Festung Izrael.

Czyli o tym, że zasobność portfela ma jednak znaczenie, niepokoje społeczne wymagają kanalizacji a archetypy i symbole walki męczeńskiej mogą niespodziewanie stać się znowu modne.

Tyle się ostatnio pisze o tym gdzie i pod kim będzie Egipt a w zasadzie nie wiadomo gdzie jest teraz i jak się ma do swoich sąsiadów.  Rzut oka na podstawowe relacje w regionie może chyba przyprawić o solidny ból głowy amerykańskich strategów. Z poniższego wykresu wynika bowiem dość wyraźnie, że usunięcie Saddama w zasadzie wykreowało lokalnego lidera. Jest nim irańska republika islamska.

Arabia Saudyjska notuje wprawdzie lepsze rezultaty ale funkcjonuje w symbiozie z USA podczas gdy Iran systematycznie boryka się z sankcjami. Mimo to, ostatnie 10 lat to okres sporych sukcesów Ajatollachów, którzy zdołali wyjść poza model przeżerania  petrodolarów i rozbudowali  zaplecze przemysłowe. Między innymi lotnicze, dzięki któremu produkują dzisiaj własny myśliwiec odrzutowy. Po bliższej analizie okazało by się pewnie, że ów „własny” to zapewne modyfikacja Miga lub Mirage’a natomiast ważniejsze jest to, że wytwarzany we własnych zakładach. Dlaczego? Ponieważ w trakcie wojny z Irakiem, lotnictwo cierpiało olbrzymie braki w częściach zamiennych  i kilkakrotnie było praktycznie całkowicie uziemiane przez Irakijczyków.

Miarą mocarstwowych ambicji Iranu, jest jego program atomowy jeszcze do niedawna spędzający sen z powiek izraelskim politykom. Do niedawna, ponieważ spekuluje się, że w wyniku pierwszego na świecie cyber ataku, ów program został w zeszłym roku zatrzymany. Czy to fakt, czy wygodny pretekst raczej się nie dowiemy ważniejsze jest coś innego: Izrael już nie nawołuje do prewencyjnego ataku na irańskie instalacje wojskowe. Może się jednak okazać, że to raczej wynik gry niż sprawnych umysłów hakerów albo jedno i drugie. Sytuacja się po prostu zmieniła. Amerykański straszak nie jest już tak silny jak kiedyś, a na linii USA Izrael znowu trzeszczy. Dla Izraela największym zagrożeniem był zawsze jadowicie antyizraelski Iran, gorliwie sponsorujący zarówno Hamas jak i Hezbollach. II wojna libańska ( 2006 ) i starcie z Hamasem  w 2008 roku mimo błyskawicznej i stanowczej reakcji ze strony Izraela nie dały mu żadnych faktycznych korzyści przy sporych kosztach obu operacji. Być może w regionie ani Ameryka nie jest taka silna ani Izrael taki straszny. Bo o ile ten drugi potrafi mocno atakować w śmiałych rajdach, to obaj mają duży problem z upilnowaniem zajętego terenu. A to poważny problem z uwagi na liczebne muzułmańskie populacje.

Przykład Libanu z okresu pierwszej wojny nie jest dobry ponieważ tam, Izrael mógł opierzeć się na chrześcijańskiej lokalnej falandze a sami Palestyńczycy nie byli w Libanie najchętniej widziani. Falangiści wydatnie pomagali w opanowaniu i kontroli nad terytorium. Na podobne wsparcie nigdzie indziej Izrael nie może już liczyć.

Iran ze swoją zdolnością do zmobilizowania 600 tysięcznej Armii w regionie jest prawdziwą potęgą. W trakcie niedawnych manewrów pokazano światu jak w ciągu jednego dnia armia irańska przemieszcza 120k żołnierzy wraz ze sprzętem z jednego końca kraju w drugi. Zapewne daje to mocno do myślenia analitykom w izraelskim sztabie generalnym bo analiza wojny iracko irańskiej sugeruje, że Persowie mogli by się okazać przeciwnikiem dość trudnym a dodatkowo licznym.

