rosenberg, Isaak Rosenbaum, Julius Falk, Arthur Goldschmidt iZacharias Hackenbroch), aby dzięki swoim kontaktom pomogli mu w spieniężeniu już wtedy słynnej na cały świat kolekcji. Połowa dzieł sztuki trafiła do USA. Te, które zostały w Niemczech w 1934 roku odkupiła III Rzesza jako prawny sukcesor królestwa Prus. I tu właśnie rozpoczyna się problem: wedle istniejących dokumentów na zakup kolekcji od księcia marszandzi wydali 7,5 miliona marek. Połowę okazów sprzedano do USA za ponad 2 mln marek, a precjoza sprzedane nazistom wyceniono na 4,25 miliona marek, co spadkobiercy uważają za transakcję znacznie poniżej ich ówczesnej wartości. Całością operacji zawiadował ówczesny premier Prus Herman Goering a na jego polecenie zabytki zdeponowano i udostępniono w berlińskim Muzeum Państwowym.
Spór o zwrot dzieł rozpoczął się już w latach 50-tych i zapewne nie prędko się skończy. Dla Niemiec skarb Welfów to… kulturowy fundament państwowości, dla Izraela – dowód peklowania śladów nazizmu i to w instytucji, która w nazwie nosi określenie „pruska”. Jak ów spór się zakończy czas pokaże, tym bardziej, że nie chodzi tu bynajmniej o odszkodowanie, jako że celem ustawy HEAR jest zwrot skażonych nazistowskim zamachem dzieł sztuki.
Co ciekawe, najważniejszy, i jednocześnie najstarszy obiekt ze skarbca Welfów znajduje się od 1930 roku w USA. Jego depozytariuszem jest muzeum w Cleavland. Zabytekdatowany na 6 wiek n.e. określany jest tam jako „Medalion z Cumberland”. No cóż jakiekolwiek związki z tym angielskim księstwem Welfowie mogli mieć dopiero 1000 lat później. Germański genotyp artefaktu najwyraźniej kustoszom nie pasował😊.
Czyli o tym, że chcieć to móc, ale w tym równaniu liczą się również pieniądze
Przez wiele lat broń i prawo do jej posiadania było tematem, który, i owszem, pojawiał się w polskich mediach, ale obywateli RP w zasadzie nie dotyczył.