Ktokolwiek wygra walkę o dusze Arabów, gospodarcza cena za ostatnie wypadki będzie bardzo wysoka, a gniew ludu,  trzeba będzie  jakoś skanalizować. Może się zatem faktycznie okazać jak spekuluje choćby Hans Klos, że zgrabnym celem dla mas będzie rozprawa z wieloletnim wrogiem czyli Izraelem. Posunięcie ryzykowne, ale do pewnego stopnia politycznie rozsądne, bo przecież nawet jeśli się nie uda, Izrael i tak nie będzie kontrolował większego terytorium niż obecnie bo nie da technicznie rady. A gdyby się udało? Wszystko zależy od morale armii. Gdyby miała do wyboru pacyfikację własnych obywateli albo atak na Izrael? W trakcie wojny 6 dniowej w czerwcu 1967 Egipt, Syria, Jordania i  Irak bezpośrednio brały udział w walkach ale Maroko, Tunezja, Algieria i Kuwejt były gotowe do akcji militarnej. Stronnikiem Egiptu była podówczas również Arabia Saudyjska. Iran ówczesny aliant USA zachowywał się ostrożnie.  Mimo to przegrali.

Jak wyglądało by starcie dzisiaj? Podówczas agresorzy wyposażeni byli w sprzęt rosyjski którym na dodatek nie potrafili się dobrze posługiwać. Efekty jak wiadomo były opłakane. Nie potrafię określić jaka jest dzisiaj przewaga militarna Izraela, ale naprzeciw podobno niepokonanego czołgu Merkava mogą wyjechać między innymi Abramsy amerykańskiej produkcji. Jak wskazuje przykład bitwy pod Kurskiem, El Alamein czy choćby bitwy pancernej na Synaju w 1967 ( największa bitwa od czasów II wojny światowej ) wyszkolenie i morale załóg pancernych jest najważniejsze.

W trakcie poprzednich wojen, motywacji do walki nie brakowało na pewno wyższym dowódcom wojskowym, którzy jednak nie płoną zazwyczaj w czołgach i nie giną w okopach. Zwykły egipski czy jordański rekrut być może w ogóle nie pałał nienawiścią do Izraelczyków. Dzisiaj, sprawa może wyglądać zupełnie inaczej. Nieoceniona na froncie walki ideologicznej Al – Jazeera wzorem czerpanym od najlepszych wybudowała już odpowiednią podbudowę ideologiczną do systemowej i masowej nienawiści. Pytanie na ile silną sprężynę udało im się nakręcić.

Paradoksalnie zniszczenie Izraela choć nieprawdopodobne, mogło by jeszcze bardziej pogłębić społeczne niepokoje ponieważ trudno sobie wyobrazić aby taki incydent społeczność światowa pozostawiła bez reakcji gospodarczej. Taki konflikt zmusił by do sporego wewnętrznego konfliktu Turcje, głównego partnera Niemiec w regionie. Tym razem wojna z Izraelem mogła by się okazać długim i kosztownym dla wszystkich projektem o niepewnym zakonczeniu. W historii zdarzało się jednak, że wypadki nie pozostawiały decydentom wielkiego wyboru. Dla Świata byłby to jednak początek bardzo niebezpiecznego procesu.

Region świata w którym turystyka stanowi istotne źródło przychodów może stanąć wobec prostego wyboru pomiędzy wojną wewnętrzną albo zewnętrzną. Jeśli postawi na agresję, może się okazać, że doświadczymy niezwykłej powtórki z historii. Paradoksalnie, Izrael zewsząd zaatakowany przez muzułmanów mógłby się zwrócić do świata chrześcijańskiego o pomoc. Wyprawy krzyżowe Anno Domini 201x to byłby naprawdę rechot historii. Nie spodziewam się nadmiaru ideowych chętnych ale za pieniądze? Doświadczenia irackie dowodzą, że to wyłącznie kwestia budżetu. A że na gruncie medialnym coś z tym trzeba zrobić, prędzej czy później współcześni kondotierzy weterani z Polski, Ukrainy, Ameryki, Serbii i wielu innych krajów przyoblekli by się w szaty męczenników za wiarę. Cóż, ich krzyżowi protoplaści również nie walczyli za darmo choć cele mieli wzniosłe.

To oczywiście skrajne political fiction tym bardziej, że jak do tej pory Izraelczycy samodzielnie radzili sobie z przeciwnikiem. Dzisiaj mogło by być różnie, a wsparcie ostrzelanych żołnierzy jest w każdym konflikcie nieocenione. Brzmi nieprawdopodobnie ale kto wie co się wydarzy? Życie jak wiadomo pisze najciekawsze scenariusze.

PS. Plik graficzny który wstawiłem do tego postu pierwotnie nazywal się Iran.jpg . Ładowałem go 4 razy  i rezygnowałem bo za długo to trwało. Już miałem się zabrać za mozolne wykonywanie tabelki kiedy przyszła mi do głowy pewna myśl. Zmieniłem nazwę pliku na kontras dla wiekszej konspiry przez k. I załadował się od razu. Hmm niby nic a do myślenia skłania:)

4 komentarze
Previous Post
Next Post